"Pan jest z Tobą, On walczy z Tobą i dla Ciebie. Nie wolno Ci powątpiewać, że z tak potężnym Wojownikiem odniesiesz pełny triumf nad niecnym, nieczystą odstępcą."
poniedziałek, 30 września 2013
niedziela, 29 września 2013
Psalm 34
Chcę błogosławić Pana w każdym czasie,
na ustach moich zawsze Jego chwała.
Dusza moja będzie się chlubiła w Panu,
niech słyszą pokorni i niech się weselą!
Uwielbiajcie ze mną Pana,
imię Jego wspólnie wywyższajmy!
Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał
i uwolnił od wszelkiej trwogi.
Spójrzcie na Niego, promieniejcie radością,
a oblicza wasze nie zaznają wstydu.
Oto biedak zawołał, a Pan go usłyszał,
i wybawił ze wszystkich ucisków.
Anioł Pana zakłada obóz warowny
wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie.
Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan,
szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka.
Bójcie się Pana, święci Jego,
gdyż bogobojni nie doświadczają biedy.
Możni zubożeli i zaznali głodu;
a szukającym Pana żadnego dobra nie zabraknie.
Pójdźcie, synowie, słuchajcie mnie;
nauczę was bojaźni Pańskiej.
Jakim ma być człowiek, co miłuje życie
i pragnie dni, by zażywać szczęścia?
Powściągnij swój język od złego,
a twoje wargi od słów podstępnych!
Odstąp od złego, czyń dobro;
szukaj pokoju, idź za nim!
Oczy Pana [zwrócone są] ku sprawiedliwym,
a Jego uszy na ich wołanie.
Wołali, a Pan ich wysłuchał
i uwolnił od wszystkich przeciwności.
Oblicze Pana [zwraca się] przeciw źle czyniącym,
by pamięć o nich wygładzić z ziemi.
Pan jest blisko skruszonych w sercu
i wybawia złamanych na duchu.
Wiele nieszczęść [spada na] sprawiedliwego;
lecz ze wszystkich Pan go wybawia.
Strzeże On wszystkich jego kości:
ani jedna z nich nie ulegnie złamaniu.
Zło sprowadza śmierć na przewrotnego,
wrogów sprawiedliwego spotka kara.
Pan uwalnia dusze sług swoich,
nie dozna kary, kto się doń ucieka.
na ustach moich zawsze Jego chwała.
Dusza moja będzie się chlubiła w Panu,
niech słyszą pokorni i niech się weselą!
Uwielbiajcie ze mną Pana,
imię Jego wspólnie wywyższajmy!
Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał
i uwolnił od wszelkiej trwogi.
Spójrzcie na Niego, promieniejcie radością,
a oblicza wasze nie zaznają wstydu.
Oto biedak zawołał, a Pan go usłyszał,
i wybawił ze wszystkich ucisków.
Anioł Pana zakłada obóz warowny
wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie.
Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan,
szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka.
Bójcie się Pana, święci Jego,
gdyż bogobojni nie doświadczają biedy.
Możni zubożeli i zaznali głodu;
a szukającym Pana żadnego dobra nie zabraknie.
Pójdźcie, synowie, słuchajcie mnie;
nauczę was bojaźni Pańskiej.
Jakim ma być człowiek, co miłuje życie
i pragnie dni, by zażywać szczęścia?
Powściągnij swój język od złego,
a twoje wargi od słów podstępnych!
Odstąp od złego, czyń dobro;
szukaj pokoju, idź za nim!
Oczy Pana [zwrócone są] ku sprawiedliwym,
a Jego uszy na ich wołanie.
Wołali, a Pan ich wysłuchał
i uwolnił od wszystkich przeciwności.
Oblicze Pana [zwraca się] przeciw źle czyniącym,
by pamięć o nich wygładzić z ziemi.
Pan jest blisko skruszonych w sercu
i wybawia złamanych na duchu.
Wiele nieszczęść [spada na] sprawiedliwego;
lecz ze wszystkich Pan go wybawia.
Strzeże On wszystkich jego kości:
ani jedna z nich nie ulegnie złamaniu.
Zło sprowadza śmierć na przewrotnego,
wrogów sprawiedliwego spotka kara.
Pan uwalnia dusze sług swoich,
nie dozna kary, kto się doń ucieka.
Sami nie wyliżemy się z ran - o. Augustyn Pelanowski OSPPE
"Pewien szczegół w tej przypowieści budził we mnie ogromną ciekawość, zawsze ilekroć ją czytałem. Dlaczego bogacz, będąc pogrążony w piekle, najbardziej cierpiał ból w języku? Prosił bowiem Abrahama o to, by Łazarz koniuszkiem palca złagodził właśnie język! Dlaczego język był najdotkliwiej ukarany? I jaki ma to związek z językami psów, które lizały rany Łazarza, by wyleczyć go z bólu. To wyrafinowana aluzja rabiniczna. W Biblii, choć pies jest zwierzęciem nieczystym, występuje czasem jako symbol kapłańskiej posługi słowa. Izajasz, ganiąc pasterzy Jerozolimy, nazywa ich niemymi psami niezdolnymi do szczekania (Iz 56, 10-11).
Za Tobiaszem i Rafałem podąża pies, jako symbol wyjątkowo uzdrawiającej mowy Archanioła! Szczekanie to nawoływanie ostrzegające przed złem, a lizanie ran to posługa słowa nie tylko miłosierna, ale i pełna delikatnej mądrości. Sami „nie wyliżemy się z ran”, które zadały nam nasze grzechy. Potrzebujemy kogoś, kto jest delikatny, dlatego, ponieważ sam wie, co to znaczy być grzesznikiem. Święty Piotr pisze, że człowiek pogrążony w nałogach jest jak pies, który wraca do swych wymiocin i je znowu zlizuje. Gedeon jednak wybrał do walki 300 mężczyzn, którzy lizali wodę potoku Charod jak psy – wybrał ludzi, którzy mieli o swym „pieskim żywocie” więcej niż skromne wyobrażenie. Ci, którzy nie mają wątpliwości, że są najgorsi, najlepiej nadają się do duchowej walki. Gdy się doświadczy poniżających grzechów i otrzyma przebaczenie Boga, można stać się niezwykle wyrozumiałym i miłosiernym.
Bogacz cierpiał w języku, ponieważ nigdy nie powiedział żadnego słowa do Łazarza. Bieda Łazarza niekoniecznie była nędzą fizyczną, zdaje się, że chodzi o inne ubóstwo. Wokół nas jest wiele „biednych” ludzi, którzy nie przymierają głodem. Są biedni, gdyż są zranieni w sumieniu, pełni wrzodów jątrzących się wspomnień. Łazarz nie ukrywał swych ran, zdaje się, że jest to zobrazowanie sytuacji, jaka zachodzi w konfesjonale. Zabrzmi to może wulgarnie, ale gdy siedzę w konfesjonale, mam wrażenie, że jestem jak pies w budzie, ale nie po to, by każdy tę budkę omijał, lecz by każdy do niej śpieszył.
Wielu komentatorów zwracało uwagę na znamienną różnicę między dwoma bohaterami przypowieści: tylko jeden z nich nosi imię, drugi jest anonimowy. Pośród ludzi to zawsze ludzie bogaci, celebryci są powszechnie znani, natomiast ubodzy pozostają bezimienni. Dlaczego więc w tej przypowieści jest odwrotnie? Bóg zna po imieniu najskromniejszych i nie chce znać tych, którzy są pyszni z jakiegokolwiek powodu. Do Mojżesza, który był najskromniejszym z ówczesnych ludzi, Bóg mówił: „znam cię po imieniu”, a do zarozumiałych sług, którzy uzdrawiali, egzorcyzmowali i ewangelizowali, lecz to wszystko czynili, by uczynić się wielkimi, Pan powiedział: „nigdy was nie znałem!”. "
Za Tobiaszem i Rafałem podąża pies, jako symbol wyjątkowo uzdrawiającej mowy Archanioła! Szczekanie to nawoływanie ostrzegające przed złem, a lizanie ran to posługa słowa nie tylko miłosierna, ale i pełna delikatnej mądrości. Sami „nie wyliżemy się z ran”, które zadały nam nasze grzechy. Potrzebujemy kogoś, kto jest delikatny, dlatego, ponieważ sam wie, co to znaczy być grzesznikiem. Święty Piotr pisze, że człowiek pogrążony w nałogach jest jak pies, który wraca do swych wymiocin i je znowu zlizuje. Gedeon jednak wybrał do walki 300 mężczyzn, którzy lizali wodę potoku Charod jak psy – wybrał ludzi, którzy mieli o swym „pieskim żywocie” więcej niż skromne wyobrażenie. Ci, którzy nie mają wątpliwości, że są najgorsi, najlepiej nadają się do duchowej walki. Gdy się doświadczy poniżających grzechów i otrzyma przebaczenie Boga, można stać się niezwykle wyrozumiałym i miłosiernym.
Bogacz cierpiał w języku, ponieważ nigdy nie powiedział żadnego słowa do Łazarza. Bieda Łazarza niekoniecznie była nędzą fizyczną, zdaje się, że chodzi o inne ubóstwo. Wokół nas jest wiele „biednych” ludzi, którzy nie przymierają głodem. Są biedni, gdyż są zranieni w sumieniu, pełni wrzodów jątrzących się wspomnień. Łazarz nie ukrywał swych ran, zdaje się, że jest to zobrazowanie sytuacji, jaka zachodzi w konfesjonale. Zabrzmi to może wulgarnie, ale gdy siedzę w konfesjonale, mam wrażenie, że jestem jak pies w budzie, ale nie po to, by każdy tę budkę omijał, lecz by każdy do niej śpieszył.
Wielu komentatorów zwracało uwagę na znamienną różnicę między dwoma bohaterami przypowieści: tylko jeden z nich nosi imię, drugi jest anonimowy. Pośród ludzi to zawsze ludzie bogaci, celebryci są powszechnie znani, natomiast ubodzy pozostają bezimienni. Dlaczego więc w tej przypowieści jest odwrotnie? Bóg zna po imieniu najskromniejszych i nie chce znać tych, którzy są pyszni z jakiegokolwiek powodu. Do Mojżesza, który był najskromniejszym z ówczesnych ludzi, Bóg mówił: „znam cię po imieniu”, a do zarozumiałych sług, którzy uzdrawiali, egzorcyzmowali i ewangelizowali, lecz to wszystko czynili, by uczynić się wielkimi, Pan powiedział: „nigdy was nie znałem!”. "
"Kto zaufał Ci, ten uwierzył, że nie zawstydzi go nic"
"Żebrak natomiast nie ma nic, poza chorobą i udręką. Oczywiście, nie
jest to jeszcze żadna zasługa ani wartość godna zalecenia. Dopiero duch
ubóstwa, czyli wewnętrzna wolność od żądzy posiadania, jest cnotą.
Ewangelia nie mówi, że Łazarz taki był, ale jeśli został zbawiony, to
dlatego, że po śmierci osiągnął to, na co przez całe życie był zdany:
miłosierdzie i łaskę. On musiał pragnąć Boga, bo na nic innego nie mógł
liczyć. Musiał wierzyć i ufać, bo bez tego jego życie nie miałoby
żadnego sensu. Na tym polega duch ubóstwa i szczęśliwy człowiek, który
nabywa go nie pod przymusem, gdy nic nie posiada, ale i wtedy, gdy mu
się dobrze wiedzie.
Tak więc pośmiertny los obu bohaterów nie jest jakąś zemstą czy arbitralną karą Bożą, lecz naturalną konsekwencją stylu i kierunku życia: kto inwestował w doczesność i materialność, musi się zadowolić tym, co one oferują, a więc tymczasowością, ograniczonością, śmiertelnością; kto nie mógł polegać na sobie i swym stanie posiadania, nauczył się polegać na Bogu – i nie zawiódł się. "
"Łatwo wywnioskować, że ubóstwo i cierpienie nie są znakami odrzucenia ze strony Pana, lecz środkami, którymi On się posługuje, by skłonić człowieka do starań o lepsze dobra i do pokładania nadziei w Bogu. A powodzenie i bogactwa często czynią człowieka zarozumiałym, lekceważącym Boga i dobra wiecznej to jakby pętla, która tłumi wszelki zryw do wyższych rzeczywistości."
"W naszym życiu są niezbędne, aby nasza miłość oczyszczała się z egoizmu i abyśmy nie zapuszczali korzeni na tym świecie. Oby sens cierpienia przestał być zakryty przed nami, a jeśli jest zakryty, to nie bójmy się pytać Boga o niego."
Tak więc pośmiertny los obu bohaterów nie jest jakąś zemstą czy arbitralną karą Bożą, lecz naturalną konsekwencją stylu i kierunku życia: kto inwestował w doczesność i materialność, musi się zadowolić tym, co one oferują, a więc tymczasowością, ograniczonością, śmiertelnością; kto nie mógł polegać na sobie i swym stanie posiadania, nauczył się polegać na Bogu – i nie zawiódł się. "
"Łatwo wywnioskować, że ubóstwo i cierpienie nie są znakami odrzucenia ze strony Pana, lecz środkami, którymi On się posługuje, by skłonić człowieka do starań o lepsze dobra i do pokładania nadziei w Bogu. A powodzenie i bogactwa często czynią człowieka zarozumiałym, lekceważącym Boga i dobra wiecznej to jakby pętla, która tłumi wszelki zryw do wyższych rzeczywistości."
"W naszym życiu są niezbędne, aby nasza miłość oczyszczała się z egoizmu i abyśmy nie zapuszczali korzeni na tym świecie. Oby sens cierpienia przestał być zakryty przed nami, a jeśli jest zakryty, to nie bójmy się pytać Boga o niego."
piątek, 27 września 2013
27.09.2013
(Ag 1,15b-2,9)
W drugim roku [rządów] króla Dariusza. Dnia dwudziestego pierwszego siódmego miesiąca Pan skierował te słowa do proroka Aggeusza: Powiedzże to Zorobabelowi, synowi Szealtiela, namiestnikowi Judy, i arcykapłanowi Jozuemu, synowi Josadaka, a także reszcie ludu: Czy jest między wami ktoś, co widział ten dom w jego dawnej chwale? A jak się on wam teraz przedstawia? Czyż nie wydaje się wam, jakby go w ogóle nie było? Teraz jednak nabierz ducha, Zorobabelu - wyrocznia Pana - nabierz ducha, arcykapłanie Jozue, synu Josadaka, nabierz też ducha cały lud ziemi! - wyrocznia Pana. Do pracy! Bo Ja jestem z wami, wyrocznia Pana Zastępów. Zgodnie z przymierzem, które zawarłem z wami, gdyście wyszli z Egiptu, duch mój stale przebywa pośród was; nie lękajcie się! Bo tak mówi Pan Zastępów: Jeszcze raz, [a jest to] jedna chwila, a Ja poruszę niebiosa i ziemię, morze i ląd. Poruszę wszystkie narody, tak że napłyną kosztowności wszystkich narodów, i napełnię chwałą ten dom, mówi Pan Zastępów. Do Mnie należy srebro i do Mnie złoto - wyrocznia Pana Zastępów. Przyszła chwała tego domu będzie większa od dawnej, mówi Pan Zastępów; na tym to miejscu Ja udzielę pokoju - wyrocznia Pana Zastępów.
(Ps 43,1-4)
REFREN: Zaufaj Panu, On jest twoim Zbawcą
Osądź mnie, Boże, sprawiedliwie
i broń mojej sprawy przeciwko ludowi, nie znającemu litości,
wybaw mnie od człowieka
podstępnego i niegodziwego.
Ty bowiem, Boże, jesteś ucieczką moją,
dlaczego mnie odrzuciłeś?
Czemu chodzę smutny
i prześladowany przez wroga?
Ześlij światłość i wierność swoją,
niech one mnie wiodą,
niech one mnie zaprowadzą na Twoją górę świętą
i do Twoich przybytków.
I przystąpię do ołtarza Bożego,
do Boga, który jest moim weselem i radością,
i będę Cię chwalił przy dźwiękach lutni,
Boże mój, Boże.
(Mk 10,45)
Syn Człowieczy przyszedł, żeby służyć i dać swoje życie no okup za wielu.
(Łk 9,18-22)
Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.
W drugim roku [rządów] króla Dariusza. Dnia dwudziestego pierwszego siódmego miesiąca Pan skierował te słowa do proroka Aggeusza: Powiedzże to Zorobabelowi, synowi Szealtiela, namiestnikowi Judy, i arcykapłanowi Jozuemu, synowi Josadaka, a także reszcie ludu: Czy jest między wami ktoś, co widział ten dom w jego dawnej chwale? A jak się on wam teraz przedstawia? Czyż nie wydaje się wam, jakby go w ogóle nie było? Teraz jednak nabierz ducha, Zorobabelu - wyrocznia Pana - nabierz ducha, arcykapłanie Jozue, synu Josadaka, nabierz też ducha cały lud ziemi! - wyrocznia Pana. Do pracy! Bo Ja jestem z wami, wyrocznia Pana Zastępów. Zgodnie z przymierzem, które zawarłem z wami, gdyście wyszli z Egiptu, duch mój stale przebywa pośród was; nie lękajcie się! Bo tak mówi Pan Zastępów: Jeszcze raz, [a jest to] jedna chwila, a Ja poruszę niebiosa i ziemię, morze i ląd. Poruszę wszystkie narody, tak że napłyną kosztowności wszystkich narodów, i napełnię chwałą ten dom, mówi Pan Zastępów. Do Mnie należy srebro i do Mnie złoto - wyrocznia Pana Zastępów. Przyszła chwała tego domu będzie większa od dawnej, mówi Pan Zastępów; na tym to miejscu Ja udzielę pokoju - wyrocznia Pana Zastępów.
(Ps 43,1-4)
REFREN: Zaufaj Panu, On jest twoim Zbawcą
Osądź mnie, Boże, sprawiedliwie
i broń mojej sprawy przeciwko ludowi, nie znającemu litości,
wybaw mnie od człowieka
podstępnego i niegodziwego.
Ty bowiem, Boże, jesteś ucieczką moją,
dlaczego mnie odrzuciłeś?
Czemu chodzę smutny
i prześladowany przez wroga?
Ześlij światłość i wierność swoją,
niech one mnie wiodą,
niech one mnie zaprowadzą na Twoją górę świętą
i do Twoich przybytków.
I przystąpię do ołtarza Bożego,
do Boga, który jest moim weselem i radością,
i będę Cię chwalił przy dźwiękach lutni,
Boże mój, Boże.
(Mk 10,45)
Syn Człowieczy przyszedł, żeby służyć i dać swoje życie no okup za wielu.
(Łk 9,18-22)
Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.
czwartek, 26 września 2013
J 11,3-4
"Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz».
Jezus usłyszawszy to rzekł:
«Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej,
aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą»"
Jezus usłyszawszy to rzekł:
«Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej,
aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą»"
środa, 25 września 2013
Dz 3,16
"I przez wiarę w Jego imię temu człowiekowi,
którego widzicie i którego znacie,
imię to przywróciło siły.
Wiara [wzbudzona] przez niego dała mu tę pełnię sił,
którą wszyscy widzicie."
którego widzicie i którego znacie,
imię to przywróciło siły.
Wiara [wzbudzona] przez niego dała mu tę pełnię sił,
którą wszyscy widzicie."
wtorek, 24 września 2013
O o.Pio
"Podam pani definicję świętego według o. Pio. Święty jest grzesznikiem,
który nie zgadza się na to, żeby nim pozostać. Każdego dnia mówi:
"pomyliłem się i nie będę więcej popełniał tego błędu". Powtarza to do
końca swojego życia.
To bardzo ważne, bo zwykle nie zdajemy sobie sprawy, że święty jest zwyczajnym człowiekiem, ze swoim trudnym charakterem i wadami. Nie jest aniołem. Popełniamy ten błąd, gdy patrzymy na ludzi wyniesionych na ołtarze, ale i na ludzi Kościoła np. kapłanów. Wymagamy, żeby byli idealni, a to po prostu niemożliwe."
To bardzo ważne, bo zwykle nie zdajemy sobie sprawy, że święty jest zwyczajnym człowiekiem, ze swoim trudnym charakterem i wadami. Nie jest aniołem. Popełniamy ten błąd, gdy patrzymy na ludzi wyniesionych na ołtarze, ale i na ludzi Kościoła np. kapłanów. Wymagamy, żeby byli idealni, a to po prostu niemożliwe."
niedziela, 22 września 2013
Boże, daj łaskę bycia dobrym zarządcą
"Naszym zadaniem jest "świecić" przykładem dla innych. Nie ma zatem co czekać na odpowiedni moment, bo taki nigdy nie nastąpi, tylko działać dla dobra tu i teraz. W ten sposób wykorzystujemy wszystkie talenty jakie dał nam Bóg. Wtedy też otrzymujemy od Niego więcej, niż tego się spodziewamy. Postawa zamknięta i uników, gdy uciekamy od siebie i innych ludzi nie sprzyja naszemu rozwojowi, tylko wprowadza ograniczenia, które niszczą nasze codzienne życie…
Jezus wie i zachęca nas do tego, abyśmy swoim zachowaniem i życiem zachęcali innych do podjęcia wyzwań jakie stawia codzienność. Ucieczka bowiem nic nie da, tylko pogarsza stan w którym się znaleźliśmy. Jezus zachęca nas, abyśmy szli przed siebie i mimo porażek i niepowodzeń, zawsze próbowali zrobić krok do przodu w naszej drodze do nieba…"
Jezus wie i zachęca nas do tego, abyśmy swoim zachowaniem i życiem zachęcali innych do podjęcia wyzwań jakie stawia codzienność. Ucieczka bowiem nic nie da, tylko pogarsza stan w którym się znaleźliśmy. Jezus zachęca nas, abyśmy szli przed siebie i mimo porażek i niepowodzeń, zawsze próbowali zrobić krok do przodu w naszej drodze do nieba…"
sobota, 21 września 2013
Duchu Święty przyjdź!
"O duszo moja, czyś nie słyszała niekiedy w głębi serca, jak Duch Święty woła: „Abba, Ojcze”? Możesz więc przypuszczać, że jesteś miłowana miłością ojcowską, ty, która odczuwasz, że Duch Święty ogarnął cię jak ogarnął Syna. Ufaj... ufaj nic nie wątpiąc; w duchu Syna rozpoznasz siebie jako córkę Ojca, oblubienicę i siostrę Syna.
O Duchu Święty, tylko w Tobie możemy wołać: Abba, Ojcze; w Tobie, który przyczyniasz się za świętymi w błaganiach, jakich nie można wyrazić słowami. A jeśli modlisz się tak w naszym sercu, to jaka będzie Twoja modlitwa w sercu Ojca?... W naszym sercu jesteś Obrońcą naszym wobec Ojca, w sercu Ojca jesteś Panem naszym. Gdy czynisz nas zdolnymi do prośby, poddajesz nam, o co prosić; podnosisz nas do Ojca synowską ufnością, a najłaskawszym swoim miłosierdziem skłaniasz Boga ku nam."
św. Bernard
"Komu dobrze jest na świecie, owszem, kto sądzi, iż jest mu dobrze, kto raduje się tym, co cielesne, raduje się obfitością dóbr doczesnych i czczym szczęściem, ten... nie wzdycha. Kto zaś wie, iż pozostaje w ucisku śmiertelnego życia i tuła się daleko od Ciebie, o Panie, jeszcze nie zażywa tego obiecanego nam szczęścia wiecznego, lecz posiada je tylko w nadziei, oczekując, iż rzeczywiście je w pełni otrzyma... kto o tym wie, ten wzdycha. Spraw, o Panie, abym z tego powodu wzdychał, a będę dobrze wzdychał. Duch Święty nauczył mnie wzdychać. Obym nie wzdychał z powodu nieszczęścia ziemskiego lub strat poniesionych albo obciążony chorobą ciała... Spraw, abym wzdychał, jak wzdycha gołębica, abym wzdychał z miłości ku Tobie, abym wzdychał w Duchu."
św. Augustyn
O Duchu Święty, tylko w Tobie możemy wołać: Abba, Ojcze; w Tobie, który przyczyniasz się za świętymi w błaganiach, jakich nie można wyrazić słowami. A jeśli modlisz się tak w naszym sercu, to jaka będzie Twoja modlitwa w sercu Ojca?... W naszym sercu jesteś Obrońcą naszym wobec Ojca, w sercu Ojca jesteś Panem naszym. Gdy czynisz nas zdolnymi do prośby, poddajesz nam, o co prosić; podnosisz nas do Ojca synowską ufnością, a najłaskawszym swoim miłosierdziem skłaniasz Boga ku nam."
św. Bernard
"Komu dobrze jest na świecie, owszem, kto sądzi, iż jest mu dobrze, kto raduje się tym, co cielesne, raduje się obfitością dóbr doczesnych i czczym szczęściem, ten... nie wzdycha. Kto zaś wie, iż pozostaje w ucisku śmiertelnego życia i tuła się daleko od Ciebie, o Panie, jeszcze nie zażywa tego obiecanego nam szczęścia wiecznego, lecz posiada je tylko w nadziei, oczekując, iż rzeczywiście je w pełni otrzyma... kto o tym wie, ten wzdycha. Spraw, o Panie, abym z tego powodu wzdychał, a będę dobrze wzdychał. Duch Święty nauczył mnie wzdychać. Obym nie wzdychał z powodu nieszczęścia ziemskiego lub strat poniesionych albo obciążony chorobą ciała... Spraw, abym wzdychał, jak wzdycha gołębica, abym wzdychał z miłości ku Tobie, abym wzdychał w Duchu."
św. Augustyn
czwartek, 19 września 2013
Księga Hioba
"Hiob fascynuje, zachwyca i uczy, bo:
Źródło: http://www.katolik.pl/hiob-jest-super-,23680,416,cz.html
- odkrył Pana Boga w cierpieniu, gdy mu się „cały świat zawalił”, umiał – mimo niewyobrażalnych niemal przeciwności – usłyszeć Stwórcę;
- ukazuje ufność, która nie jest darem, jest jego decyzją, chyba można powiedzieć skutkiem ogromnej pracy nad sobą, Hiob nigdy nie bluźnił;
- zachowuje właściwy stosunek do dóbr materialnych, Święty Paweł dużo później powie: „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 12–13);
- nie udaje, szczerze mówi o swoich emocjach, jest szczery nawet wtedy, gdy cierpienie przerasta jego możliwości, woli umrzeć, jest pewien, że po śmierci Bóg uczciwie zanalizuje i ujawni jego prawość;
- ma poczucie ogromnego majestatu Boga, nie chce „zawracać MU głowy” swoimi kłopotami: żyje przed wcieleniem, nie zna jeszcze prawdy o Synu Bożym, który przyjął ludzkie ciało, jest to czas przed objawieniem, które potem powie, że każdy człowiek jest dla Stwórcy ważny."
Źródło: http://www.katolik.pl/hiob-jest-super-,23680,416,cz.html
wtorek, 17 września 2013
Drogowskazy
"Roztropność chrześcijańska nie zakazuje troszczyć się o potrzeby doczesne, lecz czyni to ze swobodą ducha i ze spojrzeniem zwróconym ku Bogu. „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” (Mt 16, 26). Jezus wskazuje więc roztropność nadprzyrodzoną: „Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (tamże 25). Kto trapi się przesadnie o sprawy i powodzenie doczesne, o dobrobyt i zachowanie życia doczesnego, w efekcie zaniedbuje swoje obowiązki względem Boga. Gdy w myślach, w pragnieniach i w działaniu wartości doczesne zajmują pierwsze miejsce, to wartości wieczne schodzą na drugie miejsce. To nie Bóg ma pierwszeństwo, lecz rzeczywistości doczesne; w następstwie zaś nie tylko świętość, lecz także zbawienie wieczne jest zagrożone. „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości — mówi Pan — bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia” (Łk 12, 15). Ani życie ziemskie, ani tym bardziej wieczne."
Źródło: http://mateusz.pl/czytania/2013/20130917.htm
Źródło: http://mateusz.pl/czytania/2013/20130917.htm
poniedziałek, 16 września 2013
Zaufać...
"Jezus uczy nas, że mamy zaufać Bogi i temu co On Tu i teraz daje. Nie
jest to łatwe, zwłaszcza, gdy dzieje się nam źle. Zobaczenie "coś
więcej", niż obecne w naszym życiu cierpienie, koncentruje nas raczej na
"tu i teraz". Nie pozwala zatem widzieć szerzej i więcej. Szczególnie
działanie Boga wydaje się wtedy zupełnie "abstrakcyjne" i jakoś
"nieobecne". Tym bardziej trzeba wierzyć, że to co się dzieje tu i
teraz, dzieje się dla naszego dobra…"
Źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,386,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-7-11-17.html
Źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,386,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-7-11-17.html
Lenistwo
"Panie, czasami nic mi się nie chce i mam wszystkiego dość.
Kiedy dopada mnie znużenie, obojętność, zniechęcenie,
apatia, nuda lub "smutek tego świata"
nie zostawiaj mnie samego.
Poślij mi anioła, który mnie wyrwie z leniwego odrętwienia.
Jezu, który napracowałeś się dla naszego zbawienia,
proszę, oddal ode mnie wszelką duchową ociężałość.
Usuwaj z serca zgorzknienie, odnawiaj gorliwość w czynieniu tego,
co dobre, święte, pożyteczne.
Daj świeżość mojej modlitwie, zapał w pracy,
radość w służeniu Tobie i bliźnim.
Naucz mnie mądrze korzystać z daru czasu.
Niech budzi mnie anielskie wołanie
"zaraz dzień, jeszcze jeden, zrób co możesz"
Kiedy dopada mnie znużenie, obojętność, zniechęcenie,
apatia, nuda lub "smutek tego świata"
nie zostawiaj mnie samego.
Poślij mi anioła, który mnie wyrwie z leniwego odrętwienia.
Jezu, który napracowałeś się dla naszego zbawienia,
proszę, oddal ode mnie wszelką duchową ociężałość.
Usuwaj z serca zgorzknienie, odnawiaj gorliwość w czynieniu tego,
co dobre, święte, pożyteczne.
Daj świeżość mojej modlitwie, zapał w pracy,
radość w służeniu Tobie i bliźnim.
Naucz mnie mądrze korzystać z daru czasu.
Niech budzi mnie anielskie wołanie
"zaraz dzień, jeszcze jeden, zrób co możesz"
niedziela, 15 września 2013
Matka Boża Dobrej Rady
"Kiedy Jezus został ukrzyżowany, mimo niepokoju, jaki zapanował w przyrodzie, w sercach tych, którzy ufali Jezusowi, zapanował pokój. Wielki wewnętrzny pokój, napełniający Maryję, udzielał się Jej najbliższemu otoczeniu. Ona wiedziała, że ta Ofiara była potrzebna. Maryja z pełną ufnością poddała się woli Ojca i Syna.
Kult Matki Bożej Dobrej Rady związany jest nierozerwalnie z obrazem Maryi pod tym samym tytułem, który znajduje się w kościele augustianów w Genazzano w Umbrii we Włoszech. Pochodzi z pierwszej połowy XV wieku. Związana z nim jest pewna opowieść. Kiedy w Genazzano budowano kościół dla Matki Bożej i był on już prawie ukończony, na ścianie pojawił się wizerunek Maryi z Dzieciątkiem. Wiadomość o tym szybko się rozeszła. Któregoś dnia przyszli tu dwaj pielgrzymi z Albanii, którzy w obrazie rozpoznali wizerunek Matki Bożej Dobrej Rady ze Szkodry, w swojej ojczyźnie.
Już w XV i XVI wieku obraz zasłynął wieloma łaskami, dlatego w 1682 r. za zgodą papieża Innocentego XI został ukoronowany.
Augustianin o. Andrzej Bacci przyczynił się do rozprzestrzenienia kultu Matki Bożej Dobrej Rady. Podczas ciężkiej choroby złożył on ślub, że jeżeli Maryja uzdrowi go, zajmie się rozprzestrzenieniem kopii tego obrazu po całym świecie. Wypełnił swój ślub, dzięki czemu prawie 70 000 kopii tego obrazu zostało rozwiezionych po całym świecie. W XVIII w. kapituła generalna Zakonu oo. Augustianów podjęła uchwałę, aby kult Matki Bożej Dobrej Rady jeszcze bardziej rozszerzać.
Matkę Dobrej Rady można prosić o orędownictwo, zwłaszcza wtedy, gdy stajemy na rozstaju dróg, gdy musimy podjąć ważne życiowe decyzje. Czcząc Maryję pod tym wezwaniem uznajemy, że może Ona wyprosić nam dar dobrej rady u Ducha Świętego. W chwilach zagubienia i w chwilach ważnych decyzji może nam pomóc. "W wątpliwościach myśl o Maryi, wzywaj Maryi! Jeżeli bowiem o niej myślisz, nigdy nie zejdziesz na manowce" - powtarzał św. Bernard z Clairvaux (XII w.). Do Maryi można odnieść słowa proroka Izajasza: "I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej" (Iz 11, 2). To samo powiedział do Maryi Archanioł Gabriel: "Duch Święty zstąpi na Ciebie" (Łk 1, 35).
W innych miejscach Biblia wspomina: "Moja jest rada i stałość, moja - rozwaga" (Prz 8, 14); "Rada jej rozlewać się będzie jak żywe źródło" (Syr 21, 13); "Słuchaj, synu, przyjmij me zasady, a rady mojej nie odrzucaj" (Syr 6, 23).
Wśród wielu tytułów, jakimi Kościół obdarza Matkę Bożą, ten jest szczególny. Dlatego doczekał się osobnego wspomnienia, a w zakonach augustiańskich nawet święta."
Kyrie eleison! Chryste eleison! Kyrie eleison!
Kult Matki Bożej Dobrej Rady związany jest nierozerwalnie z obrazem Maryi pod tym samym tytułem, który znajduje się w kościele augustianów w Genazzano w Umbrii we Włoszech. Pochodzi z pierwszej połowy XV wieku. Związana z nim jest pewna opowieść. Kiedy w Genazzano budowano kościół dla Matki Bożej i był on już prawie ukończony, na ścianie pojawił się wizerunek Maryi z Dzieciątkiem. Wiadomość o tym szybko się rozeszła. Któregoś dnia przyszli tu dwaj pielgrzymi z Albanii, którzy w obrazie rozpoznali wizerunek Matki Bożej Dobrej Rady ze Szkodry, w swojej ojczyźnie.
Już w XV i XVI wieku obraz zasłynął wieloma łaskami, dlatego w 1682 r. za zgodą papieża Innocentego XI został ukoronowany.
Augustianin o. Andrzej Bacci przyczynił się do rozprzestrzenienia kultu Matki Bożej Dobrej Rady. Podczas ciężkiej choroby złożył on ślub, że jeżeli Maryja uzdrowi go, zajmie się rozprzestrzenieniem kopii tego obrazu po całym świecie. Wypełnił swój ślub, dzięki czemu prawie 70 000 kopii tego obrazu zostało rozwiezionych po całym świecie. W XVIII w. kapituła generalna Zakonu oo. Augustianów podjęła uchwałę, aby kult Matki Bożej Dobrej Rady jeszcze bardziej rozszerzać.
Matkę Dobrej Rady można prosić o orędownictwo, zwłaszcza wtedy, gdy stajemy na rozstaju dróg, gdy musimy podjąć ważne życiowe decyzje. Czcząc Maryję pod tym wezwaniem uznajemy, że może Ona wyprosić nam dar dobrej rady u Ducha Świętego. W chwilach zagubienia i w chwilach ważnych decyzji może nam pomóc. "W wątpliwościach myśl o Maryi, wzywaj Maryi! Jeżeli bowiem o niej myślisz, nigdy nie zejdziesz na manowce" - powtarzał św. Bernard z Clairvaux (XII w.). Do Maryi można odnieść słowa proroka Izajasza: "I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej" (Iz 11, 2). To samo powiedział do Maryi Archanioł Gabriel: "Duch Święty zstąpi na Ciebie" (Łk 1, 35).
W innych miejscach Biblia wspomina: "Moja jest rada i stałość, moja - rozwaga" (Prz 8, 14); "Rada jej rozlewać się będzie jak żywe źródło" (Syr 21, 13); "Słuchaj, synu, przyjmij me zasady, a rady mojej nie odrzucaj" (Syr 6, 23).
Wśród wielu tytułów, jakimi Kościół obdarza Matkę Bożą, ten jest szczególny. Dlatego doczekał się osobnego wspomnienia, a w zakonach augustiańskich nawet święta."
Litania do Matko Bożej Dobrej Rady
Chryste usłysz nas!
Chryste wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże - zmiłuj się nad nami!
Synu Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Święta Maryjo - módl się za nami!
Święta Boża Rodzicielko,
Święta Panno nad Pannami,
Matko Dobrej Rady,
Córko Ojca Przedwiecznego,
Matko Syna Bożego,
Oblubienico Ducha Świętego,
Przybytku Trójcy Przenajświętszej,
Bramo niebios,
Królowo Aniołów,
Ozdobo Proroków,
O dobra Rado Apostołów,
O dobra Rado Męczenników,
O dobra Rado Wyznawców,
O dobra Rado Panien,
O dobra Rado wszystkich świętych,
O dobra Rado uciśnionych,
O dobra Rado wdów i sierot,
O dobra Rado chorych,
O dobra Rado strapionych i więźniów,
O dobra Rado ubogich,
O dobra Rado we wszelkich potrzebach,
O dobra Rado we wszelkich niebezpieczeństwach,
O dobra Rado w pokusach,
O dobra Rado nawracających się grzeszników,
O dobra Rado konających,
We wszelkich sprawach i potrzebach - użycz nam dobrej rady!
We wszelkich wątpliwościach i zamieszaniach,
We wszelkich smutkach i przeciwnościach,
We wszelkich niebezpieczeństwach i nieszczęściach,
We wszelkich niedostatkach,
We wszelkich krzyżach i dolegliwościach,
We wszelkich pokusach i natarczywościach,
W prześladowaniu i oczernianiu nas,
W każdej wyrządzonej nam krzywdzie,
We wszelkich niebezpieczeństwach duszy i ciała,
We wszelkich potrzebach,
W godzinę śmierci,
Maryjo, Matko Dobrej Rady,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami!
K.: Módl się za nami, o Matko Dobrej Rady.
W.: Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy się.
O Boże! Dawco wszelkich dobrych i doskonałych darów! Daj nam wszystkim,
którzy się do Maryi uciekamy, abyśmy z Jej macierzyńskiej ręki mogli otrzymać
dobrą radę, pomoc i wsparcie w naszej biedzie, wątpliwościach i potrzebach przez
Jezusa Chrystusa, Syna Twego. Amen
Rozmowy z aniołami
"W XVII wieku żyła osoba, która pod wieloma względami stanowi pierwowzór św. Ojca Pio. To Maria z Agredy. Te same daty wyznaczają przebudzenie powołania zakonnego ich obojga, te same problemy nękają ich już w dzieciństwie, ten sam zakon staje się miejscem ich służby w Kościele, życie obojga naznaczyły też podobne charyzmaty.
Postać XVII-wiecznej zakonnicy budziła te same kontrowersje, co osoba franciszkanina z Pietrelciny. Zarówno Maria, jak i Pio mieli liczne objawienia Matki Bożej. I - jak zwykle, gdy wizjonerom ukazuje się Matka Najświętsza - były też widzenia aniołów. Tych z nieba i tych z piekła.
Wielki Plan Lucyfera
Czytamy w pismach wizjonerki z Agredy, że kiedy Lucyfer zrozumiał prawdę o dziele odkupienia dokonanym na krzyżu, zwrócił cały swój gniew na tych, którzy przyjęli Chrystusowy dar. Wołał:
O ludzie, tak ubogaceni i obdarowani przez Boga, którego ja nienawidzę, i tak gorąco przez Niego kochani! Jak mogę odwrócić wasz szczęśliwy los? Jak mogę sprowadzić na was moje nieszczęście, skoro nie potrafię zniszczyć życia, które otrzymaliście? Co winniśmy teraz uczynić, moi naśladowcy? Jak możemy odbudować nasze królestwo? Zamierzam skierować cały mój gniew i wściekłość przeciwko prawu Odkupiciela i tym, którzy się nim kierują, i będę straszliwie prześladował tych, którzy słuchają nauki Odkupiciela i stają się Jego uczniami. Przeciwko nim musi rozgorzeć okrutna walka, która nie ustanie aż do końca świata!
Ale siły Szatana były zbyt kruche wobec potęgi łaski, która zamieszkała w sercach pierwszych uczniów. Matka Najświętsza opatrzyła słowa Lucyfera komentarzem:
Wierne naśladowanie i żywe upodabnianie się do Chrystusa, jakie ujrzały demony w pierwszych dzieciach Kościoła, tak je przeraziło, że (...) z pośpiechem uciekły od Apostołów i sprawiedliwych karmiących się nauczaniem mego Syna. (...) Co widać w świętych i w doskonałych chrześcijanach tamtych czasów, może być też udziałem wszystkich katolików, którzy żyją współcześnie, jeśli przyjmą oni łaskę (...) i jeśli będą szukać drogi Krzyża. Bowiem Lucyfer lęka się tego tak samo i dziś.
Zagrożeni odejściem od Boga
Maryja zapewnia, że jesteśmy bezpieczni, jeśli tylko żyjemy w kręgu łaski. Ta jest bowiem silniejsza od mocy piekła. Niestety gorliwość pierwszego Kościoła nie jest cechą wierzących z późniejszych wieków:
Niebawem miłość, gorliwość i pobożność zaczęła słabnąć w wielu wierzących. Zapomnieli oni o błogosławieństwach będących owocem odkupienia, przylgnęli do cielesnych skłonności i pragnień, umiłowali próżność i pieniądz. Pozwolili oczarować się i uwieść fałszywym mamidłom szatana… Ta straszna niewdzięczność doprowadziła świat do obecnego stanu, zachęciła demony do podniesienia głów w swej pysze wymierzonej przeciwko Bogu i pozwoliła im zuchwale sądzić, że skoro katolicy są tak niepamiętliwi i beztroscy, upadłe anioły zdobędą dla siebie wszystkie dzieci Adama.
Matka Boża wskazuje dwie drogi. Pierwsza to próba pogodzenia wymagań wiary z przyjemnościami tego świata - owocuje ona rozszerzaniem się władzy Szatana nie tylko w naszych sercach, ale i w całym świecie. Druga jest nieustannym wysiłkiem, by odpowiadać na otrzymaną od Boga łaskę i współpracować z nią. Jeśli wejdziemy na tę drogę, Szatan będzie wobec nas całkowicie bezradny.
Pomogą nam w tym aniołowie.
Niebiescy nasi towarzysze
Z objawień udzielonych Marii z Agredy dowiadujemy się wielu niezwykłych prawd, jak choćby tej, że Niepokalana miała za życia na ziemi nie jednego anioła stróża, ale tysiące! Może więc wcale nie jest regułą posiadanie przez ludzi tylko jednego niebieskiego opiekuna? Gdy w planach Bożych mamy do wypełnienia ważną misję albo gdy mamy kilka powołań, być może otrzymujemy kilku opiekunów i strażników. Podobnie, gdy atak prowadzony przez siły piekła jest zbyt wielki, by wystarczyła pomoc jednego przyjaciela z nieba, strzeże nas więcej niż jeden anioł.
A może jest tak również wtedy, gdy Bóg widzi, że bardzo pragniemy świętości. To najważniejsze powołanie, jakie posiada każdy z nas, a Pan nie odmówi nam swojej pomocy w jego realizacji.
Po latach modlitw, pokuty i pracy Maria z Agredy całkowicie obumarła grzechowi i stała się niewrażliwa na ataki duchowych rozbójników. Jak sama mówiła, żyła wpatrzona w Gwiazdę Przewodnią - Maryję. Nie patrzyła na demony, które starały się na wszelki sposób skusić ją powabami tego świata.
Prosta lekcja przekazana nam przez mistyczkę z Agredy polega na myśleniu o dobru, na skupianiu swej uwagi na Bogu i sprawach Królestwa do tego stopnia, że Szatan ze swymi pokusami staje się bezsilny. Próżno macha przed naszymi oczami, skoro są one wpatrzone w wizję nieba.
Dodatkową pomocą jest… rozmawianie z aniołami.
Rozmawiać z aniołami
Przywołajmy rozmowę Najświętszej Panny z aniołami objawioną wizjonerce z Agredy. Od razu zaznaczmy, że nie chodzi tu o użyte słowa, które odzwierciedlają ducha epoki, w której żyła wizjonerka. Mamy tu do czynienia z tym, co Benedykt XVI nazywa „filtrem zmysłów”. Maryja nie przekazuje dosłownie wypowiedzianych przez siebie słów, ale ich „duszę” zrozumiałą dla wizjonerki i jej współczesnych.
Wspomniana rozmowa miała miejsce podczas wizyty Maryi w domu Zachariasza, gdzie pomagała brzemiennej Elżbiecie, matce Jana Chrzciciela. Oto jak wołała do aniołów:
Niebiańskie duchy, moi opiekunowie i towarzysze, wysłannicy Najwyższego (...). Przyjdźcie i wzmocnijcie moje serce, które zostało przez Niego pojmane i zranione przez Jego boską miłość, bo jest ono dotknięte własnymi ograniczeniami. (...)
Niech moje serce odczuje ulgę, jednocząc swe głębokie pragnienia z moimi przyjaciółmi i towa-rzyszami, bo znacie tajemnice mojego skarbu, który Pan złożył we mnie - tak delikatnej i słabej. Kontempluję je słodkim uczuciem, ale ich nadprzyrodzona wielkość mnie przytłacza niebiańska (...). W żarze mojej duszy nie mogę spocząć zadowolona i nie znajduję spoczynku. Bo moje pragnienia przewyższają wszystko, co mogę osiągnąć, a moje zadania są większe niż moje pragnienia. (...).
Niech piękno mojego Boga z was promienieje, aby wspaniałości Jego światła i Jego piękno wypełniło moje życie.
Tak i my mamy otworzyć swoje serce, wołać do aniołów i mówić im o swych słabościach, o swej miłości, o szukaniu chwały Bożej. Oni nam pomogą, mają bowiem zlecone od Boga zadanie, do którego są przygotowani lepiej niż nam się wydaje. Musimy tylko nauczyć się z ich pomocy korzystać.
Czy pierwszym krokiem nie jest zaprzyjaźnienie się z nimi?"
Psalm 121
Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię.
On nie pozwoli zachwiać się twej nodze
ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie zdrzemnie się
ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem.
Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
Za dnia nie porazi cię słońce
ni księżyc wśród nocy.
Pan cię uchroni od zła wszelkiego:
czuwa nad twoim życiem.
Pan będzie strzegł
twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy.
Źródło tekstu: http://egzorcyzmy.katolik.pl/czytelnia/miesiecznik-egzorcysta/1137-rozmowy-z-aniolami-z-wizji-marii-z-agredy.html
Postać XVII-wiecznej zakonnicy budziła te same kontrowersje, co osoba franciszkanina z Pietrelciny. Zarówno Maria, jak i Pio mieli liczne objawienia Matki Bożej. I - jak zwykle, gdy wizjonerom ukazuje się Matka Najświętsza - były też widzenia aniołów. Tych z nieba i tych z piekła.
Wielki Plan Lucyfera
Czytamy w pismach wizjonerki z Agredy, że kiedy Lucyfer zrozumiał prawdę o dziele odkupienia dokonanym na krzyżu, zwrócił cały swój gniew na tych, którzy przyjęli Chrystusowy dar. Wołał:
O ludzie, tak ubogaceni i obdarowani przez Boga, którego ja nienawidzę, i tak gorąco przez Niego kochani! Jak mogę odwrócić wasz szczęśliwy los? Jak mogę sprowadzić na was moje nieszczęście, skoro nie potrafię zniszczyć życia, które otrzymaliście? Co winniśmy teraz uczynić, moi naśladowcy? Jak możemy odbudować nasze królestwo? Zamierzam skierować cały mój gniew i wściekłość przeciwko prawu Odkupiciela i tym, którzy się nim kierują, i będę straszliwie prześladował tych, którzy słuchają nauki Odkupiciela i stają się Jego uczniami. Przeciwko nim musi rozgorzeć okrutna walka, która nie ustanie aż do końca świata!
Ale siły Szatana były zbyt kruche wobec potęgi łaski, która zamieszkała w sercach pierwszych uczniów. Matka Najświętsza opatrzyła słowa Lucyfera komentarzem:
Wierne naśladowanie i żywe upodabnianie się do Chrystusa, jakie ujrzały demony w pierwszych dzieciach Kościoła, tak je przeraziło, że (...) z pośpiechem uciekły od Apostołów i sprawiedliwych karmiących się nauczaniem mego Syna. (...) Co widać w świętych i w doskonałych chrześcijanach tamtych czasów, może być też udziałem wszystkich katolików, którzy żyją współcześnie, jeśli przyjmą oni łaskę (...) i jeśli będą szukać drogi Krzyża. Bowiem Lucyfer lęka się tego tak samo i dziś.
Zagrożeni odejściem od Boga
Maryja zapewnia, że jesteśmy bezpieczni, jeśli tylko żyjemy w kręgu łaski. Ta jest bowiem silniejsza od mocy piekła. Niestety gorliwość pierwszego Kościoła nie jest cechą wierzących z późniejszych wieków:
Niebawem miłość, gorliwość i pobożność zaczęła słabnąć w wielu wierzących. Zapomnieli oni o błogosławieństwach będących owocem odkupienia, przylgnęli do cielesnych skłonności i pragnień, umiłowali próżność i pieniądz. Pozwolili oczarować się i uwieść fałszywym mamidłom szatana… Ta straszna niewdzięczność doprowadziła świat do obecnego stanu, zachęciła demony do podniesienia głów w swej pysze wymierzonej przeciwko Bogu i pozwoliła im zuchwale sądzić, że skoro katolicy są tak niepamiętliwi i beztroscy, upadłe anioły zdobędą dla siebie wszystkie dzieci Adama.
Matka Boża wskazuje dwie drogi. Pierwsza to próba pogodzenia wymagań wiary z przyjemnościami tego świata - owocuje ona rozszerzaniem się władzy Szatana nie tylko w naszych sercach, ale i w całym świecie. Druga jest nieustannym wysiłkiem, by odpowiadać na otrzymaną od Boga łaskę i współpracować z nią. Jeśli wejdziemy na tę drogę, Szatan będzie wobec nas całkowicie bezradny.
Pomogą nam w tym aniołowie.
Niebiescy nasi towarzysze
Z objawień udzielonych Marii z Agredy dowiadujemy się wielu niezwykłych prawd, jak choćby tej, że Niepokalana miała za życia na ziemi nie jednego anioła stróża, ale tysiące! Może więc wcale nie jest regułą posiadanie przez ludzi tylko jednego niebieskiego opiekuna? Gdy w planach Bożych mamy do wypełnienia ważną misję albo gdy mamy kilka powołań, być może otrzymujemy kilku opiekunów i strażników. Podobnie, gdy atak prowadzony przez siły piekła jest zbyt wielki, by wystarczyła pomoc jednego przyjaciela z nieba, strzeże nas więcej niż jeden anioł.
A może jest tak również wtedy, gdy Bóg widzi, że bardzo pragniemy świętości. To najważniejsze powołanie, jakie posiada każdy z nas, a Pan nie odmówi nam swojej pomocy w jego realizacji.
Po latach modlitw, pokuty i pracy Maria z Agredy całkowicie obumarła grzechowi i stała się niewrażliwa na ataki duchowych rozbójników. Jak sama mówiła, żyła wpatrzona w Gwiazdę Przewodnią - Maryję. Nie patrzyła na demony, które starały się na wszelki sposób skusić ją powabami tego świata.
Prosta lekcja przekazana nam przez mistyczkę z Agredy polega na myśleniu o dobru, na skupianiu swej uwagi na Bogu i sprawach Królestwa do tego stopnia, że Szatan ze swymi pokusami staje się bezsilny. Próżno macha przed naszymi oczami, skoro są one wpatrzone w wizję nieba.
Dodatkową pomocą jest… rozmawianie z aniołami.
Rozmawiać z aniołami
Przywołajmy rozmowę Najświętszej Panny z aniołami objawioną wizjonerce z Agredy. Od razu zaznaczmy, że nie chodzi tu o użyte słowa, które odzwierciedlają ducha epoki, w której żyła wizjonerka. Mamy tu do czynienia z tym, co Benedykt XVI nazywa „filtrem zmysłów”. Maryja nie przekazuje dosłownie wypowiedzianych przez siebie słów, ale ich „duszę” zrozumiałą dla wizjonerki i jej współczesnych.
Wspomniana rozmowa miała miejsce podczas wizyty Maryi w domu Zachariasza, gdzie pomagała brzemiennej Elżbiecie, matce Jana Chrzciciela. Oto jak wołała do aniołów:
Niebiańskie duchy, moi opiekunowie i towarzysze, wysłannicy Najwyższego (...). Przyjdźcie i wzmocnijcie moje serce, które zostało przez Niego pojmane i zranione przez Jego boską miłość, bo jest ono dotknięte własnymi ograniczeniami. (...)
Niech moje serce odczuje ulgę, jednocząc swe głębokie pragnienia z moimi przyjaciółmi i towa-rzyszami, bo znacie tajemnice mojego skarbu, który Pan złożył we mnie - tak delikatnej i słabej. Kontempluję je słodkim uczuciem, ale ich nadprzyrodzona wielkość mnie przytłacza niebiańska (...). W żarze mojej duszy nie mogę spocząć zadowolona i nie znajduję spoczynku. Bo moje pragnienia przewyższają wszystko, co mogę osiągnąć, a moje zadania są większe niż moje pragnienia. (...).
Niech piękno mojego Boga z was promienieje, aby wspaniałości Jego światła i Jego piękno wypełniło moje życie.
Tak i my mamy otworzyć swoje serce, wołać do aniołów i mówić im o swych słabościach, o swej miłości, o szukaniu chwały Bożej. Oni nam pomogą, mają bowiem zlecone od Boga zadanie, do którego są przygotowani lepiej niż nam się wydaje. Musimy tylko nauczyć się z ich pomocy korzystać.
Czy pierwszym krokiem nie jest zaprzyjaźnienie się z nimi?"
Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię.
On nie pozwoli zachwiać się twej nodze
ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie zdrzemnie się
ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem.
Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
Za dnia nie porazi cię słońce
ni księżyc wśród nocy.
Pan cię uchroni od zła wszelkiego:
czuwa nad twoim życiem.
Pan będzie strzegł
twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy.
Źródło tekstu: http://egzorcyzmy.katolik.pl/czytelnia/miesiecznik-egzorcysta/1137-rozmowy-z-aniolami-z-wizji-marii-z-agredy.html
Sługa Boża Antonietta Meo
Antonietta Meo (ur. 15 grudnia 1930 w Rzymie, zm. 3 lipca 1937 w Rzymie) – włoska, niespełna siedmioletnia dziewczynka, pretendująca do zostania najmłodszą błogosławioną niemęczennicą kościoła katolickiego.
Antonietta – nazywana w domu Nennoliną pisała listy do Boga Ojca, Jezusa, Matki Bożej, Trójcy Świętej, do Anioła Stróża i do Ducha Świętego. W ciągu swojego krótkiego życia napisała ich ponad 160. 105 z nich stało się przedmiotem badań teologów, według których są one dowodem wyjątkowego mistycyzmu dziecka. W 1942 rozpoczął się proces beatyfikacyjny Antonietty, który zakończono w 1972. Wówczas jednak Kościół nie dopuszczał beatyfikacji dzieci, które nie zmarły męczeńską śmiercią. W 1981 roku Kongregacja ds. Beatyfikacji i Kanonizacji uchyliła ten nieformalny zakaz, a 18 grudnia 2007 roku, papież Benedykt XVI podpisał dekret o heroiczności cnót Antonietty Meo.
Historia
Bazylika Świętego Krzyża w Jerozolimie w Rzymie, gdzie obecnie znajduje się grób Antonietty Meo
Antonietta Meo przyszła na świat w rzymskiej rodzinie o głębokich tradycjach religijnych. Jej rodzice codziennie uczestniczyli w Eucharystii i modlili się wspólnie z dziećmi. Pewnego dnia dziewczynka rozbiła kolano w zabawie, lekarze najpierw zbagatelizowali uraz, a później zdiagnozowali nowotwór: kostniakomięsak. Amputacja lewej nogi nie zatrzymała choroby. Dziecko zmarło niespełna dwa lata później.
Jak wspomina jej siostra Małgorzata, Antonietta była czasem niegrzeczna, ale zawsze pełna miłości do Jezusa. Po wypadku nadal była radosna i chciała ofiarować swoje cierpienia dla zbawienia świata.
Listy Antonietty nie są wolne od błędów m.in. gramatycznych, ale specjaliści podkreślają, że są one dowodem dojrzałości duchowej dziewczynki. Dlatego niespełna siedmioletnia Antonietta jest zaliczana jest do grona największych mistyków. W listopadzie 2008 roku biskup José Luis Redrado Marchite, sekretarz Papieskiej Rady Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia, zasugerował, że dziewczynka może zostać Doktorem Kościoła.
Antonietta zmarła w sobotę, w dzień poświęcony Matce Bożej, 3 lipca 1937 r. W 1999 r. trumna z ciałem zmarłej została przeniesiona z cmentarza Verano do bazyliki Świętego Krzyża Jerozolimskiego w Rzymie. Przy jej grobie modlą się wierni z całego świata. Za jej wstawiennictwem dokonało się uzdrowienie, które jest obecnie weryfikowane w procesie beatyfikacyjnym.
Korespondencja Antonietty ukazała się drukiem w Wydawnictwie Paulistów w Rzymie pod tytułem Listy Nennoliny (org. wł. „Le lettere di Nennolina”).
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Antonietta_Meo
Antonietta – nazywana w domu Nennoliną pisała listy do Boga Ojca, Jezusa, Matki Bożej, Trójcy Świętej, do Anioła Stróża i do Ducha Świętego. W ciągu swojego krótkiego życia napisała ich ponad 160. 105 z nich stało się przedmiotem badań teologów, według których są one dowodem wyjątkowego mistycyzmu dziecka. W 1942 rozpoczął się proces beatyfikacyjny Antonietty, który zakończono w 1972. Wówczas jednak Kościół nie dopuszczał beatyfikacji dzieci, które nie zmarły męczeńską śmiercią. W 1981 roku Kongregacja ds. Beatyfikacji i Kanonizacji uchyliła ten nieformalny zakaz, a 18 grudnia 2007 roku, papież Benedykt XVI podpisał dekret o heroiczności cnót Antonietty Meo.
Historia
Bazylika Świętego Krzyża w Jerozolimie w Rzymie, gdzie obecnie znajduje się grób Antonietty Meo
Antonietta Meo przyszła na świat w rzymskiej rodzinie o głębokich tradycjach religijnych. Jej rodzice codziennie uczestniczyli w Eucharystii i modlili się wspólnie z dziećmi. Pewnego dnia dziewczynka rozbiła kolano w zabawie, lekarze najpierw zbagatelizowali uraz, a później zdiagnozowali nowotwór: kostniakomięsak. Amputacja lewej nogi nie zatrzymała choroby. Dziecko zmarło niespełna dwa lata później.
Jak wspomina jej siostra Małgorzata, Antonietta była czasem niegrzeczna, ale zawsze pełna miłości do Jezusa. Po wypadku nadal była radosna i chciała ofiarować swoje cierpienia dla zbawienia świata.
Listy Antonietty nie są wolne od błędów m.in. gramatycznych, ale specjaliści podkreślają, że są one dowodem dojrzałości duchowej dziewczynki. Dlatego niespełna siedmioletnia Antonietta jest zaliczana jest do grona największych mistyków. W listopadzie 2008 roku biskup José Luis Redrado Marchite, sekretarz Papieskiej Rady Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia, zasugerował, że dziewczynka może zostać Doktorem Kościoła.
Antonietta zmarła w sobotę, w dzień poświęcony Matce Bożej, 3 lipca 1937 r. W 1999 r. trumna z ciałem zmarłej została przeniesiona z cmentarza Verano do bazyliki Świętego Krzyża Jerozolimskiego w Rzymie. Przy jej grobie modlą się wierni z całego świata. Za jej wstawiennictwem dokonało się uzdrowienie, które jest obecnie weryfikowane w procesie beatyfikacyjnym.
Korespondencja Antonietty ukazała się drukiem w Wydawnictwie Paulistów w Rzymie pod tytułem Listy Nennoliny (org. wł. „Le lettere di Nennolina”).
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Antonietta_Meo
bł. Imelda Lambertini
Imelda Lambertini (ur. 1320-1322 w Bolonii, zm. 12 maja 1333 tamże) – włoska zakonnica, dominikanka, dziewica, błogosławiona Kościoła rzymskokatolickiego.
Nieznana jest dokładna data narodzin Imeldy. Urodziła się w Bolonii, jako jedyne dziecko hrabiego Egano Lambertini i Castory Galuzzi. Jej rodzice byli pobożnymi katolikami, znanymi ze swojej dobroci dla upośledzonych. Jako młoda dziewczyna, Imelda miała pragnienie przyjmowania Eucharystii. Jednak według prawa kościelnego z tamtego okresu, Sakrament Eucharystii można było przyjąć po czternastym roku życia. Imelda była rozczarowana, ale zaakceptowała stanowisko Kościoła i decyzję rodziców.
W wieku dziewięciu lat wstąpiła do klasztoru sióstr Dominikanek. Mimo tej decyzji nadal była pozbawiona możliwości uczestniczenia w pełnej ofierze mszy.
12 maja 1333, w wigilię święta Wniebowstąpienia Pańskiego, podczas modlitwy w kościele, nad jej głową unosiła się jaśniejąca blaskiem hostia. Siostry, które były świadkami tego zjawiska wywnioskowały, że wolą Boga jest spełnienie prośby Imeldy. Po udzieleniu sakramentu przez kapłana, dziewczyna zmarła w wieku ok. 12 lat.
Została pochowana w klasztorze dominikanek św. Marii Magdaleny (na drodze krzyżowej) w Val di Pietra pod Bolonią 13 maja 1333.
W 1799 siostry zakonne przeniosły się do Bolonii, zabierając ze sobą relikwie Imeldy. Jej zachowane od rozkładu ciało spoczywa w kościele św. Zygmunta (wł. Church of San Sigismondo in Bologna) katolickiego uniwersytetu (wł. Centro Universitario Cattolico San Sigismondo).
Kult
20 grudnia 1826 papież Leon XII zatwierdził jej kult.
W 1891 roku powstało w Prouille (w ówczesnej diecezji Tuluzy) Bractwo Dobrej Pierwszej Komunii Świętej i Wytrwałości, przyłączone do zakonu kaznodziejskiego 21 sierpnia 1893 i zatwierdzone przez Leona XIII 7 maja 1896 roku. Bł. Imeldaę ogłoszono patronką wszystkich dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej.
W 1910 papież Pius X patronat ten ponownie zatwierdził i w tym samym roku wydał dekret Quam singulari, w którym ogłosił, że dzieci będą mogły przyjmować Komunię Świętą w wieku ośmiu lat.
Wspomnienie liturgiczne bł. Imeldy w Kościele rzymskokatolickim obchodzone jest w dzienną pamiątkę śmierci (12 maja), natomiast w zakonach św. Dominika 13 maja za Martyrologium Rzymskim.
Nieznana jest dokładna data narodzin Imeldy. Urodziła się w Bolonii, jako jedyne dziecko hrabiego Egano Lambertini i Castory Galuzzi. Jej rodzice byli pobożnymi katolikami, znanymi ze swojej dobroci dla upośledzonych. Jako młoda dziewczyna, Imelda miała pragnienie przyjmowania Eucharystii. Jednak według prawa kościelnego z tamtego okresu, Sakrament Eucharystii można było przyjąć po czternastym roku życia. Imelda była rozczarowana, ale zaakceptowała stanowisko Kościoła i decyzję rodziców.
W wieku dziewięciu lat wstąpiła do klasztoru sióstr Dominikanek. Mimo tej decyzji nadal była pozbawiona możliwości uczestniczenia w pełnej ofierze mszy.
12 maja 1333, w wigilię święta Wniebowstąpienia Pańskiego, podczas modlitwy w kościele, nad jej głową unosiła się jaśniejąca blaskiem hostia. Siostry, które były świadkami tego zjawiska wywnioskowały, że wolą Boga jest spełnienie prośby Imeldy. Po udzieleniu sakramentu przez kapłana, dziewczyna zmarła w wieku ok. 12 lat.
Została pochowana w klasztorze dominikanek św. Marii Magdaleny (na drodze krzyżowej) w Val di Pietra pod Bolonią 13 maja 1333.
W 1799 siostry zakonne przeniosły się do Bolonii, zabierając ze sobą relikwie Imeldy. Jej zachowane od rozkładu ciało spoczywa w kościele św. Zygmunta (wł. Church of San Sigismondo in Bologna) katolickiego uniwersytetu (wł. Centro Universitario Cattolico San Sigismondo).
Kult
20 grudnia 1826 papież Leon XII zatwierdził jej kult.
W 1891 roku powstało w Prouille (w ówczesnej diecezji Tuluzy) Bractwo Dobrej Pierwszej Komunii Świętej i Wytrwałości, przyłączone do zakonu kaznodziejskiego 21 sierpnia 1893 i zatwierdzone przez Leona XIII 7 maja 1896 roku. Bł. Imeldaę ogłoszono patronką wszystkich dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej.
W 1910 papież Pius X patronat ten ponownie zatwierdził i w tym samym roku wydał dekret Quam singulari, w którym ogłosił, że dzieci będą mogły przyjmować Komunię Świętą w wieku ośmiu lat.
Wspomnienie liturgiczne bł. Imeldy w Kościele rzymskokatolickim obchodzone jest w dzienną pamiątkę śmierci (12 maja), natomiast w zakonach św. Dominika 13 maja za Martyrologium Rzymskim.
bł. Anna Maria Taigi - matka i żona, patronka domowego ogniska
Z DOMU GIANETTI, PO MĘŻU – TAIGI
Anna Maria Gianetti urodziła się w Sienie, rodzinnym mieście wielkiej Katarzyny Sieneńskiej, położonym w samym sercu Włoch, w 1769 r. Była jedynym dzieckiem w zubożałej rodzinie kupieckiej.
W poszukiwaniu środków do życia rodzina przeprowadziła się do Rzymu, który odwiedziła już wcześniej z okazji Jubileuszu 1775 r. Gianetti byli wierzący, a ich córka wyrastała na piękną, dobrze wychowaną, pracowitą i oddaną swoim rodzicom dziewczynę. W sytuacji kryzysu ekonomicznego, jaki ogarnął Rzym, ojciec Anny –wbrew swoim oczekiwaniom – nie zgromadził wielkiej fortuny. Wraz z matką postanowili więc umieścić trzynastoletnią wówczas córkę u bogatej arystokratki, Marii Serra Marini. Swoim miłym obejściem i zdolnościami dziewczynka natychmiast zaskarbiła sobie przyjaźń i szacunek opiekunki. Pozostała u niej aż do swego ślubu, zawartego w 1790 r., gdy miała 20 lat.
Jej mężem został starszy od niej o osiem lat majordomus, Domenico Taigi. Według świadectw im współczesnych, był on wysoki, krzepki, silny, jowialny, sympatyczny, lecz także trochę nieokrzesany, uparty i porywczy. Jego charakter mocno kontrastował z kruchością, delikatnością i wrażliwością Anny. Domenico był jednak praktykującym katolikiem, człowiekiem pracowitym, o dobrych manierach. Mimo znacznych różnic, ich małżeństwo było udane dzięki łagodności i wyrozumiałości żony, która dostrzegała zalety męża i potrafiła go obłaskawić, gdy ulegał porywom złości i zmiennym nastrojom. Sam Domenico twierdził, że w jego domu panował zawsze „niebiański pokój”.
Chlebodawca Domenica, książę Chigi, doceniał go i chciał jego dobra. Podarował on młodym małżonkom małe mieszkanko. Tam właśnie urodziły się ich dzieci; tam rozpoczął się cudowny dialog między Anną Marią a Bogiem.
Początkowo, ich wspólne życie było szczęśliwe i beztroskie. Anna Maria porzuciła pracę i poświęciła się całkowicie domowi i mężowi. Była młodą mężatką jak wiele innych, głęboko wierzącą, ale też bardzo radosną, lubiącą piękne stroje i dozwolone rozrywki, takie jak muzyka, teatr i spacery.
ZDECYDOWANY NAKAZ BOŻY:
PRZEZNACZYŁEM CIĘ DO TEGO, BYŚ NAWRACAŁA I POCIESZAŁA DUSZE
Wkrótce jednak w jej życiu nastąpiły wielkie przeobrażenia. W styczniu 1791 r., Anna Maria z mężem udała się do bazyliki św. Piotra, gdzie ujrzała nieznajomego kapłana. Napotkawszy jego wzrok poczuła głębokie pragnienie zmiany życia i poświęcenia się Bogu. Jednocześnie, kapłan usłyszał w sercu głos, mówiący:
„Przyjrzyj się tej młodej kobiecie. Pewnego dnia zwróci się do ciebie, a wtedy doprowadź ją do nawrócenia, gdyż to Ja wybrałem ją, aby została świętą.”
Był to Angelo Verardi, wikariusz w parafii św. Marcelego, gdzie odbył się ślub Anny i Domenica. Cieszył się on reputacją człowieka „żyjącego w świętości”. Po tym spotkaniu, pragnienie nowego życia wciąż pogłębiało się u Anny Marii. W kilka miesięcy później, nie mogąc odzyskać spokoju i chcąc wejrzeć w siebie, postanowiła przystąpić do spowiedzi. Udała się w tym celu do kościoła św. Marcelego. Natknęła się tam na ojca Angelo, od którego usłyszała słowa: „Nareszcie jesteś!”
Był to początek duchowej przyjaźni z kapłanem, z którym widywała się odtąd często i otwierała przed nim swoje serce. Dzięki jego pomocy rozumiała coraz lepiej swoje powołanie i miejsce w planach Bożych. Przemiana była natychmiastowa i radykalna: Anna odrzuciła kosztowne stroje, biżuterię, przedstawienia, spacery i rozrywki. Zaczęła ubierać się jak najprościej i żyć skromnie, z dala od wielkiego świata. Jedynym przedmiotem jej pragnień była codzienna Komunia św., lektura Ewangelii i modlitwa. W ten sposób rozpoczęło się niezwykłe życie mistyczne Anny Marii, ów dialog z Jezusem trwający aż do jej śmierci.
„Przeznaczyłem cię do tego, byś nawracała dusze i pocieszała osoby każdego stanu” – powiedział do niej Chrystus.
Anna Maria poprosiła Domenica, aby pozwolił jej zmieć styl życia. Ponieważ ich życie małżeńskie i rodzinne toczyło się zwykłym torem, mąż nigdy nie przeszkadzał jej w duchowym rozwoju. Akceptacja ze strony męża była dla niej znakiem Bożego działania. Nigdy zresztą Anna nie przestała spełniać swoich obowiązków żony i matki wielodzietnej rodziny, godząc wewnętrzną potrzebę skupienia z poświęceniem najbliższym i innym ludziom. Dlatego kardynał określił ją później jako „najbardziej pociągający przykład wśród współczesnych świętych”.
DAR SŁOŃCA
Jej życie, podobnie jak życie innych świętych i mistyków, było dźwiganiem krzyża, a jednocześnie źródłem najwyższej radości. Tym, co wyróżniało Annę Marię spośród największych mistyków chrześcijaństwa, był „dar słońca”.
Pewnego wieczoru, na początku 1791 r., u progu swoich doświadczeń mistycznych, przebywając sama w pokoju, skupiona na modlitwie, zobaczyła ona przed sobą wielką jasność, niczym słońce zaledwie przysłonięte lekkimi obłokami. W pierwszej chwili pomyślała, że ma do czynienia z działaniem szatana. Zmieniła miejsce, przetarła oczy, ale „słońce” znajdowało się dalej tam, gdzie poprzednio, także w ciągu następnych dni. Wreszcie, przywykła do jego obecności.
Tajemnicze słońce, oddalone o mniej więcej „dwanaście stóp” i zawieszone około trzech stóp nad jej głową, miało odtąd towarzyszyć jej wszędzie, dniem i nocą, aż do końca życia. Przez czterdzieści siedem lat, świetlny dysk był dla niej nadprzyrodzonym źródłem wiedzy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W miarę upływu czasu, błyszczał on coraz mocniejszym blaskiem, aż osiągnął jasność „siedmiu złączonych ze sobą słońc”.
„Pokazuję ci zwierciadło, dzięki któremu zrozumiesz co jest dobre, a co złe” – powiedział do niej Pan.
Anna dodaje, że wewnątrz „słońca” widać było siedzącą postać o nieskończonej godności i majestacie; jej głowa zwrócona była ku niebu, jak w znieruchomieniu ekstazy, a z czoła wznosiły się pionowo ku górze dwa promienie.” Najprawdopodobniej postać ta była personifikacją mądrości.
Na świetlnej tarczy widniała także korona cierniowa i krzyż, jako symbole wcielenia Chrystusa. Samo słońce jest symbolem Boskości, Trójcy Przenajświętszej. „W słońcu tym pojawiały się obrazy, tak jak w magicznej latarni” – opisuje Anna Maria. Zawsze bardzo zrównoważona i rozsądna, przyjęła to nadprzyrodzone zjawisko z pokorą i posługiwała się nim zawsze dla dobra bliźnich. Przez niemal pół wieku widziała, na tarczy swojego słońca, przebieg wydarzeń społecznych i politycznych w całej Europie, głównie tych, które związane były z dziejami Kościoła.
Kardynał Pedicini relacjonuje: „Nie ulega wątpliwości, że był to szczególny sposób objawiania się Boga. Dzięki temu nadzwyczajnemu i nieznanemu przedtem darowi, Sługa Boża korzystała z wszechwiedzy Boga w stopniu, w jakim dusza przekazująca może tę wiedzę posiąść. Był to dar Raju, dar którym cieszą się jedynie błogosławieni, w sposób absolutnie uszczęśliwiający, gdziekolwiek przebywają. Jest pewne, że Bóg uczynił sobie przybytek w sercu swojej Sługi i przekazywał jej swoje największe tajemnice.”
LICZNE KONKRETNE PROROCTWA
Obrazy postrzegane przez Annę Marię nie były złudzeniem ani grą wyobraźni. Z najwyższą dokładnością opisywała ona miejsca, których nigdy nie odwiedziła, we Włoszech i w innych krajach, osoby, z którymi nigdy się nie spotkała i w szczegółach przepowiadała zdarzenia, które rzeczywiście miały dokonać się w późniejszym czasie. Spośród wielu faktów historycznych wspomnijmy chociażby o klęsce armii napoleońskiej w Rosji, o francuskim podboju Algierii, powstaniu greckim, rewolucji 1830 roku w Paryżu, zniesieniu niewolnictwa w Ameryce, losach wielu monarchii europejskich, zagładzie niektórych narodów i pojawieniu się nowych, klęskach żywiołowych i epidemiach. Wspomnijmy także o posłudze papieskiej Giovanniego Mastai Ferretti, który nie był jeszcze nawet kardynałem, gdy Anna Maria zmarła w 1837. Nie tylko zapowiedziała ona, że Ferretti zostanie papieżem, co miało się spełnić dziewięć lat po jej śmierci, ale przewidziała także główne motywy teologiczne i wydarzenia historyczne jego pontyfikatu, w czasie, gdy trudno jeszcze było je sobie wyobrazić. Należały do nich: konflikt między rządem włoskim i Państwem Kościelnym, prowadzący do zniesienia władzy świeckiej, ruchy rewolucyjne w ciągu całego tego długiego okresu, który zgodnie z jej objawieniami trwał 32 lata, relacje z władcami naszego kontynentu i przemiany zachodzące w całej Europie. Przewidziała ona także wrogość pewnych sił politycznych względem Kościoła i Piusa IX, reformy do których dążył (np. włączenie świeckich do posługi administracyjnej), sympatię, jaką otaczał go lud i spokojną śmierć Papieża we własnym łożu.
Co do Napoleona, Anna Maria nie tylko znała na bieżąco różne epizody z jego życia, ale zapowiedziała też jego śmierć na Wyspie św. Heleny i opisała pogrzeb tak, jakby była na nim obecna.
Jednym z tysięcy wydarzeń historycznych objawionych za jej pośrednictwem, była przedwczesna i niespodziewana śmierć 48-letniego rosyjskiego cara, Aleksandra, 1 grudnia 1825 r. na Krymie. Anna została powiadomiona o niej dużo wcześniej, bez jakichkolwiek nadzwyczajnych doświadczeń w jej życiu, które pełne było proroctw, wyprzedzających fakty o dziesiątki lat. Wiadomość została przekazana przez generała Alessandro Micheauda biskupowi Acqui, Modesto Contratto; ten ostatni zaś potwierdził ją pod przysięgą.
Przypomnijmy jeszcze inne dramatyczne zdarzenie „widziane” przez Annę Marię – zabójstwo generała Zakonu Świętej Trójcy i jego sekretarza, podczas ich pobytu w Kastylii, prowincji Hiszpanii, zajętej wtedy przez Francuzów. Mistyczka opisała to w szczegółach swojemu spowiednikowi, ojcu Ferdynandowi, ten z kolei – całej przerażonej wspólnocie. Trynitarze i ludność całego Rzymu otaczali Annę Marię takim respektem, że nikt nie kwestionował jej proroctw. Ich potwierdzenie nadeszło w miesiąc później, w liście z Hiszpanii, przedstawiającym wypadki w tych samych słowach, jakich użyła widząca.
Żadne ze zdarzeń ujrzanych przez nią w „zwierciadle” nie okazało się fałszywym proroctwem. Jej relacje na temat faktów historycznych i życia mnóstwa osób, są niezliczone, co wynika zresztą z Positio super virtutibus procesu beatyfikacyjnego Anny Marii. Dokument ten jest niewyczerpanym źródłem podobnych świadectw.
Mimo że nie obnosiła się ona nigdy ze swoim darem proroctwa i mówiła o nim tylko na wyraźne życzenie spowiednika lub innych kapłanów, nie potrafiła też skutecznie go ukryć. Wielu zwracało się do niej w poszukiwaniu światła, rady i pocieszenia. Przychodziła w sukurs każdemu i zawsze, gdy było to możliwe, dostarczając wnikliwych informacji o chorobie, lekarstwach na nią i przewidywalnych skutkach ich użycia, bądź też o nadchodzących okolicznościach i stanach duszy osób żyjących i zmarłych.
Modliła się za wszystkich proszących ją o duchowe wsparcie i zachęcała ich do modlitwy. „Słońce” objawiało jej wnętrza ludzkich serc i ich najtajniejsze sekrety. Nieraz posługiwała się tym darem, aby przyprowadzić daną osobę do Boga. Wielu rozmówców, widząc, że nic nie jest przed nią zakryte, prosiło Annę Marię o kierownictwo duchowe. Uczynił to między innymi ks. Raffaele Natali, który dzięki jej ścisłym wskazówkom zdołał pokonać swoje wady.
MATKA RODZINY I MISTYCZKA
Obok zjawiska „słońca” nie opuszczającego jej ani na moment, charakterystyczną cechą jej duchowości był poufny dialog z Chrystusem, do którego Pan zapraszał ją w chwilach najmniej przewidywalnych: znienacka, niezależnie od zajęcia, Anna była odrywana od świata materialnego i przenoszona do rzeczywistości duchowej, gdzie stawała się obojętna na wszystko, co ją otaczało. Według jej spowiednika, ekstazy były tak częste, że świadoma swoich obowiązków żony i matki próbowała nieraz przeciwstawić się woli Boskiego Oblubieńca: „Panie, zostaw mnie w spokoju, jestem matką rodziny!”
Chwile zjednoczenia z Bogiem, owe „święte podróże”, jak nazywał je spowiednik, były uprzywilejowanym czasem objawień, podczas których „widziała tajniki Kościoła oraz intencji, w których się modliła.” Przed końcem każdej ekstazy, Anna Maria otrzymywała odpowiedzi, o które prosiła, a dzięki temu – wiadomości, których nie mogłaby zdobyć w sposób naturalny.
Oprócz obrazów pojawiających się na tarczy „słońca”, źródłem jej wiedzy były bezpośrednie rozmowy z Panem.
Otrzymała ona pełną zdolność godzenia intensywnego życia mistycznego z obowiązkami życia w małżeństwie i rodzinie: miała siedmioro dzieci, a ze względu na skromne dochody, musiała pracować wytrwale. Niezwykle wymagający mąż oczekiwał od niej wszelkich przysług, nie tolerując najmniejszego spóźnienia ani zaniedbania. „Nigdy się nie sprzeczała, poświadczam to na chwałę Bożą, ja, który spędziłem czterdzieści osiem lat z tą błogosławioną duszą. Żyliśmy w niezmiennym spokoju, niczym w raju” – powiedział Domenico Taigi podczas procesu beatyfikacyjnego.
Nie przypadkowo Anna Maria, matka rodziny, zawsze gotowa nieść pomoc wszystkim potrzebującym, jest wciąż instynktownie otaczana głębokim kultem przez lud Boży, a głównie – przez żony i matki. Osobiście wpajała ona swoim dzieciom wiarę i wartości religijne, podkreślała znaczenie pracy, a lenistwo traktowała jako źródło wszystkich innych grzechów. Często zabierała dzieci ze sobą w odwiedziny do chorych i ubogich. Znała wiele wpływowych i bogatych osób, które zwracały się do niej o radę czy też modlitwę. Mogła bez trudu uzyskać jakieś korzyści dla swoich dzieci, ale nigdy o to nie poprosiła. Nie próbowała pomagać im we wspinaczce po stopniach drabiny społecznej, chciała tylko, aby zostały dobrymi chrześcijanami i szlachetnymi, uczciwymi oraz pracowitymi ludźmi.
Trzeba dodać, że Taigim nie brakowało trosk i utrapień – zmienna sytuacja polityczna i społeczna pogrążyła ich w wielkim ubóstwie, nieobce im były choroby, troje ich dzieci zmarło bardzo wcześnie. Wszystkie te krzyże Anna Maria starała się przyjmować bez szemrania, aby ułatwić ich akceptację swoim najbliższym. W ciągu dnia przepełnionego pracą znajdowała czas na wszystko i dla wszystkich: dla męża, dzieci, starych rodziców, dla ludzi chorych i potrzebujących; na modlitwę, lekturę, zajęcia domowe i wykonywane kosztem snu prace krawieckie, którymi usiłowała podratować rodzinny budżet.
Była ona pełna gorliwości, zawsze gotowa modlić się i dawać podarunki tym, którzy okazywali jej złość albo nieżyczliwość. Niektórzy rozpowszechniali pogłoskę, że Anna jest kobietą egzaltowaną lub czarownicą. Słysząc, że ktoś ją oczernia, mąż wpadał w furię i demonstrował wściekłość co najmniej werbalnie. Musiała wtedy uspokajać go, a pewnego razu nawet dołożyć starań, aby uwolnić z więzienia sąsiadkę, którą Domenico oskarżył przed sądem o zniesławienie żony.
Gdy w 1798 proklamowano Republikę Rzymską, Papież udał się na wygnanie. Był to początek bardzo trudnego okresu, Państwo Kościelne dotknęła klęska głodu. Anna Maria musiała codziennie stać w kolejce razem z gromadą nędzarzy, aby zapewnić chleb swojej rodzinie. Pracowała jeszcze więcej niż zwykle, wyrabiała obuwie, szyła kobiece suknie i gorsety. Nikt jednak nie usłyszał z jej ust ani jednej skargi.
Zajęcia te dały jej sposobność poznania królowej Etrurii, Marii Luizy, która dzięki modlitwom Anny została uzdrowiona z epilepsji. Królowa darzyła ją taką admiracją, że uczyniła swoją przyjaciółką i nalegała, by Anna z całą rodziną przeprowadziła się do jej pałacu. Ta odmówiła kategorycznie, jak w wielu podobnych przypadkach.
W procesie beatyfikacyjnym opowiada o tym ks. Raffaele Natali: „Oświadczam, że wielu było takich, którzy otrzymawszy niezwykłe łaski za jej pośrednictwem, chcieli odwdzięczyć się sowicie. Anna Maria odmawiała zawsze, nawet gdy żyła w najgłębszym ubóstwie. Czyniła tak z dwóch powodów: po pierwsze, aby nie mieszać działania Bożego ze sprawami materialnymi, po drugie – aby nie zbaczać z najpewniejszej drogi, jaką jest ubóstwo, mimo zapewnień spowiednika, że ma ona prawo przyjąć dyskretną jałmużnę.”
Odrzuciła również gościnną propozycję złożoną jej rodzinie przez kardynała Carla Marię Pediciniego, który był duchowym przyjacielem i powiernikiem Anny przez ponad dwadzieścia lat. W zamian za to, była wielokrotnie wspomagana przez Opatrzność, do której miała nieskończone zaufanie i której powierzała się z największą pogodą ducha nawet w najtrudniejszych momentach swego życia. Wszyscy, którym wyświadczyła jakieś dobro, czuli się zobowiązani wspierać materialnie Annę i jej rodzinę w trudnych chwilach, mimo, że nigdy o nic nie prosiła. Dla siebie zachowywała ona jedynie to, co niezbędne, pozostałe środki przeznaczając dla jeszcze uboższych.
TERCJARKA W ZAKONIE ŚW. TRÓJCY
Anna Maria każdego dnia dostępowała łaski rozmowy z Jezusem, Bogiem Ojcem, Maryją, świętymi, aniołami i duszami czyśćcowymi. W ten sposób dowiadywała się o ważnych wydarzeniach z życia tych, którzy tłumnie przybywali prosić ją o radę, pomoc, pociechę i wstawiennictwo. Otrzymywane informacje były zawsze precyzyjne, co sprawiało, że mogła ona pouczać, zachęcać, kierować, a w razie potrzeby napominać lub ostrzegać.
W dniu św. Stefana 1808 roku, po Komunii, którą przyjmowała możliwie jak najczęściej, Pan poprosił ją aby została tercjarką w zakonie Św. Trójcy: „To, co do ciebie mówię, jest tak prawdziwe, jak to, że Francuzi zakwaterowani w klasztorze twojego duchowego Ojca natychmiast odejdą i nigdy nie powrócą oraz to, że twoja śmiertelnie chora córka odzyskała zdrowie.”
Wszystko się sprawdziło – żołnierze francuscy opuścili klasztor Ojca Verardiego, a po powrocie do domu Anna Maria znalazła w dobrym zdrowiu córkę, która przed jej wyjściem była bliska śmierci. Dodajmy, że prośba Chrystusa była odpowiedzią na szczególne nabożeństwo mistyczki do Trójcy Przenajświętszej.
DAR UZDRAWIANIA
Poza darem „słońca” otrzymała ona wiele darów nadprzyrodzonych: objawienia Jezusa, Maryi i świętych, niemal codziennie słyszała wypowiadane przez Nich słowa. Jak opowiada Kardynał Pedicini, tuż po odkryciu swego powołania, Anna Maria zachorowała tak ciężko, że uważano jej dni za policzone.
Po trudnej walce z chorobą, „nad ranem, ogarnęło ją uczucie miłości i pokoju, a wtedy, na wysokościach objawił jej się Jezus Nazarejczyk (…) Ujął jej rękę, uścisnął mocno i rozmawiali długo. Powiedział, że ona jest jego oblubienicą a dotknięciem przekazuje jej dar uzdrowienia. Przez długi czas trzymał jej dłoń w swojej, Anna Maria zaś natychmiast odzyskała zdrowie.”
Dar uzdrawiania obecny był w całym jej życiu, dlatego też wiele osób szukało u niej pomocy. Nigdy nie odmówiła udania się do chorego, aby wziąć go za rękę, uczynić znak krzyża i się modlić. Jeśli nie mogła wyjść z domu, posyłała oliwę z lampki palącej się pod obrazem Maryi w jej domu, polecając, aby chory namaścił się dla uzyskania ulgi w cierpieniu. Akta procesu kanonizacyjnego pełne są świadectw o wyjednanych przez Annę Marię nagłych, cudownych uzdrowieniach z nieuleczalnych chorób. Oto jedno z nich:
„Gdy odwiedzała siedem kościołów, zaskoczył ją ulewny deszcz. Poprosiła wtedy o schronienie w pewnym domu. Zastała tam umierającą kobietę, która przyjęła ostatnie namaszczenie i leżała otoczona przez płaczącą rodzinę. Anna Maria zbliżyła się i położyła dłoń na czole chorej, uczyniła znak krzyża i powiedziała: „Proszę się nie bać, otrzymała pani łaskę od Boga!” Kobieta otwarła oczy, zaczęła mówić i w ciągu godziny odzyskała pełnię zdrowia.
W 1869 lekarze odkryli u młodej mieszkanki Rzymu, Anny Marii del Pinto, zaawansowanego raka macicy. Ponieważ medycyna nie pozostawiała jej żadnej nadziei, niezwykle pobożna niewiasta przygotowała się na śmierć i przyjęła ostatnie namaszczenie. Zasugerowano jej, aby odmówiła nowennę do Anny Marii Taigi, która już od 30 lat po swej śmierci była obiektem żywego kultu. Chora posłuchała tej rady, a pewnego dnia, modląc się, ujrzała w widzeniu Maryję, wskazującą na Annę Marię i wypowiadającą słowa: „Córko, oto twoja wybawicielka”. „Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi coś z macicy, tak, że krzyknęłam i podskoczyłam z bólu” – wspomina Anna Maria del Pinto. – „W dłoni Sługi Bożej1 ujrzałam coś, co miało kształt i wielkość jajka. Pokazała mi to i włożyła do naczynia trzymanego przez Maryję. Widzenie znikło, a ja obudziłam się w dobrym stanie i usłyszałam: «Wstań córko, odzyskałaś zdrowie. Idź natychmiast do kościoła św. Chryzogona aby podziękować Najświętszej Trójcy i Słudze Bożej»”.
Lekarze ze zdumieniem stwierdzili nagłe i całkowite uzdrowienie. Ten przypadek został potraktowany jako jeden z dowodów w procesie beatyfikacyjnym Anny Marii Taigi.
ŚWIADECTWA OJCA HUGO CLIFFORDA
Uratowała ona wiele osób przed śmiercią. W Rzymie, łączyła ją duchowa przyjaźń z angielskim kapłanem, Hugo Cliffordem: „Pewnego dnia, Sługa Boża wezwała mnie, zatroskana o człowieka, nad którego duszą czuwała w szczególny sposób i którego widziała w swoim tajemniczym słońcu. Poprosiła, abym pobiegł do niego natychmiast, ponieważ załamany złym obrotem swoich spraw, słucha podszeptów szatana i jest gotów zadać sobie śmierć, strzelając z pistoletu. Pospieszyłem do niego niezwłocznie, zastałem w pokoju mocno wzburzonego, przekazałem wiadomość od Sługi Bożej i starałem się go uspokoić.
Wyznał mi, że gdybym zjawił się choć trochę później, zastrzeliłby się i znalazłbym go martwego.”
„Wylękniona młoda kobieta, Orsola Annibali, ratując życie uciekła przed mężem i znalazła schronienie w domu Sługi Bożej. Zacietrzewiony mąż szukał jej wszędzie.
Przyjmując u ją siebie z całą gościnnością, Anna Maria modliła się do Boga. Spojrzawszy w swoje słońce, powiedziała do mnie: «Niech ksiądz sam pójdzie do niego i powie, że jego żona przebywa w moim domu.
Uprzedzam, że w swoim szale rzuci się na księdza z nożem w ręku. Proszę nie ustępować i z kapłańską powagą udzielić mu ostrej nagany. Już po pierwszych słowach upuści nóż i rzuci się do stóp księdza z płaczem, łagodny jak baranek.»
Wszystko przebiegło tak, jak zostało przepowiedziane. Anna Maria zaprosiła młodych małżonków na obiad. Wysłuchawszy jej napomnienia, pojednali się i odeszli w pokoju.”
„Wiele razy mówiła mi o pokusach, jakie mnie trapiły i radziła, jak się z nimi uporać. Często, gdy przed odprawieniem Mszy św. widziała mnie zamyślonego i przygnębionego, odkrywała moje zmartwienie, smutek mego serca, i przywracała mi pokój” – dodaje ks. Clifford.
PEŁNA CNÓT, A ZWŁASZCZA POKORNA
Anna Maria posłusznie przekazywała relacje z tych wszystkich zdarzeń kardynałowi Pediciniemu i ks. Raffaele Nataliemu. Ten ostatni zapisywał jej świadectwo.
Mimo tak wielu nadprzyrodzonych zjawisk, Anna Maria odznaczała się ogromną pokorą. Trudno zliczyć wszystkie jej posty, umartwienia i modlitwy o nawrócenie heretyków i grzeszników. Respekt i uznanie wśród możnych tego świata, nie wbijały jej w pychę, przeciwnie, zasmucały, gdyż wolała ona żyć w ukryciu, z dala od rozgłosu.
Jak pisze ks. Raffaele Natali, „w chwilach ciszy, na osobności, w swoim małym pokoiku płakała nad wszystkimi tymi zaszczytami i skarżyła się Panu”.
Anna Maria zachowywała wszystko w swoim sercu. Oto świadectwo jej córki, Sofii: „Jest wiele rzeczy, o których nie mogłabym powiedzieć. Nie wspominała o niczym i próżno byłoby zadawać jej pytania. My, w domu, mogliśmy zaobserwować tylko to, czego jej cnoty i rozwaga nie były w stanie ukryć. Wiele dowiedzieliśmy się później od tych, którzy lepiej znali jej duszę... Główną cechą charakteru mojej matki było zatajanie i przemilczanie całego dobra, jakie czyniła, a także własnych cnót. Wszystko, co zostało potem wyjawione, cała jej świętość i obfitość darów Bożych, były nam nieznane. Podziwialiśmy ją jedynie dla jej niezwykłych zalet i prostoty, z jaką potrafiła wszystko ukrywać.”
O ważnych osobistościach: „Nie tylko nie rozwodziła się na temat ich odwiedzin i spotkań z nimi, ale nigdy nie słyszeliśmy nawet, by wspominała wśród bliskich o wizycie jakiegoś dostojnika, kardynała, biskupa, księżniczki lub o tym, że była do nich wzywana. Gdybyśmy nie widzieli ich na własne oczy przychodzących do nas i gdybym nie towarzyszyła jej podczas odwiedzin w wielu domach, niczego nie usłyszelibyśmy od niej samej.”
Anna Maria Taigi cieszyła się szacunkiem i podziwem ze strony Papieży. Z każdym rozmawiała bezpośrednio i często. Jej skromność w tej materii zasługuje na jeszcze większe uznanie. Była zawsze dyspozycyjna dla wszystkich. Zwracali się do niej bogaci i ubodzy, zdrowi i chorzy, rodzina i obcy. Nigdy nie odesłała nikogo z pustymi rękoma; nigdy nie odmówiła nikomu rady ani pociechy.
DAR POZNAWANIA SERC I DAR RADY
Posiadała ona niezwykły dar czytania w ludzkich sercach: widziała niepokoje, sekrety, emocje, lęki, uczucia swoich bliźnich. Wszystko było jej objawiane, jak twierdzi ks. Raffaele Natali, „miała ona dar przenikania serc i sumień ludzi znajdujących się daleko i blisko. Spotkawszy pana Doniry, ministra Bawarii, usłyszałem od niego, że chciałby on poznać jakąś pobożną osobę. Zaprowadziłem go do Sługi Bożej, z którą długo rozmawiał. Wreszcie wyszedł od niej bardzo poruszony i powiedział mi, że Anna Maria opisała mu zdarzenia z jego życia, o których nie mogła mieć pojęcia. Rozmawiając z nim o polityce, dokładnie odmalowała oparte na kłamliwych przesłankach stanowiska poszczególnych ministerstw i podała, w jaki sposób Bóg będzie je ujawniać. Z oczyma pełnymi łez, dodał: „Ta kobieta wydaje się trzymać w dłoniach tajemnice wszystkich gabinetów, tak jak ja trzymam tę szkatułkę (pokazał mi ją), podczas gdy my, doświadczeni ministrowie, nie posiadamy na ten temat wyczerpującej wiedzy”.
Kardynał Pedicini: „Oświadczam z całym przekonaniem, że jej rady były mądre, słuszne, w każdym calu dobrane do okoliczności i osób, bez wyjątku... Ktokolwiek otrzymał łaskę poznania jej lub zasięgnięcia u niej rady chociaż raz, zdawał sobie sprawę z całej jej mądrości i światła, jakim została obdarzona jej dusza. Z jej rad korzystali władcy, kardynałowie, prałaci, zagraniczni biskupi, kapłani, zakonnicy, książęta, ministrowie, także urzędnicy merostw, zwykli obywatele, kupcy, rzemieślnicy, wieśniacy, gospodynie domowe i ubodzy. Wszystkich zdumiewało niezwykłe rozeznanie tej niepiśmiennej kobiety w najważniejszych sprawach państwowych i tym, co je łączy; w powiązaniach między poszczególnymi klasami społecznymi; w zajęciach, sprawach i obowiązkach wszystkich grup społecznych, politycznych i religijnych... Ja sam, na chwałę Bożą, mogę stwierdzić, że niezliczoną liczbę razy otrzymałem od niej światłe rady co do mojej posługi, spraw mojej rodziny, a nawet tego, co dotyczyło mnie bezpośrednio.”
UCZESTNICTWO W MĘCE CHRYSTUSA I MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO
Ks. Raffaele Natali, który przez ponad dwadzieścia lat towarzyszył naszej błogosławionej w życiu duchowym, opowiada, że była ona niepokojona przez złe duchy, które napadały na nią gwałtownie i z wielkim hałasem, zwłaszcza nocą. Los Anny Marii nie różnił się pod tym względem od losu innych wielkich mistyków. Przyjmowała wszystko z cierpliwością i zaufaniem do Boga. Jej choroby pogłębiały się z biegiem lat. Kardynał Pedicini widział w jej cierpieniach znaki i pamiątkę Męki Chrystusowej, niewidzialne stygmaty, których ból nasilał się w każdy piątek.
Mimo że przez całe życie miała problemy ze zdrowiem, dźwigała niestrudzenie swój krzyż i dawała z siebie wszystko, aby świadczyć miłosierdzie bliźnim. Ngdy nie uskarżała się na cierpienia i troski, jakie ją dotykały, ale zawsze powtarzała „Przyjmuję to dla miłości Bożej”. Na wiele lat przed śmiercią, w obecności ks. Nataliego, z oczyma błyszczącymi radością przepowiedziała datę swojego odejścia z tej ziemi i to, że miało ono nastąpić w piątek. Wewnętrzny głos powiadomił ją, że w ostatnich chwilach życia będzie samotna i opuszczona podobnie, jak Jezus na krzyżu. Wszystko spełniło się tak, jak było jej to dane przewidzieć.
Łatwo wyobrazić sobie, jak bardzo Anna Maria była oblegana przez osoby, które potrzebowały jej daru uzdrawiania. Odwiedzała każdego bez różnicy, najbardziej jednak kochała ubogich. Z tą samą gorliwością pojawiała się nawet u tych, którzy jej nie wzywali. „Dowiedziawszy się, że córka jednej z jej prześladowczyń jest chora, matka poszła tam czym prędzej, by zaopiekować się dziewczyną fizycznie i duchowo. Za każdym razem przynosiła biszkopty lub trochę dobrego wina, które otrzymała w podarunku i zachowywała dla niezamożnych chorych. Zachęcała do położenia ufności w Bogu, a ponieważ choroba była przewlekła i ciężka – także do cierpliwości i modlitwy. Matka moja pocieszała i czyniła znak krzyża swoją figurką Najświętszej Maryi Panny. W końcu chora wyzdrowiała” – opowiada córka Anny, Sofia.
Odwiedzając chorych w szpitalu i w domach, Anna Maria zabierała ze sobą córki, aby nauczyły się opiekować chorymi.
BŁOGOSŁAWIONA ANNA MARIA TAIGI
W 1852, zaczęto gromadzić dokumentację na potwierdzenie cnót i świętości Anny Marii Taigi. W 1863, Pius IX otworzył proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny, nadając jej tytuł „Sługi Bożej”. Obydwa procesy, diecezjalny i apostolski, podczas których świadectwa składali krewni, hierarchowie Kościoła oraz świeccy z różnych klas społecznych, znający ją osobiście – pozwoliły wydobyć na światło dzienne wszystkie jej cnoty heroiczne. 30 maja 1920 r., podczas uroczystej ceremonii na Placu św. Piotra, w obecności nieprzebranego tłumu, Anna Maria została ogłoszona błogosławioną. Do dzisiaj, zwłaszcza w Rzymie, gdzie w kościele św. Chryzogona spoczywają jej doczesne szczątki, niezwykle żywy jest kult owej „świętej domowego ogniska”. Nigdy nie przestała ona być wytrwałą orędowniczką łask Bożych. Zamknięta w szklanej trumnie, drobna postać o łagodnym uśmiechu i pogodnym wyrazie twarzy wciąż odpowiada na wszystkie skierowane do niej prośby.
Anna Maria Gianetti urodziła się w Sienie, rodzinnym mieście wielkiej Katarzyny Sieneńskiej, położonym w samym sercu Włoch, w 1769 r. Była jedynym dzieckiem w zubożałej rodzinie kupieckiej.
W poszukiwaniu środków do życia rodzina przeprowadziła się do Rzymu, który odwiedziła już wcześniej z okazji Jubileuszu 1775 r. Gianetti byli wierzący, a ich córka wyrastała na piękną, dobrze wychowaną, pracowitą i oddaną swoim rodzicom dziewczynę. W sytuacji kryzysu ekonomicznego, jaki ogarnął Rzym, ojciec Anny –wbrew swoim oczekiwaniom – nie zgromadził wielkiej fortuny. Wraz z matką postanowili więc umieścić trzynastoletnią wówczas córkę u bogatej arystokratki, Marii Serra Marini. Swoim miłym obejściem i zdolnościami dziewczynka natychmiast zaskarbiła sobie przyjaźń i szacunek opiekunki. Pozostała u niej aż do swego ślubu, zawartego w 1790 r., gdy miała 20 lat.
Jej mężem został starszy od niej o osiem lat majordomus, Domenico Taigi. Według świadectw im współczesnych, był on wysoki, krzepki, silny, jowialny, sympatyczny, lecz także trochę nieokrzesany, uparty i porywczy. Jego charakter mocno kontrastował z kruchością, delikatnością i wrażliwością Anny. Domenico był jednak praktykującym katolikiem, człowiekiem pracowitym, o dobrych manierach. Mimo znacznych różnic, ich małżeństwo było udane dzięki łagodności i wyrozumiałości żony, która dostrzegała zalety męża i potrafiła go obłaskawić, gdy ulegał porywom złości i zmiennym nastrojom. Sam Domenico twierdził, że w jego domu panował zawsze „niebiański pokój”.
Chlebodawca Domenica, książę Chigi, doceniał go i chciał jego dobra. Podarował on młodym małżonkom małe mieszkanko. Tam właśnie urodziły się ich dzieci; tam rozpoczął się cudowny dialog między Anną Marią a Bogiem.
Początkowo, ich wspólne życie było szczęśliwe i beztroskie. Anna Maria porzuciła pracę i poświęciła się całkowicie domowi i mężowi. Była młodą mężatką jak wiele innych, głęboko wierzącą, ale też bardzo radosną, lubiącą piękne stroje i dozwolone rozrywki, takie jak muzyka, teatr i spacery.
ZDECYDOWANY NAKAZ BOŻY:
PRZEZNACZYŁEM CIĘ DO TEGO, BYŚ NAWRACAŁA I POCIESZAŁA DUSZE
Wkrótce jednak w jej życiu nastąpiły wielkie przeobrażenia. W styczniu 1791 r., Anna Maria z mężem udała się do bazyliki św. Piotra, gdzie ujrzała nieznajomego kapłana. Napotkawszy jego wzrok poczuła głębokie pragnienie zmiany życia i poświęcenia się Bogu. Jednocześnie, kapłan usłyszał w sercu głos, mówiący:
„Przyjrzyj się tej młodej kobiecie. Pewnego dnia zwróci się do ciebie, a wtedy doprowadź ją do nawrócenia, gdyż to Ja wybrałem ją, aby została świętą.”
Był to Angelo Verardi, wikariusz w parafii św. Marcelego, gdzie odbył się ślub Anny i Domenica. Cieszył się on reputacją człowieka „żyjącego w świętości”. Po tym spotkaniu, pragnienie nowego życia wciąż pogłębiało się u Anny Marii. W kilka miesięcy później, nie mogąc odzyskać spokoju i chcąc wejrzeć w siebie, postanowiła przystąpić do spowiedzi. Udała się w tym celu do kościoła św. Marcelego. Natknęła się tam na ojca Angelo, od którego usłyszała słowa: „Nareszcie jesteś!”
Był to początek duchowej przyjaźni z kapłanem, z którym widywała się odtąd często i otwierała przed nim swoje serce. Dzięki jego pomocy rozumiała coraz lepiej swoje powołanie i miejsce w planach Bożych. Przemiana była natychmiastowa i radykalna: Anna odrzuciła kosztowne stroje, biżuterię, przedstawienia, spacery i rozrywki. Zaczęła ubierać się jak najprościej i żyć skromnie, z dala od wielkiego świata. Jedynym przedmiotem jej pragnień była codzienna Komunia św., lektura Ewangelii i modlitwa. W ten sposób rozpoczęło się niezwykłe życie mistyczne Anny Marii, ów dialog z Jezusem trwający aż do jej śmierci.
„Przeznaczyłem cię do tego, byś nawracała dusze i pocieszała osoby każdego stanu” – powiedział do niej Chrystus.
Anna Maria poprosiła Domenica, aby pozwolił jej zmieć styl życia. Ponieważ ich życie małżeńskie i rodzinne toczyło się zwykłym torem, mąż nigdy nie przeszkadzał jej w duchowym rozwoju. Akceptacja ze strony męża była dla niej znakiem Bożego działania. Nigdy zresztą Anna nie przestała spełniać swoich obowiązków żony i matki wielodzietnej rodziny, godząc wewnętrzną potrzebę skupienia z poświęceniem najbliższym i innym ludziom. Dlatego kardynał określił ją później jako „najbardziej pociągający przykład wśród współczesnych świętych”.
DAR SŁOŃCA
Jej życie, podobnie jak życie innych świętych i mistyków, było dźwiganiem krzyża, a jednocześnie źródłem najwyższej radości. Tym, co wyróżniało Annę Marię spośród największych mistyków chrześcijaństwa, był „dar słońca”.
Pewnego wieczoru, na początku 1791 r., u progu swoich doświadczeń mistycznych, przebywając sama w pokoju, skupiona na modlitwie, zobaczyła ona przed sobą wielką jasność, niczym słońce zaledwie przysłonięte lekkimi obłokami. W pierwszej chwili pomyślała, że ma do czynienia z działaniem szatana. Zmieniła miejsce, przetarła oczy, ale „słońce” znajdowało się dalej tam, gdzie poprzednio, także w ciągu następnych dni. Wreszcie, przywykła do jego obecności.
Tajemnicze słońce, oddalone o mniej więcej „dwanaście stóp” i zawieszone około trzech stóp nad jej głową, miało odtąd towarzyszyć jej wszędzie, dniem i nocą, aż do końca życia. Przez czterdzieści siedem lat, świetlny dysk był dla niej nadprzyrodzonym źródłem wiedzy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W miarę upływu czasu, błyszczał on coraz mocniejszym blaskiem, aż osiągnął jasność „siedmiu złączonych ze sobą słońc”.
„Pokazuję ci zwierciadło, dzięki któremu zrozumiesz co jest dobre, a co złe” – powiedział do niej Pan.
Anna dodaje, że wewnątrz „słońca” widać było siedzącą postać o nieskończonej godności i majestacie; jej głowa zwrócona była ku niebu, jak w znieruchomieniu ekstazy, a z czoła wznosiły się pionowo ku górze dwa promienie.” Najprawdopodobniej postać ta była personifikacją mądrości.
Na świetlnej tarczy widniała także korona cierniowa i krzyż, jako symbole wcielenia Chrystusa. Samo słońce jest symbolem Boskości, Trójcy Przenajświętszej. „W słońcu tym pojawiały się obrazy, tak jak w magicznej latarni” – opisuje Anna Maria. Zawsze bardzo zrównoważona i rozsądna, przyjęła to nadprzyrodzone zjawisko z pokorą i posługiwała się nim zawsze dla dobra bliźnich. Przez niemal pół wieku widziała, na tarczy swojego słońca, przebieg wydarzeń społecznych i politycznych w całej Europie, głównie tych, które związane były z dziejami Kościoła.
Kardynał Pedicini relacjonuje: „Nie ulega wątpliwości, że był to szczególny sposób objawiania się Boga. Dzięki temu nadzwyczajnemu i nieznanemu przedtem darowi, Sługa Boża korzystała z wszechwiedzy Boga w stopniu, w jakim dusza przekazująca może tę wiedzę posiąść. Był to dar Raju, dar którym cieszą się jedynie błogosławieni, w sposób absolutnie uszczęśliwiający, gdziekolwiek przebywają. Jest pewne, że Bóg uczynił sobie przybytek w sercu swojej Sługi i przekazywał jej swoje największe tajemnice.”
LICZNE KONKRETNE PROROCTWA
Obrazy postrzegane przez Annę Marię nie były złudzeniem ani grą wyobraźni. Z najwyższą dokładnością opisywała ona miejsca, których nigdy nie odwiedziła, we Włoszech i w innych krajach, osoby, z którymi nigdy się nie spotkała i w szczegółach przepowiadała zdarzenia, które rzeczywiście miały dokonać się w późniejszym czasie. Spośród wielu faktów historycznych wspomnijmy chociażby o klęsce armii napoleońskiej w Rosji, o francuskim podboju Algierii, powstaniu greckim, rewolucji 1830 roku w Paryżu, zniesieniu niewolnictwa w Ameryce, losach wielu monarchii europejskich, zagładzie niektórych narodów i pojawieniu się nowych, klęskach żywiołowych i epidemiach. Wspomnijmy także o posłudze papieskiej Giovanniego Mastai Ferretti, który nie był jeszcze nawet kardynałem, gdy Anna Maria zmarła w 1837. Nie tylko zapowiedziała ona, że Ferretti zostanie papieżem, co miało się spełnić dziewięć lat po jej śmierci, ale przewidziała także główne motywy teologiczne i wydarzenia historyczne jego pontyfikatu, w czasie, gdy trudno jeszcze było je sobie wyobrazić. Należały do nich: konflikt między rządem włoskim i Państwem Kościelnym, prowadzący do zniesienia władzy świeckiej, ruchy rewolucyjne w ciągu całego tego długiego okresu, który zgodnie z jej objawieniami trwał 32 lata, relacje z władcami naszego kontynentu i przemiany zachodzące w całej Europie. Przewidziała ona także wrogość pewnych sił politycznych względem Kościoła i Piusa IX, reformy do których dążył (np. włączenie świeckich do posługi administracyjnej), sympatię, jaką otaczał go lud i spokojną śmierć Papieża we własnym łożu.
Co do Napoleona, Anna Maria nie tylko znała na bieżąco różne epizody z jego życia, ale zapowiedziała też jego śmierć na Wyspie św. Heleny i opisała pogrzeb tak, jakby była na nim obecna.
Jednym z tysięcy wydarzeń historycznych objawionych za jej pośrednictwem, była przedwczesna i niespodziewana śmierć 48-letniego rosyjskiego cara, Aleksandra, 1 grudnia 1825 r. na Krymie. Anna została powiadomiona o niej dużo wcześniej, bez jakichkolwiek nadzwyczajnych doświadczeń w jej życiu, które pełne było proroctw, wyprzedzających fakty o dziesiątki lat. Wiadomość została przekazana przez generała Alessandro Micheauda biskupowi Acqui, Modesto Contratto; ten ostatni zaś potwierdził ją pod przysięgą.
Przypomnijmy jeszcze inne dramatyczne zdarzenie „widziane” przez Annę Marię – zabójstwo generała Zakonu Świętej Trójcy i jego sekretarza, podczas ich pobytu w Kastylii, prowincji Hiszpanii, zajętej wtedy przez Francuzów. Mistyczka opisała to w szczegółach swojemu spowiednikowi, ojcu Ferdynandowi, ten z kolei – całej przerażonej wspólnocie. Trynitarze i ludność całego Rzymu otaczali Annę Marię takim respektem, że nikt nie kwestionował jej proroctw. Ich potwierdzenie nadeszło w miesiąc później, w liście z Hiszpanii, przedstawiającym wypadki w tych samych słowach, jakich użyła widząca.
Żadne ze zdarzeń ujrzanych przez nią w „zwierciadle” nie okazało się fałszywym proroctwem. Jej relacje na temat faktów historycznych i życia mnóstwa osób, są niezliczone, co wynika zresztą z Positio super virtutibus procesu beatyfikacyjnego Anny Marii. Dokument ten jest niewyczerpanym źródłem podobnych świadectw.
Mimo że nie obnosiła się ona nigdy ze swoim darem proroctwa i mówiła o nim tylko na wyraźne życzenie spowiednika lub innych kapłanów, nie potrafiła też skutecznie go ukryć. Wielu zwracało się do niej w poszukiwaniu światła, rady i pocieszenia. Przychodziła w sukurs każdemu i zawsze, gdy było to możliwe, dostarczając wnikliwych informacji o chorobie, lekarstwach na nią i przewidywalnych skutkach ich użycia, bądź też o nadchodzących okolicznościach i stanach duszy osób żyjących i zmarłych.
Modliła się za wszystkich proszących ją o duchowe wsparcie i zachęcała ich do modlitwy. „Słońce” objawiało jej wnętrza ludzkich serc i ich najtajniejsze sekrety. Nieraz posługiwała się tym darem, aby przyprowadzić daną osobę do Boga. Wielu rozmówców, widząc, że nic nie jest przed nią zakryte, prosiło Annę Marię o kierownictwo duchowe. Uczynił to między innymi ks. Raffaele Natali, który dzięki jej ścisłym wskazówkom zdołał pokonać swoje wady.
MATKA RODZINY I MISTYCZKA
Obok zjawiska „słońca” nie opuszczającego jej ani na moment, charakterystyczną cechą jej duchowości był poufny dialog z Chrystusem, do którego Pan zapraszał ją w chwilach najmniej przewidywalnych: znienacka, niezależnie od zajęcia, Anna była odrywana od świata materialnego i przenoszona do rzeczywistości duchowej, gdzie stawała się obojętna na wszystko, co ją otaczało. Według jej spowiednika, ekstazy były tak częste, że świadoma swoich obowiązków żony i matki próbowała nieraz przeciwstawić się woli Boskiego Oblubieńca: „Panie, zostaw mnie w spokoju, jestem matką rodziny!”
Chwile zjednoczenia z Bogiem, owe „święte podróże”, jak nazywał je spowiednik, były uprzywilejowanym czasem objawień, podczas których „widziała tajniki Kościoła oraz intencji, w których się modliła.” Przed końcem każdej ekstazy, Anna Maria otrzymywała odpowiedzi, o które prosiła, a dzięki temu – wiadomości, których nie mogłaby zdobyć w sposób naturalny.
Oprócz obrazów pojawiających się na tarczy „słońca”, źródłem jej wiedzy były bezpośrednie rozmowy z Panem.
Otrzymała ona pełną zdolność godzenia intensywnego życia mistycznego z obowiązkami życia w małżeństwie i rodzinie: miała siedmioro dzieci, a ze względu na skromne dochody, musiała pracować wytrwale. Niezwykle wymagający mąż oczekiwał od niej wszelkich przysług, nie tolerując najmniejszego spóźnienia ani zaniedbania. „Nigdy się nie sprzeczała, poświadczam to na chwałę Bożą, ja, który spędziłem czterdzieści osiem lat z tą błogosławioną duszą. Żyliśmy w niezmiennym spokoju, niczym w raju” – powiedział Domenico Taigi podczas procesu beatyfikacyjnego.
Nie przypadkowo Anna Maria, matka rodziny, zawsze gotowa nieść pomoc wszystkim potrzebującym, jest wciąż instynktownie otaczana głębokim kultem przez lud Boży, a głównie – przez żony i matki. Osobiście wpajała ona swoim dzieciom wiarę i wartości religijne, podkreślała znaczenie pracy, a lenistwo traktowała jako źródło wszystkich innych grzechów. Często zabierała dzieci ze sobą w odwiedziny do chorych i ubogich. Znała wiele wpływowych i bogatych osób, które zwracały się do niej o radę czy też modlitwę. Mogła bez trudu uzyskać jakieś korzyści dla swoich dzieci, ale nigdy o to nie poprosiła. Nie próbowała pomagać im we wspinaczce po stopniach drabiny społecznej, chciała tylko, aby zostały dobrymi chrześcijanami i szlachetnymi, uczciwymi oraz pracowitymi ludźmi.
Trzeba dodać, że Taigim nie brakowało trosk i utrapień – zmienna sytuacja polityczna i społeczna pogrążyła ich w wielkim ubóstwie, nieobce im były choroby, troje ich dzieci zmarło bardzo wcześnie. Wszystkie te krzyże Anna Maria starała się przyjmować bez szemrania, aby ułatwić ich akceptację swoim najbliższym. W ciągu dnia przepełnionego pracą znajdowała czas na wszystko i dla wszystkich: dla męża, dzieci, starych rodziców, dla ludzi chorych i potrzebujących; na modlitwę, lekturę, zajęcia domowe i wykonywane kosztem snu prace krawieckie, którymi usiłowała podratować rodzinny budżet.
Była ona pełna gorliwości, zawsze gotowa modlić się i dawać podarunki tym, którzy okazywali jej złość albo nieżyczliwość. Niektórzy rozpowszechniali pogłoskę, że Anna jest kobietą egzaltowaną lub czarownicą. Słysząc, że ktoś ją oczernia, mąż wpadał w furię i demonstrował wściekłość co najmniej werbalnie. Musiała wtedy uspokajać go, a pewnego razu nawet dołożyć starań, aby uwolnić z więzienia sąsiadkę, którą Domenico oskarżył przed sądem o zniesławienie żony.
Gdy w 1798 proklamowano Republikę Rzymską, Papież udał się na wygnanie. Był to początek bardzo trudnego okresu, Państwo Kościelne dotknęła klęska głodu. Anna Maria musiała codziennie stać w kolejce razem z gromadą nędzarzy, aby zapewnić chleb swojej rodzinie. Pracowała jeszcze więcej niż zwykle, wyrabiała obuwie, szyła kobiece suknie i gorsety. Nikt jednak nie usłyszał z jej ust ani jednej skargi.
Zajęcia te dały jej sposobność poznania królowej Etrurii, Marii Luizy, która dzięki modlitwom Anny została uzdrowiona z epilepsji. Królowa darzyła ją taką admiracją, że uczyniła swoją przyjaciółką i nalegała, by Anna z całą rodziną przeprowadziła się do jej pałacu. Ta odmówiła kategorycznie, jak w wielu podobnych przypadkach.
W procesie beatyfikacyjnym opowiada o tym ks. Raffaele Natali: „Oświadczam, że wielu było takich, którzy otrzymawszy niezwykłe łaski za jej pośrednictwem, chcieli odwdzięczyć się sowicie. Anna Maria odmawiała zawsze, nawet gdy żyła w najgłębszym ubóstwie. Czyniła tak z dwóch powodów: po pierwsze, aby nie mieszać działania Bożego ze sprawami materialnymi, po drugie – aby nie zbaczać z najpewniejszej drogi, jaką jest ubóstwo, mimo zapewnień spowiednika, że ma ona prawo przyjąć dyskretną jałmużnę.”
Odrzuciła również gościnną propozycję złożoną jej rodzinie przez kardynała Carla Marię Pediciniego, który był duchowym przyjacielem i powiernikiem Anny przez ponad dwadzieścia lat. W zamian za to, była wielokrotnie wspomagana przez Opatrzność, do której miała nieskończone zaufanie i której powierzała się z największą pogodą ducha nawet w najtrudniejszych momentach swego życia. Wszyscy, którym wyświadczyła jakieś dobro, czuli się zobowiązani wspierać materialnie Annę i jej rodzinę w trudnych chwilach, mimo, że nigdy o nic nie prosiła. Dla siebie zachowywała ona jedynie to, co niezbędne, pozostałe środki przeznaczając dla jeszcze uboższych.
TERCJARKA W ZAKONIE ŚW. TRÓJCY
Anna Maria każdego dnia dostępowała łaski rozmowy z Jezusem, Bogiem Ojcem, Maryją, świętymi, aniołami i duszami czyśćcowymi. W ten sposób dowiadywała się o ważnych wydarzeniach z życia tych, którzy tłumnie przybywali prosić ją o radę, pomoc, pociechę i wstawiennictwo. Otrzymywane informacje były zawsze precyzyjne, co sprawiało, że mogła ona pouczać, zachęcać, kierować, a w razie potrzeby napominać lub ostrzegać.
W dniu św. Stefana 1808 roku, po Komunii, którą przyjmowała możliwie jak najczęściej, Pan poprosił ją aby została tercjarką w zakonie Św. Trójcy: „To, co do ciebie mówię, jest tak prawdziwe, jak to, że Francuzi zakwaterowani w klasztorze twojego duchowego Ojca natychmiast odejdą i nigdy nie powrócą oraz to, że twoja śmiertelnie chora córka odzyskała zdrowie.”
Wszystko się sprawdziło – żołnierze francuscy opuścili klasztor Ojca Verardiego, a po powrocie do domu Anna Maria znalazła w dobrym zdrowiu córkę, która przed jej wyjściem była bliska śmierci. Dodajmy, że prośba Chrystusa była odpowiedzią na szczególne nabożeństwo mistyczki do Trójcy Przenajświętszej.
DAR UZDRAWIANIA
Poza darem „słońca” otrzymała ona wiele darów nadprzyrodzonych: objawienia Jezusa, Maryi i świętych, niemal codziennie słyszała wypowiadane przez Nich słowa. Jak opowiada Kardynał Pedicini, tuż po odkryciu swego powołania, Anna Maria zachorowała tak ciężko, że uważano jej dni za policzone.
Po trudnej walce z chorobą, „nad ranem, ogarnęło ją uczucie miłości i pokoju, a wtedy, na wysokościach objawił jej się Jezus Nazarejczyk (…) Ujął jej rękę, uścisnął mocno i rozmawiali długo. Powiedział, że ona jest jego oblubienicą a dotknięciem przekazuje jej dar uzdrowienia. Przez długi czas trzymał jej dłoń w swojej, Anna Maria zaś natychmiast odzyskała zdrowie.”
Dar uzdrawiania obecny był w całym jej życiu, dlatego też wiele osób szukało u niej pomocy. Nigdy nie odmówiła udania się do chorego, aby wziąć go za rękę, uczynić znak krzyża i się modlić. Jeśli nie mogła wyjść z domu, posyłała oliwę z lampki palącej się pod obrazem Maryi w jej domu, polecając, aby chory namaścił się dla uzyskania ulgi w cierpieniu. Akta procesu kanonizacyjnego pełne są świadectw o wyjednanych przez Annę Marię nagłych, cudownych uzdrowieniach z nieuleczalnych chorób. Oto jedno z nich:
„Gdy odwiedzała siedem kościołów, zaskoczył ją ulewny deszcz. Poprosiła wtedy o schronienie w pewnym domu. Zastała tam umierającą kobietę, która przyjęła ostatnie namaszczenie i leżała otoczona przez płaczącą rodzinę. Anna Maria zbliżyła się i położyła dłoń na czole chorej, uczyniła znak krzyża i powiedziała: „Proszę się nie bać, otrzymała pani łaskę od Boga!” Kobieta otwarła oczy, zaczęła mówić i w ciągu godziny odzyskała pełnię zdrowia.
W 1869 lekarze odkryli u młodej mieszkanki Rzymu, Anny Marii del Pinto, zaawansowanego raka macicy. Ponieważ medycyna nie pozostawiała jej żadnej nadziei, niezwykle pobożna niewiasta przygotowała się na śmierć i przyjęła ostatnie namaszczenie. Zasugerowano jej, aby odmówiła nowennę do Anny Marii Taigi, która już od 30 lat po swej śmierci była obiektem żywego kultu. Chora posłuchała tej rady, a pewnego dnia, modląc się, ujrzała w widzeniu Maryję, wskazującą na Annę Marię i wypowiadającą słowa: „Córko, oto twoja wybawicielka”. „Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi coś z macicy, tak, że krzyknęłam i podskoczyłam z bólu” – wspomina Anna Maria del Pinto. – „W dłoni Sługi Bożej1 ujrzałam coś, co miało kształt i wielkość jajka. Pokazała mi to i włożyła do naczynia trzymanego przez Maryję. Widzenie znikło, a ja obudziłam się w dobrym stanie i usłyszałam: «Wstań córko, odzyskałaś zdrowie. Idź natychmiast do kościoła św. Chryzogona aby podziękować Najświętszej Trójcy i Słudze Bożej»”.
Lekarze ze zdumieniem stwierdzili nagłe i całkowite uzdrowienie. Ten przypadek został potraktowany jako jeden z dowodów w procesie beatyfikacyjnym Anny Marii Taigi.
ŚWIADECTWA OJCA HUGO CLIFFORDA
Uratowała ona wiele osób przed śmiercią. W Rzymie, łączyła ją duchowa przyjaźń z angielskim kapłanem, Hugo Cliffordem: „Pewnego dnia, Sługa Boża wezwała mnie, zatroskana o człowieka, nad którego duszą czuwała w szczególny sposób i którego widziała w swoim tajemniczym słońcu. Poprosiła, abym pobiegł do niego natychmiast, ponieważ załamany złym obrotem swoich spraw, słucha podszeptów szatana i jest gotów zadać sobie śmierć, strzelając z pistoletu. Pospieszyłem do niego niezwłocznie, zastałem w pokoju mocno wzburzonego, przekazałem wiadomość od Sługi Bożej i starałem się go uspokoić.
Wyznał mi, że gdybym zjawił się choć trochę później, zastrzeliłby się i znalazłbym go martwego.”
„Wylękniona młoda kobieta, Orsola Annibali, ratując życie uciekła przed mężem i znalazła schronienie w domu Sługi Bożej. Zacietrzewiony mąż szukał jej wszędzie.
Przyjmując u ją siebie z całą gościnnością, Anna Maria modliła się do Boga. Spojrzawszy w swoje słońce, powiedziała do mnie: «Niech ksiądz sam pójdzie do niego i powie, że jego żona przebywa w moim domu.
Uprzedzam, że w swoim szale rzuci się na księdza z nożem w ręku. Proszę nie ustępować i z kapłańską powagą udzielić mu ostrej nagany. Już po pierwszych słowach upuści nóż i rzuci się do stóp księdza z płaczem, łagodny jak baranek.»
Wszystko przebiegło tak, jak zostało przepowiedziane. Anna Maria zaprosiła młodych małżonków na obiad. Wysłuchawszy jej napomnienia, pojednali się i odeszli w pokoju.”
„Wiele razy mówiła mi o pokusach, jakie mnie trapiły i radziła, jak się z nimi uporać. Często, gdy przed odprawieniem Mszy św. widziała mnie zamyślonego i przygnębionego, odkrywała moje zmartwienie, smutek mego serca, i przywracała mi pokój” – dodaje ks. Clifford.
PEŁNA CNÓT, A ZWŁASZCZA POKORNA
Anna Maria posłusznie przekazywała relacje z tych wszystkich zdarzeń kardynałowi Pediciniemu i ks. Raffaele Nataliemu. Ten ostatni zapisywał jej świadectwo.
Mimo tak wielu nadprzyrodzonych zjawisk, Anna Maria odznaczała się ogromną pokorą. Trudno zliczyć wszystkie jej posty, umartwienia i modlitwy o nawrócenie heretyków i grzeszników. Respekt i uznanie wśród możnych tego świata, nie wbijały jej w pychę, przeciwnie, zasmucały, gdyż wolała ona żyć w ukryciu, z dala od rozgłosu.
Jak pisze ks. Raffaele Natali, „w chwilach ciszy, na osobności, w swoim małym pokoiku płakała nad wszystkimi tymi zaszczytami i skarżyła się Panu”.
Anna Maria zachowywała wszystko w swoim sercu. Oto świadectwo jej córki, Sofii: „Jest wiele rzeczy, o których nie mogłabym powiedzieć. Nie wspominała o niczym i próżno byłoby zadawać jej pytania. My, w domu, mogliśmy zaobserwować tylko to, czego jej cnoty i rozwaga nie były w stanie ukryć. Wiele dowiedzieliśmy się później od tych, którzy lepiej znali jej duszę... Główną cechą charakteru mojej matki było zatajanie i przemilczanie całego dobra, jakie czyniła, a także własnych cnót. Wszystko, co zostało potem wyjawione, cała jej świętość i obfitość darów Bożych, były nam nieznane. Podziwialiśmy ją jedynie dla jej niezwykłych zalet i prostoty, z jaką potrafiła wszystko ukrywać.”
O ważnych osobistościach: „Nie tylko nie rozwodziła się na temat ich odwiedzin i spotkań z nimi, ale nigdy nie słyszeliśmy nawet, by wspominała wśród bliskich o wizycie jakiegoś dostojnika, kardynała, biskupa, księżniczki lub o tym, że była do nich wzywana. Gdybyśmy nie widzieli ich na własne oczy przychodzących do nas i gdybym nie towarzyszyła jej podczas odwiedzin w wielu domach, niczego nie usłyszelibyśmy od niej samej.”
Anna Maria Taigi cieszyła się szacunkiem i podziwem ze strony Papieży. Z każdym rozmawiała bezpośrednio i często. Jej skromność w tej materii zasługuje na jeszcze większe uznanie. Była zawsze dyspozycyjna dla wszystkich. Zwracali się do niej bogaci i ubodzy, zdrowi i chorzy, rodzina i obcy. Nigdy nie odesłała nikogo z pustymi rękoma; nigdy nie odmówiła nikomu rady ani pociechy.
DAR POZNAWANIA SERC I DAR RADY
Posiadała ona niezwykły dar czytania w ludzkich sercach: widziała niepokoje, sekrety, emocje, lęki, uczucia swoich bliźnich. Wszystko było jej objawiane, jak twierdzi ks. Raffaele Natali, „miała ona dar przenikania serc i sumień ludzi znajdujących się daleko i blisko. Spotkawszy pana Doniry, ministra Bawarii, usłyszałem od niego, że chciałby on poznać jakąś pobożną osobę. Zaprowadziłem go do Sługi Bożej, z którą długo rozmawiał. Wreszcie wyszedł od niej bardzo poruszony i powiedział mi, że Anna Maria opisała mu zdarzenia z jego życia, o których nie mogła mieć pojęcia. Rozmawiając z nim o polityce, dokładnie odmalowała oparte na kłamliwych przesłankach stanowiska poszczególnych ministerstw i podała, w jaki sposób Bóg będzie je ujawniać. Z oczyma pełnymi łez, dodał: „Ta kobieta wydaje się trzymać w dłoniach tajemnice wszystkich gabinetów, tak jak ja trzymam tę szkatułkę (pokazał mi ją), podczas gdy my, doświadczeni ministrowie, nie posiadamy na ten temat wyczerpującej wiedzy”.
Kardynał Pedicini: „Oświadczam z całym przekonaniem, że jej rady były mądre, słuszne, w każdym calu dobrane do okoliczności i osób, bez wyjątku... Ktokolwiek otrzymał łaskę poznania jej lub zasięgnięcia u niej rady chociaż raz, zdawał sobie sprawę z całej jej mądrości i światła, jakim została obdarzona jej dusza. Z jej rad korzystali władcy, kardynałowie, prałaci, zagraniczni biskupi, kapłani, zakonnicy, książęta, ministrowie, także urzędnicy merostw, zwykli obywatele, kupcy, rzemieślnicy, wieśniacy, gospodynie domowe i ubodzy. Wszystkich zdumiewało niezwykłe rozeznanie tej niepiśmiennej kobiety w najważniejszych sprawach państwowych i tym, co je łączy; w powiązaniach między poszczególnymi klasami społecznymi; w zajęciach, sprawach i obowiązkach wszystkich grup społecznych, politycznych i religijnych... Ja sam, na chwałę Bożą, mogę stwierdzić, że niezliczoną liczbę razy otrzymałem od niej światłe rady co do mojej posługi, spraw mojej rodziny, a nawet tego, co dotyczyło mnie bezpośrednio.”
UCZESTNICTWO W MĘCE CHRYSTUSA I MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO
Ks. Raffaele Natali, który przez ponad dwadzieścia lat towarzyszył naszej błogosławionej w życiu duchowym, opowiada, że była ona niepokojona przez złe duchy, które napadały na nią gwałtownie i z wielkim hałasem, zwłaszcza nocą. Los Anny Marii nie różnił się pod tym względem od losu innych wielkich mistyków. Przyjmowała wszystko z cierpliwością i zaufaniem do Boga. Jej choroby pogłębiały się z biegiem lat. Kardynał Pedicini widział w jej cierpieniach znaki i pamiątkę Męki Chrystusowej, niewidzialne stygmaty, których ból nasilał się w każdy piątek.
Mimo że przez całe życie miała problemy ze zdrowiem, dźwigała niestrudzenie swój krzyż i dawała z siebie wszystko, aby świadczyć miłosierdzie bliźnim. Ngdy nie uskarżała się na cierpienia i troski, jakie ją dotykały, ale zawsze powtarzała „Przyjmuję to dla miłości Bożej”. Na wiele lat przed śmiercią, w obecności ks. Nataliego, z oczyma błyszczącymi radością przepowiedziała datę swojego odejścia z tej ziemi i to, że miało ono nastąpić w piątek. Wewnętrzny głos powiadomił ją, że w ostatnich chwilach życia będzie samotna i opuszczona podobnie, jak Jezus na krzyżu. Wszystko spełniło się tak, jak było jej to dane przewidzieć.
Łatwo wyobrazić sobie, jak bardzo Anna Maria była oblegana przez osoby, które potrzebowały jej daru uzdrawiania. Odwiedzała każdego bez różnicy, najbardziej jednak kochała ubogich. Z tą samą gorliwością pojawiała się nawet u tych, którzy jej nie wzywali. „Dowiedziawszy się, że córka jednej z jej prześladowczyń jest chora, matka poszła tam czym prędzej, by zaopiekować się dziewczyną fizycznie i duchowo. Za każdym razem przynosiła biszkopty lub trochę dobrego wina, które otrzymała w podarunku i zachowywała dla niezamożnych chorych. Zachęcała do położenia ufności w Bogu, a ponieważ choroba była przewlekła i ciężka – także do cierpliwości i modlitwy. Matka moja pocieszała i czyniła znak krzyża swoją figurką Najświętszej Maryi Panny. W końcu chora wyzdrowiała” – opowiada córka Anny, Sofia.
Odwiedzając chorych w szpitalu i w domach, Anna Maria zabierała ze sobą córki, aby nauczyły się opiekować chorymi.
BŁOGOSŁAWIONA ANNA MARIA TAIGI
W 1852, zaczęto gromadzić dokumentację na potwierdzenie cnót i świętości Anny Marii Taigi. W 1863, Pius IX otworzył proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny, nadając jej tytuł „Sługi Bożej”. Obydwa procesy, diecezjalny i apostolski, podczas których świadectwa składali krewni, hierarchowie Kościoła oraz świeccy z różnych klas społecznych, znający ją osobiście – pozwoliły wydobyć na światło dzienne wszystkie jej cnoty heroiczne. 30 maja 1920 r., podczas uroczystej ceremonii na Placu św. Piotra, w obecności nieprzebranego tłumu, Anna Maria została ogłoszona błogosławioną. Do dzisiaj, zwłaszcza w Rzymie, gdzie w kościele św. Chryzogona spoczywają jej doczesne szczątki, niezwykle żywy jest kult owej „świętej domowego ogniska”. Nigdy nie przestała ona być wytrwałą orędowniczką łask Bożych. Zamknięta w szklanej trumnie, drobna postać o łagodnym uśmiechu i pogodnym wyrazie twarzy wciąż odpowiada na wszystkie skierowane do niej prośby.
Św. Klara z Montefalco OSA
Święta dziewica, ksieni i stygmatyczka (1268-1308).
Znana również jako: Klara od Krzyża.
Urodziła się w 1268 roku w Montefalco w zamożnej rodzinie Damiana i Jakubiny Vengente, jako najmłodsza z trójki dzieci. Jej siostra Joanna, franciszkańska tercjarka, żyła w pustelni nieopodal miasta, którą wybudował ich ojciec. W 1274 roku za zgodą biskupa Spoleto pustelnia mogła przyjąć następne kandydatki, widząc niezwykłą pobożność u swej córki, rodzice pozwolili św. Klarze zostać również tercjarką
i przenieść się do pustelni. Wkrótce chętnych było tyle, że trzeba było wybudować większy budynek w 1278 roku.
W 1290 roku na wniosek św. Klary i Joanny biskup Spoleto zatwierdził zakon w Montefalco i nadał mu regułę św. Augustyna. Siostra Świętej została pierwszą ksienią nowego zgromadzenia, a ich pustelnię poświęcono jako klasztor. Gdy 22 listopada 1291 roku zmarła Joanna, jej następczynią została św. Klara, która początkowo bardzo niechętnie przyjęła to stanowisko.
W uroczystość Objawienia Pańskiego 1294 roku, po spowiedzi generalnej, św. Klara popadła w ekstazę i pozostawała w tym stanie przez kilka tygodni. Nie była w stanie jeść, siostry podawały jej słodzoną wodę. Widziała siebie na Bożym Sądzie, a także Pana Jezusa jako pielgrzyma niosącego krzyż. Gdy próbowała Go powstrzymać pytając: "Panie, dokąd zmierzasz?", usłyszała: "Szukam po całym świecie miejsca, gdzie mógłbym mocno osadzić ten krzyż". Św. Klara wyciągnęła ręce w stronę Krzyża wyrażając chęć pomocy, wtedy Pan Jezus przyjmując jej ofiarę wszczepił go w jej serce. Poczuła silny, bardzo intensywny ból, który towarzyszył jej już do końca życia.
Św. Klara ufundowała kościół w Montefalco, służył on nie tylko zgromadzeniu zakonnemu, ale też i wszystkim mieszkańcom miasta. Biskup Spoleto 24 czerwca 1303 roku poświęcił pierwszy kamień.
Reputacja świętości i niezwykła mądrość Świętej przyciągała wielu ludzi do klasztoru Świętego Krzyża. Znana była ze swej miłości do bliźnich, zwłaszcza do chorych i ubogich. Miała dar zawstydzania heretyków i jednania wrogów. Przez całe swe życie żywiła głębokie nabożeństwo do Męki Chrystusowej. Miała powiedzieć do jednej z sióstr: "Jeśli szukasz Krzyża Chrystusa, to weź moje serce. Tam znajdziesz cierpiącego Zbawiciela".
W sierpniu 1308 roku zły stan zdrowia przykuł ją do łóżka, 15 sierpnia poprosiła o Ostatnie Namaszczenie, a 17 sierpnia po raz ostatni wyspowiadała się, dzień później zmarła. Jej nienaruszone ciało spoczywa pod głównym ołtarzem w kościele p.w. św. Klary w Montefalco.
Natychmiast po śmierci św. Klary, siostry przypomniały sobie Jej słowa i wydobyły serce. Wyraźnie powiększone, a na nim jakby ułożone z tkanek narzędzia Męki Chrystusowej (Arma Christi). Krucyfiks wielkości kciuka, a na nim Pan Jezus, którego głowa pochylona jest w kierunku prawego ramienia. Wyraźnie uformowany tułów jest biały, oprócz małej ranki z prawej strony - w kolorze sinoczerwonym. Bicz stanowi twardy, białawy nerw, którego guzowate zakończenia tworzą rzemyki. Pal wyobraża biały i twardy nerw, oplecionym drugim nerwem jak powrozem, którym był przywiązany Pan Jezus. Maleńkie, ostre nerwy tworzą koronę cierniową, a ciemna i włóknista tkanka o wyjątkowej ostrości - trzy gwoździe. Włócznię wyobraża nerw, a gąbkę - pojedynczy nerw przypominający trzcinę z małą kiścią zakończeń nerwowych.
Na wieść o wydobyciu serca i symbolach na nim biskup Spoleto wysłał do Montefalco swego wikariusza, ponieważ podejrzewał zakonnice o to, że same je naniosły. Powołana została specjalna komisja, składająca się z lekarzy, prawników i teologów, aby sprawdzić, czy znaki na sercu św. Klary są prawdziwe. Po wnikliwym badaniu orzekli, że znaki nie mogą być wytłumaczone naukowo. Niezniszczone serce umieszczono w popiersiu Świętej, pod kryształową pokrywą znajdującą się na wysokości klatki piersiowej.
Proces kanonizacyjny został rozpoczęty w 1328 roku, został przerwany śmiercią papieża Jana XXII.Dopiero 13 kwietnia 1737 roku św. Klara została beatyfikowana przez papieża Klemensa XII. W święto Niepokalanego Poczęcia NMP, 8 grudnia 1881 roku, papież Leon XIII kanonizował Ją w Bazylice św. Piotra w Rzymie.
Patronka:
Montefalco, osób cierpiących na choroby serca.
Ikonografia:
Przedstawiana w habicie augustiańskim, najczęściej z Panem Jezusem. Jej atrybutem jest: krzyż, serce.
Varia:
Podobne stygmaty na sercu, do tych jakie miała św. Klara, otrzymała czterysta lat później św. Weronika Giuliani.
Żródło: http://martyrologium.blogspot.com/2010/08/sw-klara-z-montefalco.html
Znana również jako: Klara od Krzyża.
Urodziła się w 1268 roku w Montefalco w zamożnej rodzinie Damiana i Jakubiny Vengente, jako najmłodsza z trójki dzieci. Jej siostra Joanna, franciszkańska tercjarka, żyła w pustelni nieopodal miasta, którą wybudował ich ojciec. W 1274 roku za zgodą biskupa Spoleto pustelnia mogła przyjąć następne kandydatki, widząc niezwykłą pobożność u swej córki, rodzice pozwolili św. Klarze zostać również tercjarką
i przenieść się do pustelni. Wkrótce chętnych było tyle, że trzeba było wybudować większy budynek w 1278 roku.
W 1290 roku na wniosek św. Klary i Joanny biskup Spoleto zatwierdził zakon w Montefalco i nadał mu regułę św. Augustyna. Siostra Świętej została pierwszą ksienią nowego zgromadzenia, a ich pustelnię poświęcono jako klasztor. Gdy 22 listopada 1291 roku zmarła Joanna, jej następczynią została św. Klara, która początkowo bardzo niechętnie przyjęła to stanowisko.
Św. Klara otrzymuje stygmaty na sercu, XVw.
W uroczystość Objawienia Pańskiego 1294 roku, po spowiedzi generalnej, św. Klara popadła w ekstazę i pozostawała w tym stanie przez kilka tygodni. Nie była w stanie jeść, siostry podawały jej słodzoną wodę. Widziała siebie na Bożym Sądzie, a także Pana Jezusa jako pielgrzyma niosącego krzyż. Gdy próbowała Go powstrzymać pytając: "Panie, dokąd zmierzasz?", usłyszała: "Szukam po całym świecie miejsca, gdzie mógłbym mocno osadzić ten krzyż". Św. Klara wyciągnęła ręce w stronę Krzyża wyrażając chęć pomocy, wtedy Pan Jezus przyjmując jej ofiarę wszczepił go w jej serce. Poczuła silny, bardzo intensywny ból, który towarzyszył jej już do końca życia.
Kościół p.w. NMP (Santa Maria Incoronata) w Mediolanie
Św. Klara ufundowała kościół w Montefalco, służył on nie tylko zgromadzeniu zakonnemu, ale też i wszystkim mieszkańcom miasta. Biskup Spoleto 24 czerwca 1303 roku poświęcił pierwszy kamień.
Reputacja świętości i niezwykła mądrość Świętej przyciągała wielu ludzi do klasztoru Świętego Krzyża. Znana była ze swej miłości do bliźnich, zwłaszcza do chorych i ubogich. Miała dar zawstydzania heretyków i jednania wrogów. Przez całe swe życie żywiła głębokie nabożeństwo do Męki Chrystusowej. Miała powiedzieć do jednej z sióstr: "Jeśli szukasz Krzyża Chrystusa, to weź moje serce. Tam znajdziesz cierpiącego Zbawiciela".
W sierpniu 1308 roku zły stan zdrowia przykuł ją do łóżka, 15 sierpnia poprosiła o Ostatnie Namaszczenie, a 17 sierpnia po raz ostatni wyspowiadała się, dzień później zmarła. Jej nienaruszone ciało spoczywa pod głównym ołtarzem w kościele p.w. św. Klary w Montefalco.
Kościół p.w. św. Klary w Montefalco, Umbria
Natychmiast po śmierci św. Klary, siostry przypomniały sobie Jej słowa i wydobyły serce. Wyraźnie powiększone, a na nim jakby ułożone z tkanek narzędzia Męki Chrystusowej (Arma Christi). Krucyfiks wielkości kciuka, a na nim Pan Jezus, którego głowa pochylona jest w kierunku prawego ramienia. Wyraźnie uformowany tułów jest biały, oprócz małej ranki z prawej strony - w kolorze sinoczerwonym. Bicz stanowi twardy, białawy nerw, którego guzowate zakończenia tworzą rzemyki. Pal wyobraża biały i twardy nerw, oplecionym drugim nerwem jak powrozem, którym był przywiązany Pan Jezus. Maleńkie, ostre nerwy tworzą koronę cierniową, a ciemna i włóknista tkanka o wyjątkowej ostrości - trzy gwoździe. Włócznię wyobraża nerw, a gąbkę - pojedynczy nerw przypominający trzcinę z małą kiścią zakończeń nerwowych.
Relikwia serca św. Klary z Montefalco
Na wieść o wydobyciu serca i symbolach na nim biskup Spoleto wysłał do Montefalco swego wikariusza, ponieważ podejrzewał zakonnice o to, że same je naniosły. Powołana została specjalna komisja, składająca się z lekarzy, prawników i teologów, aby sprawdzić, czy znaki na sercu św. Klary są prawdziwe. Po wnikliwym badaniu orzekli, że znaki nie mogą być wytłumaczone naukowo. Niezniszczone serce umieszczono w popiersiu Świętej, pod kryształową pokrywą znajdującą się na wysokości klatki piersiowej.
Proces kanonizacyjny został rozpoczęty w 1328 roku, został przerwany śmiercią papieża Jana XXII.Dopiero 13 kwietnia 1737 roku św. Klara została beatyfikowana przez papieża Klemensa XII. W święto Niepokalanego Poczęcia NMP, 8 grudnia 1881 roku, papież Leon XIII kanonizował Ją w Bazylice św. Piotra w Rzymie.
Patronka:
Montefalco, osób cierpiących na choroby serca.
Ikonografia:
Przedstawiana w habicie augustiańskim, najczęściej z Panem Jezusem. Jej atrybutem jest: krzyż, serce.
Varia:
Podobne stygmaty na sercu, do tych jakie miała św. Klara, otrzymała czterysta lat później św. Weronika Giuliani.
Żródło: http://martyrologium.blogspot.com/2010/08/sw-klara-z-montefalco.html
piątek, 13 września 2013
Czyściec
"Matka Boża: "Dusze w Czyśćcu cierpią tak bardzo. Wy nie pojmujecie tego, bo na ziemi nie ma takiego cierpienia, z którym by można porównać cierpienia czyśćcowe. Dla nich tam czas nie istnieje. A wasze modlitwy to jakby ocean spadający na ogień. Rozważajcie to często i pamiętajcie zawsze o duszach czyśćcowych, zwłaszcza w dniach, w których się radujecie. One bez przerwy modlą się za was, ale same za siebie nie mogą się modlić."
Pan Jezus objawił Świętej Gertrudzie Wielkiej, że jednorazowe odmówienie tej modlitwy, uwalnia 1000 (tysiąc) dusz z czyśćca:
"Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci najdrogocenniejszą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami Świętymi na całym świecie dzisiaj odprawianymi, za dusze w czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen."
Pan Jezus objawił Świętej Gertrudzie Wielkiej, że jednorazowe odmówienie tej modlitwy, uwalnia 1000 (tysiąc) dusz z czyśćca:
"Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci najdrogocenniejszą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami Świętymi na całym świecie dzisiaj odprawianymi, za dusze w czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen."
Modlitwa do Najświętszej Rany Ramienia Pana Jezusa
"Kilka myśli wyjętych z książki „Tajemnica Ojca Pio i Karola Wojtyły” (Święty Paweł, Andrea Tornielli, 2008)
Jan Paweł II:
„…Z Ojcem Pio rozmawialiśmy jedynie o jego stygmatach. Zapytałem go tylko: który ze stygmatów sprawia największy ból. Byłem przekonany, że to ten na sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: „nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie, i który nie jest nawet opatrywany”. Ten stygmat sprawiał największy ból.”
Kobieta Cleonice Morcaldi zadała Ojcu Pio pytanie: „Chrystus niósł krzyż na obu ramionach czy tylko na jednym”. „Tylko na jednym” – odpowiedział Ojciec Pio.
Podobne doświadczenie wedle tradycji i pobożności ludowej spotkało również św. Bernarda z Clairvaux. Istotnie, święty opat w trakcie modlitwy zapytał Pana Jezusa, jaki był największy ból, którego fizycznie doznawał w czasie swojej Męki. Pytanie podobne jest do tego, które Wojtyła i Morcaldi zadali „świętemu z Gargano.” Święty Bernard otrzymał odpowiedź:
„Miałem ranę na ramieniu, głęboką na trzy palce i trzy kości były odkryte przez dźwiganie krzyża: ta rana powodowała największy ból i cierpienie. Ludzie o niej nie wiedzieli. Lecz ty powiedz o tym wiernym chrześcijanom. Wiedz, ze o jakąkolwiek łaskę zostanę poproszony w imię tej rany, zostanie ona udzielona, a wszystkim tym, którzy przez jej miłość czcić mnie będą, odmawiając 3x Ojcze nasz, 3x Zdrowaś Maryjo, 3x Chwała Ojcu codziennie, przebaczę grzechy powszednie i nie będę pamiętać o grzechach śmiertelnych. Nie umrą oni niespodziana śmiercią, a w jej momencie przyjdzie do nich Błogosławiona Dziewica i dostąpią łaski miłosierdzia.”
Istnieje także modlitwa, kiedyś drukowana na obrazkach z imprimatur władz kościelnych, o następującej treści:
„Modlitwa do Rany Ramienia naszego Pana Najmilszego Jezusa Chrystusa najłagodniejszego Baranka Bożego:
Ja nędzny grzesznik, wielbię i czczę najświętszą Twoją Ran, którą ucierpiałeś na ramieniu, dźwigając najcięższy krzyż na Kalwarię, przez którą to Ranę odsłonięte zostają trzy najświętsze Kości, przyczyniając Ci niezmiernego bólu. Błagam Cię, mocą zasług tej Rany, o miłosierdzie dla mnie i przebaczenie wszystkich moich grzechów, tak śmiertelnych jak powszednich, i towarzyszenie mi w godzinie mojej śmierci oraz, abyś doprowadził mnie do Twego Błogosławionego Królestwa. Amen."
Źródło: http://www.malirycerze.koszalin.opoka.org.pl/start/index.php/pl/dzielmy-sie-wiara/wiadkowie-wiary/2074-rana-ramienia-kilka-myli-wyjtych-z-ksiki-tajemnica-ojca-pio-i-karola-wojtyy
Jan Paweł II:
„…Z Ojcem Pio rozmawialiśmy jedynie o jego stygmatach. Zapytałem go tylko: który ze stygmatów sprawia największy ból. Byłem przekonany, że to ten na sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: „nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie, i który nie jest nawet opatrywany”. Ten stygmat sprawiał największy ból.”
Kobieta Cleonice Morcaldi zadała Ojcu Pio pytanie: „Chrystus niósł krzyż na obu ramionach czy tylko na jednym”. „Tylko na jednym” – odpowiedział Ojciec Pio.
Podobne doświadczenie wedle tradycji i pobożności ludowej spotkało również św. Bernarda z Clairvaux. Istotnie, święty opat w trakcie modlitwy zapytał Pana Jezusa, jaki był największy ból, którego fizycznie doznawał w czasie swojej Męki. Pytanie podobne jest do tego, które Wojtyła i Morcaldi zadali „świętemu z Gargano.” Święty Bernard otrzymał odpowiedź:
„Miałem ranę na ramieniu, głęboką na trzy palce i trzy kości były odkryte przez dźwiganie krzyża: ta rana powodowała największy ból i cierpienie. Ludzie o niej nie wiedzieli. Lecz ty powiedz o tym wiernym chrześcijanom. Wiedz, ze o jakąkolwiek łaskę zostanę poproszony w imię tej rany, zostanie ona udzielona, a wszystkim tym, którzy przez jej miłość czcić mnie będą, odmawiając 3x Ojcze nasz, 3x Zdrowaś Maryjo, 3x Chwała Ojcu codziennie, przebaczę grzechy powszednie i nie będę pamiętać o grzechach śmiertelnych. Nie umrą oni niespodziana śmiercią, a w jej momencie przyjdzie do nich Błogosławiona Dziewica i dostąpią łaski miłosierdzia.”
Istnieje także modlitwa, kiedyś drukowana na obrazkach z imprimatur władz kościelnych, o następującej treści:
„Modlitwa do Rany Ramienia naszego Pana Najmilszego Jezusa Chrystusa najłagodniejszego Baranka Bożego:
Ja nędzny grzesznik, wielbię i czczę najświętszą Twoją Ran, którą ucierpiałeś na ramieniu, dźwigając najcięższy krzyż na Kalwarię, przez którą to Ranę odsłonięte zostają trzy najświętsze Kości, przyczyniając Ci niezmiernego bólu. Błagam Cię, mocą zasług tej Rany, o miłosierdzie dla mnie i przebaczenie wszystkich moich grzechów, tak śmiertelnych jak powszednich, i towarzyszenie mi w godzinie mojej śmierci oraz, abyś doprowadził mnie do Twego Błogosławionego Królestwa. Amen."
Źródło: http://www.malirycerze.koszalin.opoka.org.pl/start/index.php/pl/dzielmy-sie-wiara/wiadkowie-wiary/2074-rana-ramienia-kilka-myli-wyjtych-z-ksiki-tajemnica-ojca-pio-i-karola-wojtyy
Orędzia św. Charbela
"Istnieje Bóg i Jego królestwo. Każdy człowiek jest powołany, aby w nim uczestniczyć przez zjednoczenie się w miłości z Bogiem. Jest tylko jedna droga, która tam prowadzi, a jest nią Jezus Chrystus, najprawdziwszy Bóg, który stał się najprawdziwszym człowiekiem. Ta droga dojrzewania do miłości jest trudną duchową wspinaczką. Powinniśmy wzajemnie się kochać miłością bezinteresowną, bezwarunkową i nieograniczoną. Aby dojrzewać do takiej miłości, trzeba nieustannie czerpać z jej Źródła, którym jest Jezus Chrystus. Z tego jedynego Źródła mogą czerpać wszyscy bez wyjątku – przez codzienną, wytrwałą modlitwę oraz sakramenty pokuty i Eucharystii.
Tylko Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On bardzo cierpi, gdy człowiek odkupiony Jego krwią upada w grzechu. Bóg pragnie, abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych lub w innych ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w miłości z Chrystusem.
W chwili śmierci grzesznik najbardziej będzie się obawiał swego braku odpowiedzi na nieskończoną miłość Boga i będzie to opłakiwał. Każdy człowiek, który nie kocha, gdyż przez grzechy zniszczył w sobie zdolność do miłości, jest w stanie śmierci ducha, ponieważ dobrowolnie zerwał więzy życia i miłości, które jednoczyły go z Bogiem. Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zgromadzić w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. Kto stanie przed Bogiem bez miłości, będzie musiał ponieść wszystkie konsekwencje swoich grzesznych wyborów i egoistycznego postępowania. To będzie straszne doświadczenie prawdziwej śmierci ducha, zmarnowania całego życia. Miłość powinna królować w Waszych sercach, a pokora w Waszych umysłach. Arogancja zawsze prowadzi do grzechu, a brak przebaczenia i nienawiść – do potępienia wiecznego. Módlcie się i nawracajcie.
Módlcie się z głębi serca, a Bóg Was wysłucha. Otwórzcie dla Chrystusa bramy Waszych serc, aby mógł On tam zamieszkać i obdarzyć Was pokojem. Pamiętajcie: módlcie się sercem, szczerze i z ufnością, a nie tylko wargami. Szybciej do Boga dotrze dźwięk rechotu żab aniżeli puste słowa, które nie płyną z serca człowieka. Na modlitwie wsłuchujcie się w głos Boga. Niestety, niewielu jest takich, którzy słuchają i rozumieją, jeszcze mniej takich, którzy słuchając, rozumieją i wprowadzają w życie. Wsłuchujcie się więc w to, co nieustannie i w różnoraki sposób mówi do Was Bóg, starając się zrozumieć i do końca wypełnić Jego świętą wolę.
Każdy człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata. Ludzie jednak zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak wielkie ciemności panują w świecie. Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie. Dlatego po każdym upadku natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze trwać w stanie łaski uświęcającej."
Tylko Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On bardzo cierpi, gdy człowiek odkupiony Jego krwią upada w grzechu. Bóg pragnie, abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych lub w innych ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w miłości z Chrystusem.
W chwili śmierci grzesznik najbardziej będzie się obawiał swego braku odpowiedzi na nieskończoną miłość Boga i będzie to opłakiwał. Każdy człowiek, który nie kocha, gdyż przez grzechy zniszczył w sobie zdolność do miłości, jest w stanie śmierci ducha, ponieważ dobrowolnie zerwał więzy życia i miłości, które jednoczyły go z Bogiem. Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zgromadzić w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. Kto stanie przed Bogiem bez miłości, będzie musiał ponieść wszystkie konsekwencje swoich grzesznych wyborów i egoistycznego postępowania. To będzie straszne doświadczenie prawdziwej śmierci ducha, zmarnowania całego życia. Miłość powinna królować w Waszych sercach, a pokora w Waszych umysłach. Arogancja zawsze prowadzi do grzechu, a brak przebaczenia i nienawiść – do potępienia wiecznego. Módlcie się i nawracajcie.
Módlcie się z głębi serca, a Bóg Was wysłucha. Otwórzcie dla Chrystusa bramy Waszych serc, aby mógł On tam zamieszkać i obdarzyć Was pokojem. Pamiętajcie: módlcie się sercem, szczerze i z ufnością, a nie tylko wargami. Szybciej do Boga dotrze dźwięk rechotu żab aniżeli puste słowa, które nie płyną z serca człowieka. Na modlitwie wsłuchujcie się w głos Boga. Niestety, niewielu jest takich, którzy słuchają i rozumieją, jeszcze mniej takich, którzy słuchając, rozumieją i wprowadzają w życie. Wsłuchujcie się więc w to, co nieustannie i w różnoraki sposób mówi do Was Bóg, starając się zrozumieć i do końca wypełnić Jego świętą wolę.
Każdy człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata. Ludzie jednak zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak wielkie ciemności panują w świecie. Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie. Dlatego po każdym upadku natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze trwać w stanie łaski uświęcającej."
Święta Rafka (Rebeka)
"Podróżujemy jedną z najpiękniejszych dróg, jakie zdarzyło mi się oglądać. Przebiega ona nad samym brzegiem Morza Śródziemnego, wzdłuż łańcucha gór Libanu – ich stopy oblewa lazurowa woda o wszelkich odcieniach niebieskości. W okolicy miasta Al-Batroun autokar wiozący uczestników pielgrzymki wspólnoty syriacko - maronickiej przy kościele Notre Dame de Tartous (Matki Bożej Tartuskiej) skręca na wschód, w góry.
Zmierzamy do klasztoru i grobowca świętej wywodzącej się z tej ziemi, kanonizowanej w czerwcu 2001 roku przez Papieża Jana Pawła II – pokornej mniszki Rafki z Hamlaja.
Po porannej modlitwie i hymnie do Matki Bożej autokar wypełnił wspaniały, o pięknej barwie głos jednej z najsłynniejszych piosenkarek Libanu i Bliskiego Wschodu – Fejruz. Pniemy się w górę serpentynami, coraz bardziej ulegając urokowi tych miejsc... Góry ciemnozielone, szmaragdowe. Doliny przesłonięte przejrzystą mgłą... Po obu stronach drogi zadbane białe wioski, tarasy pól uprawnych. Ogrody morwowe, figowe, winnice, gaje oliwne, rozłożyste drzewa orzechowe. Gdzieniegdzie dostojny święty cedr libański. Wyspy pinii niekiedy malowniczo powykręcanych przez wiatr. Jasne sylwety klasztorów, kościołów, liczne kapliczki przydrożne, krzyże. Żyją tu dumni, niezależni i odważni górale libańscy uważani za niezdobytą twierdzę chrześcijaństwa, której fale muzułmańskie w różnych okresach historii nie były w stanie zalać.
Klasztor
Duży zespół klasztorny św. Józefa Al-Dahr w Jrabta (Żrabta) z XIX wieku, zbudowany z jasnych kamieni wapiennych, jest doskonale przygotowany na przyjęcie licznie odwiedzających go pielgrzymów. Wyjątkowo zadbany, wśród rozłożystych drzew górskiego dębu (sindjan), pinii, kwiecia, dobrze oznakowany tablicami informacyjnymi. Szerokie tarasowe schody wiodą do niewielkiego kościoła klasztornego zbudowanego z zaledwie ociosanych kamieni wapiennych. Skromny wystrój z ikoną św. Józefa z Dzieciątkiem w ołtarzu głównym. Po prawej stronie ołtarza w kamiennej, łukowato sklepionej wnęce syriacko-maronickiej – obraz św. Rafki, mniszki libańskiej. W tym kościele święta córa gór Libanu do końca swych chwil na ziemi, mimo boleści i cierpień, całkowicie niesprawna, uczestniczyła żarliwie w Eucharystii. Przyjmowała Krew i Ciało Ukrzyżowanego niekiedy jako jedyne pożywienie.
Obok kościoła klasztornego sklepiona łukowato kaplica, gdzie w niszy znajduje się grób świętej. Na frontonie kaplicy, nad wejściem do grobowca ogromny wizerunek mniszki. W głębi, za żelazną kratą i szkłem sarkofag z różowego marmuru w kształcie okrętu fenickiego z symbolem męki Pańskiej w miejscu żagla odsyła pielgrzyma do bogatej historii tej ziemi.
W skromnej przyklasztornej nekropolii, pod wiekowymi dębami zaznaczone krzyżem dawne miejsce pochówku mniszki. Na dole biała statua św. Rafki z różańcem w ręku wśród wypielęgnowanego kwiecia. Gdzie spojrzeć, rozmodleni pielgrzymi, którzy przybyli oddać hołd św. Rafce.
Mimo późnej pory liczni pielgrzymi goszczą w monasterze. W kościele klasztornym nocna modlitwa mniszek ze wspólnoty – Sióstr św. Rafki. Wspólnota liczy 30 osób. Sympatyczna przełożona opowiada o świętej, o życiu mniszek i ich pracy, z rozrzewnieniem wspomina czasy swego nowicjatu, kiedy przebywała z zakonnicami, które osobiście znały Rafkę.
Wizerunki świętej
Ikona syriacko-maronicka przedstawia mniszkę w czarnym habicie. Jest to postać pełna pokory, skromności, delikatna. Pochylona pokornie głowa, uduchowiona twarz o bizantyjskich rysach, oczy zapatrzone w przestrzeń, ręce uniesione ku górze w geście otwarcia się na łaskę i wolę Bożą. W lewej ręce różaniec. Wokół symbole starochrześcijańskie: góra z pustelnią-grotą, z której tryska źródło życia i wiary, na szczycie cedr. Napis aramejski ,,Mart Rafka”, czyli ,,Pani Rafka”.
Drugi wizerunek przedstawia młodą mniszkę z księgą świętą i różańcem w dłoni. Twarz dobra, łagodna, o pięknych, zadumanych, nieobecnych oczach patrzących w dal. Po lewej stronie symbol Męki Pańskiej, na prawo w medalionie ikona syriacko-maronicka Madonny libańskiej – Pani z Ilige (X wiek), z monasteru Matki Bożej z Mayfouq. Wokół postaci na dole symbole starochrześcijańskie (kiść winogron, pszeniczne kłosy), w oddali góry Libanu i wspaniałe cedry. Po prawej stronie zabudowania klasztoru św. Józefa w Jrabta wśród malowniczych pinii.
Św. Rafka, maronitka, wywodziła się z majestatycznych gór pięknej ziemi libańskiej. Sekretem jej świętości jest proste, surowe życie zakonne z obrazem Chrystusa w sercu i gorące umiłowanie Eucharystii. Jest solą tej pięknej ziemi, którą niszczyły lata okrutnej wojny. Świętość Rafki to podkreślenie, że Liban niesie przesłanie cywilizacji i miłości chrześcijańskiej dla tego regionu i całego świata.
Życie
Urodziła się 29 czerwca 1832 roku w Hamlaja blisko Bikfaya na północy kraju w ubogiej rodzinie maronickiej. Miała głęboko wierzących rodziców. Sakrament chrztu otrzymała z rąk o. Hanna Al-Rayes w kościele św. Jaurjiosa w Hamlaja 7 lipca 1832 roku. Ponieważ urodziła się w dniu świętych Piotra i Pawła – nazwano ją Butrosyje (od Butros – Piotr). Dzieciństwo miała pogodne i spokojne. Ukochana matka jedynaczki zmarła jednak, gdy ta miała 7 lat. Dziewczynka została z ojcem do 11. roku życia.
Góry libańskie były w tym czasie miejscem walk. Nędza i głód zmusiły ojca małej Butrosyje do oddania córki na służbę do maronickiej rodziny zamieszkałej w Damaszku w Syrii. Przebywała tam w latach 1842–1846. W tym okresie ojciec Butrosyje zawarł nowy związek małżeński.
Butrosyje wróciła do Hamlaja, mając 14 lat. Była wysoka, odznaczała się bardzo miłą powierzchownością, łagodnością, wdziękiem oraz melodyjnym głosem. Cechowała ją wielka sympatia do ludzi, łatwość nawiązywania kontaktów. Nowa rodzina ojca była dla niej jednak w pewnym stopniu szokiem. Modliła się gorąco i marzyła, aby wyjechać do rodziny swej matki. Jej marzenie wkrótce się spełniło, gdy ksiądz z rodziny matki, o. Józef Gemayel, zabrał ją z rodzinnego domu do Bikfaya. W o. Józefie znalazła oparcie i opiekę. Zaczęła uczęszczać do zgromadzenia św. Michała w Bikfaya i do klasztoru Saidy Najat (Nazat) – Matki Bożej Pomocy, przy którym o. Gemayel założył wraz z jezuitami w roku 1853 nową żeńską wspólnotę maronicką Córek Maryi.
Wzorem dla zakonnic była męczennica-dziewica z czasów Dioklecjana – św. Dorota (284–305). Celem mniszek była praca duchowa, katecheza, nauka, kształcenie dziewcząt. Tu właśnie Rafka zdecydowała o wstąpieniu do zakonu, mimo że rodzina chciała ją wydać za mąż. O. Józef, jej spowiednik, przewodnik duchowy i nauczyciel, odkrył w niej czystość duszy, pociąg do samotności, niespotykaną religijność i chęć poświęcenia się życiu zakonnemu. Nazywał ją Lilią z Hamlaja.
Habit zakonny wdziała 19 marca 1860 roku. W roku 1860 wysłano ją do miasteczka Deir Kamar do pomocy jezuitom w rekolekcjach. Była wtedy świadkiem masakry chrześcijan w górach libańskich. Kroniki wspominają, że w czasie pogromu uratowała dziecko, które uciekając, znalazło schronienie w fałdach jej habitu. Mieszkańcy miasteczka zauważyli jej nieustanną chęć niesienia pomocy. Dziś w Deir El-Kamar, nazywanym inaczej Asima El-Umara (Stolica Książąt), miasteczku ukrytym wśród gór Szuf, w galerii figur woskowych w muzeum Marie Baz można zobaczyć oprócz figury Jana Pawła II figurę św. Rafki.
19 marca 1862 roku s. Butrosyje została wysłana z misją do klasztoru i szkoły jezuitów w Ghazir, gdzie powierzono jej opiekę i obsługę kuchni klasztornej. Pracowała ciężko i z poświęceniem. W wolnych chwilach pogłębiała naukę języka arabskiego, uczyła się księgowości. Na początku września 1863 roku przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w Maad. Oprócz pracy wychowawczej, nauczania katechezy pomagała chorym w całej okolicy. We wspomnieniach swych wychowanek pozostała jako osoba bardzo łagodna, przystępna, niepodnosząca głosu, starająca się pomóc każdemu potrzebującemu. W Maad spędziła 7 lat (1863–1871).
Wspólnoty zakonne przeżywały w tym okresie wielkie trudności materialne (wstrzymanie pomocy z Zachodu dla chrześcijan Wschodu), część duchowieństwa zginęła podczas wydarzeń 1860 roku, wielu jezuitów opuściło Liban. Wspólnotę służebnic Maryi w Bikfaya i wspólnotę Najświętszego Serca Jezusa w Zahle połączono w roku 1875 w jedną, pod wezwaniem Dwóch Najświętszych Serc. Mniszki mogły wstąpić do nowej wspólnoty o tym samym profilu działania. O tych wydarzeniach siostra Butrosyje dowiedziała się, będąc w Maad. Ukochanie samotności, modlitwy i kontemplacji spowodowało, że wstąpiła do libańskiego zgromadzenia maronickiego w klasztorze Mar Samaan (św. Szymona) w Karm, w pobliżu Aitou.
Do wspólnoty została przyjęta 6 lipca 1871 roku. 25 sierpnia 1872 roku przywdziała czarny habit i złożyła uroczyste śluby zakonne. Na pamiątkę swej ukochanej matki przyjęła jej imię – Rafka. W klasztorze św. Szymona spędziła 26 lat (1871–1897).
Przestrzegała sumiennie surowej reguły zakonu wywodzącej się z 1732 roku, z okresu Klemensa XII, a nawiązującej do życia eremitów wczesnochrześcijańskich: samotność, modlitwa indywidualna, ścisły post do południa przez cały rok, modlitwa wspólna, liturgia, Eucharystia, cicha modlitwa popołudniowa, czytanie świętych ksiąg, praca fizyczna na roli, obsługa klasztoru, hodowla jedwabników, praca w szwalni.
Cierpienie
Surowy klimat, bardzo ostre zimy, trudne warunki, niedożywienie powodowały ciężkie choroby wśród mniszek. Rafka uważała, że przez wielkie cierpienie zbliży się do Chrystusa, połączy swe cierpienie z Jego cierpieniem. Marzyła o noszeniu krzyża wspólnie z Jezusem. W pierwszą niedzielę października 1885 roku prosiła szczególnie gorąco i długo przed ołtarzem, aby Chrystus zesłał jej upragnione cierpienie. W tym właśnie momencie poczuła ogromny ból nad oczami rozsadzający czaszkę. W następstwie ociemniała. Rafka, ciesząca się dotychczas doskonałym zdrowiem, nagle ciężko zaniemogła. Gorąco dziękowała w modlitwie za ten dar cierpienia.
Przyjęła cierpienie jako radość i przez 4 lata (1885–1889) odmawiała jakiejkolwiek pomocy. Przełożona zdecydowała się jednak leczyć Rafkę. Zabrała ją do Trypolisu, skąd mniszka wróciła bez widocznej poprawy. Stwierdzono nieuleczalne zapalenie nerwu wzrokowego. Próbowano jeszcze leczenia w Bejrucie; w efekcie operacji usunięto chore, wystające z twarzy oko, nastąpił ciężki krwotok. Mniszka odmówiła znieczulenia w czasie zabiegu chirurgicznego. Szeptała jedynie w czasie operacji: ,,Ofiaruję swój ból Tobie, Chryste”. W klasztorze Sióstr Lazarytek spędziła okres po operacji. Wróciła do swego klasztoru już pozbawiona jednego oka, zaś po dwóch latach cierpień straciła wzrok zupełnie. Przebywała w całkowicie zaciemnionej celi, żarliwie modląc się, nigdy nie skarżąc się na nic, lecz dziękując Chrystusowi za cierpienie, którym ją hojnie obdarzył.
W okolicy Batroun w tym okresie nie było żeńskiego klasztoru. Patriarchat syriano-maronicki podjął decyzję o budowie nowego klasztoru w Jrabta (Żrabta). Prace rozpoczęto w marcu 1896 roku. 3 listopada 1897 roku za zgodą patriarchy maronickiego Juhanna El-Hajj przeniesiono Rafkę wraz z pięcioma mniszkami z klasztoru św. Szymona do nowego klasztoru św. Józefa w Jrabta. Nowy klasztor malowniczo wkomponowany w górski krajobraz dzięki wytrwałej i ciężkiej pracy mniszek stał się w krótkim czasie po prostu rajem na ziemi: uporządkowany, zadbany kwitnący.
S. Rafka, stopniowo tracąc zdrowie, modliła się żarliwie i gorąco. Będąc już zupełnie niesprawna, uczestniczyła w Eucharystii. Gdy nie mogła chodzić, czołgała się ze swej celi (dziś w powiększonej niszy znajduje się jej grobowiec) do kościoła klasztornego. Zupełnie niesprawna starała się pomagać innym – dobrą radą, modlitwą w różnych intencjach. Jej prawe oko było jedynie pustym oczodołem, a lewym dostrzegała tylko blask światła. Doszły jeszcze inne boleści i cierpienia, jak powtarzające się krwotoki z nosa, zniekształcenie stawów, otwarte złamania. W roku 1906 sprawne były jedynie ręce, słuch i melodyjny głos. Ten stan trwał do roku 1911. Cały organizm Rafki był chory, a ona coraz bardziej cierpiała, poświęcając to Ukrzyżowanemu. W dalszym ciągu odmawiała pomocy medycznej. Całą swą istotą pomagała nieść krzyż Chrystusowi.
Prosiła jednak Pana, aby przed śmiercią pozwolił jej choć raz ujrzeć współtowarzyszki i klasztor, w którym spędziła lata. Pan wysłuchał jej żarliwej prośby. Przez całą godzinę oglądała klasztor, siostry i otoczenie. Poczytano to za jeden z cudów, jakie miały się tu dokonać za jej wstawiennictwem. Na trzy dni przed śmiercią zaniemówiła, a w dniu śmierci dała znak, że pragnie pożegnać siostry i przyjąć Komunię św. Zmarła nad ranem 23 marca 1914 roku.
Następnego dnia po skromnej ceremonii pogrzebowej z udziałem licznych mieszkańców z całej okolicy jej doczesne szczątki spoczęły pod starymi dębami górskimi na ubogim cmentarzu przyklasztornym.
Po trzech dniach od śmierci grób pokornej i skromnej mniszki promieniał nocą zaczął promieniować dziwną jasnością. Zaczęły dziać się cuda. Chorzy doznawali niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień. Ziemia z grobu bogobojnej mniszki dała zdrowie wielu nieuleczalnie chorym. W roku 1925 przesłano do papieża prośbę o uznanie świętości libańskiej mniszki Rafki. 17 listopada 1985 roku Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. 2 czerwca 1999 roku Papież przedstawił światu chrześcijańskiemu Rafkę jako przykład i wzór dla wiernych w wielkim umiłowaniu Eucharystii. 10 czerwca 2001 roku podczas uroczystości w Watykanie skromna mniszka, wielka córka ziemi libańskiej została wyniesiona na ołtarze. Ponownie zabłysło mocne światło chrześcijaństwa na szczytach gór Libanu."
Barbara Anna Hajjar
Zmierzamy do klasztoru i grobowca świętej wywodzącej się z tej ziemi, kanonizowanej w czerwcu 2001 roku przez Papieża Jana Pawła II – pokornej mniszki Rafki z Hamlaja.
Po porannej modlitwie i hymnie do Matki Bożej autokar wypełnił wspaniały, o pięknej barwie głos jednej z najsłynniejszych piosenkarek Libanu i Bliskiego Wschodu – Fejruz. Pniemy się w górę serpentynami, coraz bardziej ulegając urokowi tych miejsc... Góry ciemnozielone, szmaragdowe. Doliny przesłonięte przejrzystą mgłą... Po obu stronach drogi zadbane białe wioski, tarasy pól uprawnych. Ogrody morwowe, figowe, winnice, gaje oliwne, rozłożyste drzewa orzechowe. Gdzieniegdzie dostojny święty cedr libański. Wyspy pinii niekiedy malowniczo powykręcanych przez wiatr. Jasne sylwety klasztorów, kościołów, liczne kapliczki przydrożne, krzyże. Żyją tu dumni, niezależni i odważni górale libańscy uważani za niezdobytą twierdzę chrześcijaństwa, której fale muzułmańskie w różnych okresach historii nie były w stanie zalać.
Klasztor
Duży zespół klasztorny św. Józefa Al-Dahr w Jrabta (Żrabta) z XIX wieku, zbudowany z jasnych kamieni wapiennych, jest doskonale przygotowany na przyjęcie licznie odwiedzających go pielgrzymów. Wyjątkowo zadbany, wśród rozłożystych drzew górskiego dębu (sindjan), pinii, kwiecia, dobrze oznakowany tablicami informacyjnymi. Szerokie tarasowe schody wiodą do niewielkiego kościoła klasztornego zbudowanego z zaledwie ociosanych kamieni wapiennych. Skromny wystrój z ikoną św. Józefa z Dzieciątkiem w ołtarzu głównym. Po prawej stronie ołtarza w kamiennej, łukowato sklepionej wnęce syriacko-maronickiej – obraz św. Rafki, mniszki libańskiej. W tym kościele święta córa gór Libanu do końca swych chwil na ziemi, mimo boleści i cierpień, całkowicie niesprawna, uczestniczyła żarliwie w Eucharystii. Przyjmowała Krew i Ciało Ukrzyżowanego niekiedy jako jedyne pożywienie.
Obok kościoła klasztornego sklepiona łukowato kaplica, gdzie w niszy znajduje się grób świętej. Na frontonie kaplicy, nad wejściem do grobowca ogromny wizerunek mniszki. W głębi, za żelazną kratą i szkłem sarkofag z różowego marmuru w kształcie okrętu fenickiego z symbolem męki Pańskiej w miejscu żagla odsyła pielgrzyma do bogatej historii tej ziemi.
W skromnej przyklasztornej nekropolii, pod wiekowymi dębami zaznaczone krzyżem dawne miejsce pochówku mniszki. Na dole biała statua św. Rafki z różańcem w ręku wśród wypielęgnowanego kwiecia. Gdzie spojrzeć, rozmodleni pielgrzymi, którzy przybyli oddać hołd św. Rafce.
Mimo późnej pory liczni pielgrzymi goszczą w monasterze. W kościele klasztornym nocna modlitwa mniszek ze wspólnoty – Sióstr św. Rafki. Wspólnota liczy 30 osób. Sympatyczna przełożona opowiada o świętej, o życiu mniszek i ich pracy, z rozrzewnieniem wspomina czasy swego nowicjatu, kiedy przebywała z zakonnicami, które osobiście znały Rafkę.
Wizerunki świętej
Ikona syriacko-maronicka przedstawia mniszkę w czarnym habicie. Jest to postać pełna pokory, skromności, delikatna. Pochylona pokornie głowa, uduchowiona twarz o bizantyjskich rysach, oczy zapatrzone w przestrzeń, ręce uniesione ku górze w geście otwarcia się na łaskę i wolę Bożą. W lewej ręce różaniec. Wokół symbole starochrześcijańskie: góra z pustelnią-grotą, z której tryska źródło życia i wiary, na szczycie cedr. Napis aramejski ,,Mart Rafka”, czyli ,,Pani Rafka”.
Drugi wizerunek przedstawia młodą mniszkę z księgą świętą i różańcem w dłoni. Twarz dobra, łagodna, o pięknych, zadumanych, nieobecnych oczach patrzących w dal. Po lewej stronie symbol Męki Pańskiej, na prawo w medalionie ikona syriacko-maronicka Madonny libańskiej – Pani z Ilige (X wiek), z monasteru Matki Bożej z Mayfouq. Wokół postaci na dole symbole starochrześcijańskie (kiść winogron, pszeniczne kłosy), w oddali góry Libanu i wspaniałe cedry. Po prawej stronie zabudowania klasztoru św. Józefa w Jrabta wśród malowniczych pinii.
Św. Rafka, maronitka, wywodziła się z majestatycznych gór pięknej ziemi libańskiej. Sekretem jej świętości jest proste, surowe życie zakonne z obrazem Chrystusa w sercu i gorące umiłowanie Eucharystii. Jest solą tej pięknej ziemi, którą niszczyły lata okrutnej wojny. Świętość Rafki to podkreślenie, że Liban niesie przesłanie cywilizacji i miłości chrześcijańskiej dla tego regionu i całego świata.
Życie
Urodziła się 29 czerwca 1832 roku w Hamlaja blisko Bikfaya na północy kraju w ubogiej rodzinie maronickiej. Miała głęboko wierzących rodziców. Sakrament chrztu otrzymała z rąk o. Hanna Al-Rayes w kościele św. Jaurjiosa w Hamlaja 7 lipca 1832 roku. Ponieważ urodziła się w dniu świętych Piotra i Pawła – nazwano ją Butrosyje (od Butros – Piotr). Dzieciństwo miała pogodne i spokojne. Ukochana matka jedynaczki zmarła jednak, gdy ta miała 7 lat. Dziewczynka została z ojcem do 11. roku życia.
Góry libańskie były w tym czasie miejscem walk. Nędza i głód zmusiły ojca małej Butrosyje do oddania córki na służbę do maronickiej rodziny zamieszkałej w Damaszku w Syrii. Przebywała tam w latach 1842–1846. W tym okresie ojciec Butrosyje zawarł nowy związek małżeński.
Butrosyje wróciła do Hamlaja, mając 14 lat. Była wysoka, odznaczała się bardzo miłą powierzchownością, łagodnością, wdziękiem oraz melodyjnym głosem. Cechowała ją wielka sympatia do ludzi, łatwość nawiązywania kontaktów. Nowa rodzina ojca była dla niej jednak w pewnym stopniu szokiem. Modliła się gorąco i marzyła, aby wyjechać do rodziny swej matki. Jej marzenie wkrótce się spełniło, gdy ksiądz z rodziny matki, o. Józef Gemayel, zabrał ją z rodzinnego domu do Bikfaya. W o. Józefie znalazła oparcie i opiekę. Zaczęła uczęszczać do zgromadzenia św. Michała w Bikfaya i do klasztoru Saidy Najat (Nazat) – Matki Bożej Pomocy, przy którym o. Gemayel założył wraz z jezuitami w roku 1853 nową żeńską wspólnotę maronicką Córek Maryi.
Wzorem dla zakonnic była męczennica-dziewica z czasów Dioklecjana – św. Dorota (284–305). Celem mniszek była praca duchowa, katecheza, nauka, kształcenie dziewcząt. Tu właśnie Rafka zdecydowała o wstąpieniu do zakonu, mimo że rodzina chciała ją wydać za mąż. O. Józef, jej spowiednik, przewodnik duchowy i nauczyciel, odkrył w niej czystość duszy, pociąg do samotności, niespotykaną religijność i chęć poświęcenia się życiu zakonnemu. Nazywał ją Lilią z Hamlaja.
Habit zakonny wdziała 19 marca 1860 roku. W roku 1860 wysłano ją do miasteczka Deir Kamar do pomocy jezuitom w rekolekcjach. Była wtedy świadkiem masakry chrześcijan w górach libańskich. Kroniki wspominają, że w czasie pogromu uratowała dziecko, które uciekając, znalazło schronienie w fałdach jej habitu. Mieszkańcy miasteczka zauważyli jej nieustanną chęć niesienia pomocy. Dziś w Deir El-Kamar, nazywanym inaczej Asima El-Umara (Stolica Książąt), miasteczku ukrytym wśród gór Szuf, w galerii figur woskowych w muzeum Marie Baz można zobaczyć oprócz figury Jana Pawła II figurę św. Rafki.
19 marca 1862 roku s. Butrosyje została wysłana z misją do klasztoru i szkoły jezuitów w Ghazir, gdzie powierzono jej opiekę i obsługę kuchni klasztornej. Pracowała ciężko i z poświęceniem. W wolnych chwilach pogłębiała naukę języka arabskiego, uczyła się księgowości. Na początku września 1863 roku przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w Maad. Oprócz pracy wychowawczej, nauczania katechezy pomagała chorym w całej okolicy. We wspomnieniach swych wychowanek pozostała jako osoba bardzo łagodna, przystępna, niepodnosząca głosu, starająca się pomóc każdemu potrzebującemu. W Maad spędziła 7 lat (1863–1871).
Wspólnoty zakonne przeżywały w tym okresie wielkie trudności materialne (wstrzymanie pomocy z Zachodu dla chrześcijan Wschodu), część duchowieństwa zginęła podczas wydarzeń 1860 roku, wielu jezuitów opuściło Liban. Wspólnotę służebnic Maryi w Bikfaya i wspólnotę Najświętszego Serca Jezusa w Zahle połączono w roku 1875 w jedną, pod wezwaniem Dwóch Najświętszych Serc. Mniszki mogły wstąpić do nowej wspólnoty o tym samym profilu działania. O tych wydarzeniach siostra Butrosyje dowiedziała się, będąc w Maad. Ukochanie samotności, modlitwy i kontemplacji spowodowało, że wstąpiła do libańskiego zgromadzenia maronickiego w klasztorze Mar Samaan (św. Szymona) w Karm, w pobliżu Aitou.
Do wspólnoty została przyjęta 6 lipca 1871 roku. 25 sierpnia 1872 roku przywdziała czarny habit i złożyła uroczyste śluby zakonne. Na pamiątkę swej ukochanej matki przyjęła jej imię – Rafka. W klasztorze św. Szymona spędziła 26 lat (1871–1897).
Przestrzegała sumiennie surowej reguły zakonu wywodzącej się z 1732 roku, z okresu Klemensa XII, a nawiązującej do życia eremitów wczesnochrześcijańskich: samotność, modlitwa indywidualna, ścisły post do południa przez cały rok, modlitwa wspólna, liturgia, Eucharystia, cicha modlitwa popołudniowa, czytanie świętych ksiąg, praca fizyczna na roli, obsługa klasztoru, hodowla jedwabników, praca w szwalni.
Cierpienie
Surowy klimat, bardzo ostre zimy, trudne warunki, niedożywienie powodowały ciężkie choroby wśród mniszek. Rafka uważała, że przez wielkie cierpienie zbliży się do Chrystusa, połączy swe cierpienie z Jego cierpieniem. Marzyła o noszeniu krzyża wspólnie z Jezusem. W pierwszą niedzielę października 1885 roku prosiła szczególnie gorąco i długo przed ołtarzem, aby Chrystus zesłał jej upragnione cierpienie. W tym właśnie momencie poczuła ogromny ból nad oczami rozsadzający czaszkę. W następstwie ociemniała. Rafka, ciesząca się dotychczas doskonałym zdrowiem, nagle ciężko zaniemogła. Gorąco dziękowała w modlitwie za ten dar cierpienia.
Przyjęła cierpienie jako radość i przez 4 lata (1885–1889) odmawiała jakiejkolwiek pomocy. Przełożona zdecydowała się jednak leczyć Rafkę. Zabrała ją do Trypolisu, skąd mniszka wróciła bez widocznej poprawy. Stwierdzono nieuleczalne zapalenie nerwu wzrokowego. Próbowano jeszcze leczenia w Bejrucie; w efekcie operacji usunięto chore, wystające z twarzy oko, nastąpił ciężki krwotok. Mniszka odmówiła znieczulenia w czasie zabiegu chirurgicznego. Szeptała jedynie w czasie operacji: ,,Ofiaruję swój ból Tobie, Chryste”. W klasztorze Sióstr Lazarytek spędziła okres po operacji. Wróciła do swego klasztoru już pozbawiona jednego oka, zaś po dwóch latach cierpień straciła wzrok zupełnie. Przebywała w całkowicie zaciemnionej celi, żarliwie modląc się, nigdy nie skarżąc się na nic, lecz dziękując Chrystusowi za cierpienie, którym ją hojnie obdarzył.
W okolicy Batroun w tym okresie nie było żeńskiego klasztoru. Patriarchat syriano-maronicki podjął decyzję o budowie nowego klasztoru w Jrabta (Żrabta). Prace rozpoczęto w marcu 1896 roku. 3 listopada 1897 roku za zgodą patriarchy maronickiego Juhanna El-Hajj przeniesiono Rafkę wraz z pięcioma mniszkami z klasztoru św. Szymona do nowego klasztoru św. Józefa w Jrabta. Nowy klasztor malowniczo wkomponowany w górski krajobraz dzięki wytrwałej i ciężkiej pracy mniszek stał się w krótkim czasie po prostu rajem na ziemi: uporządkowany, zadbany kwitnący.
S. Rafka, stopniowo tracąc zdrowie, modliła się żarliwie i gorąco. Będąc już zupełnie niesprawna, uczestniczyła w Eucharystii. Gdy nie mogła chodzić, czołgała się ze swej celi (dziś w powiększonej niszy znajduje się jej grobowiec) do kościoła klasztornego. Zupełnie niesprawna starała się pomagać innym – dobrą radą, modlitwą w różnych intencjach. Jej prawe oko było jedynie pustym oczodołem, a lewym dostrzegała tylko blask światła. Doszły jeszcze inne boleści i cierpienia, jak powtarzające się krwotoki z nosa, zniekształcenie stawów, otwarte złamania. W roku 1906 sprawne były jedynie ręce, słuch i melodyjny głos. Ten stan trwał do roku 1911. Cały organizm Rafki był chory, a ona coraz bardziej cierpiała, poświęcając to Ukrzyżowanemu. W dalszym ciągu odmawiała pomocy medycznej. Całą swą istotą pomagała nieść krzyż Chrystusowi.
Prosiła jednak Pana, aby przed śmiercią pozwolił jej choć raz ujrzeć współtowarzyszki i klasztor, w którym spędziła lata. Pan wysłuchał jej żarliwej prośby. Przez całą godzinę oglądała klasztor, siostry i otoczenie. Poczytano to za jeden z cudów, jakie miały się tu dokonać za jej wstawiennictwem. Na trzy dni przed śmiercią zaniemówiła, a w dniu śmierci dała znak, że pragnie pożegnać siostry i przyjąć Komunię św. Zmarła nad ranem 23 marca 1914 roku.
Następnego dnia po skromnej ceremonii pogrzebowej z udziałem licznych mieszkańców z całej okolicy jej doczesne szczątki spoczęły pod starymi dębami górskimi na ubogim cmentarzu przyklasztornym.
Po trzech dniach od śmierci grób pokornej i skromnej mniszki promieniał nocą zaczął promieniować dziwną jasnością. Zaczęły dziać się cuda. Chorzy doznawali niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień. Ziemia z grobu bogobojnej mniszki dała zdrowie wielu nieuleczalnie chorym. W roku 1925 przesłano do papieża prośbę o uznanie świętości libańskiej mniszki Rafki. 17 listopada 1985 roku Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. 2 czerwca 1999 roku Papież przedstawił światu chrześcijańskiemu Rafkę jako przykład i wzór dla wiernych w wielkim umiłowaniu Eucharystii. 10 czerwca 2001 roku podczas uroczystości w Watykanie skromna mniszka, wielka córka ziemi libańskiej została wyniesiona na ołtarze. Ponownie zabłysło mocne światło chrześcijaństwa na szczytach gór Libanu."
Barbara Anna Hajjar
"Częstym nabożeństwem Rafki była modlitwa do sześciu Ran Jezusa.
Powtarzała siostrom, aby nie zapominać o tej szóstej ranie, jaka
powstała od dźwigania krzyża. "
"Odtąd ziemia z grobu św. Rafki stała się źródłem łask, zwłaszcza uzdrowienia z chorób."
"Rafka została kanonizowana przez Jana Pawła II w roku 2001. Jej wstawiennictwo obejmuje szczególnie ludzi cierpiących.Do dziś siostry z klasztoru św. Józefa w Jrabta rozdają w małych
torebeczkach ziemię z miejsca, gdzie znajduje się jej grób. Przed
klasztorem stoi piękna, biała figura – postać św. Rafki, zakonnicy
dźwigającej na prawym ramieniu krzyż."
Subskrybuj:
Posty (Atom)