Gdy miłość cię woła, idź za jej głosem,
choćby cię wiodła po ostrych kamieniach.
Uwierz miłości, gdy mówi do ciebie,
choćby jej wołanie rozwiało sny twoje,
choćby jej wicher polamał twoje gałęzie.
Bo miłość wywyższa ,
nawet gdy krzyżuje,
bo miłość umacnia
i otwiera oczy.
Ogień milości jest święty,
a kiedy spala,czyni cię chlebem dla Boga.
Miłość przemienia,
odsłania tajemnicę serca,
daje ci udział w sercu Życia.
Miłość daje siebie i tylko siebie,
w niej wszystko się zawiera.
Miłość nic nie pochłania i nie da się pochłonąć,
bo miłość samą miłością się napełnia.
Miłości nie zdołasz za nos wodzić,
pozwól - niech ona - ciebie wiedzie.
Marzeniem miłości -
płonąć nawet do unicestwienia siebie,
Czy kochasz szczerze?
Oto wołanie miłości:
wstawaj o świcie i leć na skrzydłach serca,
by powitać dziękczynieniem dzień miłości,
by nie zasnąć przed nocą
bez modlitwy za umiłowanych,
bez hymnu uwielbienia.
Khalil Gibran
sobota, 26 kwietnia 2014
" Jesteś jak wzburzone morze, które nie może się uciszyć i którego fale wyrzucają muł i błoto." S. Fausti SJ
W życiu wewnętrznym doświadczamy różnorodnych poruszeń, odczuć, doświadczeń. Często stajemy wobec nich bezradni. Pytamy: jak je ocenić? Jak rozpoznać ich źródło? Jak poznać, które z nich są emocjami, które pochodzą od Boga, a które podsuwa szatan?
Na życie ludzkie ma wpływ Duch Święty (duch dobry); ma również wpływ szatan (zły duch). Umiejętność rozróżniania, który z nich w danej chwili oddziałuje nie należy do rzeczy łatwych. Św. Paweł zalicza rozeznanie duchowe do charyzmatów, a więc szczególnych darów Boga. Tylko człowiek, który wsłuchuje się w słowo Boże, jest zdolny rozpoznawać działanie Boga w swoim życiu. Zdolność duchowego rozeznania jest dyspozycją dojrzałej wiary, słuchania i gotowości odpowiadania. Jest więc ono możliwe w życiu człowieka wolnego, oczyszczonego, który dokonał fundamentalnego wyboru, a więc wyboru Boga.
W Regułach o rozeznawaniu duchów św. Ignacy pisze, że duch dobry pociesza, a duch zły trapi (Ćwiczenia Duchowne, 313nn) . Gdy mówimy o pociesze lub strapieniu nie chodzi nam o naturalne odczucia, które mają swe źródło w dobrym czy złym samopoczuciu, uwarunkowanym przyczynami czysto naturalnymi; chociaż one również mogą być bazą działania duchów. Istotne są odczucia, które powstają w wyniku konfrontacji człowieka z Bogiem, z reakcji na Jego wezwanie.
Pociecha duchowa, pocieszenie duchowe polega na wzroście życia teologalnego, czyli na ukierunkowaniu człowieka ku Bogu w wierze, nadziei i miłości. Pociecha dotyczy przede wszystkim poziomu wiary. Zmusza niejako do ciągłego przekraczania siebie, by odpowiadać Bogu hojniej, bezinteresownie i w wolności. Pociesze mogą towarzyszyć odczucia fizyczne, zmysłowe, np. miłości, pokoju, łzy. Nie są jednak konieczne ani najważniejsze.
Strapienie jest stanem przeciwnym do pociechy duchowej, a więc polega na pomniejszeniu życia wiarą, nadzieją i miłością. Towarzyszą mu: oschłość, oziębłość, smutek, skłonność do zniechęcenia, poczucie odłączania od Boga. Rodzą się myśli i uczucia ciemności, zakłócenia, pragnienia rzeczy przyziemnych, niskich, różnego rodzaju niepokoje. Oddzielony od Boga, którego jesteś obrazem, tracisz swoją tożsamość. Po zerwaniu twej podstawowej relacji, rwą się również inne. Pozostajesz sam, opuszczony, w samotności coraz większej i bez granic. Ogarnięty ciemnością nicości, nie wiesz, kim jesteś, skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz. Jesteś zakłopotany i wzburzony, napełniony strachem, zawieszony w żarłocznej pustce, którą bezskutecznie starasz się wypełnić iluzorycznymi przyjemnościami. Jesteś niespokojny, niezdolny do działania, pozbawiony nadziei, wiary i miłości. Jesteś jak wzburzone morze, które nie może się uciszyć i którego fale wyrzucają muł i błoto (S. Fausti SJ).
Jednym słowem strapienie deprymuje człowieka. Oczywiście należy pamiętać, że nie każda trudność życiowa, problem czy kryzys jest strapieniem. W życiu wewnętrznym wyraża się ona w braku jakiegokolwiek smaku i upodobania w sprawach duchowych, w rodzącej się niechęci do modlitwy, Eucharystii, sakramentu pojednania, rozmów o sprawach duchowych... Zycie duchowe wydaje się wówczas nierealnym albo niemożliwym do urzeczywistnienia. Strapienie demaskuje wszelkie iluzje człowieka. Odzywają się namiętności, skrywane pragnienia, żądze.
Św. Ignacy w liście do siostry Teresy Rejadell w taki sposób opisuje strapienie: Nieprzyjaciel dręczy nas bez przerwy, wywołuje smutek, którego przyczyn zupełnie nie rozumiemy. Nie odczuwamy żadnej pobożności ani w modlitwie, ani w kontemplacji, żadnego smaku i upodobania wewnętrznego w mówieniu i słuchaniu o rzeczach Bożych. Na tym jednak jeszcze nie koniec, bo gdy nieprzyjaciel spostrzeże, że jesteśmy osłabieni i upokorzeni przez tego rodzaju przykre przeżycia, wówczas podsuwa nam myśl, że Bóg, nasz Pan, zupełnie o nas zapomniał. W takich chwilach zaczyna nam się wydawać, że jesteśmy daleko od Pana naszego i że wszystko, co zrobiliśmy i co chcielibyśmy jeszcze zrobić, nie ma żadnej wartości.
W Ćwiczeniach Duchownych (nr 332) św. Ignacy wylicza cechy strapienia duchowego. Należy do nich ciemność w duszy, którą charakteryzuje głęboki duchowy smutek, brak światła Bożego. Pojawia się bezradność; poczucie opuszczenia; wszystko wydaje się bezsensowne. Taka forma strapienia występuje u Eliasza, który czuje się rozczarowany, zniechęcony, zagubiony. Przeżywa kryzys nerwowy. Pragnie umrzeć i modli się do Boga: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków (1Krl 19, 4). Podobne ciemności przeżywa prorok Jonasz.
Strapienie powoduje zakłócenie w duszy. Zakłócenie dotyczy świadomości, wymiaru racjonalnego. Wszystkie idee, wartości, uczucia są pomieszane. Trudno obiektywnie wartościować i podejmować decyzje. Pojawia się poruszenie do rzeczy niskich i ziemskich. Ponieważ Bóg wydaje się odległy, rodzi się pragnienie oparcia na wartościach dotykalnych, zewnętrznych, np. na człowieku, posiadaniu, ambicjach, szeroko rozumianej konsumpcji. Św. Jan mówi o trzech żądzach - pożądliwość ciała, oczu i pycha (por. 1J 2, 16). Te trzy pożądliwości są szczególnie aktywne w czasie strapienia.
Kolejną cechą strapienia jest niepokój. Strapienie pozbawia pokoju i harmonii wewnętrznej. Pojawiają się wątpliwości, zakłócenia w prawidłowym funkcjonowaniu sumienia. Wątpliwości przypominają przyjaciół Hioba, którzy przychodzą, by go pocieszyć, a w rzeczywistości wprowadzają w jego życie rozdźwięk i niepokój, ogarniający umysł i serce. Im bardziej osoba jest wrażliwa, tym większy niepokój, a nawet tendencje do skrupułów.
Niepokój rodzi podniety i pokusy skłaniające do nieufności, beznadziei i braku miłości. Św. Ignacy mówi o trzech przyczynach pokus. Są nimi: szatan, świat w ujęciu św. Jana, a więc w znaczeniu negatywnym, dalekim od Boga oraz własne pożądliwości. Czujemy się wówczas letni, leniwi, smutni, jakby oddaleni od Boga. Wydaje się, że On o nas zapomniał, albo że jest poza naszym zasięgiem. Podobne doświadczenie było udziałem uczniów z Emaus po śmierci Jezusa. Byli smutni, rozczarowani, sfrustrowani, rozbici wewnętrznie. Jezus zarzucił im lenistwo duchowe. O nierozumni (inni tłumaczą: leniwi sercem, albo wręcz głupi), jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! (Łk 24, 25). Przyczyną strapienia uczniów było lenistwo duchowe i brak wiary słowom Pisma Świętego.
I jeszcze przykład z życia św. Ignacego. W swoim Dzienniku duchowym pod datą 12 III 1544 pisze: Po skończeniu Mszy i potem w pokoju czułem się całkowicie opuszczony i bez żadnej pomocy, nie mogłem mieć żadnego smaku duchowego w Pośrednikach, ani Osobach Boskich, tak bardzo byłem oddalony i odłączony od nich, jakbym nigdy niczego nie odczuł od nich, albo nigdy w przyszłości nie miał odczuwać. Natomiast przychodziły mi myśli, już to przeciw Jezusowi, już to przeciw komu innemu; i czułem się zmieszany różnymi myślami. I w niczym nie znajdowałem spokoju. Św. Ignacy doświadczał wcześniej stanów mistycznych. Zwykle ponad godzinę przygotowywał się do Mszy świętej, a po jej zakończeniu trwał w modlitwie dziękczynnej ponad dwie godziny. A mimo to w czasie strapienia czuł się całkowicie opuszczony i oddalony od Boga; nie czuł żadnego smaku duchowego.
Na życie ludzkie ma wpływ Duch Święty (duch dobry); ma również wpływ szatan (zły duch). Umiejętność rozróżniania, który z nich w danej chwili oddziałuje nie należy do rzeczy łatwych. Św. Paweł zalicza rozeznanie duchowe do charyzmatów, a więc szczególnych darów Boga. Tylko człowiek, który wsłuchuje się w słowo Boże, jest zdolny rozpoznawać działanie Boga w swoim życiu. Zdolność duchowego rozeznania jest dyspozycją dojrzałej wiary, słuchania i gotowości odpowiadania. Jest więc ono możliwe w życiu człowieka wolnego, oczyszczonego, który dokonał fundamentalnego wyboru, a więc wyboru Boga.
W Regułach o rozeznawaniu duchów św. Ignacy pisze, że duch dobry pociesza, a duch zły trapi (Ćwiczenia Duchowne, 313nn) . Gdy mówimy o pociesze lub strapieniu nie chodzi nam o naturalne odczucia, które mają swe źródło w dobrym czy złym samopoczuciu, uwarunkowanym przyczynami czysto naturalnymi; chociaż one również mogą być bazą działania duchów. Istotne są odczucia, które powstają w wyniku konfrontacji człowieka z Bogiem, z reakcji na Jego wezwanie.
Pociecha duchowa, pocieszenie duchowe polega na wzroście życia teologalnego, czyli na ukierunkowaniu człowieka ku Bogu w wierze, nadziei i miłości. Pociecha dotyczy przede wszystkim poziomu wiary. Zmusza niejako do ciągłego przekraczania siebie, by odpowiadać Bogu hojniej, bezinteresownie i w wolności. Pociesze mogą towarzyszyć odczucia fizyczne, zmysłowe, np. miłości, pokoju, łzy. Nie są jednak konieczne ani najważniejsze.
Strapienie jest stanem przeciwnym do pociechy duchowej, a więc polega na pomniejszeniu życia wiarą, nadzieją i miłością. Towarzyszą mu: oschłość, oziębłość, smutek, skłonność do zniechęcenia, poczucie odłączania od Boga. Rodzą się myśli i uczucia ciemności, zakłócenia, pragnienia rzeczy przyziemnych, niskich, różnego rodzaju niepokoje. Oddzielony od Boga, którego jesteś obrazem, tracisz swoją tożsamość. Po zerwaniu twej podstawowej relacji, rwą się również inne. Pozostajesz sam, opuszczony, w samotności coraz większej i bez granic. Ogarnięty ciemnością nicości, nie wiesz, kim jesteś, skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz. Jesteś zakłopotany i wzburzony, napełniony strachem, zawieszony w żarłocznej pustce, którą bezskutecznie starasz się wypełnić iluzorycznymi przyjemnościami. Jesteś niespokojny, niezdolny do działania, pozbawiony nadziei, wiary i miłości. Jesteś jak wzburzone morze, które nie może się uciszyć i którego fale wyrzucają muł i błoto (S. Fausti SJ).
Jednym słowem strapienie deprymuje człowieka. Oczywiście należy pamiętać, że nie każda trudność życiowa, problem czy kryzys jest strapieniem. W życiu wewnętrznym wyraża się ona w braku jakiegokolwiek smaku i upodobania w sprawach duchowych, w rodzącej się niechęci do modlitwy, Eucharystii, sakramentu pojednania, rozmów o sprawach duchowych... Zycie duchowe wydaje się wówczas nierealnym albo niemożliwym do urzeczywistnienia. Strapienie demaskuje wszelkie iluzje człowieka. Odzywają się namiętności, skrywane pragnienia, żądze.
Św. Ignacy w liście do siostry Teresy Rejadell w taki sposób opisuje strapienie: Nieprzyjaciel dręczy nas bez przerwy, wywołuje smutek, którego przyczyn zupełnie nie rozumiemy. Nie odczuwamy żadnej pobożności ani w modlitwie, ani w kontemplacji, żadnego smaku i upodobania wewnętrznego w mówieniu i słuchaniu o rzeczach Bożych. Na tym jednak jeszcze nie koniec, bo gdy nieprzyjaciel spostrzeże, że jesteśmy osłabieni i upokorzeni przez tego rodzaju przykre przeżycia, wówczas podsuwa nam myśl, że Bóg, nasz Pan, zupełnie o nas zapomniał. W takich chwilach zaczyna nam się wydawać, że jesteśmy daleko od Pana naszego i że wszystko, co zrobiliśmy i co chcielibyśmy jeszcze zrobić, nie ma żadnej wartości.
W Ćwiczeniach Duchownych (nr 332) św. Ignacy wylicza cechy strapienia duchowego. Należy do nich ciemność w duszy, którą charakteryzuje głęboki duchowy smutek, brak światła Bożego. Pojawia się bezradność; poczucie opuszczenia; wszystko wydaje się bezsensowne. Taka forma strapienia występuje u Eliasza, który czuje się rozczarowany, zniechęcony, zagubiony. Przeżywa kryzys nerwowy. Pragnie umrzeć i modli się do Boga: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków (1Krl 19, 4). Podobne ciemności przeżywa prorok Jonasz.
Strapienie powoduje zakłócenie w duszy. Zakłócenie dotyczy świadomości, wymiaru racjonalnego. Wszystkie idee, wartości, uczucia są pomieszane. Trudno obiektywnie wartościować i podejmować decyzje. Pojawia się poruszenie do rzeczy niskich i ziemskich. Ponieważ Bóg wydaje się odległy, rodzi się pragnienie oparcia na wartościach dotykalnych, zewnętrznych, np. na człowieku, posiadaniu, ambicjach, szeroko rozumianej konsumpcji. Św. Jan mówi o trzech żądzach - pożądliwość ciała, oczu i pycha (por. 1J 2, 16). Te trzy pożądliwości są szczególnie aktywne w czasie strapienia.
Kolejną cechą strapienia jest niepokój. Strapienie pozbawia pokoju i harmonii wewnętrznej. Pojawiają się wątpliwości, zakłócenia w prawidłowym funkcjonowaniu sumienia. Wątpliwości przypominają przyjaciół Hioba, którzy przychodzą, by go pocieszyć, a w rzeczywistości wprowadzają w jego życie rozdźwięk i niepokój, ogarniający umysł i serce. Im bardziej osoba jest wrażliwa, tym większy niepokój, a nawet tendencje do skrupułów.
Niepokój rodzi podniety i pokusy skłaniające do nieufności, beznadziei i braku miłości. Św. Ignacy mówi o trzech przyczynach pokus. Są nimi: szatan, świat w ujęciu św. Jana, a więc w znaczeniu negatywnym, dalekim od Boga oraz własne pożądliwości. Czujemy się wówczas letni, leniwi, smutni, jakby oddaleni od Boga. Wydaje się, że On o nas zapomniał, albo że jest poza naszym zasięgiem. Podobne doświadczenie było udziałem uczniów z Emaus po śmierci Jezusa. Byli smutni, rozczarowani, sfrustrowani, rozbici wewnętrznie. Jezus zarzucił im lenistwo duchowe. O nierozumni (inni tłumaczą: leniwi sercem, albo wręcz głupi), jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! (Łk 24, 25). Przyczyną strapienia uczniów było lenistwo duchowe i brak wiary słowom Pisma Świętego.
I jeszcze przykład z życia św. Ignacego. W swoim Dzienniku duchowym pod datą 12 III 1544 pisze: Po skończeniu Mszy i potem w pokoju czułem się całkowicie opuszczony i bez żadnej pomocy, nie mogłem mieć żadnego smaku duchowego w Pośrednikach, ani Osobach Boskich, tak bardzo byłem oddalony i odłączony od nich, jakbym nigdy niczego nie odczuł od nich, albo nigdy w przyszłości nie miał odczuwać. Natomiast przychodziły mi myśli, już to przeciw Jezusowi, już to przeciw komu innemu; i czułem się zmieszany różnymi myślami. I w niczym nie znajdowałem spokoju. Św. Ignacy doświadczał wcześniej stanów mistycznych. Zwykle ponad godzinę przygotowywał się do Mszy świętej, a po jej zakończeniu trwał w modlitwie dziękczynnej ponad dwie godziny. A mimo to w czasie strapienia czuł się całkowicie opuszczony i oddalony od Boga; nie czuł żadnego smaku duchowego.
o. Przemysław Ciesielski OP
Sporo się Jezus musiał natrudzić, by uczniowie uwierzyli, że
zmartwychwstał. Wyrzucał im brak wiary, ale ich nie opuścił, nie
zniechęcił się, nie zwątpił w nich. Właśnie ich, którzy musieli pokonać
naprawdę wielkie ciemności niewiary, uczynił Jezus świadkami swego
zmartwychwstania. A oni bardziej uwierzyli Jemu niż własnym
wątpliwościom, i dlatego później nie ulegli groźbom tych, którzy
zabraniali im głosić Ewangelię, lecz opierając się na wierze, „bardziej
słuchali Boga niż ludzi”.
piątek, 18 kwietnia 2014
Wielki Piątek
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest
nasze zdrowie.
Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda
swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola
Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się
nasyci.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co
wycierpiał.
Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu.
I skłoniwszy głowę oddał ducha.
niedziela, 13 kwietnia 2014
sobota, 12 kwietnia 2014
O cierpieniu
"Dlatego, kiedy On wkracza w życie człowieka przez zewnętrzne
i wewnętrzne doświadczenia, nie szczędząc utrapień jego ciału i duszy,
czyni mu największą łaskę, będącą zadatkiem Jego zamiarów miłości
i uświęcenia."
"Kiedy zsyłasz nam cierpienie, jest to znak, że nas wybrałeś i umiłowałeś, Panie, i dajesz nam zadatek Twojej miłości. Zatrzymajmy więc spojrzenie na Twoim cierpieniu, a znajdziemy pomoc w każdym naszym utrapieniu. Ty, Synu Boży, otrzymałeś zło za dobro! "
"Kiedy zsyłasz nam cierpienie, jest to znak, że nas wybrałeś i umiłowałeś, Panie, i dajesz nam zadatek Twojej miłości. Zatrzymajmy więc spojrzenie na Twoim cierpieniu, a znajdziemy pomoc w każdym naszym utrapieniu. Ty, Synu Boży, otrzymałeś zło za dobro! "
niedziela, 6 kwietnia 2014
Bóg śmierci nie uczynił
W tym roku Wielki Post przeżywamy w poszukiwaniu wielkich wartości, które gwarantują dobre wykorzystanie rodzącej się u nas demokracji. Nowe układy polityczno-społeczne mają w ostateczności dać nam dużą wolność. Droga do tego trudna i długa, ale cel jest jasny. W oparciu o Boże objawienie przypomnieliśmy sobie, że warunkiem właściwego wykorzystania wolności jest mądrość, sprawiedliwość, umiarkowanie oraz odwaga. Chodzi o pełne wyposażenie wnętrza, które gwarantuje skuteczne działanie człowieka.
Kto te wartości umiłował i ustawicznie zabiega o ich doskonalenie, a jest to zadanie całożyciowe, ten musi postawić krok następny i precyzyjnie ustalić cel swego życia. Chodzi o to, w co należy zaangażować wszystkie swoje siły, dla jakiej sprawy, dla kogo, by odnaleźć w pełni siebie, by rozwinąć wszystkie posiadane talenty i, odnosząc sukcesy w organizowaniu życia doczesnego, równocześnie doskonalić ducha.
Mądre ustawienie zależy od odpowiedzi na pytanie: Czy życie nasze ogranicza się wyłącznie do doczesności, czy też sięga poza grób. Czy ono się dokonuje wyłącznie tu na ziemi, czy też można je przenieść w inną rzeczywistość.
Przyroda zna tylko jedno sensowne rozwiązanie – wydać następne pokolenie. Kwiat żyje raz, kwitnie raz, wydaje nasienie i zadanie jego jest spełnione. Sarna żyje raz. Wydaje w ciągu kilku lat potomstwo, sama ginie a jej życie przedłuża się w życiu jej dzieci. A człowiek? Jeśli jego egzystencja jest podobnie zamknięta w doczesności, to raczej należałoby się zastanowić nad odpowiednią selekcją, by jedynie najcenniejsze jednostki produkowały następne pokolenia, a on sam winien wycisnąć z lat doczesności maksimum przyjemności. Użycie stanie się wówczas celem.
Z chwilą, gdy nawiązał z nami kontakt Bóg, wiemy, że perspektywa wieczności jest otwarta. „Bóg śmierci nie uczynił”. Człowiek jest nieśmiertelny. Wprawdzie przeżywa rozstanie z ciałem, ale żyje nadal i żył będzie wiecznie.
Doczesność więc jest etapem przejściowym, jest przygotowaniem do wejścia w nowy świat. Stąd dzień po dniu musi być przeznaczony na doskonalenie tego przygotowania. Każdy z nas ma się nauczyć wielu rzeczy koniecznie potrzebnych w przyszłym życiu. Doczesność to okres formacji, to przygotowanie do wiecznie trwającej twórczej pracy. Czas uciążliwego studium i praktyki.
Syn Boga przybył na ziemię, aby nas przekonać, że życie nie kończy się w grobie. Dał kilka takich lekcji poglądowych wskrzeszając córkę Jaira, przywracając do życia młodzieńca z Naim, wreszcie wyprowadzając z grobu, już cuchnącego w czwartym dniu po śmierci, Łazarza. Ożywienie rozpadającego się ciała to cud, który przekonał wielu myślących ludzi do Chrystusa. Te wskrzeszenia, to były etapy. Ostani dowód został podany w Wielką Niedzielę. Ciało Jezusa, straszliwie wyniszczone na drzewie krzyża, spoczywało w grobie trzy dni. Jego Zmartwychwstanie ponownie otwarło przed człowiekiem drogę do chwalebnej nieśmiertelności. Garść wiadomości przekazanych przez Boga o czekającym nas życiu wystarcza, by się do niego odpowiednio przygotować. Chodzi o doskonalenie wiary, nadziei i miłości. Celem człowieka jest tak dojrzała miłość, aby mógł odpowiedzieć na wieczną miłość samego Boga i objąć miłością wszelkie Jego stworzenie. Celem człowieka jest dojrzałość do Miłości. Miłowanie Boga, ludzi, świata będzie naszym wiecznym zadaniem. Ustawienie celu naszego życia doczesnego jako dorastania do miłości pozwala na wykorzystanie wszystkiego, co łączy się z budowaniem gmachu doczesności, dla doskonalenia umiejętności kochania.
Bóg dał nam do dyspozycji materiał nietrwały, przemijający, który pozwala wykorzystać na budowanie dla nas prowizorycznego pomieszczenia na czas naszego pobytu na ziemi. Mamy to czynić w stopniu doskonałym. To może być przepiękny pałac z luksusowymi warunkami życia, byle tylko nikt nie uczynił go ostatecznym celem swego życia. Jest to jedynie prowizorka, którą trzeba opuścić, a troskę o jej urządzenie potraktować jako budowę modelu, celem opanowania sztuki budowania potrzebnej do wznoszenia gmachów w wieczności.
Wejście w okres rozważania Męki Chrystusa wymaga głębszego zastanowienia nad naszą wiarą w życie wieczne. Czy ta wiara kształtuje nasz powszedni dzień? Czy liczymy się z doskonaleniem sztuki miłości Boga, świata, ludzi, siebie? Czy to przygotowanie do czekającej nas wiecznej pracy jest naszą główną troską?
Ks. Edward Staniek
Kto te wartości umiłował i ustawicznie zabiega o ich doskonalenie, a jest to zadanie całożyciowe, ten musi postawić krok następny i precyzyjnie ustalić cel swego życia. Chodzi o to, w co należy zaangażować wszystkie swoje siły, dla jakiej sprawy, dla kogo, by odnaleźć w pełni siebie, by rozwinąć wszystkie posiadane talenty i, odnosząc sukcesy w organizowaniu życia doczesnego, równocześnie doskonalić ducha.
Mądre ustawienie zależy od odpowiedzi na pytanie: Czy życie nasze ogranicza się wyłącznie do doczesności, czy też sięga poza grób. Czy ono się dokonuje wyłącznie tu na ziemi, czy też można je przenieść w inną rzeczywistość.
Przyroda zna tylko jedno sensowne rozwiązanie – wydać następne pokolenie. Kwiat żyje raz, kwitnie raz, wydaje nasienie i zadanie jego jest spełnione. Sarna żyje raz. Wydaje w ciągu kilku lat potomstwo, sama ginie a jej życie przedłuża się w życiu jej dzieci. A człowiek? Jeśli jego egzystencja jest podobnie zamknięta w doczesności, to raczej należałoby się zastanowić nad odpowiednią selekcją, by jedynie najcenniejsze jednostki produkowały następne pokolenia, a on sam winien wycisnąć z lat doczesności maksimum przyjemności. Użycie stanie się wówczas celem.
Z chwilą, gdy nawiązał z nami kontakt Bóg, wiemy, że perspektywa wieczności jest otwarta. „Bóg śmierci nie uczynił”. Człowiek jest nieśmiertelny. Wprawdzie przeżywa rozstanie z ciałem, ale żyje nadal i żył będzie wiecznie.
Doczesność więc jest etapem przejściowym, jest przygotowaniem do wejścia w nowy świat. Stąd dzień po dniu musi być przeznaczony na doskonalenie tego przygotowania. Każdy z nas ma się nauczyć wielu rzeczy koniecznie potrzebnych w przyszłym życiu. Doczesność to okres formacji, to przygotowanie do wiecznie trwającej twórczej pracy. Czas uciążliwego studium i praktyki.
Syn Boga przybył na ziemię, aby nas przekonać, że życie nie kończy się w grobie. Dał kilka takich lekcji poglądowych wskrzeszając córkę Jaira, przywracając do życia młodzieńca z Naim, wreszcie wyprowadzając z grobu, już cuchnącego w czwartym dniu po śmierci, Łazarza. Ożywienie rozpadającego się ciała to cud, który przekonał wielu myślących ludzi do Chrystusa. Te wskrzeszenia, to były etapy. Ostani dowód został podany w Wielką Niedzielę. Ciało Jezusa, straszliwie wyniszczone na drzewie krzyża, spoczywało w grobie trzy dni. Jego Zmartwychwstanie ponownie otwarło przed człowiekiem drogę do chwalebnej nieśmiertelności. Garść wiadomości przekazanych przez Boga o czekającym nas życiu wystarcza, by się do niego odpowiednio przygotować. Chodzi o doskonalenie wiary, nadziei i miłości. Celem człowieka jest tak dojrzała miłość, aby mógł odpowiedzieć na wieczną miłość samego Boga i objąć miłością wszelkie Jego stworzenie. Celem człowieka jest dojrzałość do Miłości. Miłowanie Boga, ludzi, świata będzie naszym wiecznym zadaniem. Ustawienie celu naszego życia doczesnego jako dorastania do miłości pozwala na wykorzystanie wszystkiego, co łączy się z budowaniem gmachu doczesności, dla doskonalenia umiejętności kochania.
Bóg dał nam do dyspozycji materiał nietrwały, przemijający, który pozwala wykorzystać na budowanie dla nas prowizorycznego pomieszczenia na czas naszego pobytu na ziemi. Mamy to czynić w stopniu doskonałym. To może być przepiękny pałac z luksusowymi warunkami życia, byle tylko nikt nie uczynił go ostatecznym celem swego życia. Jest to jedynie prowizorka, którą trzeba opuścić, a troskę o jej urządzenie potraktować jako budowę modelu, celem opanowania sztuki budowania potrzebnej do wznoszenia gmachów w wieczności.
Wejście w okres rozważania Męki Chrystusa wymaga głębszego zastanowienia nad naszą wiarą w życie wieczne. Czy ta wiara kształtuje nasz powszedni dzień? Czy liczymy się z doskonaleniem sztuki miłości Boga, świata, ludzi, siebie? Czy to przygotowanie do czekającej nas wiecznej pracy jest naszą główną troską?
Ks. Edward Staniek
Wskrzeszenie i zmartwychwstanie
Zmarł Łazarz. Ciało od czterech dni spoczywało w grobie. Już cuchnęło. Przyszedł Jezus i jednym słowem: „Wyjdź” przywrócił mu życie. Wspólnie wrócili do domu i zasiedli przy jednym stole.
Wieść o cudzie rozniosła się szybko. Tłumy z Jerozolimy spieszyły do Betanii, by zobaczyć umarłego, który żyje. Wielu wyznawało wiarę w Chrystusa. Arcykapłani zastanawiali się czy nie lepiej ponownie uśmiercić Łazarza, niż czekać, aż wszyscy uwierzą w Chrystusa.
Nie wiemy jak po tej wędrówce przez próg śmierci czuł się Łazarz. Czy wywarła ona wpływ na dalsze jego życie? Czy dziękował Jezusowi, czy też miał do Niego żal jak człowiek, którego zbudzono z pięknego snu i zmuszono do podjęcia twardego życia?
Wielu sądzi, że nasze zmartwychwstanie będzie podobne do wskrzeszenia Łazarza. Nic podobnego! Łazarz wrócił do normalnego życia, do trosk, kłopotów, trudów życia, które zmierza ku śmierci. Łazarz musiał czekać na drugą śmierć i przez to jego życie nie różniło się od naszego.
Po zmartwychwstaniu rozpoczniemy zupełnie inne życie. Wejdziemy w świat, w którym nie będzie śmierci i nie będzie kresu. Zmartwychwstanie odbędzie się już w „nowej ziemi” i nic z form doczesnego życia tam nie pozostanie. Nie będzie kłopotów rodzinnych, trosk o dzieci, zmartwień o chleb, ubranie, światło... Będzie wspaniała wspólnota ludzi żyjących miłością. Bóg, który jest samą miłością, będzie dla zmartwychwstałych wszystkim – Ojcem, Matką, Bratem, Przyjacielem. Będzie dla nich Światłem i Chlebem, Życiem i Szczęściem.
Po zmartwychwstaniu wejdziemy nie w świat ludzi, lecz w świat Boga. Na ziemi rządzą prawa czasu, prawa życia, które jest słabe i ciągle przegrywa ze śmiercią. W niebie, czyli w „nowej ziemi”, w której zamieszkamy po zmartwychwstaniu, rządzić będą prawa Boskie, prawa wiecznego życia, na które nigdy nie padnie cień śmierci.
Głębsza refleksja przy pustym grobie wskrzeszonego Łazarza i pustym grobie Zmartwychwstałego Jezusa otwiera oczy na prawdę, która rzadko kiedy dociera do naszej świadomości. Śmierć nie stanowi zakończenia ludzkiego życia. Skoro Bóg przeprowadza wierzących przez grób, to śmierć nic nie kończy, nie rozwiązuje żadnych spraw. Każdy morderca stanie twarzą w twarz ze swoją ofiarą, każdy skrzywdzony stanie wobec krzywdziciela. Wszystkie sprawy trzeba będzie podjąć na nowo. Jedynie ci, którzy wszystko w swoim życiu załatwili zgodnie ze sprawiedliwością, ustawili w świetle prawdy, mogą spokojnie przekroczyć próg śmierci.
Wiele krzywd, a nawet zbrodni, popełnia się na ziemi dlatego, że krzywdziciele sądzą, iż ich złe czyny można zasypać ziemią. Będą wielce zaskoczeni, gdy Bóg wyprowadzi z grobu ich ofiary i wezwie do załatwienia wszelkich porachunków w imię prawdy i sprawiedliwości. Śmierć nic nie załatwia. Ona jedynie utrudnia załatwienie spraw bolesnych, odsuwa je na dzień naszego zmartwychwstania. Gdyby ta prawda dotarła do świadomości każdego człowieka, nikt nie wyrządziłby drugiemu krzywdy. Każdy zabiegałby o czynienie dobra swoim bliźnim, by pozyskać sobie przyjaciół i obrońców na dzień zmartwychwstania.
Ks. Edward Staniek
Wieść o cudzie rozniosła się szybko. Tłumy z Jerozolimy spieszyły do Betanii, by zobaczyć umarłego, który żyje. Wielu wyznawało wiarę w Chrystusa. Arcykapłani zastanawiali się czy nie lepiej ponownie uśmiercić Łazarza, niż czekać, aż wszyscy uwierzą w Chrystusa.
Nie wiemy jak po tej wędrówce przez próg śmierci czuł się Łazarz. Czy wywarła ona wpływ na dalsze jego życie? Czy dziękował Jezusowi, czy też miał do Niego żal jak człowiek, którego zbudzono z pięknego snu i zmuszono do podjęcia twardego życia?
Wielu sądzi, że nasze zmartwychwstanie będzie podobne do wskrzeszenia Łazarza. Nic podobnego! Łazarz wrócił do normalnego życia, do trosk, kłopotów, trudów życia, które zmierza ku śmierci. Łazarz musiał czekać na drugą śmierć i przez to jego życie nie różniło się od naszego.
Po zmartwychwstaniu rozpoczniemy zupełnie inne życie. Wejdziemy w świat, w którym nie będzie śmierci i nie będzie kresu. Zmartwychwstanie odbędzie się już w „nowej ziemi” i nic z form doczesnego życia tam nie pozostanie. Nie będzie kłopotów rodzinnych, trosk o dzieci, zmartwień o chleb, ubranie, światło... Będzie wspaniała wspólnota ludzi żyjących miłością. Bóg, który jest samą miłością, będzie dla zmartwychwstałych wszystkim – Ojcem, Matką, Bratem, Przyjacielem. Będzie dla nich Światłem i Chlebem, Życiem i Szczęściem.
Po zmartwychwstaniu wejdziemy nie w świat ludzi, lecz w świat Boga. Na ziemi rządzą prawa czasu, prawa życia, które jest słabe i ciągle przegrywa ze śmiercią. W niebie, czyli w „nowej ziemi”, w której zamieszkamy po zmartwychwstaniu, rządzić będą prawa Boskie, prawa wiecznego życia, na które nigdy nie padnie cień śmierci.
Głębsza refleksja przy pustym grobie wskrzeszonego Łazarza i pustym grobie Zmartwychwstałego Jezusa otwiera oczy na prawdę, która rzadko kiedy dociera do naszej świadomości. Śmierć nie stanowi zakończenia ludzkiego życia. Skoro Bóg przeprowadza wierzących przez grób, to śmierć nic nie kończy, nie rozwiązuje żadnych spraw. Każdy morderca stanie twarzą w twarz ze swoją ofiarą, każdy skrzywdzony stanie wobec krzywdziciela. Wszystkie sprawy trzeba będzie podjąć na nowo. Jedynie ci, którzy wszystko w swoim życiu załatwili zgodnie ze sprawiedliwością, ustawili w świetle prawdy, mogą spokojnie przekroczyć próg śmierci.
Wiele krzywd, a nawet zbrodni, popełnia się na ziemi dlatego, że krzywdziciele sądzą, iż ich złe czyny można zasypać ziemią. Będą wielce zaskoczeni, gdy Bóg wyprowadzi z grobu ich ofiary i wezwie do załatwienia wszelkich porachunków w imię prawdy i sprawiedliwości. Śmierć nic nie załatwia. Ona jedynie utrudnia załatwienie spraw bolesnych, odsuwa je na dzień naszego zmartwychwstania. Gdyby ta prawda dotarła do świadomości każdego człowieka, nikt nie wyrządziłby drugiemu krzywdy. Każdy zabiegałby o czynienie dobra swoim bliźnim, by pozyskać sobie przyjaciół i obrońców na dzień zmartwychwstania.
Ks. Edward Staniek
Na dobranoc i dzień dobry
"Każdy moment naszego życia jest ważny, aby obudzić się do życia. Nasze codzienne obowiązki, przywiązania, ale też i ludzie z którymi przyszło nam żyć, to oni wprowadzają pewną nieświadomą monotonię, która pozbawia nas spontaniczności. Nie potrafimy wtedy już uwierzyć w żaden cud zmiany. Nie przychodzi nam do głowy, że nasze życie może być inne, doskonalsze, pełne obfitości życia…
Jezus dawał ludziom nadzieję zmiany obecnego stanu rzeczy. Każdemu, kto był w rozpaczy i bezsilności dawał iskierkę nadziei. To dawało ludziom siły do zaangażowania się całym sobą w to, co wydawało się być nie do przeskoczenia. Jezus nie tylko leczył, ale dawał siły i sens w podejmowaniu trudu dalszego życia. Wdzięczność ludzi, którzy doświadczyli cudu to nie tylko zdrowie, ale przemiana ducha…"
Jezus dawał ludziom nadzieję zmiany obecnego stanu rzeczy. Każdemu, kto był w rozpaczy i bezsilności dawał iskierkę nadziei. To dawało ludziom siły do zaangażowania się całym sobą w to, co wydawało się być nie do przeskoczenia. Jezus nie tylko leczył, ale dawał siły i sens w podejmowaniu trudu dalszego życia. Wdzięczność ludzi, którzy doświadczyli cudu to nie tylko zdrowie, ale przemiana ducha…"
sobota, 5 kwietnia 2014
Kochaj bliźniego – Dzień 29
„Te praktyki są dobre; ale jeżeli ustrzeżesz sumienie od winy wobec bliźniego, przez to dopiero osiągniesz zbawienie”.
http://ps-po.pl/kochaj-blizniego-dzien-29/
http://ps-po.pl/kochaj-blizniego-dzien-29/
piątek, 4 kwietnia 2014
Ps 34,17-21.23
"Pan zawsze bliski dla skruszonych w sercu
Pan zwraca swe oblicze przeciw zło czyniącym,
by pamięć o nich wymazać z ziemi.
Pan słyszy wołających o pomoc
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu,
ocala upadłych na duchu.
Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy,
ale Pan go ze wszystkich wybawia.
On czuwa nad każdą jego kością
i żadna z nich nie zostanie złamana.
Pan odkupi dusze sług swoich,
nie zazna kary, kto się doń ucieka."
Pan zwraca swe oblicze przeciw zło czyniącym,
by pamięć o nich wymazać z ziemi.
Pan słyszy wołających o pomoc
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu,
ocala upadłych na duchu.
Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy,
ale Pan go ze wszystkich wybawia.
On czuwa nad każdą jego kością
i żadna z nich nie zostanie złamana.
Pan odkupi dusze sług swoich,
nie zazna kary, kto się doń ucieka."
Mdr 2,1a.12-22
Mylnie rozumując bezbożni mówili sobie: Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Chełpi się, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości. Kres sprawiedliwych ogłasza za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem. Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo - jak mówił - będzie ocalony. Tak pomyśleli - i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
"Kiedy kogoś dopiero poznaję, baczną uwagę zwracam na to, czy to, co on mówi, jest zgodne z tym, co robi. Albo czy przynajmniej stara się żyć zgodnie ze swoimi słowami. Czy jest w nim żal, że coś nie wyszło, nie udało się, ale i nadzieja, że następnym razem będzie chociaż odrobinę lepiej.
W ten sposób najpełniej pokazuje się prawda o człowieku. I pewnie dlatego, im dłużej kogoś się zna, tym większe pojawia się ryzyko rozczarowania nim, gdyż nie jest łatwo żyć w zgodzie ze swoimi ideami, z pragnieniem serca, z tym, do czego zachęca nas Bóg i Jego święci.
I ja sama jestem tak „sprawdzana” przez innych, zwłaszcza przez ludzi będących daleko od Boga. Sami nie idą drogą Jezusa, ale doskonale wychwycą wszystkie moje nawet najdrobniejsze odstępstwa od tej drogi. Bogu niech będą za to dzięki. Ich uwagi uwrażliwiają moje sumienie.
To dzięki nim dostrzegam, jak mało we mnie łagodności i cierpliwości w sytuacji doświadczanych obelg, posądzeń, niesprawiedliwych oskarżeń i krzywdzących osądów. To oni ciągle na wierzch wyprowadzają to, co chcę ukryć głęboko przed samą sobą: brak ufności w dobroć i miłość Ojca i strach przed śmiercią. "
W ten sposób najpełniej pokazuje się prawda o człowieku. I pewnie dlatego, im dłużej kogoś się zna, tym większe pojawia się ryzyko rozczarowania nim, gdyż nie jest łatwo żyć w zgodzie ze swoimi ideami, z pragnieniem serca, z tym, do czego zachęca nas Bóg i Jego święci.
I ja sama jestem tak „sprawdzana” przez innych, zwłaszcza przez ludzi będących daleko od Boga. Sami nie idą drogą Jezusa, ale doskonale wychwycą wszystkie moje nawet najdrobniejsze odstępstwa od tej drogi. Bogu niech będą za to dzięki. Ich uwagi uwrażliwiają moje sumienie.
To dzięki nim dostrzegam, jak mało we mnie łagodności i cierpliwości w sytuacji doświadczanych obelg, posądzeń, niesprawiedliwych oskarżeń i krzywdzących osądów. To oni ciągle na wierzch wyprowadzają to, co chcę ukryć głęboko przed samą sobą: brak ufności w dobroć i miłość Ojca i strach przed śmiercią. "
Ireneusz Krosny dla Gościa Niedzielnego
Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Mdr 2,14-15
"Niejednokrotnie ludzie spoza Kościoła zarzucają chrześcijanom brak życia według zasad Ewangelii. Za przykład podają religijność muzułmanów, którzy tak odważnie, w miejscach publicznych, odprawiają swoje praktyki religijne. Wskazują też na buddystów jako wspaniałych ludzi medytacji i głębi. Tymczasem za tą fasadą poszukiwania pięknych zasad życia najczęściej kryje się zupełnie inna motywacja. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się, gdy do takiego środowiska wejdzie gorliwy, zakochany w Jezusie chrześcijanin. Nagle pojawiają się nie akceptacja, obmowa, wrogość, czy wręcz prześladowanie. Okazuje się wówczas, że tak naprawdę bardzo na rękę była tym ludziom marność otaczających ich chrześcijan. To, co wydawać by się mogło poszukiwaniem „czegoś więcej”, okazuje się ukrywaniem „czegoś mniej”. Chrześcijanin staje się wówczas jakby uobecnieniem Jezusa i sama ta obecność bywa trudna do wytrzymania, bo pozbawia pewnego komfortu życia w grzechu."
"Niejednokrotnie ludzie spoza Kościoła zarzucają chrześcijanom brak życia według zasad Ewangelii. Za przykład podają religijność muzułmanów, którzy tak odważnie, w miejscach publicznych, odprawiają swoje praktyki religijne. Wskazują też na buddystów jako wspaniałych ludzi medytacji i głębi. Tymczasem za tą fasadą poszukiwania pięknych zasad życia najczęściej kryje się zupełnie inna motywacja. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się, gdy do takiego środowiska wejdzie gorliwy, zakochany w Jezusie chrześcijanin. Nagle pojawiają się nie akceptacja, obmowa, wrogość, czy wręcz prześladowanie. Okazuje się wówczas, że tak naprawdę bardzo na rękę była tym ludziom marność otaczających ich chrześcijan. To, co wydawać by się mogło poszukiwaniem „czegoś więcej”, okazuje się ukrywaniem „czegoś mniej”. Chrześcijanin staje się wówczas jakby uobecnieniem Jezusa i sama ta obecność bywa trudna do wytrzymania, bo pozbawia pewnego komfortu życia w grzechu."
Subskrybuj:
Posty (Atom)