Limpias to miejscowość w północnej Hiszpanii. Choć znajduje się na znanym i uczęszczanym szlaku turystycznym, to jednak jest oddalona od ruchliwych dróg. Położona w okolicy górzystej, z pięknymi widokami dokoła, blisko morza, powietrze jest tu wspaniałe i czyste. Dojechać najłatwiej samochodem albo taksówką z Laredo, odległego o 8 km. Najbliższym lotniskiem jest Bilbao.
Sklepików w Limpias jest niewiele. Szkoła, poczta, lekarz, jeden ksiądz i jeden kościół z XVI wieku. Mury pochodzą z XIV wieku. Mieścił się tam kiedyś klasztor. Na zewnątrz kościół ma prosty kształt. Wygląda skromnie. Wnętrze jest za to bogate. Ołtarze, w stylu barokowym, pełne są złoconych ozdób.
Uwagę przyciąga w kościele przede wszystkim Krzyż. Jest umieszczony w głównym ołtarzu. Ma 2,30 m wysokości. Ciało Chrystusa na Krzyżu, naturalnej wielkości, przedstawione jest bez znaków wycieńczenia, jednak Twarz, z oczami wzniesionymi ku górze, wyraża ból i modlitwę. Krucyfiks ten znany jest nie tylko w Hiszpanii, lecz również poza jej granicami. Mówi się o nim: Jezus w Agonii.
Wśród znawców historii sztuki, zdania na temat tego, kto był rzeźbiarzem tego dzieła, są podzielone. Niektórzy uważają, że Montanes, inni twierdzą, że Menas. W każdym razie reprezentuje ono szkołę sewilską z XVIII w. Pewne jest, że w połowie XVIII w. Krucyfiks znajdował się w posiadaniu zacnego i zamożnego człowieka nazwiskiem don Diego de la Piedra y Sacadura, który mieszkał nad morzem, w mieście Kadyks.
Cudowne ocalenie
Jak przekazuje tradycja, w r. 1755 wskutek trzęsienia dna morza, miasto znalazło się w niebezpieczeństwie zalania falami morskimi. Mieszkańcy Kadyksu zorganizowali uroczystą, błagalną procesję ze szczególnie czczonymi obrazami i figurami, lecz sytuacja stawała się coraz groźniejsza. Wyruszono z drugą procesją. Tym razem silni mężczyźni nieśli Krzyż z Jezusem w Agonii. Gdy zbliżyli się ku rozszalałym falom morskim, zaczęły ustępować przed Krzyżem. Postępowali coraz dalej od brzegu, a fale cofały się. Ludzie uznali to zjawisko za cud. Miasto zostało uratowane.
Później, na prośby i nalegania mieszkańców, właściciel przekazał Krzyż jednemu z kościołów w Kadyksie, aby można mu było oddawać publiczną cześć. Po jego śmierci, zgodnie z testamentem, jaki zostawił, Krzyż jako dar, umieszczony został w kościele w Limpias, miasteczku, z którego pochodził don Diego de la Piedra. Od tej pory Chrystus w Agonii był tam czczony i słynął łaskami.
NIEZWYKŁE ZJAWISKO
W latach 1919 i 1920 zaczęto obserwować i notować niezwykłe zjawiska, które powtarzały się często. Krótko można by je opisać następująco:
Wielu ludzi spostrzegało, że Jezus zachowywał się tak, jakby był żywy i naprawdę umierał właśnie na krzyżu. Poruszał oczami lub spragnionymi ustami. Zmieniał się wyraz Jego oblicza i barwa Twarzy. Ciało pokrywało się śmiertelnym potem. Krew spływała z Jego ran i spod Korony Cierniowej.
Nie wszyscy widzieli te same poruszenia i zmiany. Na niektórych Jezus spoglądał oczami pełnymi miłości. Inni doświadczali spojrzenia gniewu, a we wszystkich przypadkach skutki tych przeżyć posiadały znaczenie zbawienne. Notowano nagłe nawrócenia, niezwykłe uzdrowienia i umocnienie wiary.
Pierwsze zdarzenie tego rodzaju miało miejsce podczas ostatniego dnia Misji, w Wielkim Poście, w czasie kazania o. Agatangelusa, kapucyna, w dniu 30 marca 1919 r. Mała dziewczynka, w pobliżu ołtarza, zawołała: „Ojcze, ten Chrystus porusza się i patrzy na mnie”. Uspokojono dziecko, lecz wkrótce inne dzieci mówiły, że widzą poruszającego się na Krzyżu Jezusa. Niektórzy dorośli też spostrzegli ten fenomen. I – jak podaje o. Gaspar de Cebrones, gwardian kapucynów z Coruny – nastał „jeden krzyk bólu i żalu za popełnione grzechy”. Ludzie prosili i błagali o przebaczenie i miłosierdzie.
ŚWIADKOWIE
Świadectwa tych cudownych wydarzeń – składane pod przysięgą przez różnych ludzi: lekarzy, księży, zakonników, zakonnice, biskupów, adwokatów, żołnierzy, kobiety, mężczyzn i dzieci – przechowywane są w zakrystii kościoła. Zostały też opublikowane w pismach katolickich.
Świadectwa lekarzy i studentów medycyny, ujęte w sposób naukowy, opisywały dokładnie wszystkie stopnie Agonii, jakie widzieli u Jezusa na Krzyżu w Limpias. Rozprawiono się w ten sposób również z zarzutami sugestii, autosugestii, lub zbiorowej histerii, wykluczając je całkowicie.
Przychodzili do kościoła innowiercy, a także niewierzący. Niektórzy z ciekawości, inni, by wyszydzić głupotę wiernych, którym – jak sądzili – „coś się przywidziało”. I zdarzało się, że właśnie owi sceptycy, pod wpływem jednego, gniewnego spojrzenia Jezusa, padali na kolana wołając o litość i przebaczenie.
Doktor praw, obywatel Valadolid, złożył następujące oświadczenie: „Zaświadczam pod przysięgą, że dzisiaj, 29 lipca 1919 r., w kościele Limpias, wbrew oczekiwaniu, a nawet, prawdę mówiąc, nie wierząc w to wszystko, widziałem kilka razy, jak Pan Jezus zwrócił swe oczy najpierw w lewą, potem w prawą stronę, a wreszcie je zamknął i oblicze Jego zniknęło, jakby w dymnej zasłonie, która przesunęła się i Oblicze Jego ukazało się znowu otoczone Boską światłością, której cześć oddaję”.
DOBRE OWOCE
W owym czasie w parafii Limpias nastąpiła gwałtowna przemiana. Umocniła się wiara. Gorliwy duszpasterz, don Eduardo Miquelli, który przez 30 lat bezskutecznie walczył z obojętnością swych parafian, w r. 1919 zaczął rozdawać około 1500 komunii tygodniowo, podczas gdy poprzednio wystarczało 50 hostii miesięcznie.
Cuda powtarzały się z różną częstotliwością, a było ich tak wiele, że zaczęto wydawać miesięczny biuletyn informacyjny pt.: «Ecos de la Cruz».
PRÓBA BADANIA
Dwóch doktorów medycyny, przybyło w imieniu swych licznych kolegów do Limpias, aby dla tych niezwykłych zjawisk znaleźć naukowe wytłumaczenie. Za zezwoleniem księdza podjęli staranne badania, aby przestudiować wszystkie możliwości naukowego wytłumaczenia. Wielkie było zdziwienie jednego z nich, gdy zobaczył poruszenie ciała Chrystusa i następnie stanu agonii. Wobec tego oczywistego faktu, obaj opuścili kościół i przyznali, że cudów, o których mowa, nie można wytłumaczyć naukowo.
ŚWIADECTWO BISKUPA
Ks. biskup z Pinar del Rio, z Kuby, doznał łaski oglądania całego przebiegu Agonii Jezusa na Krzyżu. Potem, po powrocie do swego kraju, w pięknym liście pasterskim rozważał cuda Chrystusa w świetle Pisma Świętego i Nauki Kościoła. W gruntowny sposób uzasadniał, że nie są one ani dziełem szatana, ani oszukiwaniem. Sam głęboko przekonany, że pochodzą one od Boga, pisał:
„Chrystus chce świat i ludzi przyciągnąć do siebie. Ponieważ pragnie miłości, ukazuje nam, jak cierpi, bo cierpienie i miłość pozostają w ścisłej zależności od siebie. Chrystus jest Pięknością nieba i Imię Jego jest najcudniejsze… Umarł za nas. My zaś Nim gardzimy, a świat Go prześladuje. On niweczy grzech i niszczy panowanie szatana, ratuje dusze, które piekielny złodziej Mu wykrada. Chrystus życzy sobie żalu, wiary, miłości, czystości, umartwienia, pokory i łagodności. Chrystus pragnie, abyśmy wzięli krzyż na ramiona i szli za Nim. Chrystus żąda pokuty.”
Niezwykłe zjawiska na Krzyżu w Limpias powtarzały się, choć rzadziej do 1935 r. Potem wybuch wojny domowej wielu uniemożliwił pielgrzymowanie. Obecnie Chrystus w Agonii nadal słynie łaskami i znany jest nie tylko w całej Hiszpanii, ale także w Ameryce Łacińskiej i w niektórych krajach europejskich.
moja pielgrzymka – świadectwo Joanny Ottea
Niedawno temu pojechałam do Limpias. Miałam możność przekonać się na miejscu, że Chrystus na Krzyżu, – mimo, że na Swej Twarzy ma tak przejmująco wyrażony stan Agonii – promieniuje Pięknem i Spokojem.
Obecny proboszcz parafii, ks. Adolfo Munoyerro, mówił mi, że początkowo nie podjęto starań o oficjalne zatwierdzenie przez Kościół wydarzeń w Limpias jako cudownych. Parafia była biedna, brak było funduszy. Później pewien kapłan podjął odpowiednie kroki, lecz umarł, zanim dokończył swego dzieła.
Istnieje jednak oficjalne zatwierdzenie kultu Chrystusa w Agonii w Limpias. Ks. Adolfo pokazywał mi dotyczące tej sprawy oryginały pism i dokumentów. Najstarszy pochodzi od Papieża Piusa VI z XVIII wieku. Inne wydane były przez Biskupów hiszpańskich w latach 1919-20, a także później. Wydano także postanowienia dotyczące spraw liturgicznych oraz przyznano odpusty osobom modlącym się przed tym Krzyżem lub biorącym udział w niektórych nabożeństwach w kościele w Limpias.
Do sanktuarium w Limpias przybywają pielgrzymki z Niemiec, Belgii i innych krajów. Najczęściej są to pielgrzymki autokarowe, jednodniowe, z terenów Hiszpanii. Przyjeżdżają także grupy na kilkudniowe rekolekcje.
Ks. Adolfo Munoyerro napisał we wstępie do broszurki o Jezusie w Limpias, wydanej w języku hiszpańskim, że są dwa rodzaje odwiedzających to sanktuarium. Jedni przybywają, aby modlić się i przystępować do Sakramentów św. Drudzy, to przejeżdżający tą trasą turyści i wycieczkowicze, którzy wstępują do kościoła, aby popatrzeć.
W czasie kilkudniowego pobytu w Limpias, moja towarzyszka i ja, miałyśmy okazję spotykać wyłącznie ten drugi rodzaj odwiedzających. Wchodzą do kościoła jak do muzeum. Rozmawiają głośno, obchodzą dokoła wnętrze i zapalają świeczki, wychodzą.
Niektórzy na chwilę zatrzymują się przed Jezusem na Krzyżu. Stoją. Mimo że jest On tam obecny także w Eucharystii, rzadko ktoś klęka.
Nie wiem, jak jest w dniach szczególnych uroczystości w połowie września lub podczas procesji, w której nosi się Krzyż zrobiony na podobieństwo znajdującego się nad głównym ołtarzem. Ks. Munoyerro mówił, że życie religijne nie jest tu obecnie zbyt głębokie, poza małymi wyjątkami. Podawał różne powody.
W dni powszednie, w Limpias odprawiana jest jedna Msza św. wieczorem, na którą przychodzi mała grupa ludzi. Na jedynej Mszy św. niedzielnej nie było chyba więcej niż 200 osób. Biorąc pod uwagę, że Limpias liczy sobie 1200 mieszkańców, niewielu uczęszcza regularnie do kościoła.
SAMOTNOŚĆ BOGA
Bóg pragnie naszej ludzkiej miłości. On, Który wystarcza sam sobie, pragnie jednak, aby człowiek – Jego stworzenie – kochał Go, uwielbiał i czcił.
W czasie naszego pobytu, kościół w Limpias przeważnie był pusty, a słynący łaskami Jezus wydał się nam OSAMOTNIONY. Czy nie jest to symbolem naszych czasów? Osamotniony, choć przez wielu znany.
Źródło: http://voxdomini.com.pl
"Opowiadanie o pewnym spotkaniu:I
Było już zupełnie późno. Usiadłem wygodnie w moim fotelu. W ręku miałem potężne dossier na temat czegoś, co katalończycy nazywali Santo Cristo. Nie wiedziałem, co z tym materiałem zrobić. Miałem napisać artykuł do gazety, który by dyskredytował to wydarzenie, które rozegrało się między rokiem 1919 a 1921. Ale to, co miałem przed sobą nie pozwalało mi na to. Nie pozwalała mi szczególnie rozmowa z pewnym starcem, który przeżył te wydarzenia. Cała sprawa nie dawała mi spokoju.
Było to tydzień temu. Otrzymałem polecenie od mojego szefa, żebym zajął się jakimś cudem z Limpias w myśl zasady Zoli: Le miracle? C`a n`existe pas! Miałem na to dwa tygodnie. Musiałem się szlajać po wszystkich bibliotekach Hiszpanii. Nie było mi to w smak. Chciałem się zająć czymś innym. Nie lubiłem pracy duchołapa. Wolałem jakieś relacje z prawdziwych wydarzeń, a nie z wydarzeń wydumanych przez stare babki. Zmieniłem jednak zdanie, gdy poznałem całą prawdę o Limpias. Jednym z przystanków na mojej drodze był pewien dom starców. Dostałem cynk, że żyje jeszcze świadek tamtych wydarzeń. Trudno mi było w to uwierzyć. Jest rok 2000, a tamte zdarzenia miały miejsce 80 lat temu. Człowiek ten musiał mieć ponad setkę. Szczerze mówiąc nie chciałem tam iść. Nie lubię widoku umierających ludzi. Wprowadzono mnie do jednego z pokoi, gdzie leżał ów starzec. Przedstawił mi się jako Pedro Sanchez. Nie wyglądał mi na gnijącego grzyba. Wprost przeciwnie. Wyglądał jakby do niego należała jakaś tajemnica i ta świadomość podtrzymywała go przy życiu. Wyglądał na dość żywotnego człowieka. Obok na stoliku stał krucyfiks. Nie był on za wielki Miał półmetrową wysokość. Figura Chrystusa na tym krzyżu wyglądała zadziwiająco żywo… a może to było przywidzenie.
- Podoba się Panu? – spytał się starzec.
- Całkiem ładny – odpowiedziałem.
Starzec popatrzał się na mnie badawczym wzrokiem i powiedział:
- Pan z tych brukowców, zapewne. Mówiono mi, że tu jakiś pismak przyjdzie. Powiedziano mi, że będzie się dopytywał o cud w Limpias. Powiem Panu jedno… jeśli Pan nie chce poznać prawdy, lecz chce Pan napisać jakiś szmatławy artykuł na ten temat, to niech Pan sobie daruje. Ja mogę zaoferować tylko prawdę. Nic ponad to.
Zdziwiło mnie to trochę. Prawda? Przecież ona nie istnieje. Prawdą jest tylko to, co nam się wydaje, że jest prawdziwe. Cóż to jest, prawda?
- To chce Pan usłyszeć tę historię?
- Trochę ją znam…
- Trochę? To nie wystarczy. Trzeba ją poznać w całości. Niech Pan włączy ten dyktafon.
Włączyłem. Pedro zaczął opowiadać. Jego głos był nieco rozmarzony, ale trzeźwy w swoim sposobie wyrażania.
- Miałem wtedy z 20 lat i jak prawie każdy młody człowiek buntowałem się przeciwko rodzicom. Pan rozumie: sturm und drang. Omijałem wtedy dość skutecznie kościół parafialny w Limpias. Myślałem, że mam rację, że jestem oświecony, a nie, jak moi rodzice, których uważałem za mieszkańców ciemnogrodu. Wtedy doszły do mnie słuchy o dziwnym wydarzeniu, które miało miejsce w naszym kościele parafialnym. Jak Pan zapewne wie, w naszym kościele, w głównym ołtarzu jest umieszczony wielki krucyfiks. Na krzyżu umieszczona jest figura Chrystusa wielkości dorosłego człowieka. Natomiast obok krzyża umiejscowione są figury Matki Bożej i św. Jana ponadnaturalnej wielkości. Zadziwiające jest to, że Chrystus na tym krzyżu ma oczy otwarte. Jak Pan wie, figura ta przedstawia Jezusa przed śmiercią, kiedy oczy miał jeszcze otwarte. Jest to scena przed wypowiedzeniem ostatniego słowa Chrystusa. Co jakiś czas trzeba było czyścić tę figurę. Tego zadania podjął się pewien paulin. Aby wyczyścić figurę, musiał nanieść sobie parę skrzynek, żeby dostać się na sam wierzch krucyfiksu. Zaczął czyścić od szczytu. Przeczyścił porcelanowe oczy Santo Cristo. W pewnym momencie zauważył coś dziwnego. Oczy, które cały czas były otwarte, nagle zamknęły się, po czym otworzyły się znowu. Paulin stanął jak wryty. Wpatrywał się przez jakiś czas w figurę Chrystusa. Nie wiedział, co zrobić. Nogi pod nim zaczęły się uginać, co spowodowało poruszenie się wszystkich skrzynek, on sam spadł i nieco się potłukł.
- I jak na to zareagowałeś?
- W swojej mądrości stwierdziłem, że to była bujda, dopóki sam nie zobaczyłem tego paulina.
- I co wtedy? Nawróciłeś się?
- Nie.
- To, co?
- Jak go zobaczyłem, to stwierdziłem, że chyba wypił za dużo porto. Myślałem, że z tego powodu spadł z ołtarza.
- Ale wcześniej mówiłeś coś innego.
- Dziwny był wyraz jego oczu.
- A mianowicie?
- Z jednej strony był przerażony, z drugiej zaś strony jego oczy miały wyraz taki, jakby były świadkiem czegoś cudownego. Nigdy takiego wyrazu oczu nie widziałem.
- Czy wtedy zdecydowałeś się pójść do kościoła?
- Nie, jeszcze nie. Wprawdzie odzywało się we mnie jakieś sumienie, ale… szybko odepchnąłem tę myśl.
- A co potem?
- Minęło parę dni. O wydarzeniu nie zapomniano, wręcz przeciwnie: mówiono o nim. Po kilku dniach zaczęły się dziać o wiele dziwniejsze rzeczy, niż można było przypuszczać.
- Zapewne jakieś Z archiwum X?
- Pan by to zakwalifikował do tego typu zjawisk… nie wiem, co ma pan na tej szyi: głowę czy dupę – po chwili przeprosił mnie za to.
- To niech pan opowiada dalej. Już nie będę przerywał.
- Dobra. Po tym wydarzeniu – jak już mówiłem zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy. Ludzie mówili, że Santo Cristo poruszał się na krzyżu, że zmieniał wyraz twarzy, a w końcu nawet wzdychał.
- Przepraszam, że przerwę. Ale czy czasami nie wykryto tam jakiegoś mechanizmu?
- Od początku przypuszczano, że tam musi być jakiś mechanizm, ale wnikliwa analiza wykazała, że krucyfiks był wolny od jakichkolwiek mechanizmów. Są na to szczegółowe dokumenty. Niech Pan pamięta: Kościół odnosi się bardzo ostrożnie do tego typu fenomenów. Nie spieszy się on z ogłoszeniem jakiegokolwiek cudu.
- Rozumiem, ale co skłoniło Kościół do zaaprobowania tego cudu?
- Liczne nawrócenia.
- A nie przypuszcza Pan, że to mogła być jakaś zbiorowa histeria?
- Nie. Najpierw wziąłem to pod uwagę, ale po tym, czego sam doświadczyłem… uznałem to za cud.
- A czego Pan doświadczył? Może mi Pan to opowiedzieć?
- Pewnego dnia skusiło mnie, żebym poszedł do kościoła. Czysta ciekawość. Wszedłem do środka. Było pełno ludzi. W pewnym momencie mój wzrok skierował się ku krzyżowi. W pierwszym momencie nie zobaczyłem niczego nadzwyczajnego. Ot, normalny krucyfiks. Jednak w pewnym momencie zauważyłem coś niesamowitego. Santo Cristo zwrócił swoją głowę i oczy wprost na mnie. Zauważyłem, że Jego spojrzenie było surowe i zatroskane zarazem. Po pewnym czasie zauważyłem ruch ust. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mało, co nie wybiegłem z krzykiem z kościoła. Zastanawiało mnie to, co miał oznaczać ten ruch ust. Po pewnym czasie usłyszałem głos w sercu: Kochaj. Był to dla mnie szok. Wyglądało to tak, jakby ten ktoś znał moje serce do głębi, jakby znał całą nędzę mego grzechu. Ten Ktoś pokazał mi moje braki. Mało tego! Pokazał mi, co mam z tymi brakami robić. Powiedział: Kochaj. Nic więcej.
- I co dalej? Nawrócenie?
- Myśli Pan, że to było takie proste? Musiałem w sumieniu prześledzić całe moje życie. Po tym fakcie odbyłem spowiedź z całego życia. Pyta się mnie Pan o nawrócenie… Drogi młodzieńcze! Ja się muszę nawracać codziennie, co chwilę. Moje życie jest ciągłym wybieraniem Boga.
Poczułem się dość dziwnie. Ten facet nie wyglądał mi na jakiegoś świętego rodem ze zdewociałych obrazeczków. Ale zauważyłem w nim coś dziwnego. Ten człowiek krył w sobie jakąś dziwną tajemnicę. Tajemnicę, która nie należała do tego świata. Moje mury zwątpienia zaczęły się kruszyć. Nie byłem już przebiegłym Wolterem w XX wieku, ale zacząłem czuć się, jak ktoś, kto musi pokornie schylić czoła przed Tajemnicą, do której nie mam dostępu, gdyż jestem na nią za dorosły. Coś we mnie mówiło, że powinienem się zniżyć do tej tajemnicy. Nie wiedziałem jednak, jak mam to uczynić.
- Opowiem jeszcze Panu o jednym cudzie, który miał tam miejsce. Opowiedział mi go pewien lekarz. Będąc w kościele, zauważył coś bardzo dziwnego.
- A mianowicie?
- Ciało na krzyżu zaczęło sinieć. W pewnym momencie zaczęło się zmniejszać, aż znikło w ogóle. Po krótkim czasie pojawiło się znowu i zaczęło się powiększać do dawnych rozmiarów. Lekarz nie wiedział, co zrobić. Był tym tak wstrząśnięty, że wypadł z kościoła jak z procy.
- Zostało to gdzieś zapisane?
- Tak. W archiwum parafii w Limpias. Nie czytał Pan?
- Nie zauważyłem.
- A co Pan zebrał?
- Tylko ogólne informacje.
- A był Pan chociaż w Limpias?
- Nie.
- To niech Pan tam jedzie! Jak można pisać o czymś, z czym się nie miało kontaktu? Pan boi się prawdy? Co, drugi Karlheinz Deschner? Pan chce się ośmieszyć przed całym światem swoim dziewictwem intelektualnym? Chce Pan popełniać błędy merytoryczne? To, po jaką cholerę ja tu to wszystko opowiadam? Żeby Pan napisał swoją wersję?
- Ja opiszę fakty.
- Drogi Panie. Najpierw prawda, potem fakty. Niech Pan tam jedzie, a nie marnuje czasu. Tu, bowiem chodzi o Pańskie życie.
- O moje życie?
- Tak, o Pańskie. Chodzi o to, aby Pan żył w prawdzie, a nie w kłamstwie.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma sprawy. Rachunek wyślę pocztą w ciągu tygodnia.
Żegnając się z Pedro, zauważyłem coś dziwnego. Stary zwrócił swój wzrok ku krucyfiksowi. Uśmiechał się do Chrystusa wiszącego na krzyżu. I dałbym sobie głowę uciąć, że widziałem, jak ten gest był odwzajemniony.
II
- Co to ma być, do ciężkiej cholery?! – ryknął mi w twarz naczelny. – O co Cię prosiłem? Miałeś napisać coś innego, a nie tę szmirowatą dewocję!!!!!!!
- A jeśli ta szmirowata dewocja jest prawdą?
- Za co ja Ci tu płacę? Za dywagacje moralne? Masz napisać jeszcze raz ten artykuł!!!!!!!
- Jeśli to, co mam napisać, ma być kłamstwem, to nie licz na mnie.
- A który cud jest prawdziwy?????? Żaden!!!
Nie chciałem się z nim kłócić. Moim celem było teraz pojechanie do Limpias. Miałem dość tej całej roboty. Pisać coś, co nie jest prawdą. Wziąłem moje Renault i pojechałem do Limpias. Już mnie nic nie obchodziło. Chciałem poobcować z Jezusem. Wiecie, co? Zacząłem za Nim tęsknić. Dziwne uczucie, ale tak było… Kiedy tam przyjechałem ogarnął mnie pokój… wszedłem do kościoła, tak po prostu… przed sobą widziałem Ukrzyżowanego. W pewnym momencie wprost padłem na kolana i zacząłem ryczeć jak dziecko… nic nie mogło mnie powstrzymać. Naraz usłyszałem głos w sercu. Najpierw był cichy, ale potem się wzmógł… w końcu mogłem go zrozumieć. Ten głos wołał:
- Tak długo na Ciebie czekałem… czekałem, aż przyjdziesz. Moje dziecko… nie mogłem się wprost doczekać… kocham Cię… dla Ciebie zrobiłem to, co teraz widzisz przed sobą. Człowieku, KOCHAM CIĘ!!!
Dla mnie to już było za dużo… nie mogłem się wprost powstrzymać. Płakałem długo, wołając, co jakiś czas: „Jezu, przebacz mi!!!”. Kiedy wracałem do domu, wiedziałem, co dalej będę robił. Nie mogłem już dalej pracować dla starej ekipy. To było dla mnie deprymujące. Nie mogłem, bowiem ścierpieć tego, że pracuję dla kłamstwa. Zaczynałem czuć do niego odrazę. Jak kiedyś kochałem kłamać, tak teraz zacząłem go nienawidzić. Wiedziałem jedno… kłamstwo ma krótkie nogi, a Prawda potrafi obronić się sama. Wiem jeszcze jedno… On mnie nigdy nie opuścił. Zawsze był przy mnie. On był moim Dobrym Pasterzem… odnalazł mnie i przygarnął mnie do siebie."