(Dz 1,1-11)
Pierwszą Księgę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i czego nauczał od początku aż do dnia, w którym udzielił przez Ducha Świętego poleceń Apostołom, których sobie wybrał, a potem został wzięty do nieba. Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca: Słyszeliście o niej ode Mnie - /mówił/ - Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym. Zapytywali Go zebrani: Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela? Odpowiedział im: Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi. Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba.
Wg mnie ten fragment daje nam wiele wskazówek. Bóg mówi, że nie mamy się zajmować tym kiedy nadejdzie koniec świata, mamy wystrzegać się przepowiadania przyszłości, wróżek, jasnowidzów horoskopów. Zapowiada też zstąpienie Ducha Św. który da nam moc, do bycia świadkami Chrystusa, gdziekolwiek się znajdziemy. W tym momencie zastanawiam się nad tym czemu tak wielu ludzi po bierzmowaniu nie korzysta z tego daru, a wręcz oddala się od Boga. Jak głupi jest człowiek, który dzięki wolnej woli wybiera ciemność i kłamstwo zamiast światła i Prawdy. Sama tak postąpiłam. Ale Bóg ciągle na nas czeka, i gdy tylko zdecydujemy się oddać w Jego ojcowskie ręce, przyjmie nas z powrotem i pomoże rozbudzić dary Ducha. Jezus wstąpił do nieba. I my dziś tak jak apostołowie wpatrujemy się gdzieś w to odległe niebo, że gdzieś tam jest Bóg. A niebo możemy odnaleźć już na ziemi. W naszej codzienności. I Bóg nie jest gdzieś tam chen daleko. Jest przy nas każdego dnia. Jak to gdzieś przeczytałam, po to właśnie wstąpił do nieba, by być przy każdym z nas przez cały czas. Bo gdyby został tu na ziemi, mógłby być tylko dla nielicznych, tylko nieliczni mogli by dostępować jego obecności. Jaki wielki dar otrzymaliśmy. Możliwość ciągłego obcowania z Bogiem, przyjęcia Ducha Świętego i odnajdowania nieba już tu na ziemi. Dzięki Ci Boże.
(Ef 1,17-23)
Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. [Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły. Wykazał On je, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. I wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami.
(Mt 28,16-20)
Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
"Nie szukajmy nieba na górze, a piekła na dole. Niebo jest w ludzkim sercu i piekło jest w ludzkim sercu. Człowiek, który odkryje Chrystusa w sobie, pójdzie przez świat zawsze ze szczęściem na twarzy. Tym szczęściem będzie zdumiewał innych i tego szczęścia będą mu zazdrościli.
Niech Chrystus, który w sposób eucharystyczny, sakramentalny się spotka z nami przy ołtarzu, pomoże nam uczynić z naszego serca niebo, pomoże nam odsunąć to wszystko, co je jeszcze zakrywa, pomoże nam odkryć prawdziwe szczęście." Ks. Edward Staniek
niedziela, 5 czerwca 2011
sobota, 4 czerwca 2011
I z wczoraj
(Dz 18,9-18)
Kiedy Paweł przebywał w Koryncie w nocy Pan przemówił do niego w widzeniu: Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście. Pozostał więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy. Kiedy Gallio został prokonsulem Achai, Żydzi jednomyślnie wystąpili przeciw Pawłowi i przyprowadzili go przed sąd. Powiedzieli: Ten namawia ludzi, aby czcili Boga niezgodnie z Prawem. Gdy Paweł miał już usta otworzyć, Gallio przemówił do Żydów: Gdyby tu chodziło o jakieś przestępstwo albo zły czyn, zająłbym się wami, Żydzi, jak należy, ale gdy spór toczy się o słowa i nazwy, i o wasze Prawo, rozpatrzcie to sami. Ja nie chcę być sędzią w tych sprawach. I wypędził ich z sądu. A wszyscy /Grecy/, schwyciwszy przewodniczącego synagogi, Sostenesa, bili go przed sądem, lecz Galliona nic to nie obchodziło. Paweł pozostał jeszcze przez dłuższy czas, potem pożegnał się z braćmi i popłynął do Syrii, a z nim Pryscylla i Akwila. W Kenchrach ostrzygł głowę, bo złożył taki ślub.
(J 16,20-23a)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.
Kiedy Paweł przebywał w Koryncie w nocy Pan przemówił do niego w widzeniu: Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście. Pozostał więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy. Kiedy Gallio został prokonsulem Achai, Żydzi jednomyślnie wystąpili przeciw Pawłowi i przyprowadzili go przed sąd. Powiedzieli: Ten namawia ludzi, aby czcili Boga niezgodnie z Prawem. Gdy Paweł miał już usta otworzyć, Gallio przemówił do Żydów: Gdyby tu chodziło o jakieś przestępstwo albo zły czyn, zająłbym się wami, Żydzi, jak należy, ale gdy spór toczy się o słowa i nazwy, i o wasze Prawo, rozpatrzcie to sami. Ja nie chcę być sędzią w tych sprawach. I wypędził ich z sądu. A wszyscy /Grecy/, schwyciwszy przewodniczącego synagogi, Sostenesa, bili go przed sądem, lecz Galliona nic to nie obchodziło. Paweł pozostał jeszcze przez dłuższy czas, potem pożegnał się z braćmi i popłynął do Syrii, a z nim Pryscylla i Akwila. W Kenchrach ostrzygł głowę, bo złożył taki ślub.
(J 16,20-23a)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.
Z dzisiaj
(Dz 18,23-28)
Paweł zabawił w Antiochii pewien czas i wyruszył, aby obejść kolejno krainę galacką i Frygię, umacniając wszystkich uczniów. Pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma, przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy. Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze. Gdy go Pryscylla i Akwila usłyszeli, zabrali go z sobą i wyłożyli mu dokładnie drogę Bożą. A kiedy chciał wyruszyć do Achai, bracia napisali list do uczniów z poleceniem, aby go przyjęli. Gdy przybył, pomagał bardzo za łaską /Bożą/ tym, co uwierzyli. Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem.
(J 16,23b-28)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna. Mówiłem wam o tych sprawach w przypowieściach. Nadchodzi godzina, kiedy już nie będę wam mówił w przypowieściach, ale całkiem otwarcie oznajmię wam o Ojcu. W owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga. Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca.
"Pierwsi chrześcijanie nazywali wiarę „drogą”. Przemierzanie życia przeciwstawia się staniu w miejscu. Wiara w Chrystusa otwiera przed nami „drogę Pańską”, która pozwala nam posuwać się naprzód, i to w dobrym kierunku. Zamiast błąkać się po manowcach, „dążymy do tego, co doskonałe”. Czynimy to wspólnie z całym pielgrzymującym Ludem Bożym. Na tej drodze spotykamy także tych, którzy są daleko od Boga i od nas – wychodzimy im naprzeciw, zamiast biernie na nich czekać. Niech na naszej drodze wieje wiatr Ducha..."
Paweł zabawił w Antiochii pewien czas i wyruszył, aby obejść kolejno krainę galacką i Frygię, umacniając wszystkich uczniów. Pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma, przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy. Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze. Gdy go Pryscylla i Akwila usłyszeli, zabrali go z sobą i wyłożyli mu dokładnie drogę Bożą. A kiedy chciał wyruszyć do Achai, bracia napisali list do uczniów z poleceniem, aby go przyjęli. Gdy przybył, pomagał bardzo za łaską /Bożą/ tym, co uwierzyli. Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem.
(J 16,23b-28)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna. Mówiłem wam o tych sprawach w przypowieściach. Nadchodzi godzina, kiedy już nie będę wam mówił w przypowieściach, ale całkiem otwarcie oznajmię wam o Ojcu. W owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga. Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca.
"Pierwsi chrześcijanie nazywali wiarę „drogą”. Przemierzanie życia przeciwstawia się staniu w miejscu. Wiara w Chrystusa otwiera przed nami „drogę Pańską”, która pozwala nam posuwać się naprzód, i to w dobrym kierunku. Zamiast błąkać się po manowcach, „dążymy do tego, co doskonałe”. Czynimy to wspólnie z całym pielgrzymującym Ludem Bożym. Na tej drodze spotykamy także tych, którzy są daleko od Boga i od nas – wychodzimy im naprzeciw, zamiast biernie na nich czekać. Niech na naszej drodze wieje wiatr Ducha..."
niedziela, 29 maja 2011
CUDOWNY KRUCYFIKS Z LIMPIAS
CUDOWNY KRUCYFIKS Z LIMPIAS
I
Było już zupełnie późno. Usiadłem wygodnie w moim fotelu. W ręku miałem potężne dossier na temat czegoś, co katalończycy nazywali Santo Cristo. Nie wiedziałem, co z tym materiałem zrobić. Miałem napisać artykuł do gazety, który by dyskredytował to wydarzenie, które rozegrało się między rokiem 1919 a 1921. Ale to, co miałem przed sobą nie pozwalało mi na to. Nie pozwalała mi szczególnie rozmowa z pewnym starcem, który przeżył te wydarzenia. Cała sprawa nie dawała mi spokoju.
Było to tydzień temu. Otrzymałem polecenie od mojego szefa, żebym zajął się jakimś cudem z Limpias w myśl zasady Zoli: Le miracle? C`a n`existe pas! Miałem na to dwa tygodnie. Musiałem się szlajać po wszystkich bibliotekach Hiszpanii. Nie było mi to w smak. Chciałem się zająć czymś innym. Nie lubiłem pracy duchołapa. Wolałem jakieś relacje z prawdziwych wydarzeń, a nie z wydarzeń wydumanych przez stare babki. Zmieniłem jednak zdanie, gdy poznałem całą prawdę o Limpias. Jednym z przystanków na mojej drodze był pewien dom starców. Dostałem cynk, że żyje jeszcze świadek tamtych wydarzeń. Trudno mi było w to uwierzyć. Jest rok 2000, a tamte zdarzenia miały miejsce 80 lat temu. Człowiek ten musiał mieć ponad setkę. Szczerze mówiąc nie chciałem tam iść. Nie lubię widoku umierających ludzi. Wprowadzono mnie do jednego z pokoi, gdzie leżał ów starzec. Przedstawił mi się jako Pedro Sanchez. Nie wyglądał mi na gnijącego grzyba. Wprost przeciwnie. Wyglądał jakby do niego należała jakaś tajemnica i ta świadomość podtrzymywała go przy życiu. Wyglądał na dość żywotnego człowieka. Obok na stoliku stał krucyfiks. Nie był on za wielki Miał półmetrową wysokość. Figura Chrystusa na tym krzyżu wyglądała zadziwiająco żywo… a może to było przywidzenie.
- Podoba się Panu? – spytał się starzec.
- Całkiem ładny – odpowiedziałem.
Starzec popatrzał się na mnie badawczym wzrokiem i powiedział:
- Pan z tych brukowców, zapewne. Mówiono mi, że tu jakiś pismak przyjdzie. Powiedziano mi, że będzie się dopytywał o cud w Limpias. Powiem Panu jedno… jeśli Pan nie chce poznać prawdy, lecz chce Pan napisać jakiś szmatławy artykuł na ten temat, to niech Pan sobie daruje. Ja mogę zaoferować tylko prawdę. Nic ponad to.
Zdziwiło mnie to trochę. Prawda? Przecież ona nie istnieje. Prawdą jest tylko to, co nam się wydaje, że jest prawdziwe. Cóż to jest, prawda?
- To chce Pan usłyszeć tę historię?
- Trochę ją znam…
- Trochę? To nie wystarczy. Trzeba ją poznać w całości. Niech Pan włączy ten dyktafon.
Włączyłem. Pedro zaczął opowiadać. Jego głos był nieco rozmarzony, ale trzeźwy w swoim sposobie wyrażania.
- Miałem wtedy z 20 lat i jak prawie każdy młody człowiek buntowałem się przeciwko rodzicom. Pan rozumie: sturm und drang. Omijałem wtedy dość skutecznie kościół parafialny w Limpias. Myślałem, że mam rację, że jestem oświecony, a nie, jak moi rodzice, których uważałem za mieszkańców ciemnogrodu. Wtedy doszły do mnie słuchy o dziwnym wydarzeniu, które miało miejsce w naszym kościele parafialnym. Jak Pan zapewne wie, w naszym kościele, w głównym ołtarzu jest umieszczony wielki krucyfiks. Na krzyżu umieszczona jest figura Chrystusa wielkości dorosłego człowieka. Natomiast obok krzyża umiejscowione są figury Matki Bożej i św. Jana ponadnaturalnej wielkości. Zadziwiające jest to, że Chrystus na tym krzyżu ma oczy otwarte. Jak Pan wie, figura ta przedstawia Jezusa przed śmiercią, kiedy oczy miał jeszcze otwarte. Jest to scena przed wypowiedzeniem ostatniego słowa Chrystusa. Co jakiś czas trzeba było czyścić tę figurę. Tego zadania podjął się pewien paulin. Aby wyczyścić figurę, musiał nanieść sobie parę skrzynek, żeby dostać się na sam wierzch krucyfiksu. Zaczął czyścić od szczytu. Przeczyścił porcelanowe oczy Santo Cristo. W pewnym momencie zauważył coś dziwnego. Oczy, które cały czas były otwarte, nagle zamknęły się, po czym otworzyły się znowu. Paulin stanął jak wryty. Wpatrywał się przez jakiś czas w figurę Chrystusa. Nie wiedział, co zrobić. Nogi pod nim zaczęły się uginać, co spowodowało poruszenie się wszystkich skrzynek, on sam spadł i nieco się potłukł.
- I jak na to zareagowałeś?
- W swojej mądrości stwierdziłem, że to była bujda, dopóki sam nie zobaczyłem tego paulina.
- I co wtedy? Nawróciłeś się?
- Nie.
- To, co?
- Jak go zobaczyłem, to stwierdziłem, że chyba wypił za dużo porto. Myślałem, że z tego powodu spadł z ołtarza.
- Ale wcześniej mówiłeś coś innego.
- Dziwny był wyraz jego oczu.
- A mianowicie?
- Z jednej strony był przerażony, z drugiej zaś strony jego oczy miały wyraz taki, jakby były świadkiem czegoś cudownego. Nigdy takiego wyrazu oczu nie widziałem.
- Czy wtedy zdecydowałeś się pójść do kościoła?
- Nie, jeszcze nie. Wprawdzie odzywało się we mnie jakieś sumienie, ale… szybko odepchnąłem tę myśl.
- A co potem?
- Minęło parę dni. O wydarzeniu nie zapomniano, wręcz przeciwnie: mówiono o nim. Po kilku dniach zaczęły się dziać o wiele dziwniejsze rzeczy, niż można było przypuszczać.
- Zapewne jakieś Z archiwum X?
- Pan by to zakwalifikował do tego typu zjawisk… nie wiem, co ma pan na tej szyi: głowę czy dupę – po chwili przeprosił mnie za to.
- To niech pan opowiada dalej. Już nie będę przerywał.
- Dobra. Po tym wydarzeniu – jak już mówiłem zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy. Ludzie mówili, że Santo Cristo poruszał się na krzyżu, że zmieniał wyraz twarzy, a w końcu nawet wzdychał.
- Przepraszam, że przerwę. Ale czy czasami nie wykryto tam jakiegoś mechanizmu?
- Od początku przypuszczano, że tam musi być jakiś mechanizm, ale wnikliwa analiza wykazała, że krucyfiks był wolny od jakichkolwiek mechanizmów. Są na to szczegółowe dokumenty. Niech Pan pamięta: Kościół odnosi się bardzo ostrożnie do tego typu fenomenów. Nie spieszy się on z ogłoszeniem jakiegokolwiek cudu.
- Rozumiem, ale co skłoniło Kościół do zaaprobowania tego cudu?
- Liczne nawrócenia.
- A nie przypuszcza Pan, że to mogła być jakaś zbiorowa histeria?
- Nie. Najpierw wziąłem to pod uwagę, ale po tym, czego sam doświadczyłem… uznałem to za cud.
- A czego Pan doświadczył? Może mi Pan to opowiedzieć?
- Pewnego dnia skusiło mnie, żebym poszedł do kościoła. Czysta ciekawość. Wszedłem do środka. Było pełno ludzi. W pewnym momencie mój wzrok skierował się ku krzyżowi. W pierwszym momencie nie zobaczyłem niczego nadzwyczajnego. Ot, normalny krucyfiks. Jednak w pewnym momencie zauważyłem coś niesamowitego. Santo Cristo zwrócił swoją głowę i oczy wprost na mnie. Zauważyłem, że Jego spojrzenie było surowe i zatroskane zarazem. Po pewnym czasie zauważyłem ruch ust. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mało, co nie wybiegłem z krzykiem z kościoła. Zastanawiało mnie to, co miał oznaczać ten ruch ust. Po pewnym czasie usłyszałem głos w sercu: Kochaj. Był to dla mnie szok. Wyglądało to tak, jakby ten ktoś znał moje serce do głębi, jakby znał całą nędzę mego grzechu. Ten Ktoś pokazał mi moje braki. Mało tego! Pokazał mi, co mam z tymi brakami robić. Powiedział: Kochaj. Nic więcej.
- I co dalej? Nawrócenie?
- Myśli Pan, że to było takie proste? Musiałem w sumieniu prześledzić całe moje życie. Po tym fakcie odbyłem spowiedź z całego życia. Pyta się mnie Pan o nawrócenie… Drogi młodzieńcze! Ja się muszę nawracać codziennie, co chwilę. Moje życie jest ciągłym wybieraniem Boga.
Poczułem się dość dziwnie. Ten facet nie wyglądał mi na jakiegoś świętego rodem ze zdewociałych obrazeczków. Ale zauważyłem w nim coś dziwnego. Ten człowiek krył w sobie jakąś dziwną tajemnicę. Tajemnicę, która nie należała do tego świata. Moje mury zwątpienia zaczęły się kruszyć. Nie byłem już przebiegłym Wolterem w XX wieku, ale zacząłem czuć się, jak ktoś, kto musi pokornie schylić czoła przed Tajemnicą, do której nie mam dostępu, gdyż jestem na nią za dorosły. Coś we mnie mówiło, że powinienem się zniżyć do tej tajemnicy. Nie wiedziałem jednak, jak mam to uczynić.
- Opowiem jeszcze Panu o jednym cudzie, który miał tam miejsce. Opowiedział mi go pewien lekarz. Będąc w kościele, zauważył coś bardzo dziwnego.
- A mianowicie?
- Ciało na krzyżu zaczęło sinieć. W pewnym momencie zaczęło się zmniejszać, aż znikło w ogóle. Po krótkim czasie pojawiło się znowu i zaczęło się powiększać do dawnych rozmiarów. Lekarz nie wiedział, co zrobić. Był tym tak wstrząśnięty, że wypadł z kościoła jak z procy.
- Zostało to gdzieś zapisane?
- Tak. W archiwum parafii w Limpias. Nie czytał Pan?
- Nie zauważyłem.
- A co Pan zebrał?
- Tylko ogólne informacje.
- A był Pan chociaż w Limpias?
- Nie.
- To niech Pan tam jedzie! Jak można pisać o czymś, z czym się nie miało kontaktu? Pan boi się prawdy? Co, drugi Karlheinz Deschner? Pan chce się ośmieszyć przed całym światem swoim dziewictwem intelektualnym? Chce Pan popełniać błędy merytoryczne? To, po jaką cholerę ja tu to wszystko opowiadam? Żeby Pan napisał swoją wersję?
- Ja opiszę fakty.
- Drogi Panie. Najpierw prawda, potem fakty. Niech Pan tam jedzie, a nie marnuje czasu. Tu, bowiem chodzi o Pańskie życie.
- O moje życie?
- Tak, o Pańskie. Chodzi o to, aby Pan żył w prawdzie, a nie w kłamstwie.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma sprawy. Rachunek wyślę pocztą w ciągu tygodnia.
Żegnając się z Pedro, zauważyłem coś dziwnego. Stary zwrócił swój wzrok ku krucyfiksowi. Uśmiechał się do Chrystusa wiszącego na krzyżu. I dałbym sobie głowę uciąć, że widziałem, jak ten gest był odwzajemniony.
II
- Co to ma być, do ciężkiej cholery?! – ryknął mi w twarz naczelny. – O co Cię prosiłem? Miałeś napisać coś innego, a nie tę szmirowatą dewocję!!!!!!!
- A jeśli ta szmirowata dewocja jest prawdą?
- Za co ja Ci tu płacę? Za dywagacje moralne? Masz napisać jeszcze raz ten artykuł!!!!!!!
- Jeśli to, co mam napisać, ma być kłamstwem, to nie licz na mnie.
- A który cud jest prawdziwy?????? Żaden!!!
Nie chciałem się z nim kłócić. Moim celem było teraz pojechanie do Limpias. Miałem dość tej całej roboty. Pisać coś, co nie jest prawdą. Wziąłem moje Renault i pojechałem do Limpias. Już mnie nic nie obchodziło. Chciałem poobcować z Jezusem. Wiecie, co? Zacząłem za Nim tęsknić. Dziwne uczucie, ale tak było… Kiedy tam przyjechałem ogarnął mnie pokój… wszedłem do kościoła, tak po prostu… przed sobą widziałem Ukrzyżowanego. W pewnym momencie wprost padłem na kolana i zacząłem ryczeć jak dziecko… nic nie mogło mnie powstrzymać. Naraz usłyszałem głos w sercu. Najpierw był cichy, ale potem się wzmógł… w końcu mogłem go zrozumieć. Ten głos wołał:
- Tak długo na Ciebie czekałem… czekałem, aż przyjdziesz. Moje dziecko… nie mogłem się wprost doczekać… kocham Cię… dla Ciebie zrobiłem to, co teraz widzisz przed sobą. Człowieku, KOCHAM CIĘ!!!
Dla mnie to już było za dużo… nie mogłem się wprost powstrzymać. Płakałem długo, wołając, co jakiś czas: „Jezu, przebacz mi!!!”. Kiedy wracałem do domu, wiedziałem, co dalej będę robił. Nie mogłem już dalej pracować dla starej ekipy. To było dla mnie deprymujące. Nie mogłem, bowiem ścierpieć tego, że pracuję dla kłamstwa. Zaczynałem czuć do niego odrazę. Jak kiedyś kochałem kłamać, tak teraz zacząłem go nienawidzić. Wiedziałem jedno… kłamstwo ma krótkie nogi, a Prawda potrafi obronić się sama. Wiem jeszcze jedno… On mnie nigdy nie opuścił. Zawsze był przy mnie. On był moim Dobrym Pasterzem… odnalazł mnie i przygarnął mnie do siebie."
Limpias to miejscowość w północnej Hiszpanii. Choć znajduje się na znanym i uczęszczanym szlaku turystycznym, to jednak jest oddalona od ruchliwych dróg. Położona w okolicy górzystej, z pięknymi widokami dokoła, blisko morza, powietrze jest tu wspaniałe i czyste. Dojechać najłatwiej samochodem albo taksówką z Laredo, odległego o 8 km. Najbliższym lotniskiem jest Bilbao.
Sklepików w Limpias jest niewiele. Szkoła, poczta, lekarz, jeden ksiądz i jeden kościół z XVI wieku. Mury pochodzą z XIV wieku. Mieścił się tam kiedyś klasztor. Na zewnątrz kościół ma prosty kształt. Wygląda skromnie. Wnętrze jest za to bogate. Ołtarze, w stylu barokowym, pełne są złoconych ozdób.
Uwagę przyciąga w kościele przede wszystkim Krzyż. Jest umieszczony w głównym ołtarzu. Ma 2,30 m wysokości. Ciało Chrystusa na Krzyżu, naturalnej wielkości, przedstawione jest bez znaków wycieńczenia, jednak Twarz, z oczami wzniesionymi ku górze, wyraża ból i modlitwę. Krucyfiks ten znany jest nie tylko w Hiszpanii, lecz również poza jej granicami. Mówi się o nim: Jezus w Agonii.
Wśród znawców historii sztuki, zdania na temat tego, kto był rzeźbiarzem tego dzieła, są podzielone. Niektórzy uważają, że Montanes, inni twierdzą, że Menas. W każdym razie reprezentuje ono szkołę sewilską z XVIII w. Pewne jest, że w połowie XVIII w. Krucyfiks znajdował się w posiadaniu zacnego i zamożnego człowieka nazwiskiem don Diego de la Piedra y Sacadura, który mieszkał nad morzem, w mieście Kadyks.
Cudowne ocalenie
Jak przekazuje tradycja, w r. 1755 wskutek trzęsienia dna morza, miasto znalazło się w niebezpieczeństwie zalania falami morskimi. Mieszkańcy Kadyksu zorganizowali uroczystą, błagalną procesję ze szczególnie czczonymi obrazami i figurami, lecz sytuacja stawała się coraz groźniejsza. Wyruszono z drugą procesją. Tym razem silni mężczyźni nieśli Krzyż z Jezusem w Agonii. Gdy zbliżyli się ku rozszalałym falom morskim, zaczęły ustępować przed Krzyżem. Postępowali coraz dalej od brzegu, a fale cofały się. Ludzie uznali to zjawisko za cud. Miasto zostało uratowane.
Później, na prośby i nalegania mieszkańców, właściciel przekazał Krzyż jednemu z kościołów w Kadyksie, aby można mu było oddawać publiczną cześć. Po jego śmierci, zgodnie z testamentem, jaki zostawił, Krzyż jako dar, umieszczony został w kościele w Limpias, miasteczku, z którego pochodził don Diego de la Piedra. Od tej pory Chrystus w Agonii był tam czczony i słynął łaskami.
NIEZWYKŁE ZJAWISKO
W latach 1919 i 1920 zaczęto obserwować i notować niezwykłe zjawiska, które powtarzały się często. Krótko można by je opisać następująco:
Wielu ludzi spostrzegało, że Jezus zachowywał się tak, jakby był żywy i naprawdę umierał właśnie na krzyżu. Poruszał oczami lub spragnionymi ustami. Zmieniał się wyraz Jego oblicza i barwa Twarzy. Ciało pokrywało się śmiertelnym potem. Krew spływała z Jego ran i spod Korony Cierniowej.
Nie wszyscy widzieli te same poruszenia i zmiany. Na niektórych Jezus spoglądał oczami pełnymi miłości. Inni doświadczali spojrzenia gniewu, a we wszystkich przypadkach skutki tych przeżyć posiadały znaczenie zbawienne. Notowano nagłe nawrócenia, niezwykłe uzdrowienia i umocnienie wiary.
Pierwsze zdarzenie tego rodzaju miało miejsce podczas ostatniego dnia Misji, w Wielkim Poście, w czasie kazania o. Agatangelusa, kapucyna, w dniu 30 marca 1919 r. Mała dziewczynka, w pobliżu ołtarza, zawołała: „Ojcze, ten Chrystus porusza się i patrzy na mnie”. Uspokojono dziecko, lecz wkrótce inne dzieci mówiły, że widzą poruszającego się na Krzyżu Jezusa. Niektórzy dorośli też spostrzegli ten fenomen. I – jak podaje o. Gaspar de Cebrones, gwardian kapucynów z Coruny – nastał „jeden krzyk bólu i żalu za popełnione grzechy”. Ludzie prosili i błagali o przebaczenie i miłosierdzie.
ŚWIADKOWIE
Świadectwa tych cudownych wydarzeń – składane pod przysięgą przez różnych ludzi: lekarzy, księży, zakonników, zakonnice, biskupów, adwokatów, żołnierzy, kobiety, mężczyzn i dzieci – przechowywane są w zakrystii kościoła. Zostały też opublikowane w pismach katolickich.
Świadectwa lekarzy i studentów medycyny, ujęte w sposób naukowy, opisywały dokładnie wszystkie stopnie Agonii, jakie widzieli u Jezusa na Krzyżu w Limpias. Rozprawiono się w ten sposób również z zarzutami sugestii, autosugestii, lub zbiorowej histerii, wykluczając je całkowicie.
Przychodzili do kościoła innowiercy, a także niewierzący. Niektórzy z ciekawości, inni, by wyszydzić głupotę wiernych, którym – jak sądzili – „coś się przywidziało”. I zdarzało się, że właśnie owi sceptycy, pod wpływem jednego, gniewnego spojrzenia Jezusa, padali na kolana wołając o litość i przebaczenie.
Doktor praw, obywatel Valadolid, złożył następujące oświadczenie: „Zaświadczam pod przysięgą, że dzisiaj, 29 lipca 1919 r., w kościele Limpias, wbrew oczekiwaniu, a nawet, prawdę mówiąc, nie wierząc w to wszystko, widziałem kilka razy, jak Pan Jezus zwrócił swe oczy najpierw w lewą, potem w prawą stronę, a wreszcie je zamknął i oblicze Jego zniknęło, jakby w dymnej zasłonie, która przesunęła się i Oblicze Jego ukazało się znowu otoczone Boską światłością, której cześć oddaję”.
DOBRE OWOCE
W owym czasie w parafii Limpias nastąpiła gwałtowna przemiana. Umocniła się wiara. Gorliwy duszpasterz, don Eduardo Miquelli, który przez 30 lat bezskutecznie walczył z obojętnością swych parafian, w r. 1919 zaczął rozdawać około 1500 komunii tygodniowo, podczas gdy poprzednio wystarczało 50 hostii miesięcznie.
Cuda powtarzały się z różną częstotliwością, a było ich tak wiele, że zaczęto wydawać miesięczny biuletyn informacyjny pt.: «Ecos de la Cruz».
PRÓBA BADANIA
Dwóch doktorów medycyny, przybyło w imieniu swych licznych kolegów do Limpias, aby dla tych niezwykłych zjawisk znaleźć naukowe wytłumaczenie. Za zezwoleniem księdza podjęli staranne badania, aby przestudiować wszystkie możliwości naukowego wytłumaczenia. Wielkie było zdziwienie jednego z nich, gdy zobaczył poruszenie ciała Chrystusa i następnie stanu agonii. Wobec tego oczywistego faktu, obaj opuścili kościół i przyznali, że cudów, o których mowa, nie można wytłumaczyć naukowo.
ŚWIADECTWO BISKUPA
Ks. biskup z Pinar del Rio, z Kuby, doznał łaski oglądania całego przebiegu Agonii Jezusa na Krzyżu. Potem, po powrocie do swego kraju, w pięknym liście pasterskim rozważał cuda Chrystusa w świetle Pisma Świętego i Nauki Kościoła. W gruntowny sposób uzasadniał, że nie są one ani dziełem szatana, ani oszukiwaniem. Sam głęboko przekonany, że pochodzą one od Boga, pisał:
„Chrystus chce świat i ludzi przyciągnąć do siebie. Ponieważ pragnie miłości, ukazuje nam, jak cierpi, bo cierpienie i miłość pozostają w ścisłej zależności od siebie. Chrystus jest Pięknością nieba i Imię Jego jest najcudniejsze… Umarł za nas. My zaś Nim gardzimy, a świat Go prześladuje. On niweczy grzech i niszczy panowanie szatana, ratuje dusze, które piekielny złodziej Mu wykrada. Chrystus życzy sobie żalu, wiary, miłości, czystości, umartwienia, pokory i łagodności. Chrystus pragnie, abyśmy wzięli krzyż na ramiona i szli za Nim. Chrystus żąda pokuty.”
Niezwykłe zjawiska na Krzyżu w Limpias powtarzały się, choć rzadziej do 1935 r. Potem wybuch wojny domowej wielu uniemożliwił pielgrzymowanie. Obecnie Chrystus w Agonii nadal słynie łaskami i znany jest nie tylko w całej Hiszpanii, ale także w Ameryce Łacińskiej i w niektórych krajach europejskich.
moja pielgrzymka – świadectwo Joanny Ottea
Niedawno temu pojechałam do Limpias. Miałam możność przekonać się na miejscu, że Chrystus na Krzyżu, – mimo, że na Swej Twarzy ma tak przejmująco wyrażony stan Agonii – promieniuje Pięknem i Spokojem.
Obecny proboszcz parafii, ks. Adolfo Munoyerro, mówił mi, że początkowo nie podjęto starań o oficjalne zatwierdzenie przez Kościół wydarzeń w Limpias jako cudownych. Parafia była biedna, brak było funduszy. Później pewien kapłan podjął odpowiednie kroki, lecz umarł, zanim dokończył swego dzieła.
Istnieje jednak oficjalne zatwierdzenie kultu Chrystusa w Agonii w Limpias. Ks. Adolfo pokazywał mi dotyczące tej sprawy oryginały pism i dokumentów. Najstarszy pochodzi od Papieża Piusa VI z XVIII wieku. Inne wydane były przez Biskupów hiszpańskich w latach 1919-20, a także później. Wydano także postanowienia dotyczące spraw liturgicznych oraz przyznano odpusty osobom modlącym się przed tym Krzyżem lub biorącym udział w niektórych nabożeństwach w kościele w Limpias.
Do sanktuarium w Limpias przybywają pielgrzymki z Niemiec, Belgii i innych krajów. Najczęściej są to pielgrzymki autokarowe, jednodniowe, z terenów Hiszpanii. Przyjeżdżają także grupy na kilkudniowe rekolekcje.
Ks. Adolfo Munoyerro napisał we wstępie do broszurki o Jezusie w Limpias, wydanej w języku hiszpańskim, że są dwa rodzaje odwiedzających to sanktuarium. Jedni przybywają, aby modlić się i przystępować do Sakramentów św. Drudzy, to przejeżdżający tą trasą turyści i wycieczkowicze, którzy wstępują do kościoła, aby popatrzeć.
W czasie kilkudniowego pobytu w Limpias, moja towarzyszka i ja, miałyśmy okazję spotykać wyłącznie ten drugi rodzaj odwiedzających. Wchodzą do kościoła jak do muzeum. Rozmawiają głośno, obchodzą dokoła wnętrze i zapalają świeczki, wychodzą.
Niektórzy na chwilę zatrzymują się przed Jezusem na Krzyżu. Stoją. Mimo że jest On tam obecny także w Eucharystii, rzadko ktoś klęka.
Nie wiem, jak jest w dniach szczególnych uroczystości w połowie września lub podczas procesji, w której nosi się Krzyż zrobiony na podobieństwo znajdującego się nad głównym ołtarzem. Ks. Munoyerro mówił, że życie religijne nie jest tu obecnie zbyt głębokie, poza małymi wyjątkami. Podawał różne powody.
W dni powszednie, w Limpias odprawiana jest jedna Msza św. wieczorem, na którą przychodzi mała grupa ludzi. Na jedynej Mszy św. niedzielnej nie było chyba więcej niż 200 osób. Biorąc pod uwagę, że Limpias liczy sobie 1200 mieszkańców, niewielu uczęszcza regularnie do kościoła.
SAMOTNOŚĆ BOGA
Bóg pragnie naszej ludzkiej miłości. On, Który wystarcza sam sobie, pragnie jednak, aby człowiek – Jego stworzenie – kochał Go, uwielbiał i czcił.
W czasie naszego pobytu, kościół w Limpias przeważnie był pusty, a słynący łaskami Jezus wydał się nam OSAMOTNIONY. Czy nie jest to symbolem naszych czasów? Osamotniony, choć przez wielu znany.
Źródło: http://voxdomini.com.pl
"Opowiadanie o pewnym spotkaniu:I
Było już zupełnie późno. Usiadłem wygodnie w moim fotelu. W ręku miałem potężne dossier na temat czegoś, co katalończycy nazywali Santo Cristo. Nie wiedziałem, co z tym materiałem zrobić. Miałem napisać artykuł do gazety, który by dyskredytował to wydarzenie, które rozegrało się między rokiem 1919 a 1921. Ale to, co miałem przed sobą nie pozwalało mi na to. Nie pozwalała mi szczególnie rozmowa z pewnym starcem, który przeżył te wydarzenia. Cała sprawa nie dawała mi spokoju.
Było to tydzień temu. Otrzymałem polecenie od mojego szefa, żebym zajął się jakimś cudem z Limpias w myśl zasady Zoli: Le miracle? C`a n`existe pas! Miałem na to dwa tygodnie. Musiałem się szlajać po wszystkich bibliotekach Hiszpanii. Nie było mi to w smak. Chciałem się zająć czymś innym. Nie lubiłem pracy duchołapa. Wolałem jakieś relacje z prawdziwych wydarzeń, a nie z wydarzeń wydumanych przez stare babki. Zmieniłem jednak zdanie, gdy poznałem całą prawdę o Limpias. Jednym z przystanków na mojej drodze był pewien dom starców. Dostałem cynk, że żyje jeszcze świadek tamtych wydarzeń. Trudno mi było w to uwierzyć. Jest rok 2000, a tamte zdarzenia miały miejsce 80 lat temu. Człowiek ten musiał mieć ponad setkę. Szczerze mówiąc nie chciałem tam iść. Nie lubię widoku umierających ludzi. Wprowadzono mnie do jednego z pokoi, gdzie leżał ów starzec. Przedstawił mi się jako Pedro Sanchez. Nie wyglądał mi na gnijącego grzyba. Wprost przeciwnie. Wyglądał jakby do niego należała jakaś tajemnica i ta świadomość podtrzymywała go przy życiu. Wyglądał na dość żywotnego człowieka. Obok na stoliku stał krucyfiks. Nie był on za wielki Miał półmetrową wysokość. Figura Chrystusa na tym krzyżu wyglądała zadziwiająco żywo… a może to było przywidzenie.
- Podoba się Panu? – spytał się starzec.
- Całkiem ładny – odpowiedziałem.
Starzec popatrzał się na mnie badawczym wzrokiem i powiedział:
- Pan z tych brukowców, zapewne. Mówiono mi, że tu jakiś pismak przyjdzie. Powiedziano mi, że będzie się dopytywał o cud w Limpias. Powiem Panu jedno… jeśli Pan nie chce poznać prawdy, lecz chce Pan napisać jakiś szmatławy artykuł na ten temat, to niech Pan sobie daruje. Ja mogę zaoferować tylko prawdę. Nic ponad to.
Zdziwiło mnie to trochę. Prawda? Przecież ona nie istnieje. Prawdą jest tylko to, co nam się wydaje, że jest prawdziwe. Cóż to jest, prawda?
- To chce Pan usłyszeć tę historię?
- Trochę ją znam…
- Trochę? To nie wystarczy. Trzeba ją poznać w całości. Niech Pan włączy ten dyktafon.
Włączyłem. Pedro zaczął opowiadać. Jego głos był nieco rozmarzony, ale trzeźwy w swoim sposobie wyrażania.
- Miałem wtedy z 20 lat i jak prawie każdy młody człowiek buntowałem się przeciwko rodzicom. Pan rozumie: sturm und drang. Omijałem wtedy dość skutecznie kościół parafialny w Limpias. Myślałem, że mam rację, że jestem oświecony, a nie, jak moi rodzice, których uważałem za mieszkańców ciemnogrodu. Wtedy doszły do mnie słuchy o dziwnym wydarzeniu, które miało miejsce w naszym kościele parafialnym. Jak Pan zapewne wie, w naszym kościele, w głównym ołtarzu jest umieszczony wielki krucyfiks. Na krzyżu umieszczona jest figura Chrystusa wielkości dorosłego człowieka. Natomiast obok krzyża umiejscowione są figury Matki Bożej i św. Jana ponadnaturalnej wielkości. Zadziwiające jest to, że Chrystus na tym krzyżu ma oczy otwarte. Jak Pan wie, figura ta przedstawia Jezusa przed śmiercią, kiedy oczy miał jeszcze otwarte. Jest to scena przed wypowiedzeniem ostatniego słowa Chrystusa. Co jakiś czas trzeba było czyścić tę figurę. Tego zadania podjął się pewien paulin. Aby wyczyścić figurę, musiał nanieść sobie parę skrzynek, żeby dostać się na sam wierzch krucyfiksu. Zaczął czyścić od szczytu. Przeczyścił porcelanowe oczy Santo Cristo. W pewnym momencie zauważył coś dziwnego. Oczy, które cały czas były otwarte, nagle zamknęły się, po czym otworzyły się znowu. Paulin stanął jak wryty. Wpatrywał się przez jakiś czas w figurę Chrystusa. Nie wiedział, co zrobić. Nogi pod nim zaczęły się uginać, co spowodowało poruszenie się wszystkich skrzynek, on sam spadł i nieco się potłukł.
- I jak na to zareagowałeś?
- W swojej mądrości stwierdziłem, że to była bujda, dopóki sam nie zobaczyłem tego paulina.
- I co wtedy? Nawróciłeś się?
- Nie.
- To, co?
- Jak go zobaczyłem, to stwierdziłem, że chyba wypił za dużo porto. Myślałem, że z tego powodu spadł z ołtarza.
- Ale wcześniej mówiłeś coś innego.
- Dziwny był wyraz jego oczu.
- A mianowicie?
- Z jednej strony był przerażony, z drugiej zaś strony jego oczy miały wyraz taki, jakby były świadkiem czegoś cudownego. Nigdy takiego wyrazu oczu nie widziałem.
- Czy wtedy zdecydowałeś się pójść do kościoła?
- Nie, jeszcze nie. Wprawdzie odzywało się we mnie jakieś sumienie, ale… szybko odepchnąłem tę myśl.
- A co potem?
- Minęło parę dni. O wydarzeniu nie zapomniano, wręcz przeciwnie: mówiono o nim. Po kilku dniach zaczęły się dziać o wiele dziwniejsze rzeczy, niż można było przypuszczać.
- Zapewne jakieś Z archiwum X?
- Pan by to zakwalifikował do tego typu zjawisk… nie wiem, co ma pan na tej szyi: głowę czy dupę – po chwili przeprosił mnie za to.
- To niech pan opowiada dalej. Już nie będę przerywał.
- Dobra. Po tym wydarzeniu – jak już mówiłem zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy. Ludzie mówili, że Santo Cristo poruszał się na krzyżu, że zmieniał wyraz twarzy, a w końcu nawet wzdychał.
- Przepraszam, że przerwę. Ale czy czasami nie wykryto tam jakiegoś mechanizmu?
- Od początku przypuszczano, że tam musi być jakiś mechanizm, ale wnikliwa analiza wykazała, że krucyfiks był wolny od jakichkolwiek mechanizmów. Są na to szczegółowe dokumenty. Niech Pan pamięta: Kościół odnosi się bardzo ostrożnie do tego typu fenomenów. Nie spieszy się on z ogłoszeniem jakiegokolwiek cudu.
- Rozumiem, ale co skłoniło Kościół do zaaprobowania tego cudu?
- Liczne nawrócenia.
- A nie przypuszcza Pan, że to mogła być jakaś zbiorowa histeria?
- Nie. Najpierw wziąłem to pod uwagę, ale po tym, czego sam doświadczyłem… uznałem to za cud.
- A czego Pan doświadczył? Może mi Pan to opowiedzieć?
- Pewnego dnia skusiło mnie, żebym poszedł do kościoła. Czysta ciekawość. Wszedłem do środka. Było pełno ludzi. W pewnym momencie mój wzrok skierował się ku krzyżowi. W pierwszym momencie nie zobaczyłem niczego nadzwyczajnego. Ot, normalny krucyfiks. Jednak w pewnym momencie zauważyłem coś niesamowitego. Santo Cristo zwrócił swoją głowę i oczy wprost na mnie. Zauważyłem, że Jego spojrzenie było surowe i zatroskane zarazem. Po pewnym czasie zauważyłem ruch ust. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mało, co nie wybiegłem z krzykiem z kościoła. Zastanawiało mnie to, co miał oznaczać ten ruch ust. Po pewnym czasie usłyszałem głos w sercu: Kochaj. Był to dla mnie szok. Wyglądało to tak, jakby ten ktoś znał moje serce do głębi, jakby znał całą nędzę mego grzechu. Ten Ktoś pokazał mi moje braki. Mało tego! Pokazał mi, co mam z tymi brakami robić. Powiedział: Kochaj. Nic więcej.
- I co dalej? Nawrócenie?
- Myśli Pan, że to było takie proste? Musiałem w sumieniu prześledzić całe moje życie. Po tym fakcie odbyłem spowiedź z całego życia. Pyta się mnie Pan o nawrócenie… Drogi młodzieńcze! Ja się muszę nawracać codziennie, co chwilę. Moje życie jest ciągłym wybieraniem Boga.
Poczułem się dość dziwnie. Ten facet nie wyglądał mi na jakiegoś świętego rodem ze zdewociałych obrazeczków. Ale zauważyłem w nim coś dziwnego. Ten człowiek krył w sobie jakąś dziwną tajemnicę. Tajemnicę, która nie należała do tego świata. Moje mury zwątpienia zaczęły się kruszyć. Nie byłem już przebiegłym Wolterem w XX wieku, ale zacząłem czuć się, jak ktoś, kto musi pokornie schylić czoła przed Tajemnicą, do której nie mam dostępu, gdyż jestem na nią za dorosły. Coś we mnie mówiło, że powinienem się zniżyć do tej tajemnicy. Nie wiedziałem jednak, jak mam to uczynić.
- Opowiem jeszcze Panu o jednym cudzie, który miał tam miejsce. Opowiedział mi go pewien lekarz. Będąc w kościele, zauważył coś bardzo dziwnego.
- A mianowicie?
- Ciało na krzyżu zaczęło sinieć. W pewnym momencie zaczęło się zmniejszać, aż znikło w ogóle. Po krótkim czasie pojawiło się znowu i zaczęło się powiększać do dawnych rozmiarów. Lekarz nie wiedział, co zrobić. Był tym tak wstrząśnięty, że wypadł z kościoła jak z procy.
- Zostało to gdzieś zapisane?
- Tak. W archiwum parafii w Limpias. Nie czytał Pan?
- Nie zauważyłem.
- A co Pan zebrał?
- Tylko ogólne informacje.
- A był Pan chociaż w Limpias?
- Nie.
- To niech Pan tam jedzie! Jak można pisać o czymś, z czym się nie miało kontaktu? Pan boi się prawdy? Co, drugi Karlheinz Deschner? Pan chce się ośmieszyć przed całym światem swoim dziewictwem intelektualnym? Chce Pan popełniać błędy merytoryczne? To, po jaką cholerę ja tu to wszystko opowiadam? Żeby Pan napisał swoją wersję?
- Ja opiszę fakty.
- Drogi Panie. Najpierw prawda, potem fakty. Niech Pan tam jedzie, a nie marnuje czasu. Tu, bowiem chodzi o Pańskie życie.
- O moje życie?
- Tak, o Pańskie. Chodzi o to, aby Pan żył w prawdzie, a nie w kłamstwie.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma sprawy. Rachunek wyślę pocztą w ciągu tygodnia.
Żegnając się z Pedro, zauważyłem coś dziwnego. Stary zwrócił swój wzrok ku krucyfiksowi. Uśmiechał się do Chrystusa wiszącego na krzyżu. I dałbym sobie głowę uciąć, że widziałem, jak ten gest był odwzajemniony.
II
- Co to ma być, do ciężkiej cholery?! – ryknął mi w twarz naczelny. – O co Cię prosiłem? Miałeś napisać coś innego, a nie tę szmirowatą dewocję!!!!!!!
- A jeśli ta szmirowata dewocja jest prawdą?
- Za co ja Ci tu płacę? Za dywagacje moralne? Masz napisać jeszcze raz ten artykuł!!!!!!!
- Jeśli to, co mam napisać, ma być kłamstwem, to nie licz na mnie.
- A który cud jest prawdziwy?????? Żaden!!!
Nie chciałem się z nim kłócić. Moim celem było teraz pojechanie do Limpias. Miałem dość tej całej roboty. Pisać coś, co nie jest prawdą. Wziąłem moje Renault i pojechałem do Limpias. Już mnie nic nie obchodziło. Chciałem poobcować z Jezusem. Wiecie, co? Zacząłem za Nim tęsknić. Dziwne uczucie, ale tak było… Kiedy tam przyjechałem ogarnął mnie pokój… wszedłem do kościoła, tak po prostu… przed sobą widziałem Ukrzyżowanego. W pewnym momencie wprost padłem na kolana i zacząłem ryczeć jak dziecko… nic nie mogło mnie powstrzymać. Naraz usłyszałem głos w sercu. Najpierw był cichy, ale potem się wzmógł… w końcu mogłem go zrozumieć. Ten głos wołał:
- Tak długo na Ciebie czekałem… czekałem, aż przyjdziesz. Moje dziecko… nie mogłem się wprost doczekać… kocham Cię… dla Ciebie zrobiłem to, co teraz widzisz przed sobą. Człowieku, KOCHAM CIĘ!!!
Dla mnie to już było za dużo… nie mogłem się wprost powstrzymać. Płakałem długo, wołając, co jakiś czas: „Jezu, przebacz mi!!!”. Kiedy wracałem do domu, wiedziałem, co dalej będę robił. Nie mogłem już dalej pracować dla starej ekipy. To było dla mnie deprymujące. Nie mogłem, bowiem ścierpieć tego, że pracuję dla kłamstwa. Zaczynałem czuć do niego odrazę. Jak kiedyś kochałem kłamać, tak teraz zacząłem go nienawidzić. Wiedziałem jedno… kłamstwo ma krótkie nogi, a Prawda potrafi obronić się sama. Wiem jeszcze jedno… On mnie nigdy nie opuścił. Zawsze był przy mnie. On był moim Dobrym Pasterzem… odnalazł mnie i przygarnął mnie do siebie."
sobota, 28 maja 2011
Mały zbiór, wielkich cytatów
"Cywilizacja to niekończący się ciąg potrzeb, których nie potrzebujemy.
Prawdziwie wielcy ludzie wywołują w nas poczucie, że sami możemy się stać wielcy
Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia.
Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego roku życia.
Choćbyś przegrał całkowicie, zbierz się, zgarnij, zacznij od nowa! Spróbuj budować na tym, co w tobie jest z Boga.
Wszystko, co nas spotyka - zdrowie czy cierpienie, dobro czy zło, chleb czy głód, przyjaźń ludzka czy niechęć, dobrobyt czy niedostatek - wszystko to w ręku Boga może działać ku dobremu.
Nie wystarczy urodzić się człowiekiem, trzeba jeszcze być człowiekiem.
Drogi kamień nie przestaje być sobą nawet wtedy, gdy spadnie w błoto i zabrudzi się
Każda nienawiść, każda pięść wyciągnięta przeciw bratu - jest przegraną.
Największym szczęściem jest dziecko! Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego.
Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek.
Przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej.
Człowiek ujawnia swoją osobowość w sposobie traktowania innych.
We wszystkim tym, co zdarza się w życiu człowieka, trzeba odczytać ślady miłości Boga. Wtedy do serca wkroczy radość.
Zagadnienia "brak czasu" nie rozwiąże się przez pośpiech, lecz przez spokój.
piątek, 27 maja 2011
27.05.2011
(Ps 57,8-12)
Serce moje jest mocne, Boże,
mocne jest moje serce,
zaśpiewam psalm i zagram.
Zbudź się, duszo moja,
zbudź, harfo i cytro,
a ja obudzę jutrzenkę.
Będę Cię chwalił wśród ludów, Panie,
zaśpiewam Ci psalm wśród narodów.
Bo Twoja łaska sięga aż do nieba,
a wierność Twoja po chmury.
Wznieś się, Boże, ponad niebiosa,
nad całą ziemię Twoja chwała.
(J 15,12-17)
Jezus powiedział do swoich uczniów: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.
Matko przedziwna, okaż mnie swojemu miłemu Synowi jako Jego niewolnika na wieki, bo skoro odkupił mię przez Twoje pośrednictwo, tak też niech przyjmie mię przez Ciebie.
Matko miłosierdzia, wyjednaj mi łaskę, abym otrzymał prawdziwą Mądrość Bożą, i w tym celu zalicz mię do tych, których miłujesz, pouczaj, kieruj, posilaj i opiekuj się jak Twoim dzieckiem i Twoim niewolnikiem.
Panno wierna, uczyń mnie we wszystkim doskonałym uczniem, naśladowcą i niewolnikiem wcielonej Mądrości, Jezusa Chrystusa, Twojego Syna; niechaj dojdę, za Twoją przyczyną i przykładem, do pełności wieku Jego na ziemi, do chwały Jego w niebie (św. Ludwik Grignon de Montfort: O doskonałym nabożeństwie do NMP).
Serce moje jest mocne, Boże,
mocne jest moje serce,
zaśpiewam psalm i zagram.
Zbudź się, duszo moja,
zbudź, harfo i cytro,
a ja obudzę jutrzenkę.
Będę Cię chwalił wśród ludów, Panie,
zaśpiewam Ci psalm wśród narodów.
Bo Twoja łaska sięga aż do nieba,
a wierność Twoja po chmury.
Wznieś się, Boże, ponad niebiosa,
nad całą ziemię Twoja chwała.
(J 15,12-17)
Jezus powiedział do swoich uczniów: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.
Matko przedziwna, okaż mnie swojemu miłemu Synowi jako Jego niewolnika na wieki, bo skoro odkupił mię przez Twoje pośrednictwo, tak też niech przyjmie mię przez Ciebie.
Matko miłosierdzia, wyjednaj mi łaskę, abym otrzymał prawdziwą Mądrość Bożą, i w tym celu zalicz mię do tych, których miłujesz, pouczaj, kieruj, posilaj i opiekuj się jak Twoim dzieckiem i Twoim niewolnikiem.
Panno wierna, uczyń mnie we wszystkim doskonałym uczniem, naśladowcą i niewolnikiem wcielonej Mądrości, Jezusa Chrystusa, Twojego Syna; niechaj dojdę, za Twoją przyczyną i przykładem, do pełności wieku Jego na ziemi, do chwały Jego w niebie (św. Ludwik Grignon de Montfort: O doskonałym nabożeństwie do NMP).
wtorek, 24 maja 2011
J 14,27-31a
Jezus powiedział do swoich uczniów: Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał.
poniedziałek, 23 maja 2011
Do Ciebie się uciekamy
"O Maryjo, kto spogląda na Ciebie, doznaje pociechy w każdym utrapieniu, ucisku i przykrości i jest zwycięzcą w każdej pokusie. Kto nie wie, kim jest Bóg, niech ucieka się do Ciebie, i Maryjo. Kto nie znajduje miłosierdzia w Bogu, niech zwraca się do Ciebie, Maryjo, kto nie zgadza się z wolą Boga, niech odda się Tobie, Maryjo. Kto upada wskutek słabości, niech ucieka się do Ciebie, bo jesteś tak można i silna! Kto nieustannie musi walczyć, niech biegnie do Ciebie, bo Ty jesteś morzem spokojnym... Kuszony... niech wzywa Ciebie, bo Ty jesteś matką pokory, i nie ma niczego, co by skuteczniej odrzuciło szatana niż pokora. Niech biegnie do Ciebie, niech zwraca się do Ciebie, o Maryjo! (św. M. Magdalena de Pazzi)."
niedziela, 22 maja 2011
Św. Katarzyna Sieneńska – Geniusz kobiety
"Katarzyna nie umiała dobrze czytać ani pisać, dlatego swoje przeżycia duchowe i mistyczne oraz listy dyktowała bł. Rajmundowi z Kapui, który był jej kierownikiem mianowanym przez kapitułę dominikanów we Florencji. To między innymi dzięki jej intensywnej modlitwie i zdecydowanemu charakterowi, papież Grzegorz XI powrócił z Awinionu do Rzymu. Podobnie jak Maryja, która bezgranicznie zaufała Bożemu działaniu, również Katarzyna rozwinęła w sobie „geniusz kobiety” (Jan Paweł II). Uparcie i z determinacją napominała kolejnych papieży, przynaglając następców Piotra, by powrócili do Rzymu, gdzie jest ich miejsce, by być skałą Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa.
Katarzyna urodziła się w Sienie 25 marca 1347 r. w wielodzietnej rodzinie mieszczańskiej głęboko zakorzenionej w wierze Kościoła. Mając siedem lat doznała pierwszej mistycznej łaski ofiarując się całkowicie Bogu. W wieku trzynastu lat wstąpiła do dominikanek w rodzinnym mieście. Klasztor ten miał szerokie kontakty z najwybitniejszymi kierownikami duchowymi XIV w. Katarzyna z wielkim zaangażowaniem poznawała tajniki życia duchowego, by zrozumieć swoje doznania mistyczne. Interesowała się też życiem politycznym, była wielką zwolenniczką organizowania nowej wyprawy krzyżowej. Odwiedzała różne miasta włoskie, głosząc potrzebę nowej krucjaty, by mógł na nowo zapanować pokój. Podczas swego pobytu w Pizie otrzymała stygmaty (zewnętrzne znaki męki Pańskiej), które do końca życia ukrywała.
Katarzyna bardzo ubolewała nad niewolą Kościoła i smutną sytuacją Ojca Świętego, który został zmuszony przez ziemskie potęgi do opuszczenia swojej rzymskiej siedziby i musiał udać się do Awinionu. Przez całe życie zabiegała – a była znakomitym politykiem – o taki splot wydarzeń, by skłócone ze sobą włoskie księstwa mogły odzyskać pokój, tak aby powrót papieża z niewoli awiniońskiej do Wiecznego Miasta był możliwy. To ona łagodziła spory pomiędzy papiestwem i Florencją, dlatego w tej sprawie udała się do Awinionu, by spotkać się z papieżem, Grzegorzem XI. Bardzo cieszyła się, gdy na skutek wielu sprzyjających okoliczności papież powrócił do Rzymu. Także ona zamieszkała w Rzymie w 1378 r. Bóg obdarzył ją nadzwyczajnymi darami mistycznymi i przenikliwością umysłu. Z wielką troską dostrzegała choroby Kościoła: pogoń za zaszczytami i bogactwem, szukanie ziemskich przyjemności zamiast słodyczy Jezusowego krzyża. Nic nie mogło jej powstrzymać od napominania kapłanów, hierarchów, a nawet papieży, by przestrzegali Bożych przykazań i byli wiarygodnymi pasterzami dla ludu powierzonego ich duchowej opiece. W jej Dialogu o Bożej Opatrzności, który podyktowała pod koniec życia, można znaleźć przejmujące napomnienia skierowane do kapłanów:
„Gdyby zastanowili się nad stanem swoim, nie popadliby w takie nieszczęścia; byliby tym, czym winni być i czym nie są. Przez nich cały świat jest zepsuty, gdyż postępują gorzej, niż sami ludzie świata. Nieczystością swą kalają oblicze swej duszy, zatruwają swych podwładnych, ssą krew Oblubienicy mojej, świętego Kościoła. Pobladła i omdlała od grzechów ich. Miłość i uczucie, które winni mieć dla niej, przenieśli na siebie samych; gorliwi są tylko w łupieniu jej. Mieli dbać o dusze, a ubiegają się tylko o wysokie urzędy i wielkie dochody. Z powodu swego złego życia wywołują u ludzi świeckich pogardę i nieposłuszeństwo względem Kościoła, choć pogarda ta i to nieposłuszeństwo jest rzeczą godną potępienia i grzech kapłanów nie usprawiedliwia błędu ludzi świeckich”.
Katarzyna, rozwijając treści z XII rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian, pogłębiła nauczanie św. Pawła o Kościele, Mistycznym Ciele Jezusa Chrystusa. Bardzo kochała Kościół, Oblubienicę Pana, w którym jesteśmy obdarzani Bożym życiem.
Katarzyna przypomniała też całej ludzkości, że Jezus Chrystus jest jedynym naszym Zbawicielem. On jest jedynym MOSTEM, przez który trzeba przejść by dotrzeć do Ojca. Pan Jezus jest naszym Mostem wówczas, gdy z wielką prostotą naśladujemy pokorę Pana, który stał się Sługą nas wszystkich.
Czytając, a raczej rozważając jej Dialog o Bożej Opatrzności, wchodzimy niejako w Boży świat, otwarty dla każdego człowieka, który potrzebuje nawrócenia. Dramat człowieka, zagubionego na skutek grzechów i niepohamowanej zmysłowości, został z wielkim realizmem opisany przez św. Katarzynę, która ukazała przy tym bezmiar Bożego Miłosierdzia.
Zmarła 29 kwietnia 1380 r. wyczerpana tak bardzo aktywnym życiem i umartwieniami. Została kanonizowana przez Piusa II w 1461 r., zaś papież Paweł VI ogłosił ją doktorem Kościoła w 1970 r.
Dzisiaj, gdy mass-media zalewane są brudem pornografii, słowa Patronki Włoch brzmią proroczo i są bardzo aktualne. Jej obserwacje, demaskujące choroby społeczeństwa XIV wieku, nic nie straciły ze swej aktualności. Obyśmy mieli dość odwagi i zdecydowania, by zobaczyć ogrom niesprawiedliwości i niewdzięczności ludzi wobec Zbawiciela, który przecież już zniszczył grzech i zwyciężył Nieprzyjaciela człowieka. A jednak walka duchowa wciąż trwa. Państwo Boże doznaje wielu cierpień z powodu działania także Księcia tego świata, który niestety zwodzi pozornym szczęściem tak wielu z nas.
Święta ze Sieny uczyła też okazywania szacunku kapłanom, choćby ich życie było mało przykładne, bo to oni przekazują nam łaskę w sakramentach świętych:
„Winniście ich szanować, jakiekolwiek były ich błędy, przez miłość do Mnie, Boga wiecznego, który wam je zsyłam i przez miłość życia łaski, którą znajdujecie w tym skarbie [w Eucharystii], zawiera on bowiem całego Boga-człowieka, Ciało i Krew Syna mojego, zjednoczonego z moja naturą boską. Winniście ubolewać nad ich grzechami, darząc je nienawiścią i starać się, przez miłość i świętą modlitwę, przyodziać ich często i zmyć łzami waszymi ich brud; i ofiarować w moim obliczu za nich wasze łzy i wielkie pragnienie, abym ich przyodział, przez dobroć moją, szatą miłości”.
Święta Katarzyno, mężna kobieto, wyproś nam łaskę odnalezienia drogi, która prowadzi nas ponad wody grzechu, rozpaczy, zniechęcenia i beznadziei, do Mostu, którym jest Pan Jezus, Odkupiciel człowieka. Mężna św. Katarzyno, wypraszaj nam łaskę duchowego rozeznawania dróg życia i dróg śmierci. Obyśmy podjęli codzienny trud nawrócenia. Ty jesteś przykładem umiłowania Jezusa Chrystusa w Kościele Katolickim, który zachowuje cały depozyt wiary przekazany nam przez Apostołów. Prośmy Boga, byśmy z pokorą, jak św. Katarzyna, dostrzegając grzechy ludzi Kościoła, duchownych i świeckich, z tym większą gorliwością modlili się o ich świętość."
źródło:
Subskrybuj:
Posty (Atom)