piątek, 24 lipca 2015

O Panie, mocą swoją udoskonal czyn płynący z mojej wiary (2 Tes 1, 11)

„Sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz 1, 17). Wiara powinna być światłem obejmującym całe życie chrześcijanina, a nie tylko chwile modlitwy. Na modlitwie nietrudno mówić: „Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego”; lecz kilka chwil potem, wobec trudnego obowiązku, niemiłej osoby, przykrej okoliczności, która zakłóca nasze plany, łatwo się zapomina, że tego wszystkiego chciał Bóg i przygotował to dla uświęcenia człowieka, że Bóg jest Ojcem i jako taki troszczy się o dobro każdego więcej, niż sam zainteresowany mógłby się o nie troszczyć. Zapomina, że Bóg jest wszechmocny i dlatego może pomóc w każdej trudności. Tracąc z oczu światło wiary, chrześcijanin gubi się w rozumowaniach i w protestach czysto ludzkich, poddaje się zniechęceniu podobnie jak ten, kto nie ma wiary. Tak, wierzy w Boga Ojca wszechmogącego, lecz nie do tego stopnia, by uznać Jego wolę lub przynajmniej dopust w każdym wydarzeniu i zwracać się do Niego we wszystkich okolicznościach. A jednak, dopóki światło wiary nie przeniknie wierzącego tak głęboko, że wszystko będzie odnosił do Boga i uzależniał od Niego, nie może powiedzieć, że światło wiary oświeca całe jego życie. Pewne dziedziny pozostają jeszcze w ciemności, umykają jeszcze spod jej światła. Kto żyje z wiary, nie oderwie się nigdy od Boga, lecz w każdej okoliczności zwróci się do swego Stwórcy i znajdzie w Nim skałę swojej obrony (Iz 17, 7-10). Abraham w niezwykle trudnych i ciemnych okolicznościach uwierzył Bogu bez wahania i zasłużył sobie na nazwę „przyjaciela Boga” (Jk 2, 23); przyjaźń zaś wskazuje właśnie na stałe kontakty, ufne odwoływanie się, poleganie na drugim bez zastrzeżeń.

Kto żyje z wiary, mówi bł. Elżbieta od Trójcy Św. — „nie odwołuje się nigdy do przyczyn drugorzędnych, lecz tylko do Boga... wówczas nie popadnie się w przeciętność, nawet wykonując najzwyklejsze czynności, ponieważ nie w nich żyje, lecz wznosi się ponad nie” (Lt 268). Ponad wszystkie okoliczności i wszelkie ziemskie kontakty człowiek wiary widzi rękę Boga, zauważa Jego plany, przyjmuje Jego wezwania, lgnie do Niego.

Cała moja ufność jest w Tobie, „Chryste Jezu, nasza nadziejo” (1 Tm 1, 1)

„W owym czasie byliście... bez nadziei i bez Boga na tym świecie” (Ef 2, 12) napisał św. Paweł do Efezjan wspominając czas, kiedy żyli jeszcze w pogaństwie. Jak wielki smutek cechuje życie „bez nadziei”! Jedyną trwałą nadzieją człowieka jest Bóg, prawdziwy Bóg, który od zarania ludzkości przedstawił się jako Bóg Obietnicy, Bóg zbawiciel swojego ludu. Wężowi oszustowi, który skusił człowieka do grzechu, zapowiada porażkę ze strony „nasienia niewiasty”, czyli jej potomstwa (Rdz 3, 15): jest to pierwsza obietnica pozwalająca domyślać się Mesjasza. Obietnica zostaje ponowiona Abrahamowi: „Uczynię z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił... Sprawię, że będziesz niezmiernie płodny... Przymierze moje zawieram pomiędzy Mną a tobą oraz twoim potomstwem... jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim, a potem twego potomstwa” (Rdz 12, 2; 17, 6-7). Kiedy po ludzku mówiąc zawiodły wszystkie nadzieje, niespodziewane narodziny Izaaka dają początek obiecanemu potomstwu: oto lud Izraela, który Bóg wybiera jako „swój naród”, chroni przed bałwochwalstwem, zachowuje od wojen, zniszczenia, niewoli i poprzez zmienne koleje losu w ciągu wieków prowadzi do spełnienia się obietnicy: narodzin Odkupiciela. Całe dzieje Izraela są nastawione na nadzieję spełnienia” się obietnicy i na służeniu jej. Kościół założony przez Chrystusa Odkupiciela jest nowym Izraelem, nowym Ludem Bożym, dziedzicem obietnicy. Opierając się na tej myśli, św. Paweł poucza: „Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę” (Hbr 10, 23), Podstawą nadziei jest obietnica Boga, Jego wierność i wszechmoc wspomagająca, którą oddał na usługi ludzi, by doprowadzić ich do zbawienia. Szczęśliwszy od dawnego Izraela, nowy Lud Boży ma w Chrystusie najwyższy dowód wierności Boga. Jeśli nadzieja Izraela postępowała trochę po omacku, gdyż obietnica była jeszcze zakryta i wypełniała się powoli, to nadzieja chrześcijańska jest już jasno określona i pewnie skierowana do „Jezusa, naszej nadziei” (1 Tm 1, 1).