Imelda Lambertini (ur. 1320-1322 w Bolonii, zm. 12 maja 1333 tamże) – włoska zakonnica, dominikanka, dziewica, błogosławiona Kościoła rzymskokatolickiego.
Nieznana jest dokładna data narodzin Imeldy. Urodziła się w Bolonii, jako jedyne dziecko hrabiego Egano Lambertini i Castory Galuzzi. Jej rodzice byli pobożnymi katolikami, znanymi ze swojej dobroci dla upośledzonych. Jako młoda dziewczyna, Imelda miała pragnienie przyjmowania Eucharystii. Jednak według prawa kościelnego z tamtego okresu, Sakrament Eucharystii można było przyjąć po czternastym roku życia. Imelda była rozczarowana, ale zaakceptowała stanowisko Kościoła i decyzję rodziców.
W wieku dziewięciu lat wstąpiła do klasztoru sióstr Dominikanek. Mimo tej decyzji nadal była pozbawiona możliwości uczestniczenia w pełnej ofierze mszy.
12 maja 1333, w wigilię święta Wniebowstąpienia Pańskiego, podczas modlitwy w kościele, nad jej głową unosiła się jaśniejąca blaskiem hostia. Siostry, które były świadkami tego zjawiska wywnioskowały, że wolą Boga jest spełnienie prośby Imeldy. Po udzieleniu sakramentu przez kapłana, dziewczyna zmarła w wieku ok. 12 lat.
Została pochowana w klasztorze dominikanek św. Marii Magdaleny (na drodze krzyżowej) w Val di Pietra pod Bolonią 13 maja 1333.
W 1799 siostry zakonne przeniosły się do Bolonii, zabierając ze sobą relikwie Imeldy. Jej zachowane od rozkładu ciało spoczywa w kościele św. Zygmunta (wł. Church of San Sigismondo in Bologna) katolickiego uniwersytetu (wł. Centro Universitario Cattolico San Sigismondo).
Kult
20 grudnia 1826 papież Leon XII zatwierdził jej kult.
W 1891 roku powstało w Prouille (w ówczesnej diecezji Tuluzy) Bractwo Dobrej Pierwszej Komunii Świętej i Wytrwałości, przyłączone do zakonu kaznodziejskiego 21 sierpnia 1893 i zatwierdzone przez Leona XIII 7 maja 1896 roku. Bł. Imeldaę ogłoszono patronką wszystkich dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej.
W 1910 papież Pius X patronat ten ponownie zatwierdził i w tym samym roku wydał dekret Quam singulari, w którym ogłosił, że dzieci będą mogły przyjmować Komunię Świętą w wieku ośmiu lat.
Wspomnienie liturgiczne bł. Imeldy w Kościele rzymskokatolickim obchodzone jest w dzienną pamiątkę śmierci (12 maja), natomiast w zakonach św. Dominika 13 maja za Martyrologium Rzymskim.
niedziela, 15 września 2013
bł. Anna Maria Taigi - matka i żona, patronka domowego ogniska
Z DOMU GIANETTI, PO MĘŻU – TAIGI
Anna Maria Gianetti urodziła się w Sienie, rodzinnym mieście wielkiej Katarzyny Sieneńskiej, położonym w samym sercu Włoch, w 1769 r. Była jedynym dzieckiem w zubożałej rodzinie kupieckiej.
W poszukiwaniu środków do życia rodzina przeprowadziła się do Rzymu, który odwiedziła już wcześniej z okazji Jubileuszu 1775 r. Gianetti byli wierzący, a ich córka wyrastała na piękną, dobrze wychowaną, pracowitą i oddaną swoim rodzicom dziewczynę. W sytuacji kryzysu ekonomicznego, jaki ogarnął Rzym, ojciec Anny –wbrew swoim oczekiwaniom – nie zgromadził wielkiej fortuny. Wraz z matką postanowili więc umieścić trzynastoletnią wówczas córkę u bogatej arystokratki, Marii Serra Marini. Swoim miłym obejściem i zdolnościami dziewczynka natychmiast zaskarbiła sobie przyjaźń i szacunek opiekunki. Pozostała u niej aż do swego ślubu, zawartego w 1790 r., gdy miała 20 lat.
Jej mężem został starszy od niej o osiem lat majordomus, Domenico Taigi. Według świadectw im współczesnych, był on wysoki, krzepki, silny, jowialny, sympatyczny, lecz także trochę nieokrzesany, uparty i porywczy. Jego charakter mocno kontrastował z kruchością, delikatnością i wrażliwością Anny. Domenico był jednak praktykującym katolikiem, człowiekiem pracowitym, o dobrych manierach. Mimo znacznych różnic, ich małżeństwo było udane dzięki łagodności i wyrozumiałości żony, która dostrzegała zalety męża i potrafiła go obłaskawić, gdy ulegał porywom złości i zmiennym nastrojom. Sam Domenico twierdził, że w jego domu panował zawsze „niebiański pokój”.
Chlebodawca Domenica, książę Chigi, doceniał go i chciał jego dobra. Podarował on młodym małżonkom małe mieszkanko. Tam właśnie urodziły się ich dzieci; tam rozpoczął się cudowny dialog między Anną Marią a Bogiem.
Początkowo, ich wspólne życie było szczęśliwe i beztroskie. Anna Maria porzuciła pracę i poświęciła się całkowicie domowi i mężowi. Była młodą mężatką jak wiele innych, głęboko wierzącą, ale też bardzo radosną, lubiącą piękne stroje i dozwolone rozrywki, takie jak muzyka, teatr i spacery.
ZDECYDOWANY NAKAZ BOŻY:
PRZEZNACZYŁEM CIĘ DO TEGO, BYŚ NAWRACAŁA I POCIESZAŁA DUSZE
Wkrótce jednak w jej życiu nastąpiły wielkie przeobrażenia. W styczniu 1791 r., Anna Maria z mężem udała się do bazyliki św. Piotra, gdzie ujrzała nieznajomego kapłana. Napotkawszy jego wzrok poczuła głębokie pragnienie zmiany życia i poświęcenia się Bogu. Jednocześnie, kapłan usłyszał w sercu głos, mówiący:
„Przyjrzyj się tej młodej kobiecie. Pewnego dnia zwróci się do ciebie, a wtedy doprowadź ją do nawrócenia, gdyż to Ja wybrałem ją, aby została świętą.”
Był to Angelo Verardi, wikariusz w parafii św. Marcelego, gdzie odbył się ślub Anny i Domenica. Cieszył się on reputacją człowieka „żyjącego w świętości”. Po tym spotkaniu, pragnienie nowego życia wciąż pogłębiało się u Anny Marii. W kilka miesięcy później, nie mogąc odzyskać spokoju i chcąc wejrzeć w siebie, postanowiła przystąpić do spowiedzi. Udała się w tym celu do kościoła św. Marcelego. Natknęła się tam na ojca Angelo, od którego usłyszała słowa: „Nareszcie jesteś!”
Był to początek duchowej przyjaźni z kapłanem, z którym widywała się odtąd często i otwierała przed nim swoje serce. Dzięki jego pomocy rozumiała coraz lepiej swoje powołanie i miejsce w planach Bożych. Przemiana była natychmiastowa i radykalna: Anna odrzuciła kosztowne stroje, biżuterię, przedstawienia, spacery i rozrywki. Zaczęła ubierać się jak najprościej i żyć skromnie, z dala od wielkiego świata. Jedynym przedmiotem jej pragnień była codzienna Komunia św., lektura Ewangelii i modlitwa. W ten sposób rozpoczęło się niezwykłe życie mistyczne Anny Marii, ów dialog z Jezusem trwający aż do jej śmierci.
„Przeznaczyłem cię do tego, byś nawracała dusze i pocieszała osoby każdego stanu” – powiedział do niej Chrystus.
Anna Maria poprosiła Domenica, aby pozwolił jej zmieć styl życia. Ponieważ ich życie małżeńskie i rodzinne toczyło się zwykłym torem, mąż nigdy nie przeszkadzał jej w duchowym rozwoju. Akceptacja ze strony męża była dla niej znakiem Bożego działania. Nigdy zresztą Anna nie przestała spełniać swoich obowiązków żony i matki wielodzietnej rodziny, godząc wewnętrzną potrzebę skupienia z poświęceniem najbliższym i innym ludziom. Dlatego kardynał określił ją później jako „najbardziej pociągający przykład wśród współczesnych świętych”.
DAR SŁOŃCA
Jej życie, podobnie jak życie innych świętych i mistyków, było dźwiganiem krzyża, a jednocześnie źródłem najwyższej radości. Tym, co wyróżniało Annę Marię spośród największych mistyków chrześcijaństwa, był „dar słońca”.
Pewnego wieczoru, na początku 1791 r., u progu swoich doświadczeń mistycznych, przebywając sama w pokoju, skupiona na modlitwie, zobaczyła ona przed sobą wielką jasność, niczym słońce zaledwie przysłonięte lekkimi obłokami. W pierwszej chwili pomyślała, że ma do czynienia z działaniem szatana. Zmieniła miejsce, przetarła oczy, ale „słońce” znajdowało się dalej tam, gdzie poprzednio, także w ciągu następnych dni. Wreszcie, przywykła do jego obecności.
Tajemnicze słońce, oddalone o mniej więcej „dwanaście stóp” i zawieszone około trzech stóp nad jej głową, miało odtąd towarzyszyć jej wszędzie, dniem i nocą, aż do końca życia. Przez czterdzieści siedem lat, świetlny dysk był dla niej nadprzyrodzonym źródłem wiedzy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W miarę upływu czasu, błyszczał on coraz mocniejszym blaskiem, aż osiągnął jasność „siedmiu złączonych ze sobą słońc”.
„Pokazuję ci zwierciadło, dzięki któremu zrozumiesz co jest dobre, a co złe” – powiedział do niej Pan.
Anna dodaje, że wewnątrz „słońca” widać było siedzącą postać o nieskończonej godności i majestacie; jej głowa zwrócona była ku niebu, jak w znieruchomieniu ekstazy, a z czoła wznosiły się pionowo ku górze dwa promienie.” Najprawdopodobniej postać ta była personifikacją mądrości.
Na świetlnej tarczy widniała także korona cierniowa i krzyż, jako symbole wcielenia Chrystusa. Samo słońce jest symbolem Boskości, Trójcy Przenajświętszej. „W słońcu tym pojawiały się obrazy, tak jak w magicznej latarni” – opisuje Anna Maria. Zawsze bardzo zrównoważona i rozsądna, przyjęła to nadprzyrodzone zjawisko z pokorą i posługiwała się nim zawsze dla dobra bliźnich. Przez niemal pół wieku widziała, na tarczy swojego słońca, przebieg wydarzeń społecznych i politycznych w całej Europie, głównie tych, które związane były z dziejami Kościoła.
Kardynał Pedicini relacjonuje: „Nie ulega wątpliwości, że był to szczególny sposób objawiania się Boga. Dzięki temu nadzwyczajnemu i nieznanemu przedtem darowi, Sługa Boża korzystała z wszechwiedzy Boga w stopniu, w jakim dusza przekazująca może tę wiedzę posiąść. Był to dar Raju, dar którym cieszą się jedynie błogosławieni, w sposób absolutnie uszczęśliwiający, gdziekolwiek przebywają. Jest pewne, że Bóg uczynił sobie przybytek w sercu swojej Sługi i przekazywał jej swoje największe tajemnice.”
LICZNE KONKRETNE PROROCTWA
Obrazy postrzegane przez Annę Marię nie były złudzeniem ani grą wyobraźni. Z najwyższą dokładnością opisywała ona miejsca, których nigdy nie odwiedziła, we Włoszech i w innych krajach, osoby, z którymi nigdy się nie spotkała i w szczegółach przepowiadała zdarzenia, które rzeczywiście miały dokonać się w późniejszym czasie. Spośród wielu faktów historycznych wspomnijmy chociażby o klęsce armii napoleońskiej w Rosji, o francuskim podboju Algierii, powstaniu greckim, rewolucji 1830 roku w Paryżu, zniesieniu niewolnictwa w Ameryce, losach wielu monarchii europejskich, zagładzie niektórych narodów i pojawieniu się nowych, klęskach żywiołowych i epidemiach. Wspomnijmy także o posłudze papieskiej Giovanniego Mastai Ferretti, który nie był jeszcze nawet kardynałem, gdy Anna Maria zmarła w 1837. Nie tylko zapowiedziała ona, że Ferretti zostanie papieżem, co miało się spełnić dziewięć lat po jej śmierci, ale przewidziała także główne motywy teologiczne i wydarzenia historyczne jego pontyfikatu, w czasie, gdy trudno jeszcze było je sobie wyobrazić. Należały do nich: konflikt między rządem włoskim i Państwem Kościelnym, prowadzący do zniesienia władzy świeckiej, ruchy rewolucyjne w ciągu całego tego długiego okresu, który zgodnie z jej objawieniami trwał 32 lata, relacje z władcami naszego kontynentu i przemiany zachodzące w całej Europie. Przewidziała ona także wrogość pewnych sił politycznych względem Kościoła i Piusa IX, reformy do których dążył (np. włączenie świeckich do posługi administracyjnej), sympatię, jaką otaczał go lud i spokojną śmierć Papieża we własnym łożu.
Co do Napoleona, Anna Maria nie tylko znała na bieżąco różne epizody z jego życia, ale zapowiedziała też jego śmierć na Wyspie św. Heleny i opisała pogrzeb tak, jakby była na nim obecna.
Jednym z tysięcy wydarzeń historycznych objawionych za jej pośrednictwem, była przedwczesna i niespodziewana śmierć 48-letniego rosyjskiego cara, Aleksandra, 1 grudnia 1825 r. na Krymie. Anna została powiadomiona o niej dużo wcześniej, bez jakichkolwiek nadzwyczajnych doświadczeń w jej życiu, które pełne było proroctw, wyprzedzających fakty o dziesiątki lat. Wiadomość została przekazana przez generała Alessandro Micheauda biskupowi Acqui, Modesto Contratto; ten ostatni zaś potwierdził ją pod przysięgą.
Przypomnijmy jeszcze inne dramatyczne zdarzenie „widziane” przez Annę Marię – zabójstwo generała Zakonu Świętej Trójcy i jego sekretarza, podczas ich pobytu w Kastylii, prowincji Hiszpanii, zajętej wtedy przez Francuzów. Mistyczka opisała to w szczegółach swojemu spowiednikowi, ojcu Ferdynandowi, ten z kolei – całej przerażonej wspólnocie. Trynitarze i ludność całego Rzymu otaczali Annę Marię takim respektem, że nikt nie kwestionował jej proroctw. Ich potwierdzenie nadeszło w miesiąc później, w liście z Hiszpanii, przedstawiającym wypadki w tych samych słowach, jakich użyła widząca.
Żadne ze zdarzeń ujrzanych przez nią w „zwierciadle” nie okazało się fałszywym proroctwem. Jej relacje na temat faktów historycznych i życia mnóstwa osób, są niezliczone, co wynika zresztą z Positio super virtutibus procesu beatyfikacyjnego Anny Marii. Dokument ten jest niewyczerpanym źródłem podobnych świadectw.
Mimo że nie obnosiła się ona nigdy ze swoim darem proroctwa i mówiła o nim tylko na wyraźne życzenie spowiednika lub innych kapłanów, nie potrafiła też skutecznie go ukryć. Wielu zwracało się do niej w poszukiwaniu światła, rady i pocieszenia. Przychodziła w sukurs każdemu i zawsze, gdy było to możliwe, dostarczając wnikliwych informacji o chorobie, lekarstwach na nią i przewidywalnych skutkach ich użycia, bądź też o nadchodzących okolicznościach i stanach duszy osób żyjących i zmarłych.
Modliła się za wszystkich proszących ją o duchowe wsparcie i zachęcała ich do modlitwy. „Słońce” objawiało jej wnętrza ludzkich serc i ich najtajniejsze sekrety. Nieraz posługiwała się tym darem, aby przyprowadzić daną osobę do Boga. Wielu rozmówców, widząc, że nic nie jest przed nią zakryte, prosiło Annę Marię o kierownictwo duchowe. Uczynił to między innymi ks. Raffaele Natali, który dzięki jej ścisłym wskazówkom zdołał pokonać swoje wady.
MATKA RODZINY I MISTYCZKA
Obok zjawiska „słońca” nie opuszczającego jej ani na moment, charakterystyczną cechą jej duchowości był poufny dialog z Chrystusem, do którego Pan zapraszał ją w chwilach najmniej przewidywalnych: znienacka, niezależnie od zajęcia, Anna była odrywana od świata materialnego i przenoszona do rzeczywistości duchowej, gdzie stawała się obojętna na wszystko, co ją otaczało. Według jej spowiednika, ekstazy były tak częste, że świadoma swoich obowiązków żony i matki próbowała nieraz przeciwstawić się woli Boskiego Oblubieńca: „Panie, zostaw mnie w spokoju, jestem matką rodziny!”
Chwile zjednoczenia z Bogiem, owe „święte podróże”, jak nazywał je spowiednik, były uprzywilejowanym czasem objawień, podczas których „widziała tajniki Kościoła oraz intencji, w których się modliła.” Przed końcem każdej ekstazy, Anna Maria otrzymywała odpowiedzi, o które prosiła, a dzięki temu – wiadomości, których nie mogłaby zdobyć w sposób naturalny.
Oprócz obrazów pojawiających się na tarczy „słońca”, źródłem jej wiedzy były bezpośrednie rozmowy z Panem.
Otrzymała ona pełną zdolność godzenia intensywnego życia mistycznego z obowiązkami życia w małżeństwie i rodzinie: miała siedmioro dzieci, a ze względu na skromne dochody, musiała pracować wytrwale. Niezwykle wymagający mąż oczekiwał od niej wszelkich przysług, nie tolerując najmniejszego spóźnienia ani zaniedbania. „Nigdy się nie sprzeczała, poświadczam to na chwałę Bożą, ja, który spędziłem czterdzieści osiem lat z tą błogosławioną duszą. Żyliśmy w niezmiennym spokoju, niczym w raju” – powiedział Domenico Taigi podczas procesu beatyfikacyjnego.
Nie przypadkowo Anna Maria, matka rodziny, zawsze gotowa nieść pomoc wszystkim potrzebującym, jest wciąż instynktownie otaczana głębokim kultem przez lud Boży, a głównie – przez żony i matki. Osobiście wpajała ona swoim dzieciom wiarę i wartości religijne, podkreślała znaczenie pracy, a lenistwo traktowała jako źródło wszystkich innych grzechów. Często zabierała dzieci ze sobą w odwiedziny do chorych i ubogich. Znała wiele wpływowych i bogatych osób, które zwracały się do niej o radę czy też modlitwę. Mogła bez trudu uzyskać jakieś korzyści dla swoich dzieci, ale nigdy o to nie poprosiła. Nie próbowała pomagać im we wspinaczce po stopniach drabiny społecznej, chciała tylko, aby zostały dobrymi chrześcijanami i szlachetnymi, uczciwymi oraz pracowitymi ludźmi.
Trzeba dodać, że Taigim nie brakowało trosk i utrapień – zmienna sytuacja polityczna i społeczna pogrążyła ich w wielkim ubóstwie, nieobce im były choroby, troje ich dzieci zmarło bardzo wcześnie. Wszystkie te krzyże Anna Maria starała się przyjmować bez szemrania, aby ułatwić ich akceptację swoim najbliższym. W ciągu dnia przepełnionego pracą znajdowała czas na wszystko i dla wszystkich: dla męża, dzieci, starych rodziców, dla ludzi chorych i potrzebujących; na modlitwę, lekturę, zajęcia domowe i wykonywane kosztem snu prace krawieckie, którymi usiłowała podratować rodzinny budżet.
Była ona pełna gorliwości, zawsze gotowa modlić się i dawać podarunki tym, którzy okazywali jej złość albo nieżyczliwość. Niektórzy rozpowszechniali pogłoskę, że Anna jest kobietą egzaltowaną lub czarownicą. Słysząc, że ktoś ją oczernia, mąż wpadał w furię i demonstrował wściekłość co najmniej werbalnie. Musiała wtedy uspokajać go, a pewnego razu nawet dołożyć starań, aby uwolnić z więzienia sąsiadkę, którą Domenico oskarżył przed sądem o zniesławienie żony.
Gdy w 1798 proklamowano Republikę Rzymską, Papież udał się na wygnanie. Był to początek bardzo trudnego okresu, Państwo Kościelne dotknęła klęska głodu. Anna Maria musiała codziennie stać w kolejce razem z gromadą nędzarzy, aby zapewnić chleb swojej rodzinie. Pracowała jeszcze więcej niż zwykle, wyrabiała obuwie, szyła kobiece suknie i gorsety. Nikt jednak nie usłyszał z jej ust ani jednej skargi.
Zajęcia te dały jej sposobność poznania królowej Etrurii, Marii Luizy, która dzięki modlitwom Anny została uzdrowiona z epilepsji. Królowa darzyła ją taką admiracją, że uczyniła swoją przyjaciółką i nalegała, by Anna z całą rodziną przeprowadziła się do jej pałacu. Ta odmówiła kategorycznie, jak w wielu podobnych przypadkach.
W procesie beatyfikacyjnym opowiada o tym ks. Raffaele Natali: „Oświadczam, że wielu było takich, którzy otrzymawszy niezwykłe łaski za jej pośrednictwem, chcieli odwdzięczyć się sowicie. Anna Maria odmawiała zawsze, nawet gdy żyła w najgłębszym ubóstwie. Czyniła tak z dwóch powodów: po pierwsze, aby nie mieszać działania Bożego ze sprawami materialnymi, po drugie – aby nie zbaczać z najpewniejszej drogi, jaką jest ubóstwo, mimo zapewnień spowiednika, że ma ona prawo przyjąć dyskretną jałmużnę.”
Odrzuciła również gościnną propozycję złożoną jej rodzinie przez kardynała Carla Marię Pediciniego, który był duchowym przyjacielem i powiernikiem Anny przez ponad dwadzieścia lat. W zamian za to, była wielokrotnie wspomagana przez Opatrzność, do której miała nieskończone zaufanie i której powierzała się z największą pogodą ducha nawet w najtrudniejszych momentach swego życia. Wszyscy, którym wyświadczyła jakieś dobro, czuli się zobowiązani wspierać materialnie Annę i jej rodzinę w trudnych chwilach, mimo, że nigdy o nic nie prosiła. Dla siebie zachowywała ona jedynie to, co niezbędne, pozostałe środki przeznaczając dla jeszcze uboższych.
TERCJARKA W ZAKONIE ŚW. TRÓJCY
Anna Maria każdego dnia dostępowała łaski rozmowy z Jezusem, Bogiem Ojcem, Maryją, świętymi, aniołami i duszami czyśćcowymi. W ten sposób dowiadywała się o ważnych wydarzeniach z życia tych, którzy tłumnie przybywali prosić ją o radę, pomoc, pociechę i wstawiennictwo. Otrzymywane informacje były zawsze precyzyjne, co sprawiało, że mogła ona pouczać, zachęcać, kierować, a w razie potrzeby napominać lub ostrzegać.
W dniu św. Stefana 1808 roku, po Komunii, którą przyjmowała możliwie jak najczęściej, Pan poprosił ją aby została tercjarką w zakonie Św. Trójcy: „To, co do ciebie mówię, jest tak prawdziwe, jak to, że Francuzi zakwaterowani w klasztorze twojego duchowego Ojca natychmiast odejdą i nigdy nie powrócą oraz to, że twoja śmiertelnie chora córka odzyskała zdrowie.”
Wszystko się sprawdziło – żołnierze francuscy opuścili klasztor Ojca Verardiego, a po powrocie do domu Anna Maria znalazła w dobrym zdrowiu córkę, która przed jej wyjściem była bliska śmierci. Dodajmy, że prośba Chrystusa była odpowiedzią na szczególne nabożeństwo mistyczki do Trójcy Przenajświętszej.
DAR UZDRAWIANIA
Poza darem „słońca” otrzymała ona wiele darów nadprzyrodzonych: objawienia Jezusa, Maryi i świętych, niemal codziennie słyszała wypowiadane przez Nich słowa. Jak opowiada Kardynał Pedicini, tuż po odkryciu swego powołania, Anna Maria zachorowała tak ciężko, że uważano jej dni za policzone.
Po trudnej walce z chorobą, „nad ranem, ogarnęło ją uczucie miłości i pokoju, a wtedy, na wysokościach objawił jej się Jezus Nazarejczyk (…) Ujął jej rękę, uścisnął mocno i rozmawiali długo. Powiedział, że ona jest jego oblubienicą a dotknięciem przekazuje jej dar uzdrowienia. Przez długi czas trzymał jej dłoń w swojej, Anna Maria zaś natychmiast odzyskała zdrowie.”
Dar uzdrawiania obecny był w całym jej życiu, dlatego też wiele osób szukało u niej pomocy. Nigdy nie odmówiła udania się do chorego, aby wziąć go za rękę, uczynić znak krzyża i się modlić. Jeśli nie mogła wyjść z domu, posyłała oliwę z lampki palącej się pod obrazem Maryi w jej domu, polecając, aby chory namaścił się dla uzyskania ulgi w cierpieniu. Akta procesu kanonizacyjnego pełne są świadectw o wyjednanych przez Annę Marię nagłych, cudownych uzdrowieniach z nieuleczalnych chorób. Oto jedno z nich:
„Gdy odwiedzała siedem kościołów, zaskoczył ją ulewny deszcz. Poprosiła wtedy o schronienie w pewnym domu. Zastała tam umierającą kobietę, która przyjęła ostatnie namaszczenie i leżała otoczona przez płaczącą rodzinę. Anna Maria zbliżyła się i położyła dłoń na czole chorej, uczyniła znak krzyża i powiedziała: „Proszę się nie bać, otrzymała pani łaskę od Boga!” Kobieta otwarła oczy, zaczęła mówić i w ciągu godziny odzyskała pełnię zdrowia.
W 1869 lekarze odkryli u młodej mieszkanki Rzymu, Anny Marii del Pinto, zaawansowanego raka macicy. Ponieważ medycyna nie pozostawiała jej żadnej nadziei, niezwykle pobożna niewiasta przygotowała się na śmierć i przyjęła ostatnie namaszczenie. Zasugerowano jej, aby odmówiła nowennę do Anny Marii Taigi, która już od 30 lat po swej śmierci była obiektem żywego kultu. Chora posłuchała tej rady, a pewnego dnia, modląc się, ujrzała w widzeniu Maryję, wskazującą na Annę Marię i wypowiadającą słowa: „Córko, oto twoja wybawicielka”. „Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi coś z macicy, tak, że krzyknęłam i podskoczyłam z bólu” – wspomina Anna Maria del Pinto. – „W dłoni Sługi Bożej1 ujrzałam coś, co miało kształt i wielkość jajka. Pokazała mi to i włożyła do naczynia trzymanego przez Maryję. Widzenie znikło, a ja obudziłam się w dobrym stanie i usłyszałam: «Wstań córko, odzyskałaś zdrowie. Idź natychmiast do kościoła św. Chryzogona aby podziękować Najświętszej Trójcy i Słudze Bożej»”.
Lekarze ze zdumieniem stwierdzili nagłe i całkowite uzdrowienie. Ten przypadek został potraktowany jako jeden z dowodów w procesie beatyfikacyjnym Anny Marii Taigi.
ŚWIADECTWA OJCA HUGO CLIFFORDA
Uratowała ona wiele osób przed śmiercią. W Rzymie, łączyła ją duchowa przyjaźń z angielskim kapłanem, Hugo Cliffordem: „Pewnego dnia, Sługa Boża wezwała mnie, zatroskana o człowieka, nad którego duszą czuwała w szczególny sposób i którego widziała w swoim tajemniczym słońcu. Poprosiła, abym pobiegł do niego natychmiast, ponieważ załamany złym obrotem swoich spraw, słucha podszeptów szatana i jest gotów zadać sobie śmierć, strzelając z pistoletu. Pospieszyłem do niego niezwłocznie, zastałem w pokoju mocno wzburzonego, przekazałem wiadomość od Sługi Bożej i starałem się go uspokoić.
Wyznał mi, że gdybym zjawił się choć trochę później, zastrzeliłby się i znalazłbym go martwego.”
„Wylękniona młoda kobieta, Orsola Annibali, ratując życie uciekła przed mężem i znalazła schronienie w domu Sługi Bożej. Zacietrzewiony mąż szukał jej wszędzie.
Przyjmując u ją siebie z całą gościnnością, Anna Maria modliła się do Boga. Spojrzawszy w swoje słońce, powiedziała do mnie: «Niech ksiądz sam pójdzie do niego i powie, że jego żona przebywa w moim domu.
Uprzedzam, że w swoim szale rzuci się na księdza z nożem w ręku. Proszę nie ustępować i z kapłańską powagą udzielić mu ostrej nagany. Już po pierwszych słowach upuści nóż i rzuci się do stóp księdza z płaczem, łagodny jak baranek.»
Wszystko przebiegło tak, jak zostało przepowiedziane. Anna Maria zaprosiła młodych małżonków na obiad. Wysłuchawszy jej napomnienia, pojednali się i odeszli w pokoju.”
„Wiele razy mówiła mi o pokusach, jakie mnie trapiły i radziła, jak się z nimi uporać. Często, gdy przed odprawieniem Mszy św. widziała mnie zamyślonego i przygnębionego, odkrywała moje zmartwienie, smutek mego serca, i przywracała mi pokój” – dodaje ks. Clifford.
PEŁNA CNÓT, A ZWŁASZCZA POKORNA
Anna Maria posłusznie przekazywała relacje z tych wszystkich zdarzeń kardynałowi Pediciniemu i ks. Raffaele Nataliemu. Ten ostatni zapisywał jej świadectwo.
Mimo tak wielu nadprzyrodzonych zjawisk, Anna Maria odznaczała się ogromną pokorą. Trudno zliczyć wszystkie jej posty, umartwienia i modlitwy o nawrócenie heretyków i grzeszników. Respekt i uznanie wśród możnych tego świata, nie wbijały jej w pychę, przeciwnie, zasmucały, gdyż wolała ona żyć w ukryciu, z dala od rozgłosu.
Jak pisze ks. Raffaele Natali, „w chwilach ciszy, na osobności, w swoim małym pokoiku płakała nad wszystkimi tymi zaszczytami i skarżyła się Panu”.
Anna Maria zachowywała wszystko w swoim sercu. Oto świadectwo jej córki, Sofii: „Jest wiele rzeczy, o których nie mogłabym powiedzieć. Nie wspominała o niczym i próżno byłoby zadawać jej pytania. My, w domu, mogliśmy zaobserwować tylko to, czego jej cnoty i rozwaga nie były w stanie ukryć. Wiele dowiedzieliśmy się później od tych, którzy lepiej znali jej duszę... Główną cechą charakteru mojej matki było zatajanie i przemilczanie całego dobra, jakie czyniła, a także własnych cnót. Wszystko, co zostało potem wyjawione, cała jej świętość i obfitość darów Bożych, były nam nieznane. Podziwialiśmy ją jedynie dla jej niezwykłych zalet i prostoty, z jaką potrafiła wszystko ukrywać.”
O ważnych osobistościach: „Nie tylko nie rozwodziła się na temat ich odwiedzin i spotkań z nimi, ale nigdy nie słyszeliśmy nawet, by wspominała wśród bliskich o wizycie jakiegoś dostojnika, kardynała, biskupa, księżniczki lub o tym, że była do nich wzywana. Gdybyśmy nie widzieli ich na własne oczy przychodzących do nas i gdybym nie towarzyszyła jej podczas odwiedzin w wielu domach, niczego nie usłyszelibyśmy od niej samej.”
Anna Maria Taigi cieszyła się szacunkiem i podziwem ze strony Papieży. Z każdym rozmawiała bezpośrednio i często. Jej skromność w tej materii zasługuje na jeszcze większe uznanie. Była zawsze dyspozycyjna dla wszystkich. Zwracali się do niej bogaci i ubodzy, zdrowi i chorzy, rodzina i obcy. Nigdy nie odesłała nikogo z pustymi rękoma; nigdy nie odmówiła nikomu rady ani pociechy.
DAR POZNAWANIA SERC I DAR RADY
Posiadała ona niezwykły dar czytania w ludzkich sercach: widziała niepokoje, sekrety, emocje, lęki, uczucia swoich bliźnich. Wszystko było jej objawiane, jak twierdzi ks. Raffaele Natali, „miała ona dar przenikania serc i sumień ludzi znajdujących się daleko i blisko. Spotkawszy pana Doniry, ministra Bawarii, usłyszałem od niego, że chciałby on poznać jakąś pobożną osobę. Zaprowadziłem go do Sługi Bożej, z którą długo rozmawiał. Wreszcie wyszedł od niej bardzo poruszony i powiedział mi, że Anna Maria opisała mu zdarzenia z jego życia, o których nie mogła mieć pojęcia. Rozmawiając z nim o polityce, dokładnie odmalowała oparte na kłamliwych przesłankach stanowiska poszczególnych ministerstw i podała, w jaki sposób Bóg będzie je ujawniać. Z oczyma pełnymi łez, dodał: „Ta kobieta wydaje się trzymać w dłoniach tajemnice wszystkich gabinetów, tak jak ja trzymam tę szkatułkę (pokazał mi ją), podczas gdy my, doświadczeni ministrowie, nie posiadamy na ten temat wyczerpującej wiedzy”.
Kardynał Pedicini: „Oświadczam z całym przekonaniem, że jej rady były mądre, słuszne, w każdym calu dobrane do okoliczności i osób, bez wyjątku... Ktokolwiek otrzymał łaskę poznania jej lub zasięgnięcia u niej rady chociaż raz, zdawał sobie sprawę z całej jej mądrości i światła, jakim została obdarzona jej dusza. Z jej rad korzystali władcy, kardynałowie, prałaci, zagraniczni biskupi, kapłani, zakonnicy, książęta, ministrowie, także urzędnicy merostw, zwykli obywatele, kupcy, rzemieślnicy, wieśniacy, gospodynie domowe i ubodzy. Wszystkich zdumiewało niezwykłe rozeznanie tej niepiśmiennej kobiety w najważniejszych sprawach państwowych i tym, co je łączy; w powiązaniach między poszczególnymi klasami społecznymi; w zajęciach, sprawach i obowiązkach wszystkich grup społecznych, politycznych i religijnych... Ja sam, na chwałę Bożą, mogę stwierdzić, że niezliczoną liczbę razy otrzymałem od niej światłe rady co do mojej posługi, spraw mojej rodziny, a nawet tego, co dotyczyło mnie bezpośrednio.”
UCZESTNICTWO W MĘCE CHRYSTUSA I MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO
Ks. Raffaele Natali, który przez ponad dwadzieścia lat towarzyszył naszej błogosławionej w życiu duchowym, opowiada, że była ona niepokojona przez złe duchy, które napadały na nią gwałtownie i z wielkim hałasem, zwłaszcza nocą. Los Anny Marii nie różnił się pod tym względem od losu innych wielkich mistyków. Przyjmowała wszystko z cierpliwością i zaufaniem do Boga. Jej choroby pogłębiały się z biegiem lat. Kardynał Pedicini widział w jej cierpieniach znaki i pamiątkę Męki Chrystusowej, niewidzialne stygmaty, których ból nasilał się w każdy piątek.
Mimo że przez całe życie miała problemy ze zdrowiem, dźwigała niestrudzenie swój krzyż i dawała z siebie wszystko, aby świadczyć miłosierdzie bliźnim. Ngdy nie uskarżała się na cierpienia i troski, jakie ją dotykały, ale zawsze powtarzała „Przyjmuję to dla miłości Bożej”. Na wiele lat przed śmiercią, w obecności ks. Nataliego, z oczyma błyszczącymi radością przepowiedziała datę swojego odejścia z tej ziemi i to, że miało ono nastąpić w piątek. Wewnętrzny głos powiadomił ją, że w ostatnich chwilach życia będzie samotna i opuszczona podobnie, jak Jezus na krzyżu. Wszystko spełniło się tak, jak było jej to dane przewidzieć.
Łatwo wyobrazić sobie, jak bardzo Anna Maria była oblegana przez osoby, które potrzebowały jej daru uzdrawiania. Odwiedzała każdego bez różnicy, najbardziej jednak kochała ubogich. Z tą samą gorliwością pojawiała się nawet u tych, którzy jej nie wzywali. „Dowiedziawszy się, że córka jednej z jej prześladowczyń jest chora, matka poszła tam czym prędzej, by zaopiekować się dziewczyną fizycznie i duchowo. Za każdym razem przynosiła biszkopty lub trochę dobrego wina, które otrzymała w podarunku i zachowywała dla niezamożnych chorych. Zachęcała do położenia ufności w Bogu, a ponieważ choroba była przewlekła i ciężka – także do cierpliwości i modlitwy. Matka moja pocieszała i czyniła znak krzyża swoją figurką Najświętszej Maryi Panny. W końcu chora wyzdrowiała” – opowiada córka Anny, Sofia.
Odwiedzając chorych w szpitalu i w domach, Anna Maria zabierała ze sobą córki, aby nauczyły się opiekować chorymi.
BŁOGOSŁAWIONA ANNA MARIA TAIGI
W 1852, zaczęto gromadzić dokumentację na potwierdzenie cnót i świętości Anny Marii Taigi. W 1863, Pius IX otworzył proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny, nadając jej tytuł „Sługi Bożej”. Obydwa procesy, diecezjalny i apostolski, podczas których świadectwa składali krewni, hierarchowie Kościoła oraz świeccy z różnych klas społecznych, znający ją osobiście – pozwoliły wydobyć na światło dzienne wszystkie jej cnoty heroiczne. 30 maja 1920 r., podczas uroczystej ceremonii na Placu św. Piotra, w obecności nieprzebranego tłumu, Anna Maria została ogłoszona błogosławioną. Do dzisiaj, zwłaszcza w Rzymie, gdzie w kościele św. Chryzogona spoczywają jej doczesne szczątki, niezwykle żywy jest kult owej „świętej domowego ogniska”. Nigdy nie przestała ona być wytrwałą orędowniczką łask Bożych. Zamknięta w szklanej trumnie, drobna postać o łagodnym uśmiechu i pogodnym wyrazie twarzy wciąż odpowiada na wszystkie skierowane do niej prośby.
Anna Maria Gianetti urodziła się w Sienie, rodzinnym mieście wielkiej Katarzyny Sieneńskiej, położonym w samym sercu Włoch, w 1769 r. Była jedynym dzieckiem w zubożałej rodzinie kupieckiej.
W poszukiwaniu środków do życia rodzina przeprowadziła się do Rzymu, który odwiedziła już wcześniej z okazji Jubileuszu 1775 r. Gianetti byli wierzący, a ich córka wyrastała na piękną, dobrze wychowaną, pracowitą i oddaną swoim rodzicom dziewczynę. W sytuacji kryzysu ekonomicznego, jaki ogarnął Rzym, ojciec Anny –wbrew swoim oczekiwaniom – nie zgromadził wielkiej fortuny. Wraz z matką postanowili więc umieścić trzynastoletnią wówczas córkę u bogatej arystokratki, Marii Serra Marini. Swoim miłym obejściem i zdolnościami dziewczynka natychmiast zaskarbiła sobie przyjaźń i szacunek opiekunki. Pozostała u niej aż do swego ślubu, zawartego w 1790 r., gdy miała 20 lat.
Jej mężem został starszy od niej o osiem lat majordomus, Domenico Taigi. Według świadectw im współczesnych, był on wysoki, krzepki, silny, jowialny, sympatyczny, lecz także trochę nieokrzesany, uparty i porywczy. Jego charakter mocno kontrastował z kruchością, delikatnością i wrażliwością Anny. Domenico był jednak praktykującym katolikiem, człowiekiem pracowitym, o dobrych manierach. Mimo znacznych różnic, ich małżeństwo było udane dzięki łagodności i wyrozumiałości żony, która dostrzegała zalety męża i potrafiła go obłaskawić, gdy ulegał porywom złości i zmiennym nastrojom. Sam Domenico twierdził, że w jego domu panował zawsze „niebiański pokój”.
Chlebodawca Domenica, książę Chigi, doceniał go i chciał jego dobra. Podarował on młodym małżonkom małe mieszkanko. Tam właśnie urodziły się ich dzieci; tam rozpoczął się cudowny dialog między Anną Marią a Bogiem.
Początkowo, ich wspólne życie było szczęśliwe i beztroskie. Anna Maria porzuciła pracę i poświęciła się całkowicie domowi i mężowi. Była młodą mężatką jak wiele innych, głęboko wierzącą, ale też bardzo radosną, lubiącą piękne stroje i dozwolone rozrywki, takie jak muzyka, teatr i spacery.
ZDECYDOWANY NAKAZ BOŻY:
PRZEZNACZYŁEM CIĘ DO TEGO, BYŚ NAWRACAŁA I POCIESZAŁA DUSZE
Wkrótce jednak w jej życiu nastąpiły wielkie przeobrażenia. W styczniu 1791 r., Anna Maria z mężem udała się do bazyliki św. Piotra, gdzie ujrzała nieznajomego kapłana. Napotkawszy jego wzrok poczuła głębokie pragnienie zmiany życia i poświęcenia się Bogu. Jednocześnie, kapłan usłyszał w sercu głos, mówiący:
„Przyjrzyj się tej młodej kobiecie. Pewnego dnia zwróci się do ciebie, a wtedy doprowadź ją do nawrócenia, gdyż to Ja wybrałem ją, aby została świętą.”
Był to Angelo Verardi, wikariusz w parafii św. Marcelego, gdzie odbył się ślub Anny i Domenica. Cieszył się on reputacją człowieka „żyjącego w świętości”. Po tym spotkaniu, pragnienie nowego życia wciąż pogłębiało się u Anny Marii. W kilka miesięcy później, nie mogąc odzyskać spokoju i chcąc wejrzeć w siebie, postanowiła przystąpić do spowiedzi. Udała się w tym celu do kościoła św. Marcelego. Natknęła się tam na ojca Angelo, od którego usłyszała słowa: „Nareszcie jesteś!”
Był to początek duchowej przyjaźni z kapłanem, z którym widywała się odtąd często i otwierała przed nim swoje serce. Dzięki jego pomocy rozumiała coraz lepiej swoje powołanie i miejsce w planach Bożych. Przemiana była natychmiastowa i radykalna: Anna odrzuciła kosztowne stroje, biżuterię, przedstawienia, spacery i rozrywki. Zaczęła ubierać się jak najprościej i żyć skromnie, z dala od wielkiego świata. Jedynym przedmiotem jej pragnień była codzienna Komunia św., lektura Ewangelii i modlitwa. W ten sposób rozpoczęło się niezwykłe życie mistyczne Anny Marii, ów dialog z Jezusem trwający aż do jej śmierci.
„Przeznaczyłem cię do tego, byś nawracała dusze i pocieszała osoby każdego stanu” – powiedział do niej Chrystus.
Anna Maria poprosiła Domenica, aby pozwolił jej zmieć styl życia. Ponieważ ich życie małżeńskie i rodzinne toczyło się zwykłym torem, mąż nigdy nie przeszkadzał jej w duchowym rozwoju. Akceptacja ze strony męża była dla niej znakiem Bożego działania. Nigdy zresztą Anna nie przestała spełniać swoich obowiązków żony i matki wielodzietnej rodziny, godząc wewnętrzną potrzebę skupienia z poświęceniem najbliższym i innym ludziom. Dlatego kardynał określił ją później jako „najbardziej pociągający przykład wśród współczesnych świętych”.
DAR SŁOŃCA
Jej życie, podobnie jak życie innych świętych i mistyków, było dźwiganiem krzyża, a jednocześnie źródłem najwyższej radości. Tym, co wyróżniało Annę Marię spośród największych mistyków chrześcijaństwa, był „dar słońca”.
Pewnego wieczoru, na początku 1791 r., u progu swoich doświadczeń mistycznych, przebywając sama w pokoju, skupiona na modlitwie, zobaczyła ona przed sobą wielką jasność, niczym słońce zaledwie przysłonięte lekkimi obłokami. W pierwszej chwili pomyślała, że ma do czynienia z działaniem szatana. Zmieniła miejsce, przetarła oczy, ale „słońce” znajdowało się dalej tam, gdzie poprzednio, także w ciągu następnych dni. Wreszcie, przywykła do jego obecności.
Tajemnicze słońce, oddalone o mniej więcej „dwanaście stóp” i zawieszone około trzech stóp nad jej głową, miało odtąd towarzyszyć jej wszędzie, dniem i nocą, aż do końca życia. Przez czterdzieści siedem lat, świetlny dysk był dla niej nadprzyrodzonym źródłem wiedzy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W miarę upływu czasu, błyszczał on coraz mocniejszym blaskiem, aż osiągnął jasność „siedmiu złączonych ze sobą słońc”.
„Pokazuję ci zwierciadło, dzięki któremu zrozumiesz co jest dobre, a co złe” – powiedział do niej Pan.
Anna dodaje, że wewnątrz „słońca” widać było siedzącą postać o nieskończonej godności i majestacie; jej głowa zwrócona była ku niebu, jak w znieruchomieniu ekstazy, a z czoła wznosiły się pionowo ku górze dwa promienie.” Najprawdopodobniej postać ta była personifikacją mądrości.
Na świetlnej tarczy widniała także korona cierniowa i krzyż, jako symbole wcielenia Chrystusa. Samo słońce jest symbolem Boskości, Trójcy Przenajświętszej. „W słońcu tym pojawiały się obrazy, tak jak w magicznej latarni” – opisuje Anna Maria. Zawsze bardzo zrównoważona i rozsądna, przyjęła to nadprzyrodzone zjawisko z pokorą i posługiwała się nim zawsze dla dobra bliźnich. Przez niemal pół wieku widziała, na tarczy swojego słońca, przebieg wydarzeń społecznych i politycznych w całej Europie, głównie tych, które związane były z dziejami Kościoła.
Kardynał Pedicini relacjonuje: „Nie ulega wątpliwości, że był to szczególny sposób objawiania się Boga. Dzięki temu nadzwyczajnemu i nieznanemu przedtem darowi, Sługa Boża korzystała z wszechwiedzy Boga w stopniu, w jakim dusza przekazująca może tę wiedzę posiąść. Był to dar Raju, dar którym cieszą się jedynie błogosławieni, w sposób absolutnie uszczęśliwiający, gdziekolwiek przebywają. Jest pewne, że Bóg uczynił sobie przybytek w sercu swojej Sługi i przekazywał jej swoje największe tajemnice.”
LICZNE KONKRETNE PROROCTWA
Obrazy postrzegane przez Annę Marię nie były złudzeniem ani grą wyobraźni. Z najwyższą dokładnością opisywała ona miejsca, których nigdy nie odwiedziła, we Włoszech i w innych krajach, osoby, z którymi nigdy się nie spotkała i w szczegółach przepowiadała zdarzenia, które rzeczywiście miały dokonać się w późniejszym czasie. Spośród wielu faktów historycznych wspomnijmy chociażby o klęsce armii napoleońskiej w Rosji, o francuskim podboju Algierii, powstaniu greckim, rewolucji 1830 roku w Paryżu, zniesieniu niewolnictwa w Ameryce, losach wielu monarchii europejskich, zagładzie niektórych narodów i pojawieniu się nowych, klęskach żywiołowych i epidemiach. Wspomnijmy także o posłudze papieskiej Giovanniego Mastai Ferretti, który nie był jeszcze nawet kardynałem, gdy Anna Maria zmarła w 1837. Nie tylko zapowiedziała ona, że Ferretti zostanie papieżem, co miało się spełnić dziewięć lat po jej śmierci, ale przewidziała także główne motywy teologiczne i wydarzenia historyczne jego pontyfikatu, w czasie, gdy trudno jeszcze było je sobie wyobrazić. Należały do nich: konflikt między rządem włoskim i Państwem Kościelnym, prowadzący do zniesienia władzy świeckiej, ruchy rewolucyjne w ciągu całego tego długiego okresu, który zgodnie z jej objawieniami trwał 32 lata, relacje z władcami naszego kontynentu i przemiany zachodzące w całej Europie. Przewidziała ona także wrogość pewnych sił politycznych względem Kościoła i Piusa IX, reformy do których dążył (np. włączenie świeckich do posługi administracyjnej), sympatię, jaką otaczał go lud i spokojną śmierć Papieża we własnym łożu.
Co do Napoleona, Anna Maria nie tylko znała na bieżąco różne epizody z jego życia, ale zapowiedziała też jego śmierć na Wyspie św. Heleny i opisała pogrzeb tak, jakby była na nim obecna.
Jednym z tysięcy wydarzeń historycznych objawionych za jej pośrednictwem, była przedwczesna i niespodziewana śmierć 48-letniego rosyjskiego cara, Aleksandra, 1 grudnia 1825 r. na Krymie. Anna została powiadomiona o niej dużo wcześniej, bez jakichkolwiek nadzwyczajnych doświadczeń w jej życiu, które pełne było proroctw, wyprzedzających fakty o dziesiątki lat. Wiadomość została przekazana przez generała Alessandro Micheauda biskupowi Acqui, Modesto Contratto; ten ostatni zaś potwierdził ją pod przysięgą.
Przypomnijmy jeszcze inne dramatyczne zdarzenie „widziane” przez Annę Marię – zabójstwo generała Zakonu Świętej Trójcy i jego sekretarza, podczas ich pobytu w Kastylii, prowincji Hiszpanii, zajętej wtedy przez Francuzów. Mistyczka opisała to w szczegółach swojemu spowiednikowi, ojcu Ferdynandowi, ten z kolei – całej przerażonej wspólnocie. Trynitarze i ludność całego Rzymu otaczali Annę Marię takim respektem, że nikt nie kwestionował jej proroctw. Ich potwierdzenie nadeszło w miesiąc później, w liście z Hiszpanii, przedstawiającym wypadki w tych samych słowach, jakich użyła widząca.
Żadne ze zdarzeń ujrzanych przez nią w „zwierciadle” nie okazało się fałszywym proroctwem. Jej relacje na temat faktów historycznych i życia mnóstwa osób, są niezliczone, co wynika zresztą z Positio super virtutibus procesu beatyfikacyjnego Anny Marii. Dokument ten jest niewyczerpanym źródłem podobnych świadectw.
Mimo że nie obnosiła się ona nigdy ze swoim darem proroctwa i mówiła o nim tylko na wyraźne życzenie spowiednika lub innych kapłanów, nie potrafiła też skutecznie go ukryć. Wielu zwracało się do niej w poszukiwaniu światła, rady i pocieszenia. Przychodziła w sukurs każdemu i zawsze, gdy było to możliwe, dostarczając wnikliwych informacji o chorobie, lekarstwach na nią i przewidywalnych skutkach ich użycia, bądź też o nadchodzących okolicznościach i stanach duszy osób żyjących i zmarłych.
Modliła się za wszystkich proszących ją o duchowe wsparcie i zachęcała ich do modlitwy. „Słońce” objawiało jej wnętrza ludzkich serc i ich najtajniejsze sekrety. Nieraz posługiwała się tym darem, aby przyprowadzić daną osobę do Boga. Wielu rozmówców, widząc, że nic nie jest przed nią zakryte, prosiło Annę Marię o kierownictwo duchowe. Uczynił to między innymi ks. Raffaele Natali, który dzięki jej ścisłym wskazówkom zdołał pokonać swoje wady.
MATKA RODZINY I MISTYCZKA
Obok zjawiska „słońca” nie opuszczającego jej ani na moment, charakterystyczną cechą jej duchowości był poufny dialog z Chrystusem, do którego Pan zapraszał ją w chwilach najmniej przewidywalnych: znienacka, niezależnie od zajęcia, Anna była odrywana od świata materialnego i przenoszona do rzeczywistości duchowej, gdzie stawała się obojętna na wszystko, co ją otaczało. Według jej spowiednika, ekstazy były tak częste, że świadoma swoich obowiązków żony i matki próbowała nieraz przeciwstawić się woli Boskiego Oblubieńca: „Panie, zostaw mnie w spokoju, jestem matką rodziny!”
Chwile zjednoczenia z Bogiem, owe „święte podróże”, jak nazywał je spowiednik, były uprzywilejowanym czasem objawień, podczas których „widziała tajniki Kościoła oraz intencji, w których się modliła.” Przed końcem każdej ekstazy, Anna Maria otrzymywała odpowiedzi, o które prosiła, a dzięki temu – wiadomości, których nie mogłaby zdobyć w sposób naturalny.
Oprócz obrazów pojawiających się na tarczy „słońca”, źródłem jej wiedzy były bezpośrednie rozmowy z Panem.
Otrzymała ona pełną zdolność godzenia intensywnego życia mistycznego z obowiązkami życia w małżeństwie i rodzinie: miała siedmioro dzieci, a ze względu na skromne dochody, musiała pracować wytrwale. Niezwykle wymagający mąż oczekiwał od niej wszelkich przysług, nie tolerując najmniejszego spóźnienia ani zaniedbania. „Nigdy się nie sprzeczała, poświadczam to na chwałę Bożą, ja, który spędziłem czterdzieści osiem lat z tą błogosławioną duszą. Żyliśmy w niezmiennym spokoju, niczym w raju” – powiedział Domenico Taigi podczas procesu beatyfikacyjnego.
Nie przypadkowo Anna Maria, matka rodziny, zawsze gotowa nieść pomoc wszystkim potrzebującym, jest wciąż instynktownie otaczana głębokim kultem przez lud Boży, a głównie – przez żony i matki. Osobiście wpajała ona swoim dzieciom wiarę i wartości religijne, podkreślała znaczenie pracy, a lenistwo traktowała jako źródło wszystkich innych grzechów. Często zabierała dzieci ze sobą w odwiedziny do chorych i ubogich. Znała wiele wpływowych i bogatych osób, które zwracały się do niej o radę czy też modlitwę. Mogła bez trudu uzyskać jakieś korzyści dla swoich dzieci, ale nigdy o to nie poprosiła. Nie próbowała pomagać im we wspinaczce po stopniach drabiny społecznej, chciała tylko, aby zostały dobrymi chrześcijanami i szlachetnymi, uczciwymi oraz pracowitymi ludźmi.
Trzeba dodać, że Taigim nie brakowało trosk i utrapień – zmienna sytuacja polityczna i społeczna pogrążyła ich w wielkim ubóstwie, nieobce im były choroby, troje ich dzieci zmarło bardzo wcześnie. Wszystkie te krzyże Anna Maria starała się przyjmować bez szemrania, aby ułatwić ich akceptację swoim najbliższym. W ciągu dnia przepełnionego pracą znajdowała czas na wszystko i dla wszystkich: dla męża, dzieci, starych rodziców, dla ludzi chorych i potrzebujących; na modlitwę, lekturę, zajęcia domowe i wykonywane kosztem snu prace krawieckie, którymi usiłowała podratować rodzinny budżet.
Była ona pełna gorliwości, zawsze gotowa modlić się i dawać podarunki tym, którzy okazywali jej złość albo nieżyczliwość. Niektórzy rozpowszechniali pogłoskę, że Anna jest kobietą egzaltowaną lub czarownicą. Słysząc, że ktoś ją oczernia, mąż wpadał w furię i demonstrował wściekłość co najmniej werbalnie. Musiała wtedy uspokajać go, a pewnego razu nawet dołożyć starań, aby uwolnić z więzienia sąsiadkę, którą Domenico oskarżył przed sądem o zniesławienie żony.
Gdy w 1798 proklamowano Republikę Rzymską, Papież udał się na wygnanie. Był to początek bardzo trudnego okresu, Państwo Kościelne dotknęła klęska głodu. Anna Maria musiała codziennie stać w kolejce razem z gromadą nędzarzy, aby zapewnić chleb swojej rodzinie. Pracowała jeszcze więcej niż zwykle, wyrabiała obuwie, szyła kobiece suknie i gorsety. Nikt jednak nie usłyszał z jej ust ani jednej skargi.
Zajęcia te dały jej sposobność poznania królowej Etrurii, Marii Luizy, która dzięki modlitwom Anny została uzdrowiona z epilepsji. Królowa darzyła ją taką admiracją, że uczyniła swoją przyjaciółką i nalegała, by Anna z całą rodziną przeprowadziła się do jej pałacu. Ta odmówiła kategorycznie, jak w wielu podobnych przypadkach.
W procesie beatyfikacyjnym opowiada o tym ks. Raffaele Natali: „Oświadczam, że wielu było takich, którzy otrzymawszy niezwykłe łaski za jej pośrednictwem, chcieli odwdzięczyć się sowicie. Anna Maria odmawiała zawsze, nawet gdy żyła w najgłębszym ubóstwie. Czyniła tak z dwóch powodów: po pierwsze, aby nie mieszać działania Bożego ze sprawami materialnymi, po drugie – aby nie zbaczać z najpewniejszej drogi, jaką jest ubóstwo, mimo zapewnień spowiednika, że ma ona prawo przyjąć dyskretną jałmużnę.”
Odrzuciła również gościnną propozycję złożoną jej rodzinie przez kardynała Carla Marię Pediciniego, który był duchowym przyjacielem i powiernikiem Anny przez ponad dwadzieścia lat. W zamian za to, była wielokrotnie wspomagana przez Opatrzność, do której miała nieskończone zaufanie i której powierzała się z największą pogodą ducha nawet w najtrudniejszych momentach swego życia. Wszyscy, którym wyświadczyła jakieś dobro, czuli się zobowiązani wspierać materialnie Annę i jej rodzinę w trudnych chwilach, mimo, że nigdy o nic nie prosiła. Dla siebie zachowywała ona jedynie to, co niezbędne, pozostałe środki przeznaczając dla jeszcze uboższych.
TERCJARKA W ZAKONIE ŚW. TRÓJCY
Anna Maria każdego dnia dostępowała łaski rozmowy z Jezusem, Bogiem Ojcem, Maryją, świętymi, aniołami i duszami czyśćcowymi. W ten sposób dowiadywała się o ważnych wydarzeniach z życia tych, którzy tłumnie przybywali prosić ją o radę, pomoc, pociechę i wstawiennictwo. Otrzymywane informacje były zawsze precyzyjne, co sprawiało, że mogła ona pouczać, zachęcać, kierować, a w razie potrzeby napominać lub ostrzegać.
W dniu św. Stefana 1808 roku, po Komunii, którą przyjmowała możliwie jak najczęściej, Pan poprosił ją aby została tercjarką w zakonie Św. Trójcy: „To, co do ciebie mówię, jest tak prawdziwe, jak to, że Francuzi zakwaterowani w klasztorze twojego duchowego Ojca natychmiast odejdą i nigdy nie powrócą oraz to, że twoja śmiertelnie chora córka odzyskała zdrowie.”
Wszystko się sprawdziło – żołnierze francuscy opuścili klasztor Ojca Verardiego, a po powrocie do domu Anna Maria znalazła w dobrym zdrowiu córkę, która przed jej wyjściem była bliska śmierci. Dodajmy, że prośba Chrystusa była odpowiedzią na szczególne nabożeństwo mistyczki do Trójcy Przenajświętszej.
DAR UZDRAWIANIA
Poza darem „słońca” otrzymała ona wiele darów nadprzyrodzonych: objawienia Jezusa, Maryi i świętych, niemal codziennie słyszała wypowiadane przez Nich słowa. Jak opowiada Kardynał Pedicini, tuż po odkryciu swego powołania, Anna Maria zachorowała tak ciężko, że uważano jej dni za policzone.
Po trudnej walce z chorobą, „nad ranem, ogarnęło ją uczucie miłości i pokoju, a wtedy, na wysokościach objawił jej się Jezus Nazarejczyk (…) Ujął jej rękę, uścisnął mocno i rozmawiali długo. Powiedział, że ona jest jego oblubienicą a dotknięciem przekazuje jej dar uzdrowienia. Przez długi czas trzymał jej dłoń w swojej, Anna Maria zaś natychmiast odzyskała zdrowie.”
Dar uzdrawiania obecny był w całym jej życiu, dlatego też wiele osób szukało u niej pomocy. Nigdy nie odmówiła udania się do chorego, aby wziąć go za rękę, uczynić znak krzyża i się modlić. Jeśli nie mogła wyjść z domu, posyłała oliwę z lampki palącej się pod obrazem Maryi w jej domu, polecając, aby chory namaścił się dla uzyskania ulgi w cierpieniu. Akta procesu kanonizacyjnego pełne są świadectw o wyjednanych przez Annę Marię nagłych, cudownych uzdrowieniach z nieuleczalnych chorób. Oto jedno z nich:
„Gdy odwiedzała siedem kościołów, zaskoczył ją ulewny deszcz. Poprosiła wtedy o schronienie w pewnym domu. Zastała tam umierającą kobietę, która przyjęła ostatnie namaszczenie i leżała otoczona przez płaczącą rodzinę. Anna Maria zbliżyła się i położyła dłoń na czole chorej, uczyniła znak krzyża i powiedziała: „Proszę się nie bać, otrzymała pani łaskę od Boga!” Kobieta otwarła oczy, zaczęła mówić i w ciągu godziny odzyskała pełnię zdrowia.
W 1869 lekarze odkryli u młodej mieszkanki Rzymu, Anny Marii del Pinto, zaawansowanego raka macicy. Ponieważ medycyna nie pozostawiała jej żadnej nadziei, niezwykle pobożna niewiasta przygotowała się na śmierć i przyjęła ostatnie namaszczenie. Zasugerowano jej, aby odmówiła nowennę do Anny Marii Taigi, która już od 30 lat po swej śmierci była obiektem żywego kultu. Chora posłuchała tej rady, a pewnego dnia, modląc się, ujrzała w widzeniu Maryję, wskazującą na Annę Marię i wypowiadającą słowa: „Córko, oto twoja wybawicielka”. „Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi coś z macicy, tak, że krzyknęłam i podskoczyłam z bólu” – wspomina Anna Maria del Pinto. – „W dłoni Sługi Bożej1 ujrzałam coś, co miało kształt i wielkość jajka. Pokazała mi to i włożyła do naczynia trzymanego przez Maryję. Widzenie znikło, a ja obudziłam się w dobrym stanie i usłyszałam: «Wstań córko, odzyskałaś zdrowie. Idź natychmiast do kościoła św. Chryzogona aby podziękować Najświętszej Trójcy i Słudze Bożej»”.
Lekarze ze zdumieniem stwierdzili nagłe i całkowite uzdrowienie. Ten przypadek został potraktowany jako jeden z dowodów w procesie beatyfikacyjnym Anny Marii Taigi.
ŚWIADECTWA OJCA HUGO CLIFFORDA
Uratowała ona wiele osób przed śmiercią. W Rzymie, łączyła ją duchowa przyjaźń z angielskim kapłanem, Hugo Cliffordem: „Pewnego dnia, Sługa Boża wezwała mnie, zatroskana o człowieka, nad którego duszą czuwała w szczególny sposób i którego widziała w swoim tajemniczym słońcu. Poprosiła, abym pobiegł do niego natychmiast, ponieważ załamany złym obrotem swoich spraw, słucha podszeptów szatana i jest gotów zadać sobie śmierć, strzelając z pistoletu. Pospieszyłem do niego niezwłocznie, zastałem w pokoju mocno wzburzonego, przekazałem wiadomość od Sługi Bożej i starałem się go uspokoić.
Wyznał mi, że gdybym zjawił się choć trochę później, zastrzeliłby się i znalazłbym go martwego.”
„Wylękniona młoda kobieta, Orsola Annibali, ratując życie uciekła przed mężem i znalazła schronienie w domu Sługi Bożej. Zacietrzewiony mąż szukał jej wszędzie.
Przyjmując u ją siebie z całą gościnnością, Anna Maria modliła się do Boga. Spojrzawszy w swoje słońce, powiedziała do mnie: «Niech ksiądz sam pójdzie do niego i powie, że jego żona przebywa w moim domu.
Uprzedzam, że w swoim szale rzuci się na księdza z nożem w ręku. Proszę nie ustępować i z kapłańską powagą udzielić mu ostrej nagany. Już po pierwszych słowach upuści nóż i rzuci się do stóp księdza z płaczem, łagodny jak baranek.»
Wszystko przebiegło tak, jak zostało przepowiedziane. Anna Maria zaprosiła młodych małżonków na obiad. Wysłuchawszy jej napomnienia, pojednali się i odeszli w pokoju.”
„Wiele razy mówiła mi o pokusach, jakie mnie trapiły i radziła, jak się z nimi uporać. Często, gdy przed odprawieniem Mszy św. widziała mnie zamyślonego i przygnębionego, odkrywała moje zmartwienie, smutek mego serca, i przywracała mi pokój” – dodaje ks. Clifford.
PEŁNA CNÓT, A ZWŁASZCZA POKORNA
Anna Maria posłusznie przekazywała relacje z tych wszystkich zdarzeń kardynałowi Pediciniemu i ks. Raffaele Nataliemu. Ten ostatni zapisywał jej świadectwo.
Mimo tak wielu nadprzyrodzonych zjawisk, Anna Maria odznaczała się ogromną pokorą. Trudno zliczyć wszystkie jej posty, umartwienia i modlitwy o nawrócenie heretyków i grzeszników. Respekt i uznanie wśród możnych tego świata, nie wbijały jej w pychę, przeciwnie, zasmucały, gdyż wolała ona żyć w ukryciu, z dala od rozgłosu.
Jak pisze ks. Raffaele Natali, „w chwilach ciszy, na osobności, w swoim małym pokoiku płakała nad wszystkimi tymi zaszczytami i skarżyła się Panu”.
Anna Maria zachowywała wszystko w swoim sercu. Oto świadectwo jej córki, Sofii: „Jest wiele rzeczy, o których nie mogłabym powiedzieć. Nie wspominała o niczym i próżno byłoby zadawać jej pytania. My, w domu, mogliśmy zaobserwować tylko to, czego jej cnoty i rozwaga nie były w stanie ukryć. Wiele dowiedzieliśmy się później od tych, którzy lepiej znali jej duszę... Główną cechą charakteru mojej matki było zatajanie i przemilczanie całego dobra, jakie czyniła, a także własnych cnót. Wszystko, co zostało potem wyjawione, cała jej świętość i obfitość darów Bożych, były nam nieznane. Podziwialiśmy ją jedynie dla jej niezwykłych zalet i prostoty, z jaką potrafiła wszystko ukrywać.”
O ważnych osobistościach: „Nie tylko nie rozwodziła się na temat ich odwiedzin i spotkań z nimi, ale nigdy nie słyszeliśmy nawet, by wspominała wśród bliskich o wizycie jakiegoś dostojnika, kardynała, biskupa, księżniczki lub o tym, że była do nich wzywana. Gdybyśmy nie widzieli ich na własne oczy przychodzących do nas i gdybym nie towarzyszyła jej podczas odwiedzin w wielu domach, niczego nie usłyszelibyśmy od niej samej.”
Anna Maria Taigi cieszyła się szacunkiem i podziwem ze strony Papieży. Z każdym rozmawiała bezpośrednio i często. Jej skromność w tej materii zasługuje na jeszcze większe uznanie. Była zawsze dyspozycyjna dla wszystkich. Zwracali się do niej bogaci i ubodzy, zdrowi i chorzy, rodzina i obcy. Nigdy nie odesłała nikogo z pustymi rękoma; nigdy nie odmówiła nikomu rady ani pociechy.
DAR POZNAWANIA SERC I DAR RADY
Posiadała ona niezwykły dar czytania w ludzkich sercach: widziała niepokoje, sekrety, emocje, lęki, uczucia swoich bliźnich. Wszystko było jej objawiane, jak twierdzi ks. Raffaele Natali, „miała ona dar przenikania serc i sumień ludzi znajdujących się daleko i blisko. Spotkawszy pana Doniry, ministra Bawarii, usłyszałem od niego, że chciałby on poznać jakąś pobożną osobę. Zaprowadziłem go do Sługi Bożej, z którą długo rozmawiał. Wreszcie wyszedł od niej bardzo poruszony i powiedział mi, że Anna Maria opisała mu zdarzenia z jego życia, o których nie mogła mieć pojęcia. Rozmawiając z nim o polityce, dokładnie odmalowała oparte na kłamliwych przesłankach stanowiska poszczególnych ministerstw i podała, w jaki sposób Bóg będzie je ujawniać. Z oczyma pełnymi łez, dodał: „Ta kobieta wydaje się trzymać w dłoniach tajemnice wszystkich gabinetów, tak jak ja trzymam tę szkatułkę (pokazał mi ją), podczas gdy my, doświadczeni ministrowie, nie posiadamy na ten temat wyczerpującej wiedzy”.
Kardynał Pedicini: „Oświadczam z całym przekonaniem, że jej rady były mądre, słuszne, w każdym calu dobrane do okoliczności i osób, bez wyjątku... Ktokolwiek otrzymał łaskę poznania jej lub zasięgnięcia u niej rady chociaż raz, zdawał sobie sprawę z całej jej mądrości i światła, jakim została obdarzona jej dusza. Z jej rad korzystali władcy, kardynałowie, prałaci, zagraniczni biskupi, kapłani, zakonnicy, książęta, ministrowie, także urzędnicy merostw, zwykli obywatele, kupcy, rzemieślnicy, wieśniacy, gospodynie domowe i ubodzy. Wszystkich zdumiewało niezwykłe rozeznanie tej niepiśmiennej kobiety w najważniejszych sprawach państwowych i tym, co je łączy; w powiązaniach między poszczególnymi klasami społecznymi; w zajęciach, sprawach i obowiązkach wszystkich grup społecznych, politycznych i religijnych... Ja sam, na chwałę Bożą, mogę stwierdzić, że niezliczoną liczbę razy otrzymałem od niej światłe rady co do mojej posługi, spraw mojej rodziny, a nawet tego, co dotyczyło mnie bezpośrednio.”
UCZESTNICTWO W MĘCE CHRYSTUSA I MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO
Ks. Raffaele Natali, który przez ponad dwadzieścia lat towarzyszył naszej błogosławionej w życiu duchowym, opowiada, że była ona niepokojona przez złe duchy, które napadały na nią gwałtownie i z wielkim hałasem, zwłaszcza nocą. Los Anny Marii nie różnił się pod tym względem od losu innych wielkich mistyków. Przyjmowała wszystko z cierpliwością i zaufaniem do Boga. Jej choroby pogłębiały się z biegiem lat. Kardynał Pedicini widział w jej cierpieniach znaki i pamiątkę Męki Chrystusowej, niewidzialne stygmaty, których ból nasilał się w każdy piątek.
Mimo że przez całe życie miała problemy ze zdrowiem, dźwigała niestrudzenie swój krzyż i dawała z siebie wszystko, aby świadczyć miłosierdzie bliźnim. Ngdy nie uskarżała się na cierpienia i troski, jakie ją dotykały, ale zawsze powtarzała „Przyjmuję to dla miłości Bożej”. Na wiele lat przed śmiercią, w obecności ks. Nataliego, z oczyma błyszczącymi radością przepowiedziała datę swojego odejścia z tej ziemi i to, że miało ono nastąpić w piątek. Wewnętrzny głos powiadomił ją, że w ostatnich chwilach życia będzie samotna i opuszczona podobnie, jak Jezus na krzyżu. Wszystko spełniło się tak, jak było jej to dane przewidzieć.
Łatwo wyobrazić sobie, jak bardzo Anna Maria była oblegana przez osoby, które potrzebowały jej daru uzdrawiania. Odwiedzała każdego bez różnicy, najbardziej jednak kochała ubogich. Z tą samą gorliwością pojawiała się nawet u tych, którzy jej nie wzywali. „Dowiedziawszy się, że córka jednej z jej prześladowczyń jest chora, matka poszła tam czym prędzej, by zaopiekować się dziewczyną fizycznie i duchowo. Za każdym razem przynosiła biszkopty lub trochę dobrego wina, które otrzymała w podarunku i zachowywała dla niezamożnych chorych. Zachęcała do położenia ufności w Bogu, a ponieważ choroba była przewlekła i ciężka – także do cierpliwości i modlitwy. Matka moja pocieszała i czyniła znak krzyża swoją figurką Najświętszej Maryi Panny. W końcu chora wyzdrowiała” – opowiada córka Anny, Sofia.
Odwiedzając chorych w szpitalu i w domach, Anna Maria zabierała ze sobą córki, aby nauczyły się opiekować chorymi.
BŁOGOSŁAWIONA ANNA MARIA TAIGI
W 1852, zaczęto gromadzić dokumentację na potwierdzenie cnót i świętości Anny Marii Taigi. W 1863, Pius IX otworzył proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny, nadając jej tytuł „Sługi Bożej”. Obydwa procesy, diecezjalny i apostolski, podczas których świadectwa składali krewni, hierarchowie Kościoła oraz świeccy z różnych klas społecznych, znający ją osobiście – pozwoliły wydobyć na światło dzienne wszystkie jej cnoty heroiczne. 30 maja 1920 r., podczas uroczystej ceremonii na Placu św. Piotra, w obecności nieprzebranego tłumu, Anna Maria została ogłoszona błogosławioną. Do dzisiaj, zwłaszcza w Rzymie, gdzie w kościele św. Chryzogona spoczywają jej doczesne szczątki, niezwykle żywy jest kult owej „świętej domowego ogniska”. Nigdy nie przestała ona być wytrwałą orędowniczką łask Bożych. Zamknięta w szklanej trumnie, drobna postać o łagodnym uśmiechu i pogodnym wyrazie twarzy wciąż odpowiada na wszystkie skierowane do niej prośby.
Św. Klara z Montefalco OSA
Święta dziewica, ksieni i stygmatyczka (1268-1308).
Znana również jako: Klara od Krzyża.
Urodziła się w 1268 roku w Montefalco w zamożnej rodzinie Damiana i Jakubiny Vengente, jako najmłodsza z trójki dzieci. Jej siostra Joanna, franciszkańska tercjarka, żyła w pustelni nieopodal miasta, którą wybudował ich ojciec. W 1274 roku za zgodą biskupa Spoleto pustelnia mogła przyjąć następne kandydatki, widząc niezwykłą pobożność u swej córki, rodzice pozwolili św. Klarze zostać również tercjarką
i przenieść się do pustelni. Wkrótce chętnych było tyle, że trzeba było wybudować większy budynek w 1278 roku.
W 1290 roku na wniosek św. Klary i Joanny biskup Spoleto zatwierdził zakon w Montefalco i nadał mu regułę św. Augustyna. Siostra Świętej została pierwszą ksienią nowego zgromadzenia, a ich pustelnię poświęcono jako klasztor. Gdy 22 listopada 1291 roku zmarła Joanna, jej następczynią została św. Klara, która początkowo bardzo niechętnie przyjęła to stanowisko.
W uroczystość Objawienia Pańskiego 1294 roku, po spowiedzi generalnej, św. Klara popadła w ekstazę i pozostawała w tym stanie przez kilka tygodni. Nie była w stanie jeść, siostry podawały jej słodzoną wodę. Widziała siebie na Bożym Sądzie, a także Pana Jezusa jako pielgrzyma niosącego krzyż. Gdy próbowała Go powstrzymać pytając: "Panie, dokąd zmierzasz?", usłyszała: "Szukam po całym świecie miejsca, gdzie mógłbym mocno osadzić ten krzyż". Św. Klara wyciągnęła ręce w stronę Krzyża wyrażając chęć pomocy, wtedy Pan Jezus przyjmując jej ofiarę wszczepił go w jej serce. Poczuła silny, bardzo intensywny ból, który towarzyszył jej już do końca życia.
Św. Klara ufundowała kościół w Montefalco, służył on nie tylko zgromadzeniu zakonnemu, ale też i wszystkim mieszkańcom miasta. Biskup Spoleto 24 czerwca 1303 roku poświęcił pierwszy kamień.
Reputacja świętości i niezwykła mądrość Świętej przyciągała wielu ludzi do klasztoru Świętego Krzyża. Znana była ze swej miłości do bliźnich, zwłaszcza do chorych i ubogich. Miała dar zawstydzania heretyków i jednania wrogów. Przez całe swe życie żywiła głębokie nabożeństwo do Męki Chrystusowej. Miała powiedzieć do jednej z sióstr: "Jeśli szukasz Krzyża Chrystusa, to weź moje serce. Tam znajdziesz cierpiącego Zbawiciela".
W sierpniu 1308 roku zły stan zdrowia przykuł ją do łóżka, 15 sierpnia poprosiła o Ostatnie Namaszczenie, a 17 sierpnia po raz ostatni wyspowiadała się, dzień później zmarła. Jej nienaruszone ciało spoczywa pod głównym ołtarzem w kościele p.w. św. Klary w Montefalco.
Natychmiast po śmierci św. Klary, siostry przypomniały sobie Jej słowa i wydobyły serce. Wyraźnie powiększone, a na nim jakby ułożone z tkanek narzędzia Męki Chrystusowej (Arma Christi). Krucyfiks wielkości kciuka, a na nim Pan Jezus, którego głowa pochylona jest w kierunku prawego ramienia. Wyraźnie uformowany tułów jest biały, oprócz małej ranki z prawej strony - w kolorze sinoczerwonym. Bicz stanowi twardy, białawy nerw, którego guzowate zakończenia tworzą rzemyki. Pal wyobraża biały i twardy nerw, oplecionym drugim nerwem jak powrozem, którym był przywiązany Pan Jezus. Maleńkie, ostre nerwy tworzą koronę cierniową, a ciemna i włóknista tkanka o wyjątkowej ostrości - trzy gwoździe. Włócznię wyobraża nerw, a gąbkę - pojedynczy nerw przypominający trzcinę z małą kiścią zakończeń nerwowych.
Na wieść o wydobyciu serca i symbolach na nim biskup Spoleto wysłał do Montefalco swego wikariusza, ponieważ podejrzewał zakonnice o to, że same je naniosły. Powołana została specjalna komisja, składająca się z lekarzy, prawników i teologów, aby sprawdzić, czy znaki na sercu św. Klary są prawdziwe. Po wnikliwym badaniu orzekli, że znaki nie mogą być wytłumaczone naukowo. Niezniszczone serce umieszczono w popiersiu Świętej, pod kryształową pokrywą znajdującą się na wysokości klatki piersiowej.
Proces kanonizacyjny został rozpoczęty w 1328 roku, został przerwany śmiercią papieża Jana XXII.Dopiero 13 kwietnia 1737 roku św. Klara została beatyfikowana przez papieża Klemensa XII. W święto Niepokalanego Poczęcia NMP, 8 grudnia 1881 roku, papież Leon XIII kanonizował Ją w Bazylice św. Piotra w Rzymie.
Patronka:
Montefalco, osób cierpiących na choroby serca.
Ikonografia:
Przedstawiana w habicie augustiańskim, najczęściej z Panem Jezusem. Jej atrybutem jest: krzyż, serce.
Varia:
Podobne stygmaty na sercu, do tych jakie miała św. Klara, otrzymała czterysta lat później św. Weronika Giuliani.
Żródło: http://martyrologium.blogspot.com/2010/08/sw-klara-z-montefalco.html
Znana również jako: Klara od Krzyża.
Urodziła się w 1268 roku w Montefalco w zamożnej rodzinie Damiana i Jakubiny Vengente, jako najmłodsza z trójki dzieci. Jej siostra Joanna, franciszkańska tercjarka, żyła w pustelni nieopodal miasta, którą wybudował ich ojciec. W 1274 roku za zgodą biskupa Spoleto pustelnia mogła przyjąć następne kandydatki, widząc niezwykłą pobożność u swej córki, rodzice pozwolili św. Klarze zostać również tercjarką
i przenieść się do pustelni. Wkrótce chętnych było tyle, że trzeba było wybudować większy budynek w 1278 roku.
W 1290 roku na wniosek św. Klary i Joanny biskup Spoleto zatwierdził zakon w Montefalco i nadał mu regułę św. Augustyna. Siostra Świętej została pierwszą ksienią nowego zgromadzenia, a ich pustelnię poświęcono jako klasztor. Gdy 22 listopada 1291 roku zmarła Joanna, jej następczynią została św. Klara, która początkowo bardzo niechętnie przyjęła to stanowisko.
Św. Klara otrzymuje stygmaty na sercu, XVw.
W uroczystość Objawienia Pańskiego 1294 roku, po spowiedzi generalnej, św. Klara popadła w ekstazę i pozostawała w tym stanie przez kilka tygodni. Nie była w stanie jeść, siostry podawały jej słodzoną wodę. Widziała siebie na Bożym Sądzie, a także Pana Jezusa jako pielgrzyma niosącego krzyż. Gdy próbowała Go powstrzymać pytając: "Panie, dokąd zmierzasz?", usłyszała: "Szukam po całym świecie miejsca, gdzie mógłbym mocno osadzić ten krzyż". Św. Klara wyciągnęła ręce w stronę Krzyża wyrażając chęć pomocy, wtedy Pan Jezus przyjmując jej ofiarę wszczepił go w jej serce. Poczuła silny, bardzo intensywny ból, który towarzyszył jej już do końca życia.
Kościół p.w. NMP (Santa Maria Incoronata) w Mediolanie
Św. Klara ufundowała kościół w Montefalco, służył on nie tylko zgromadzeniu zakonnemu, ale też i wszystkim mieszkańcom miasta. Biskup Spoleto 24 czerwca 1303 roku poświęcił pierwszy kamień.
Reputacja świętości i niezwykła mądrość Świętej przyciągała wielu ludzi do klasztoru Świętego Krzyża. Znana była ze swej miłości do bliźnich, zwłaszcza do chorych i ubogich. Miała dar zawstydzania heretyków i jednania wrogów. Przez całe swe życie żywiła głębokie nabożeństwo do Męki Chrystusowej. Miała powiedzieć do jednej z sióstr: "Jeśli szukasz Krzyża Chrystusa, to weź moje serce. Tam znajdziesz cierpiącego Zbawiciela".
W sierpniu 1308 roku zły stan zdrowia przykuł ją do łóżka, 15 sierpnia poprosiła o Ostatnie Namaszczenie, a 17 sierpnia po raz ostatni wyspowiadała się, dzień później zmarła. Jej nienaruszone ciało spoczywa pod głównym ołtarzem w kościele p.w. św. Klary w Montefalco.
Kościół p.w. św. Klary w Montefalco, Umbria
Natychmiast po śmierci św. Klary, siostry przypomniały sobie Jej słowa i wydobyły serce. Wyraźnie powiększone, a na nim jakby ułożone z tkanek narzędzia Męki Chrystusowej (Arma Christi). Krucyfiks wielkości kciuka, a na nim Pan Jezus, którego głowa pochylona jest w kierunku prawego ramienia. Wyraźnie uformowany tułów jest biały, oprócz małej ranki z prawej strony - w kolorze sinoczerwonym. Bicz stanowi twardy, białawy nerw, którego guzowate zakończenia tworzą rzemyki. Pal wyobraża biały i twardy nerw, oplecionym drugim nerwem jak powrozem, którym był przywiązany Pan Jezus. Maleńkie, ostre nerwy tworzą koronę cierniową, a ciemna i włóknista tkanka o wyjątkowej ostrości - trzy gwoździe. Włócznię wyobraża nerw, a gąbkę - pojedynczy nerw przypominający trzcinę z małą kiścią zakończeń nerwowych.
Relikwia serca św. Klary z Montefalco
Na wieść o wydobyciu serca i symbolach na nim biskup Spoleto wysłał do Montefalco swego wikariusza, ponieważ podejrzewał zakonnice o to, że same je naniosły. Powołana została specjalna komisja, składająca się z lekarzy, prawników i teologów, aby sprawdzić, czy znaki na sercu św. Klary są prawdziwe. Po wnikliwym badaniu orzekli, że znaki nie mogą być wytłumaczone naukowo. Niezniszczone serce umieszczono w popiersiu Świętej, pod kryształową pokrywą znajdującą się na wysokości klatki piersiowej.
Proces kanonizacyjny został rozpoczęty w 1328 roku, został przerwany śmiercią papieża Jana XXII.Dopiero 13 kwietnia 1737 roku św. Klara została beatyfikowana przez papieża Klemensa XII. W święto Niepokalanego Poczęcia NMP, 8 grudnia 1881 roku, papież Leon XIII kanonizował Ją w Bazylice św. Piotra w Rzymie.
Patronka:
Montefalco, osób cierpiących na choroby serca.
Ikonografia:
Przedstawiana w habicie augustiańskim, najczęściej z Panem Jezusem. Jej atrybutem jest: krzyż, serce.
Varia:
Podobne stygmaty na sercu, do tych jakie miała św. Klara, otrzymała czterysta lat później św. Weronika Giuliani.
Żródło: http://martyrologium.blogspot.com/2010/08/sw-klara-z-montefalco.html
piątek, 13 września 2013
Czyściec
"Matka Boża: "Dusze w Czyśćcu cierpią tak bardzo. Wy nie pojmujecie tego, bo na ziemi nie ma takiego cierpienia, z którym by można porównać cierpienia czyśćcowe. Dla nich tam czas nie istnieje. A wasze modlitwy to jakby ocean spadający na ogień. Rozważajcie to często i pamiętajcie zawsze o duszach czyśćcowych, zwłaszcza w dniach, w których się radujecie. One bez przerwy modlą się za was, ale same za siebie nie mogą się modlić."
Pan Jezus objawił Świętej Gertrudzie Wielkiej, że jednorazowe odmówienie tej modlitwy, uwalnia 1000 (tysiąc) dusz z czyśćca:
"Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci najdrogocenniejszą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami Świętymi na całym świecie dzisiaj odprawianymi, za dusze w czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen."
Pan Jezus objawił Świętej Gertrudzie Wielkiej, że jednorazowe odmówienie tej modlitwy, uwalnia 1000 (tysiąc) dusz z czyśćca:
"Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci najdrogocenniejszą Krew Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa w połączeniu ze wszystkimi Mszami Świętymi na całym świecie dzisiaj odprawianymi, za dusze w czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w kościele powszechnym, za grzeszników w mojej rodzinie, a także w moim domu. Amen."
Modlitwa do Najświętszej Rany Ramienia Pana Jezusa
"Kilka myśli wyjętych z książki „Tajemnica Ojca Pio i Karola Wojtyły” (Święty Paweł, Andrea Tornielli, 2008)
Jan Paweł II:
„…Z Ojcem Pio rozmawialiśmy jedynie o jego stygmatach. Zapytałem go tylko: który ze stygmatów sprawia największy ból. Byłem przekonany, że to ten na sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: „nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie, i który nie jest nawet opatrywany”. Ten stygmat sprawiał największy ból.”
Kobieta Cleonice Morcaldi zadała Ojcu Pio pytanie: „Chrystus niósł krzyż na obu ramionach czy tylko na jednym”. „Tylko na jednym” – odpowiedział Ojciec Pio.
Podobne doświadczenie wedle tradycji i pobożności ludowej spotkało również św. Bernarda z Clairvaux. Istotnie, święty opat w trakcie modlitwy zapytał Pana Jezusa, jaki był największy ból, którego fizycznie doznawał w czasie swojej Męki. Pytanie podobne jest do tego, które Wojtyła i Morcaldi zadali „świętemu z Gargano.” Święty Bernard otrzymał odpowiedź:
„Miałem ranę na ramieniu, głęboką na trzy palce i trzy kości były odkryte przez dźwiganie krzyża: ta rana powodowała największy ból i cierpienie. Ludzie o niej nie wiedzieli. Lecz ty powiedz o tym wiernym chrześcijanom. Wiedz, ze o jakąkolwiek łaskę zostanę poproszony w imię tej rany, zostanie ona udzielona, a wszystkim tym, którzy przez jej miłość czcić mnie będą, odmawiając 3x Ojcze nasz, 3x Zdrowaś Maryjo, 3x Chwała Ojcu codziennie, przebaczę grzechy powszednie i nie będę pamiętać o grzechach śmiertelnych. Nie umrą oni niespodziana śmiercią, a w jej momencie przyjdzie do nich Błogosławiona Dziewica i dostąpią łaski miłosierdzia.”
Istnieje także modlitwa, kiedyś drukowana na obrazkach z imprimatur władz kościelnych, o następującej treści:
„Modlitwa do Rany Ramienia naszego Pana Najmilszego Jezusa Chrystusa najłagodniejszego Baranka Bożego:
Ja nędzny grzesznik, wielbię i czczę najświętszą Twoją Ran, którą ucierpiałeś na ramieniu, dźwigając najcięższy krzyż na Kalwarię, przez którą to Ranę odsłonięte zostają trzy najświętsze Kości, przyczyniając Ci niezmiernego bólu. Błagam Cię, mocą zasług tej Rany, o miłosierdzie dla mnie i przebaczenie wszystkich moich grzechów, tak śmiertelnych jak powszednich, i towarzyszenie mi w godzinie mojej śmierci oraz, abyś doprowadził mnie do Twego Błogosławionego Królestwa. Amen."
Źródło: http://www.malirycerze.koszalin.opoka.org.pl/start/index.php/pl/dzielmy-sie-wiara/wiadkowie-wiary/2074-rana-ramienia-kilka-myli-wyjtych-z-ksiki-tajemnica-ojca-pio-i-karola-wojtyy
Jan Paweł II:
„…Z Ojcem Pio rozmawialiśmy jedynie o jego stygmatach. Zapytałem go tylko: który ze stygmatów sprawia największy ból. Byłem przekonany, że to ten na sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: „nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie, i który nie jest nawet opatrywany”. Ten stygmat sprawiał największy ból.”
Kobieta Cleonice Morcaldi zadała Ojcu Pio pytanie: „Chrystus niósł krzyż na obu ramionach czy tylko na jednym”. „Tylko na jednym” – odpowiedział Ojciec Pio.
Podobne doświadczenie wedle tradycji i pobożności ludowej spotkało również św. Bernarda z Clairvaux. Istotnie, święty opat w trakcie modlitwy zapytał Pana Jezusa, jaki był największy ból, którego fizycznie doznawał w czasie swojej Męki. Pytanie podobne jest do tego, które Wojtyła i Morcaldi zadali „świętemu z Gargano.” Święty Bernard otrzymał odpowiedź:
„Miałem ranę na ramieniu, głęboką na trzy palce i trzy kości były odkryte przez dźwiganie krzyża: ta rana powodowała największy ból i cierpienie. Ludzie o niej nie wiedzieli. Lecz ty powiedz o tym wiernym chrześcijanom. Wiedz, ze o jakąkolwiek łaskę zostanę poproszony w imię tej rany, zostanie ona udzielona, a wszystkim tym, którzy przez jej miłość czcić mnie będą, odmawiając 3x Ojcze nasz, 3x Zdrowaś Maryjo, 3x Chwała Ojcu codziennie, przebaczę grzechy powszednie i nie będę pamiętać o grzechach śmiertelnych. Nie umrą oni niespodziana śmiercią, a w jej momencie przyjdzie do nich Błogosławiona Dziewica i dostąpią łaski miłosierdzia.”
Istnieje także modlitwa, kiedyś drukowana na obrazkach z imprimatur władz kościelnych, o następującej treści:
„Modlitwa do Rany Ramienia naszego Pana Najmilszego Jezusa Chrystusa najłagodniejszego Baranka Bożego:
Ja nędzny grzesznik, wielbię i czczę najświętszą Twoją Ran, którą ucierpiałeś na ramieniu, dźwigając najcięższy krzyż na Kalwarię, przez którą to Ranę odsłonięte zostają trzy najświętsze Kości, przyczyniając Ci niezmiernego bólu. Błagam Cię, mocą zasług tej Rany, o miłosierdzie dla mnie i przebaczenie wszystkich moich grzechów, tak śmiertelnych jak powszednich, i towarzyszenie mi w godzinie mojej śmierci oraz, abyś doprowadził mnie do Twego Błogosławionego Królestwa. Amen."
Źródło: http://www.malirycerze.koszalin.opoka.org.pl/start/index.php/pl/dzielmy-sie-wiara/wiadkowie-wiary/2074-rana-ramienia-kilka-myli-wyjtych-z-ksiki-tajemnica-ojca-pio-i-karola-wojtyy
Orędzia św. Charbela
"Istnieje Bóg i Jego królestwo. Każdy człowiek jest powołany, aby w nim uczestniczyć przez zjednoczenie się w miłości z Bogiem. Jest tylko jedna droga, która tam prowadzi, a jest nią Jezus Chrystus, najprawdziwszy Bóg, który stał się najprawdziwszym człowiekiem. Ta droga dojrzewania do miłości jest trudną duchową wspinaczką. Powinniśmy wzajemnie się kochać miłością bezinteresowną, bezwarunkową i nieograniczoną. Aby dojrzewać do takiej miłości, trzeba nieustannie czerpać z jej Źródła, którym jest Jezus Chrystus. Z tego jedynego Źródła mogą czerpać wszyscy bez wyjątku – przez codzienną, wytrwałą modlitwę oraz sakramenty pokuty i Eucharystii.
Tylko Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On bardzo cierpi, gdy człowiek odkupiony Jego krwią upada w grzechu. Bóg pragnie, abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych lub w innych ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w miłości z Chrystusem.
W chwili śmierci grzesznik najbardziej będzie się obawiał swego braku odpowiedzi na nieskończoną miłość Boga i będzie to opłakiwał. Każdy człowiek, który nie kocha, gdyż przez grzechy zniszczył w sobie zdolność do miłości, jest w stanie śmierci ducha, ponieważ dobrowolnie zerwał więzy życia i miłości, które jednoczyły go z Bogiem. Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zgromadzić w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. Kto stanie przed Bogiem bez miłości, będzie musiał ponieść wszystkie konsekwencje swoich grzesznych wyborów i egoistycznego postępowania. To będzie straszne doświadczenie prawdziwej śmierci ducha, zmarnowania całego życia. Miłość powinna królować w Waszych sercach, a pokora w Waszych umysłach. Arogancja zawsze prowadzi do grzechu, a brak przebaczenia i nienawiść – do potępienia wiecznego. Módlcie się i nawracajcie.
Módlcie się z głębi serca, a Bóg Was wysłucha. Otwórzcie dla Chrystusa bramy Waszych serc, aby mógł On tam zamieszkać i obdarzyć Was pokojem. Pamiętajcie: módlcie się sercem, szczerze i z ufnością, a nie tylko wargami. Szybciej do Boga dotrze dźwięk rechotu żab aniżeli puste słowa, które nie płyną z serca człowieka. Na modlitwie wsłuchujcie się w głos Boga. Niestety, niewielu jest takich, którzy słuchają i rozumieją, jeszcze mniej takich, którzy słuchając, rozumieją i wprowadzają w życie. Wsłuchujcie się więc w to, co nieustannie i w różnoraki sposób mówi do Was Bóg, starając się zrozumieć i do końca wypełnić Jego świętą wolę.
Każdy człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata. Ludzie jednak zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak wielkie ciemności panują w świecie. Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie. Dlatego po każdym upadku natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze trwać w stanie łaski uświęcającej."
Tylko Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On bardzo cierpi, gdy człowiek odkupiony Jego krwią upada w grzechu. Bóg pragnie, abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych lub w innych ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w miłości z Chrystusem.
W chwili śmierci grzesznik najbardziej będzie się obawiał swego braku odpowiedzi na nieskończoną miłość Boga i będzie to opłakiwał. Każdy człowiek, który nie kocha, gdyż przez grzechy zniszczył w sobie zdolność do miłości, jest w stanie śmierci ducha, ponieważ dobrowolnie zerwał więzy życia i miłości, które jednoczyły go z Bogiem. Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zgromadzić w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. Kto stanie przed Bogiem bez miłości, będzie musiał ponieść wszystkie konsekwencje swoich grzesznych wyborów i egoistycznego postępowania. To będzie straszne doświadczenie prawdziwej śmierci ducha, zmarnowania całego życia. Miłość powinna królować w Waszych sercach, a pokora w Waszych umysłach. Arogancja zawsze prowadzi do grzechu, a brak przebaczenia i nienawiść – do potępienia wiecznego. Módlcie się i nawracajcie.
Módlcie się z głębi serca, a Bóg Was wysłucha. Otwórzcie dla Chrystusa bramy Waszych serc, aby mógł On tam zamieszkać i obdarzyć Was pokojem. Pamiętajcie: módlcie się sercem, szczerze i z ufnością, a nie tylko wargami. Szybciej do Boga dotrze dźwięk rechotu żab aniżeli puste słowa, które nie płyną z serca człowieka. Na modlitwie wsłuchujcie się w głos Boga. Niestety, niewielu jest takich, którzy słuchają i rozumieją, jeszcze mniej takich, którzy słuchając, rozumieją i wprowadzają w życie. Wsłuchujcie się więc w to, co nieustannie i w różnoraki sposób mówi do Was Bóg, starając się zrozumieć i do końca wypełnić Jego świętą wolę.
Każdy człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata. Ludzie jednak zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak wielkie ciemności panują w świecie. Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie. Dlatego po każdym upadku natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze trwać w stanie łaski uświęcającej."
Święta Rafka (Rebeka)
"Podróżujemy jedną z najpiękniejszych dróg, jakie zdarzyło mi się oglądać. Przebiega ona nad samym brzegiem Morza Śródziemnego, wzdłuż łańcucha gór Libanu – ich stopy oblewa lazurowa woda o wszelkich odcieniach niebieskości. W okolicy miasta Al-Batroun autokar wiozący uczestników pielgrzymki wspólnoty syriacko - maronickiej przy kościele Notre Dame de Tartous (Matki Bożej Tartuskiej) skręca na wschód, w góry.
Zmierzamy do klasztoru i grobowca świętej wywodzącej się z tej ziemi, kanonizowanej w czerwcu 2001 roku przez Papieża Jana Pawła II – pokornej mniszki Rafki z Hamlaja.
Po porannej modlitwie i hymnie do Matki Bożej autokar wypełnił wspaniały, o pięknej barwie głos jednej z najsłynniejszych piosenkarek Libanu i Bliskiego Wschodu – Fejruz. Pniemy się w górę serpentynami, coraz bardziej ulegając urokowi tych miejsc... Góry ciemnozielone, szmaragdowe. Doliny przesłonięte przejrzystą mgłą... Po obu stronach drogi zadbane białe wioski, tarasy pól uprawnych. Ogrody morwowe, figowe, winnice, gaje oliwne, rozłożyste drzewa orzechowe. Gdzieniegdzie dostojny święty cedr libański. Wyspy pinii niekiedy malowniczo powykręcanych przez wiatr. Jasne sylwety klasztorów, kościołów, liczne kapliczki przydrożne, krzyże. Żyją tu dumni, niezależni i odważni górale libańscy uważani za niezdobytą twierdzę chrześcijaństwa, której fale muzułmańskie w różnych okresach historii nie były w stanie zalać.
Klasztor
Duży zespół klasztorny św. Józefa Al-Dahr w Jrabta (Żrabta) z XIX wieku, zbudowany z jasnych kamieni wapiennych, jest doskonale przygotowany na przyjęcie licznie odwiedzających go pielgrzymów. Wyjątkowo zadbany, wśród rozłożystych drzew górskiego dębu (sindjan), pinii, kwiecia, dobrze oznakowany tablicami informacyjnymi. Szerokie tarasowe schody wiodą do niewielkiego kościoła klasztornego zbudowanego z zaledwie ociosanych kamieni wapiennych. Skromny wystrój z ikoną św. Józefa z Dzieciątkiem w ołtarzu głównym. Po prawej stronie ołtarza w kamiennej, łukowato sklepionej wnęce syriacko-maronickiej – obraz św. Rafki, mniszki libańskiej. W tym kościele święta córa gór Libanu do końca swych chwil na ziemi, mimo boleści i cierpień, całkowicie niesprawna, uczestniczyła żarliwie w Eucharystii. Przyjmowała Krew i Ciało Ukrzyżowanego niekiedy jako jedyne pożywienie.
Obok kościoła klasztornego sklepiona łukowato kaplica, gdzie w niszy znajduje się grób świętej. Na frontonie kaplicy, nad wejściem do grobowca ogromny wizerunek mniszki. W głębi, za żelazną kratą i szkłem sarkofag z różowego marmuru w kształcie okrętu fenickiego z symbolem męki Pańskiej w miejscu żagla odsyła pielgrzyma do bogatej historii tej ziemi.
W skromnej przyklasztornej nekropolii, pod wiekowymi dębami zaznaczone krzyżem dawne miejsce pochówku mniszki. Na dole biała statua św. Rafki z różańcem w ręku wśród wypielęgnowanego kwiecia. Gdzie spojrzeć, rozmodleni pielgrzymi, którzy przybyli oddać hołd św. Rafce.
Mimo późnej pory liczni pielgrzymi goszczą w monasterze. W kościele klasztornym nocna modlitwa mniszek ze wspólnoty – Sióstr św. Rafki. Wspólnota liczy 30 osób. Sympatyczna przełożona opowiada o świętej, o życiu mniszek i ich pracy, z rozrzewnieniem wspomina czasy swego nowicjatu, kiedy przebywała z zakonnicami, które osobiście znały Rafkę.
Wizerunki świętej
Ikona syriacko-maronicka przedstawia mniszkę w czarnym habicie. Jest to postać pełna pokory, skromności, delikatna. Pochylona pokornie głowa, uduchowiona twarz o bizantyjskich rysach, oczy zapatrzone w przestrzeń, ręce uniesione ku górze w geście otwarcia się na łaskę i wolę Bożą. W lewej ręce różaniec. Wokół symbole starochrześcijańskie: góra z pustelnią-grotą, z której tryska źródło życia i wiary, na szczycie cedr. Napis aramejski ,,Mart Rafka”, czyli ,,Pani Rafka”.
Drugi wizerunek przedstawia młodą mniszkę z księgą świętą i różańcem w dłoni. Twarz dobra, łagodna, o pięknych, zadumanych, nieobecnych oczach patrzących w dal. Po lewej stronie symbol Męki Pańskiej, na prawo w medalionie ikona syriacko-maronicka Madonny libańskiej – Pani z Ilige (X wiek), z monasteru Matki Bożej z Mayfouq. Wokół postaci na dole symbole starochrześcijańskie (kiść winogron, pszeniczne kłosy), w oddali góry Libanu i wspaniałe cedry. Po prawej stronie zabudowania klasztoru św. Józefa w Jrabta wśród malowniczych pinii.
Św. Rafka, maronitka, wywodziła się z majestatycznych gór pięknej ziemi libańskiej. Sekretem jej świętości jest proste, surowe życie zakonne z obrazem Chrystusa w sercu i gorące umiłowanie Eucharystii. Jest solą tej pięknej ziemi, którą niszczyły lata okrutnej wojny. Świętość Rafki to podkreślenie, że Liban niesie przesłanie cywilizacji i miłości chrześcijańskiej dla tego regionu i całego świata.
Życie
Urodziła się 29 czerwca 1832 roku w Hamlaja blisko Bikfaya na północy kraju w ubogiej rodzinie maronickiej. Miała głęboko wierzących rodziców. Sakrament chrztu otrzymała z rąk o. Hanna Al-Rayes w kościele św. Jaurjiosa w Hamlaja 7 lipca 1832 roku. Ponieważ urodziła się w dniu świętych Piotra i Pawła – nazwano ją Butrosyje (od Butros – Piotr). Dzieciństwo miała pogodne i spokojne. Ukochana matka jedynaczki zmarła jednak, gdy ta miała 7 lat. Dziewczynka została z ojcem do 11. roku życia.
Góry libańskie były w tym czasie miejscem walk. Nędza i głód zmusiły ojca małej Butrosyje do oddania córki na służbę do maronickiej rodziny zamieszkałej w Damaszku w Syrii. Przebywała tam w latach 1842–1846. W tym okresie ojciec Butrosyje zawarł nowy związek małżeński.
Butrosyje wróciła do Hamlaja, mając 14 lat. Była wysoka, odznaczała się bardzo miłą powierzchownością, łagodnością, wdziękiem oraz melodyjnym głosem. Cechowała ją wielka sympatia do ludzi, łatwość nawiązywania kontaktów. Nowa rodzina ojca była dla niej jednak w pewnym stopniu szokiem. Modliła się gorąco i marzyła, aby wyjechać do rodziny swej matki. Jej marzenie wkrótce się spełniło, gdy ksiądz z rodziny matki, o. Józef Gemayel, zabrał ją z rodzinnego domu do Bikfaya. W o. Józefie znalazła oparcie i opiekę. Zaczęła uczęszczać do zgromadzenia św. Michała w Bikfaya i do klasztoru Saidy Najat (Nazat) – Matki Bożej Pomocy, przy którym o. Gemayel założył wraz z jezuitami w roku 1853 nową żeńską wspólnotę maronicką Córek Maryi.
Wzorem dla zakonnic była męczennica-dziewica z czasów Dioklecjana – św. Dorota (284–305). Celem mniszek była praca duchowa, katecheza, nauka, kształcenie dziewcząt. Tu właśnie Rafka zdecydowała o wstąpieniu do zakonu, mimo że rodzina chciała ją wydać za mąż. O. Józef, jej spowiednik, przewodnik duchowy i nauczyciel, odkrył w niej czystość duszy, pociąg do samotności, niespotykaną religijność i chęć poświęcenia się życiu zakonnemu. Nazywał ją Lilią z Hamlaja.
Habit zakonny wdziała 19 marca 1860 roku. W roku 1860 wysłano ją do miasteczka Deir Kamar do pomocy jezuitom w rekolekcjach. Była wtedy świadkiem masakry chrześcijan w górach libańskich. Kroniki wspominają, że w czasie pogromu uratowała dziecko, które uciekając, znalazło schronienie w fałdach jej habitu. Mieszkańcy miasteczka zauważyli jej nieustanną chęć niesienia pomocy. Dziś w Deir El-Kamar, nazywanym inaczej Asima El-Umara (Stolica Książąt), miasteczku ukrytym wśród gór Szuf, w galerii figur woskowych w muzeum Marie Baz można zobaczyć oprócz figury Jana Pawła II figurę św. Rafki.
19 marca 1862 roku s. Butrosyje została wysłana z misją do klasztoru i szkoły jezuitów w Ghazir, gdzie powierzono jej opiekę i obsługę kuchni klasztornej. Pracowała ciężko i z poświęceniem. W wolnych chwilach pogłębiała naukę języka arabskiego, uczyła się księgowości. Na początku września 1863 roku przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w Maad. Oprócz pracy wychowawczej, nauczania katechezy pomagała chorym w całej okolicy. We wspomnieniach swych wychowanek pozostała jako osoba bardzo łagodna, przystępna, niepodnosząca głosu, starająca się pomóc każdemu potrzebującemu. W Maad spędziła 7 lat (1863–1871).
Wspólnoty zakonne przeżywały w tym okresie wielkie trudności materialne (wstrzymanie pomocy z Zachodu dla chrześcijan Wschodu), część duchowieństwa zginęła podczas wydarzeń 1860 roku, wielu jezuitów opuściło Liban. Wspólnotę służebnic Maryi w Bikfaya i wspólnotę Najświętszego Serca Jezusa w Zahle połączono w roku 1875 w jedną, pod wezwaniem Dwóch Najświętszych Serc. Mniszki mogły wstąpić do nowej wspólnoty o tym samym profilu działania. O tych wydarzeniach siostra Butrosyje dowiedziała się, będąc w Maad. Ukochanie samotności, modlitwy i kontemplacji spowodowało, że wstąpiła do libańskiego zgromadzenia maronickiego w klasztorze Mar Samaan (św. Szymona) w Karm, w pobliżu Aitou.
Do wspólnoty została przyjęta 6 lipca 1871 roku. 25 sierpnia 1872 roku przywdziała czarny habit i złożyła uroczyste śluby zakonne. Na pamiątkę swej ukochanej matki przyjęła jej imię – Rafka. W klasztorze św. Szymona spędziła 26 lat (1871–1897).
Przestrzegała sumiennie surowej reguły zakonu wywodzącej się z 1732 roku, z okresu Klemensa XII, a nawiązującej do życia eremitów wczesnochrześcijańskich: samotność, modlitwa indywidualna, ścisły post do południa przez cały rok, modlitwa wspólna, liturgia, Eucharystia, cicha modlitwa popołudniowa, czytanie świętych ksiąg, praca fizyczna na roli, obsługa klasztoru, hodowla jedwabników, praca w szwalni.
Cierpienie
Surowy klimat, bardzo ostre zimy, trudne warunki, niedożywienie powodowały ciężkie choroby wśród mniszek. Rafka uważała, że przez wielkie cierpienie zbliży się do Chrystusa, połączy swe cierpienie z Jego cierpieniem. Marzyła o noszeniu krzyża wspólnie z Jezusem. W pierwszą niedzielę października 1885 roku prosiła szczególnie gorąco i długo przed ołtarzem, aby Chrystus zesłał jej upragnione cierpienie. W tym właśnie momencie poczuła ogromny ból nad oczami rozsadzający czaszkę. W następstwie ociemniała. Rafka, ciesząca się dotychczas doskonałym zdrowiem, nagle ciężko zaniemogła. Gorąco dziękowała w modlitwie za ten dar cierpienia.
Przyjęła cierpienie jako radość i przez 4 lata (1885–1889) odmawiała jakiejkolwiek pomocy. Przełożona zdecydowała się jednak leczyć Rafkę. Zabrała ją do Trypolisu, skąd mniszka wróciła bez widocznej poprawy. Stwierdzono nieuleczalne zapalenie nerwu wzrokowego. Próbowano jeszcze leczenia w Bejrucie; w efekcie operacji usunięto chore, wystające z twarzy oko, nastąpił ciężki krwotok. Mniszka odmówiła znieczulenia w czasie zabiegu chirurgicznego. Szeptała jedynie w czasie operacji: ,,Ofiaruję swój ból Tobie, Chryste”. W klasztorze Sióstr Lazarytek spędziła okres po operacji. Wróciła do swego klasztoru już pozbawiona jednego oka, zaś po dwóch latach cierpień straciła wzrok zupełnie. Przebywała w całkowicie zaciemnionej celi, żarliwie modląc się, nigdy nie skarżąc się na nic, lecz dziękując Chrystusowi za cierpienie, którym ją hojnie obdarzył.
W okolicy Batroun w tym okresie nie było żeńskiego klasztoru. Patriarchat syriano-maronicki podjął decyzję o budowie nowego klasztoru w Jrabta (Żrabta). Prace rozpoczęto w marcu 1896 roku. 3 listopada 1897 roku za zgodą patriarchy maronickiego Juhanna El-Hajj przeniesiono Rafkę wraz z pięcioma mniszkami z klasztoru św. Szymona do nowego klasztoru św. Józefa w Jrabta. Nowy klasztor malowniczo wkomponowany w górski krajobraz dzięki wytrwałej i ciężkiej pracy mniszek stał się w krótkim czasie po prostu rajem na ziemi: uporządkowany, zadbany kwitnący.
S. Rafka, stopniowo tracąc zdrowie, modliła się żarliwie i gorąco. Będąc już zupełnie niesprawna, uczestniczyła w Eucharystii. Gdy nie mogła chodzić, czołgała się ze swej celi (dziś w powiększonej niszy znajduje się jej grobowiec) do kościoła klasztornego. Zupełnie niesprawna starała się pomagać innym – dobrą radą, modlitwą w różnych intencjach. Jej prawe oko było jedynie pustym oczodołem, a lewym dostrzegała tylko blask światła. Doszły jeszcze inne boleści i cierpienia, jak powtarzające się krwotoki z nosa, zniekształcenie stawów, otwarte złamania. W roku 1906 sprawne były jedynie ręce, słuch i melodyjny głos. Ten stan trwał do roku 1911. Cały organizm Rafki był chory, a ona coraz bardziej cierpiała, poświęcając to Ukrzyżowanemu. W dalszym ciągu odmawiała pomocy medycznej. Całą swą istotą pomagała nieść krzyż Chrystusowi.
Prosiła jednak Pana, aby przed śmiercią pozwolił jej choć raz ujrzeć współtowarzyszki i klasztor, w którym spędziła lata. Pan wysłuchał jej żarliwej prośby. Przez całą godzinę oglądała klasztor, siostry i otoczenie. Poczytano to za jeden z cudów, jakie miały się tu dokonać za jej wstawiennictwem. Na trzy dni przed śmiercią zaniemówiła, a w dniu śmierci dała znak, że pragnie pożegnać siostry i przyjąć Komunię św. Zmarła nad ranem 23 marca 1914 roku.
Następnego dnia po skromnej ceremonii pogrzebowej z udziałem licznych mieszkańców z całej okolicy jej doczesne szczątki spoczęły pod starymi dębami górskimi na ubogim cmentarzu przyklasztornym.
Po trzech dniach od śmierci grób pokornej i skromnej mniszki promieniał nocą zaczął promieniować dziwną jasnością. Zaczęły dziać się cuda. Chorzy doznawali niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień. Ziemia z grobu bogobojnej mniszki dała zdrowie wielu nieuleczalnie chorym. W roku 1925 przesłano do papieża prośbę o uznanie świętości libańskiej mniszki Rafki. 17 listopada 1985 roku Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. 2 czerwca 1999 roku Papież przedstawił światu chrześcijańskiemu Rafkę jako przykład i wzór dla wiernych w wielkim umiłowaniu Eucharystii. 10 czerwca 2001 roku podczas uroczystości w Watykanie skromna mniszka, wielka córka ziemi libańskiej została wyniesiona na ołtarze. Ponownie zabłysło mocne światło chrześcijaństwa na szczytach gór Libanu."
Barbara Anna Hajjar
Zmierzamy do klasztoru i grobowca świętej wywodzącej się z tej ziemi, kanonizowanej w czerwcu 2001 roku przez Papieża Jana Pawła II – pokornej mniszki Rafki z Hamlaja.
Po porannej modlitwie i hymnie do Matki Bożej autokar wypełnił wspaniały, o pięknej barwie głos jednej z najsłynniejszych piosenkarek Libanu i Bliskiego Wschodu – Fejruz. Pniemy się w górę serpentynami, coraz bardziej ulegając urokowi tych miejsc... Góry ciemnozielone, szmaragdowe. Doliny przesłonięte przejrzystą mgłą... Po obu stronach drogi zadbane białe wioski, tarasy pól uprawnych. Ogrody morwowe, figowe, winnice, gaje oliwne, rozłożyste drzewa orzechowe. Gdzieniegdzie dostojny święty cedr libański. Wyspy pinii niekiedy malowniczo powykręcanych przez wiatr. Jasne sylwety klasztorów, kościołów, liczne kapliczki przydrożne, krzyże. Żyją tu dumni, niezależni i odważni górale libańscy uważani za niezdobytą twierdzę chrześcijaństwa, której fale muzułmańskie w różnych okresach historii nie były w stanie zalać.
Klasztor
Duży zespół klasztorny św. Józefa Al-Dahr w Jrabta (Żrabta) z XIX wieku, zbudowany z jasnych kamieni wapiennych, jest doskonale przygotowany na przyjęcie licznie odwiedzających go pielgrzymów. Wyjątkowo zadbany, wśród rozłożystych drzew górskiego dębu (sindjan), pinii, kwiecia, dobrze oznakowany tablicami informacyjnymi. Szerokie tarasowe schody wiodą do niewielkiego kościoła klasztornego zbudowanego z zaledwie ociosanych kamieni wapiennych. Skromny wystrój z ikoną św. Józefa z Dzieciątkiem w ołtarzu głównym. Po prawej stronie ołtarza w kamiennej, łukowato sklepionej wnęce syriacko-maronickiej – obraz św. Rafki, mniszki libańskiej. W tym kościele święta córa gór Libanu do końca swych chwil na ziemi, mimo boleści i cierpień, całkowicie niesprawna, uczestniczyła żarliwie w Eucharystii. Przyjmowała Krew i Ciało Ukrzyżowanego niekiedy jako jedyne pożywienie.
Obok kościoła klasztornego sklepiona łukowato kaplica, gdzie w niszy znajduje się grób świętej. Na frontonie kaplicy, nad wejściem do grobowca ogromny wizerunek mniszki. W głębi, za żelazną kratą i szkłem sarkofag z różowego marmuru w kształcie okrętu fenickiego z symbolem męki Pańskiej w miejscu żagla odsyła pielgrzyma do bogatej historii tej ziemi.
W skromnej przyklasztornej nekropolii, pod wiekowymi dębami zaznaczone krzyżem dawne miejsce pochówku mniszki. Na dole biała statua św. Rafki z różańcem w ręku wśród wypielęgnowanego kwiecia. Gdzie spojrzeć, rozmodleni pielgrzymi, którzy przybyli oddać hołd św. Rafce.
Mimo późnej pory liczni pielgrzymi goszczą w monasterze. W kościele klasztornym nocna modlitwa mniszek ze wspólnoty – Sióstr św. Rafki. Wspólnota liczy 30 osób. Sympatyczna przełożona opowiada o świętej, o życiu mniszek i ich pracy, z rozrzewnieniem wspomina czasy swego nowicjatu, kiedy przebywała z zakonnicami, które osobiście znały Rafkę.
Wizerunki świętej
Ikona syriacko-maronicka przedstawia mniszkę w czarnym habicie. Jest to postać pełna pokory, skromności, delikatna. Pochylona pokornie głowa, uduchowiona twarz o bizantyjskich rysach, oczy zapatrzone w przestrzeń, ręce uniesione ku górze w geście otwarcia się na łaskę i wolę Bożą. W lewej ręce różaniec. Wokół symbole starochrześcijańskie: góra z pustelnią-grotą, z której tryska źródło życia i wiary, na szczycie cedr. Napis aramejski ,,Mart Rafka”, czyli ,,Pani Rafka”.
Drugi wizerunek przedstawia młodą mniszkę z księgą świętą i różańcem w dłoni. Twarz dobra, łagodna, o pięknych, zadumanych, nieobecnych oczach patrzących w dal. Po lewej stronie symbol Męki Pańskiej, na prawo w medalionie ikona syriacko-maronicka Madonny libańskiej – Pani z Ilige (X wiek), z monasteru Matki Bożej z Mayfouq. Wokół postaci na dole symbole starochrześcijańskie (kiść winogron, pszeniczne kłosy), w oddali góry Libanu i wspaniałe cedry. Po prawej stronie zabudowania klasztoru św. Józefa w Jrabta wśród malowniczych pinii.
Św. Rafka, maronitka, wywodziła się z majestatycznych gór pięknej ziemi libańskiej. Sekretem jej świętości jest proste, surowe życie zakonne z obrazem Chrystusa w sercu i gorące umiłowanie Eucharystii. Jest solą tej pięknej ziemi, którą niszczyły lata okrutnej wojny. Świętość Rafki to podkreślenie, że Liban niesie przesłanie cywilizacji i miłości chrześcijańskiej dla tego regionu i całego świata.
Życie
Urodziła się 29 czerwca 1832 roku w Hamlaja blisko Bikfaya na północy kraju w ubogiej rodzinie maronickiej. Miała głęboko wierzących rodziców. Sakrament chrztu otrzymała z rąk o. Hanna Al-Rayes w kościele św. Jaurjiosa w Hamlaja 7 lipca 1832 roku. Ponieważ urodziła się w dniu świętych Piotra i Pawła – nazwano ją Butrosyje (od Butros – Piotr). Dzieciństwo miała pogodne i spokojne. Ukochana matka jedynaczki zmarła jednak, gdy ta miała 7 lat. Dziewczynka została z ojcem do 11. roku życia.
Góry libańskie były w tym czasie miejscem walk. Nędza i głód zmusiły ojca małej Butrosyje do oddania córki na służbę do maronickiej rodziny zamieszkałej w Damaszku w Syrii. Przebywała tam w latach 1842–1846. W tym okresie ojciec Butrosyje zawarł nowy związek małżeński.
Butrosyje wróciła do Hamlaja, mając 14 lat. Była wysoka, odznaczała się bardzo miłą powierzchownością, łagodnością, wdziękiem oraz melodyjnym głosem. Cechowała ją wielka sympatia do ludzi, łatwość nawiązywania kontaktów. Nowa rodzina ojca była dla niej jednak w pewnym stopniu szokiem. Modliła się gorąco i marzyła, aby wyjechać do rodziny swej matki. Jej marzenie wkrótce się spełniło, gdy ksiądz z rodziny matki, o. Józef Gemayel, zabrał ją z rodzinnego domu do Bikfaya. W o. Józefie znalazła oparcie i opiekę. Zaczęła uczęszczać do zgromadzenia św. Michała w Bikfaya i do klasztoru Saidy Najat (Nazat) – Matki Bożej Pomocy, przy którym o. Gemayel założył wraz z jezuitami w roku 1853 nową żeńską wspólnotę maronicką Córek Maryi.
Wzorem dla zakonnic była męczennica-dziewica z czasów Dioklecjana – św. Dorota (284–305). Celem mniszek była praca duchowa, katecheza, nauka, kształcenie dziewcząt. Tu właśnie Rafka zdecydowała o wstąpieniu do zakonu, mimo że rodzina chciała ją wydać za mąż. O. Józef, jej spowiednik, przewodnik duchowy i nauczyciel, odkrył w niej czystość duszy, pociąg do samotności, niespotykaną religijność i chęć poświęcenia się życiu zakonnemu. Nazywał ją Lilią z Hamlaja.
Habit zakonny wdziała 19 marca 1860 roku. W roku 1860 wysłano ją do miasteczka Deir Kamar do pomocy jezuitom w rekolekcjach. Była wtedy świadkiem masakry chrześcijan w górach libańskich. Kroniki wspominają, że w czasie pogromu uratowała dziecko, które uciekając, znalazło schronienie w fałdach jej habitu. Mieszkańcy miasteczka zauważyli jej nieustanną chęć niesienia pomocy. Dziś w Deir El-Kamar, nazywanym inaczej Asima El-Umara (Stolica Książąt), miasteczku ukrytym wśród gór Szuf, w galerii figur woskowych w muzeum Marie Baz można zobaczyć oprócz figury Jana Pawła II figurę św. Rafki.
19 marca 1862 roku s. Butrosyje została wysłana z misją do klasztoru i szkoły jezuitów w Ghazir, gdzie powierzono jej opiekę i obsługę kuchni klasztornej. Pracowała ciężko i z poświęceniem. W wolnych chwilach pogłębiała naukę języka arabskiego, uczyła się księgowości. Na początku września 1863 roku przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w Maad. Oprócz pracy wychowawczej, nauczania katechezy pomagała chorym w całej okolicy. We wspomnieniach swych wychowanek pozostała jako osoba bardzo łagodna, przystępna, niepodnosząca głosu, starająca się pomóc każdemu potrzebującemu. W Maad spędziła 7 lat (1863–1871).
Wspólnoty zakonne przeżywały w tym okresie wielkie trudności materialne (wstrzymanie pomocy z Zachodu dla chrześcijan Wschodu), część duchowieństwa zginęła podczas wydarzeń 1860 roku, wielu jezuitów opuściło Liban. Wspólnotę służebnic Maryi w Bikfaya i wspólnotę Najświętszego Serca Jezusa w Zahle połączono w roku 1875 w jedną, pod wezwaniem Dwóch Najświętszych Serc. Mniszki mogły wstąpić do nowej wspólnoty o tym samym profilu działania. O tych wydarzeniach siostra Butrosyje dowiedziała się, będąc w Maad. Ukochanie samotności, modlitwy i kontemplacji spowodowało, że wstąpiła do libańskiego zgromadzenia maronickiego w klasztorze Mar Samaan (św. Szymona) w Karm, w pobliżu Aitou.
Do wspólnoty została przyjęta 6 lipca 1871 roku. 25 sierpnia 1872 roku przywdziała czarny habit i złożyła uroczyste śluby zakonne. Na pamiątkę swej ukochanej matki przyjęła jej imię – Rafka. W klasztorze św. Szymona spędziła 26 lat (1871–1897).
Przestrzegała sumiennie surowej reguły zakonu wywodzącej się z 1732 roku, z okresu Klemensa XII, a nawiązującej do życia eremitów wczesnochrześcijańskich: samotność, modlitwa indywidualna, ścisły post do południa przez cały rok, modlitwa wspólna, liturgia, Eucharystia, cicha modlitwa popołudniowa, czytanie świętych ksiąg, praca fizyczna na roli, obsługa klasztoru, hodowla jedwabników, praca w szwalni.
Cierpienie
Surowy klimat, bardzo ostre zimy, trudne warunki, niedożywienie powodowały ciężkie choroby wśród mniszek. Rafka uważała, że przez wielkie cierpienie zbliży się do Chrystusa, połączy swe cierpienie z Jego cierpieniem. Marzyła o noszeniu krzyża wspólnie z Jezusem. W pierwszą niedzielę października 1885 roku prosiła szczególnie gorąco i długo przed ołtarzem, aby Chrystus zesłał jej upragnione cierpienie. W tym właśnie momencie poczuła ogromny ból nad oczami rozsadzający czaszkę. W następstwie ociemniała. Rafka, ciesząca się dotychczas doskonałym zdrowiem, nagle ciężko zaniemogła. Gorąco dziękowała w modlitwie za ten dar cierpienia.
Przyjęła cierpienie jako radość i przez 4 lata (1885–1889) odmawiała jakiejkolwiek pomocy. Przełożona zdecydowała się jednak leczyć Rafkę. Zabrała ją do Trypolisu, skąd mniszka wróciła bez widocznej poprawy. Stwierdzono nieuleczalne zapalenie nerwu wzrokowego. Próbowano jeszcze leczenia w Bejrucie; w efekcie operacji usunięto chore, wystające z twarzy oko, nastąpił ciężki krwotok. Mniszka odmówiła znieczulenia w czasie zabiegu chirurgicznego. Szeptała jedynie w czasie operacji: ,,Ofiaruję swój ból Tobie, Chryste”. W klasztorze Sióstr Lazarytek spędziła okres po operacji. Wróciła do swego klasztoru już pozbawiona jednego oka, zaś po dwóch latach cierpień straciła wzrok zupełnie. Przebywała w całkowicie zaciemnionej celi, żarliwie modląc się, nigdy nie skarżąc się na nic, lecz dziękując Chrystusowi za cierpienie, którym ją hojnie obdarzył.
W okolicy Batroun w tym okresie nie było żeńskiego klasztoru. Patriarchat syriano-maronicki podjął decyzję o budowie nowego klasztoru w Jrabta (Żrabta). Prace rozpoczęto w marcu 1896 roku. 3 listopada 1897 roku za zgodą patriarchy maronickiego Juhanna El-Hajj przeniesiono Rafkę wraz z pięcioma mniszkami z klasztoru św. Szymona do nowego klasztoru św. Józefa w Jrabta. Nowy klasztor malowniczo wkomponowany w górski krajobraz dzięki wytrwałej i ciężkiej pracy mniszek stał się w krótkim czasie po prostu rajem na ziemi: uporządkowany, zadbany kwitnący.
S. Rafka, stopniowo tracąc zdrowie, modliła się żarliwie i gorąco. Będąc już zupełnie niesprawna, uczestniczyła w Eucharystii. Gdy nie mogła chodzić, czołgała się ze swej celi (dziś w powiększonej niszy znajduje się jej grobowiec) do kościoła klasztornego. Zupełnie niesprawna starała się pomagać innym – dobrą radą, modlitwą w różnych intencjach. Jej prawe oko było jedynie pustym oczodołem, a lewym dostrzegała tylko blask światła. Doszły jeszcze inne boleści i cierpienia, jak powtarzające się krwotoki z nosa, zniekształcenie stawów, otwarte złamania. W roku 1906 sprawne były jedynie ręce, słuch i melodyjny głos. Ten stan trwał do roku 1911. Cały organizm Rafki był chory, a ona coraz bardziej cierpiała, poświęcając to Ukrzyżowanemu. W dalszym ciągu odmawiała pomocy medycznej. Całą swą istotą pomagała nieść krzyż Chrystusowi.
Prosiła jednak Pana, aby przed śmiercią pozwolił jej choć raz ujrzeć współtowarzyszki i klasztor, w którym spędziła lata. Pan wysłuchał jej żarliwej prośby. Przez całą godzinę oglądała klasztor, siostry i otoczenie. Poczytano to za jeden z cudów, jakie miały się tu dokonać za jej wstawiennictwem. Na trzy dni przed śmiercią zaniemówiła, a w dniu śmierci dała znak, że pragnie pożegnać siostry i przyjąć Komunię św. Zmarła nad ranem 23 marca 1914 roku.
Następnego dnia po skromnej ceremonii pogrzebowej z udziałem licznych mieszkańców z całej okolicy jej doczesne szczątki spoczęły pod starymi dębami górskimi na ubogim cmentarzu przyklasztornym.
Po trzech dniach od śmierci grób pokornej i skromnej mniszki promieniał nocą zaczął promieniować dziwną jasnością. Zaczęły dziać się cuda. Chorzy doznawali niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień. Ziemia z grobu bogobojnej mniszki dała zdrowie wielu nieuleczalnie chorym. W roku 1925 przesłano do papieża prośbę o uznanie świętości libańskiej mniszki Rafki. 17 listopada 1985 roku Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. 2 czerwca 1999 roku Papież przedstawił światu chrześcijańskiemu Rafkę jako przykład i wzór dla wiernych w wielkim umiłowaniu Eucharystii. 10 czerwca 2001 roku podczas uroczystości w Watykanie skromna mniszka, wielka córka ziemi libańskiej została wyniesiona na ołtarze. Ponownie zabłysło mocne światło chrześcijaństwa na szczytach gór Libanu."
Barbara Anna Hajjar
"Częstym nabożeństwem Rafki była modlitwa do sześciu Ran Jezusa.
Powtarzała siostrom, aby nie zapominać o tej szóstej ranie, jaka
powstała od dźwigania krzyża. "
"Odtąd ziemia z grobu św. Rafki stała się źródłem łask, zwłaszcza uzdrowienia z chorób."
"Rafka została kanonizowana przez Jana Pawła II w roku 2001. Jej wstawiennictwo obejmuje szczególnie ludzi cierpiących.Do dziś siostry z klasztoru św. Józefa w Jrabta rozdają w małych
torebeczkach ziemię z miejsca, gdzie znajduje się jej grób. Przed
klasztorem stoi piękna, biała figura – postać św. Rafki, zakonnicy
dźwigającej na prawym ramieniu krzyż."
środa, 11 września 2013
Łk 6, 20-26
"Dlaczego, według słów Jezusa, lepiej jest być ubogim, głodnym,
płaczącym i znienawidzonym, niż bogatym, sytym, śmiejącym się i
chwalonym? Dlatego, że mając wiele na tym świecie, mimo woli rezygnujemy
z wieczności. Po prostu zapuszczamy korzenie tu, na tym świecie. A to
jest najgorsza rzecz, jaka może nam się przytrafić.
Nie o to więc chodzi w tej dzisiejszej Ewangelii, że im gorzej tym lepiej, ale o to, że trudności, przeciwności i niepowodzenia na tym świecie dużo częściej przyczyniają się do naszego otwarcia się na życie wieczne niż to, co łatwe i przyjemne. Innymi słowy: nie bójmy się trudności! One wychowują nas do życia w Niebie, a to jest celem życia na tym świecie. Kto uważa, że życie na tym świecie jest godnym człowieka celem, ten podobny jest do kogoś, kto przyszedł do filharmonii na koncert, ale go nie wysłuchał, bo zadowolił się samym strojeniem instrumentów przez orkiestrę i wyszedł zanim się wszystko zaczęło."
Źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,1651,wszystko-dopiero-sie-zacznie-lk-6-20-26.html
Nie o to więc chodzi w tej dzisiejszej Ewangelii, że im gorzej tym lepiej, ale o to, że trudności, przeciwności i niepowodzenia na tym świecie dużo częściej przyczyniają się do naszego otwarcia się na życie wieczne niż to, co łatwe i przyjemne. Innymi słowy: nie bójmy się trudności! One wychowują nas do życia w Niebie, a to jest celem życia na tym świecie. Kto uważa, że życie na tym świecie jest godnym człowieka celem, ten podobny jest do kogoś, kto przyszedł do filharmonii na koncert, ale go nie wysłuchał, bo zadowolił się samym strojeniem instrumentów przez orkiestrę i wyszedł zanim się wszystko zaczęło."
Źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,1651,wszystko-dopiero-sie-zacznie-lk-6-20-26.html
wtorek, 10 września 2013
Słuchaj Jezusa! (Z godziny czytań)
„Któż nam zagrozi, jeśli Bóg jest z nami,
Pełen dobroci dla swoich wyznawców,
Kiedy szukają Jego świętej woli
W całym swym życiu?
Któż nas zwycięży, jeśli Bóg jest z nami,
Mocna opoka i pewne schronienie,
Ten, który daje siłę i odwagę
Sercom człowieczym?
Któż nas zniewoli, jeśli Bóg jest z nami,
Jakie cierpienie przewyższy nadzieję?
Zło i ciemności, smutki i gorycze
Wkrótce przeminą.
Boże radości, łaski i pociechy,
Bądź uwielbiony w jedności Trzech Osób:
Chwała niech będzie Ojcu i Synowi
Z Duchem Najświętszym. Amen.”
„…nawet opornych wprowadzasz do swojego domu.
Pan przez wszystkie dni niech będzie błogosławiony,
Bóg, który nas dźwiga co dzień, Zbawienie nasze!
Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala,
Pan ratuje nas od śmierci.”
„On sam swojemu ludowi daje potęgę i siłę.
Niech będzie Bóg błogosławiony!”
„przestępcą jest ten, kto ubóstwia swą siłę".
„Na moich czatach stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co On powie do mnie, jaką odpowiedź da na moją skargę".
"Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego."
„Wzywa grzeszników do wejścia w swe serce, karci nieład serca, bo tam właśnie mieszka i tam przemawia. W ten sposób wypełnia zapowiedź daną przez proroka: "Przemawiajcie do serca Jeruzalem".”
„Pan bowiem mówi w Ewangelii: "Owce moje słuchają głosu mego". Natomiast Dawid w psalmie: "Ludu Jego (Jego, czyli niewątpliwie Pana) i owce Jego pastwiska; jeśli dzisiaj usłyszycie głos Jego, nie zatwardzajcie serc waszych".”
„Posłuchaj wreszcie proroka Habakuka: nie przemilcza napomnienia Pana, ale rozmyśla nad nim uważnie i z gorliwością. Powiada bowiem: "Na straży stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co powie do mnie, i co ja odpowiem na Jego napomnienie". Także i my, bracia, czuwajmy nad sobą, ponieważ czas obecny jest czasem zmagań.
W sercu, gdzie mieszka Chrystus, niech w mądrości i roztropności rozstrzyga się nasze postępowanie; tak jednak, abyśmy nie pokładali ufności w sobie samych ani nie powierzali się niedoskonałej straży.” "
Pełen dobroci dla swoich wyznawców,
Kiedy szukają Jego świętej woli
W całym swym życiu?
Któż nas zwycięży, jeśli Bóg jest z nami,
Mocna opoka i pewne schronienie,
Ten, który daje siłę i odwagę
Sercom człowieczym?
Któż nas zniewoli, jeśli Bóg jest z nami,
Jakie cierpienie przewyższy nadzieję?
Zło i ciemności, smutki i gorycze
Wkrótce przeminą.
Boże radości, łaski i pociechy,
Bądź uwielbiony w jedności Trzech Osób:
Chwała niech będzie Ojcu i Synowi
Z Duchem Najświętszym. Amen.”
„…nawet opornych wprowadzasz do swojego domu.
Pan przez wszystkie dni niech będzie błogosławiony,
Bóg, który nas dźwiga co dzień, Zbawienie nasze!
Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala,
Pan ratuje nas od śmierci.”
„On sam swojemu ludowi daje potęgę i siłę.
Niech będzie Bóg błogosławiony!”
„przestępcą jest ten, kto ubóstwia swą siłę".
„Na moich czatach stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co On powie do mnie, jaką odpowiedź da na moją skargę".
"Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego."
„Wzywa grzeszników do wejścia w swe serce, karci nieład serca, bo tam właśnie mieszka i tam przemawia. W ten sposób wypełnia zapowiedź daną przez proroka: "Przemawiajcie do serca Jeruzalem".”
„Pan bowiem mówi w Ewangelii: "Owce moje słuchają głosu mego". Natomiast Dawid w psalmie: "Ludu Jego (Jego, czyli niewątpliwie Pana) i owce Jego pastwiska; jeśli dzisiaj usłyszycie głos Jego, nie zatwardzajcie serc waszych".”
„Posłuchaj wreszcie proroka Habakuka: nie przemilcza napomnienia Pana, ale rozmyśla nad nim uważnie i z gorliwością. Powiada bowiem: "Na straży stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co powie do mnie, i co ja odpowiem na Jego napomnienie". Także i my, bracia, czuwajmy nad sobą, ponieważ czas obecny jest czasem zmagań.
W sercu, gdzie mieszka Chrystus, niech w mądrości i roztropności rozstrzyga się nasze postępowanie; tak jednak, abyśmy nie pokładali ufności w sobie samych ani nie powierzali się niedoskonałej straży.” "
Subskrybuj:
Posty (Atom)