niedziela, 26 stycznia 2014

"...uzdrowienie bowiem ciała jest „znakiem” tego głębszego, jakiego pragnie dokonać w duszach"

"Tylko jedno: wezwanie do nawrócenia! Otwarcie przed człowiekiem szansy uczynienia możliwym tego, co wydaje się być niemożliwe, a mianowicie że może uczestniczyć w życiu doskonalszym niż to, które jest, że może sięgnąć po udział w życiu samego Boga.

Jakie są podstawowe elementy nawrócenia? Pierwszy z nich to troska o dojrzałość człowieka. Ten się nawraca, kto szuka ubogacenia swego umysłu, serca i uczuć. Nawracanie jest zawsze znakiem dojrzałości człowieka, zdolności do zmobilizowania wszystkich sił, by sięgnąć po wartość wyższą. Komu nie zależy na pogłębianiu wiadomości o świecie, o Bogu, o ludziach, o sobie, komu nie zależy na duchowym rozwoju, ten nie odpowie na wezwanie Jezusa.

Drugim elementem jest postawa otwarta na przyjęcie wartości religijnych. Zależy ona od człowieka i Jezus w Ewangelii wielokrotnie się o nią upomina. Chodzi tu o odpowiednie nastawienie. Na przykład zupełnie z innym nastawieniem wędrujemy do teatru, by oglądać komedię, a z innym na pogrzeb. Jeśli ktoś przyjdzie do teatru z wewnętrznym nastawieniem takim jak na pogrzeb, nie potrafi odebrać tych wartości, które można dostrzec w dobrej komedii.

Trzecim ważnym elementem jest widzialny znak, którym Bóg się posługuje dla przekazania swojej łaski. Może to być tekst Pisma Świętego odczytany jako Słowo Boga adresowane wyłącznie do mnie. Tak między innymi przeżył nawrócenie św. Augustyn czytając jedno zdanie z Listu św. Pawła do Rzymian. Może to być głębsze przeżycie zjawisk przyrody, majestatu gór lub zachodu słońca, ostatnie słowo umierającego przyjaciela lub piękna melodia. Pewne z tych znaków zostały wykorzystane w życiu religijnym. Do nich należy przede wszystkim chrzest, czyli zanurzenie człowieka w wodzie. Wynurza się już jako oczyszczony, jako nawrócony.

Zbawienie człowieka jest zawarte w jego nawróceniu. Człowiek przez nie staje się w pełni sobą, odnajduje siebie wobec Boga, bliźnich, świata i sam zostaje wypełniony prawdziwym pokojem."

niedziela, 19 stycznia 2014

O jedności

"Wielu z nas ucieszyło się sytuacją w życiu, kiedy poczuł jedność z drugą osobą lub nawet całą grupą osób. Taka jedność świadczy o przyjęciu razem pewnej wizji widzenia, działania, ale też ucieszenia się bycia razem. W ten sposób, wspólnym siłami, jesteśmy w stanie zrobić więcej, ubogacając siebie i innych swoim powołaniem…

Jezus w spotkaniu z innymi ludźmi dzielił się z nimi swoim Duchem. Ten Duch ubogacał innych tak mocno, że odchodzili od Niego przemienieni i uleczeni nie tylko fizycznie, ale w konsekwencji także duchowo. W ten sposób ich życie nabierało większego sensu. Nie tylko we własnych oczach, ale też i innych ludzi wzrastali oni w wierze, nadziei i miłości…"

Ks. Edward Staniek

"Paweł przybył do Koryntu po druzgocącej porażce, jaką poniósł na areopagu w Atenach. Sądził, że ewangeliczna mądrość zostanie przyjęta przez mędrców tego świata. Tymczasem jego przemówienie zakończone wyznaniem wiary w Zmartwychwstałego Jezusa skwitowano uśmiechem politowania.

Nie wiodło się Pawłowi ani w środowiskach żydowskich, ani wśród inteligencji ateńskiej. Opuszczając areopag wiedział, że mądrość krzyża nigdy nie zostanie zaakceptowana przez wielbicieli potęgi ludzkiego umysłu. Odtąd postanowił zrezygnować z przepowiadania Ewangelii w kategoriach wypracowanych przez filozofów. Głosił będzie Chrystusa, i to Ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów i głupstwem dla pogan.

W Koryncie po trudnej przeprawie z Żydami zwrócił się wyłącznie do pogan i tu, wsparty łaską, przez osiemnaście miesięcy głosił Dobrą Nowinę. Budował Kościół, trzeci na europejskiej ziemi po Filippi i Tesalonikach. Spośród wszystkich założonych przez Pawła Kościołów, Koryncki znamy najlepiej. Apostoł Narodów napisał bowiem wkrótce po jego opuszczeniu, dwa długie listy do chrześcijan Koryntu. Oba są poświęcone wyjaśnieniu ewangelicznie rozumianej miłości, zarówno w aspekcie życia jednostki, jak i społeczeństwa. Ponieważ pisze w nich o konkretnych sprawach, jakimi żyła wspólnota w Koryncie, pośrednio dostarcza cennych wiadomości na temat nowo powstałego Kościoła.

Dzieje Kościoła Korynckiego znamy jednak nie tylko z listów Pawła. Pod koniec I wieku w Korynckim Kościele doszło do przewrotu. Część wiernych niezadowolona z podeszłych w latach swoich duszpasterzy, odsunęła ich od władzy i w ich miejsce wybrała młodych, bardziej operatywnych przełożonych.

Kościół w Koryncie podzielił się na dwie części, a wiedząc, że taki stan rzeczy nie odpowiada duchowi Ewangelii, zwrócił się do Kościoła w Rzymie z prośbą o pomoc w rozstrzygnięciu lokalnego konfliktu.

Trzecim następcą św. Piotra i św. Pawła w Rzymie był wówczas św. Klemens. Ten, czując się odpowiedzialnym za losy Ewangelii w świecie i rozwój Kościoła w Koryncie, napisał do niego list. Jest on wzorowany na listach Apostoła Narodów, a zmierza do jasnego ustawienia całej sprawy. Papież Klemens zda się w pewnej mierze rozumieć tych, którzy dokonali zmiany, ale przypomina im prawdę, o której zapomnieli.

Kościół nie jest instytucją ludzką. Człowiek nie powołał jej do istnienia i dlatego nie może decydować o tym, czego nie ustanowił. Rozumowanie Klemensa jest bardzo proste. Bóg Ojciec zesłał na świat Syna, Syn powołał Apostołów, Apostołowie wybrali i mianowali swoich następców. Wszyscy oni uczestniczą więc w posłannictwie Syna Bożego.

Wierni Kościoła w Koryncie chcieli mieć młodych i energicznych duszpasterzy. Odsuwając starych, odsunęli i tę rękę Boga działającego wśród nich. Wybrali sobie innych. I tu Klemens stawia pytanie zasadnicze: Czy ci nowo wybrani są narzędziem Boga? Czy są przedłużeniem Jego zbawczej ręki? Niestety, nie reprezentują oni Boga lecz tych, którzy ich wybrali. Są bardzo sprawnymi rękami, ale tylko ludzkimi, nie uczestniczą bowiem we władzy płynącej z Boga.

Logika wywodów Klemensa była tak ścisła, że wierni Koryntu najprawdopodobniej pojednali się z odsuniętymi duszpasterzami, o czym świadczy fakt, że blisko sto lat później list Klemensa był nie tylko przechowywany w Koryncie, ale i z czcią odczytywany w czasie zgromadzeń liturgicznych.

Całe to wydarzenie pomaga nam odkryć jeden z podstawowych wymiarów Kościoła Chrystusowego, a mianowicie jego apostolskość. Kościół Chrystusa jest tam gdzie sięga ręka Chrystusa przedłużona w sukcesji apostolskiej. Święcenia kapłańskie są udzielane przez włożenie rąk na głowę kandydata. Ten łańcuch rąk jest nieprzerwany od czasów apostolskich."

ks. Edward Staniek

"Wielu współczesnych ludzi usiłuje twierdzić, że wiara to prywatna sprawa, to rzeczywistość, którą można zamknąć na dnie swego serca i nie należy jej na zewnątrz ujawniać. Najczęściej pogląd ten zawarty jest w stwierdzeniu: „Należę do ludzi wierzących, lecz nie praktykujących”. Zwolennicy tego sposobu myślenia nie zdają sobie sprawy z tego, że pośrednio przyznają się do braku chrześcijańskiej wiary.

Ktokolwiek bowiem wchodzi przez akt wiary w kontakt z Chrystusem, jego serce wypełnia nie tylko prawdziwe szczęście, lecz i wielkie pragnienie podzielenia się nim z innymi. Wykładnikiem autentycznej wiary jest pragnienie apostolstwa, troska, by innym ukazać drogę do prawdziwego szczęścia. Jeśli więc ktoś twierdzi, że wiara to jego prywatna sprawa, dowodzi jednoznacznie, że jej nie posiada. Ona bowiem nigdy nie mieści się w sercu człowieka, lecz przelewa się na innych. To należy do jej natury. Nadmiar szczęścia zawartego w akcie wiary zmusza człowieka wierzącego do dzielenia się nim z innymi.

Doświadczył tego św. Augustyn, gdy po swoim nawróceniu pragnął podzielić się swoją radością i pokojem z innymi. „O, gdyby oni dostrzegli to wewnętrzne światło wieczne! Ponieważ sam je nieco poznałem, dręczyło mnie, że nie miałem sposobu, aby je ukazać innym (...) Nie wiedziałem, w jaki sposób można wspomóc te głuche trupy, do których liczby sam przedtem należałem” (Wyznania IX, 4).

Najprostszą formą publicznego wyznania wiary jest udział w niedzielnej Eucharystii. Już samo wędrowanie do kościoła jest wyznaniem naszej wiary, nie mówiąc o obecności przy ołtarzu, wspólnej modlitwie, śpiewie, czy przyjmowaniu Komunii świętej.

Ta niedzielna praktyka religijna kształtuje z kolei wyznanie wiary w życiu codziennym. Tam, gdzie nie dociera religijna książka, kapłan, dociera wierzący chrześcijanin i rozlewa szczęście swego serca na otoczenie. Staje się wówczas, jak Jan, drogowskazem ukazującym nie łatwą ale jedynie pewną i piękną drogę do prawdziwego szczęścia.

Kto twierdzi, że wiara to jego prywatna sprawa, winien głębiej przemyśleć Chrystusowe słowa: „Wy jesteście światłością świata”. Wynika z nich, że otrzymaliśmy wiarę nie po to, by oświecała jedynie nasze serca, ale świat! To oświecanie świata dokonuje się często przez publiczne wyznanie wiary."

środa, 15 stycznia 2014

Modlitwa

"Jezus za każdym razem, gdy podejmował decyzję, zwracał się do swojego Ojca. Przez modlitwę w ciszy, "konsultował" z Nim to, co było dla Niego najważniejsze. I mimo, że czasami nie była to droga łatwa, musiał się na nią godzić, gdyż wola Ojca była dla Niego najważniejsza. Wszelkie plany, które realizował Jezus w swoim ziemskim życiu zawsze było podejmowane na modlitwie. Ona dawała pewność, że to co robi i jak działa ma sens… "

Mądrość ze słuchania

"Czytałem…. „Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: «Samuelu, Samuelu!» Samuel odpowiedział: «Mów, bo sługa Twój słucha»”. A potem „Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię”.

I pomyślałem, że jeśli człowiek słucha Boga, to staje się mądry. Bo przestaje kalkulować jedynie po ludzku, a staje się po Bożemu przenikliwy i dalekowzroczny.

Ale potem zaciekawiła mnie ta przerwa w czytaniu. Co zawiera owych 8 opuszczonych wierszy? I czytam o strasznym proroctwie, jakie Samuel usłyszał od Boga na temat rodu swego opiekuna Helego. I przejmującą odpowiedź tego ostatniego na usłyszaną wieść: „On jest Panem! Niech czyni, co uznaje za dobre”.

Wczoraj widziałem Annę, która wyprosiła sobie u Boga syna. Dziś widzę Samuela, który słucha Boga, a przez to staje się mądry. Ale widzę i Helego, który wobec nieodwołalnego Bożego wyroku przyjmuje postawę rezygnacji z walki i zaufania Bogu. Rożne postawy. Ale chyba każda, w różnych sytuacjach, warta naśladowania.

Modlitwa

W głowie kołaczą mi słowa psalmu. Nie myślę jednak o liczeniu dni, ale o słuchaniu Cię. Dlatego proszę: naucz mnie otwierać uszy na Twoje słowo, bym zdobył mądrość serca. Bo wiem, że ilekroć próbuję na modlitwie spojrzeć na sprawy Twoimi oczyma, wszystko staje się prostsze i łatwiejsze. Więc naucz mnie słuchać. Bez gotowych wymówek, bez utartych schematów w tyle głowy. Niech Twoje słowo mnie kształtuje…"
 

wtorek, 14 stycznia 2014

1 Sm 1,9-20

Gdy w Szilo skończono ucztę po ofierze, Anna wstała. A kapłan Heli siedział na krześle przed bramą przybytku Pańskiego. Ona zaś smutna na duszy zanosiła do Pana modlitwy i płakała nieutulona. Uczyniła również obietnicę, mówiąc: Panie Zastępów! Jeżeli łaskawie wejrzysz na poniżenie służebnicy twojej i wspomnisz na mnie, i nie zapomnisz służebnicy twojej, i dasz mi potomka płci męskiej, wtedy oddam go Panu po wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy. Gdy tak żarliwie się modliła przed obliczem Pana, Heli przyglądał się jej ustom. Anna zaś mówiła tylko w głębi swego serca, poruszała wargami, lecz głosu nie było słychać. Heli sądził, że była pijana. Heli odezwał się do niej: Dokąd będziesz pijana? Wytrzeźwiej od wina! Anna odrzekła: Nie, panie mój. Jestem nieszczęśliwą kobietą, a nie upiłam się winem ani sycerą. Wylałam tylko duszę moją przed Panem. Nie uważaj swej służebnicy za córkę Beliala, gdyż z nadmiaru zmartwienia i boleści duszy mówiłam cały czas. Heli odpowiedział: Idź w pokoju, a Bóg Izraela niech spełni prośbę, jaką do Niego zaniosłaś. Odpowiedziała: Obyś darzył życzliwością twoją służebnicę! I poszła sobie ta kobieta: jadła i nie miała już twarzy tak [smutnej] jak przedtem. Wstali o zaraniu i oddawszy pokłon Panu, wrócili i udali się do domu swego w Rama. Elkana zbliżył się do swojej żony, Anny, a Pan wspomniał na nią. Anna poczęła i po upływie dni urodziła syna i nazwała go imieniem Samuel, ponieważ [powiedziała]: Uprosiłam go u Pana.

"Anna, żona Elkany, głęboko strapiona swą bezdzietnością, modliła się gorąco do Pana w świątyni. I jeszcze zanim mogła przekonać się, że jej błaganie zostało wysłuchane, doznała pociechy – „nie miała już twarzy tak smutnej jak przedtem”. Szukała bliskości Boga w swoim smutku i znalazła w Nim oparcie. W tym świętym czasie spotkania z Panem nie wzbraniajmy się przerzucić na Niego swe troski, tak jak uczyniła to przyszła matka proroka Samuela."

"Niech nas ogarnie Twoja łaska, Panie, według nadziei pokładanej w Tobie."

"Wszechmogący Boże, przyjmij łaskawie naszą poranną modlitwę, uzdrów głębię naszego serca i napełnij ją światłem swojej łaski, aby nas nie opanowały złe pragnienia. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen. "

sobota, 11 stycznia 2014

Uzdrowienie trędowatego - Łk 5,12-16

„Nakarmienie mnóstwa głodnych, cuda, uzdrowienia – wieść o czynach Jezusa niosła się szeroko. Zewsząd ściągały tłumy, „by Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych niedomagań”, lecz On „usuwał się na miejsca pustynne i modlił się”. Przebywając sam na sam z Ojcem przygotowywał się do ofiarowania nam najcenniejszego daru – życia wiecznego. Wielkie rzeczy dojrzewają w ciszy i odosobnieniu. Także my szukajmy w ciszy bliskości Boga, abyśmy nie zagubili się w codziennym zgiełku świata.”

„Spotkanie dwóch pragnień.
Najgorsze w życiu człowieka, szczególnie cierpiącego, jest poddać się zniechęceniu! Ten trędowaty wychodzi poza cierpienie, chce czegoś więcej. Ma pragnienia i wierzy Jezusowi: „Jeśli chcesz, możesz”. To chyba najkrótsza definicja wiary i zawierzenia! Jezus odpowiada natychmiast: „Chcę!”. Za każdym razem, kiedy pragnienia człowieka i Boga spotykają się – staje się coś niesłychanie pięknego!
Jezu, oddaję Ci to, co dziś jest moim trądem: słabości, grzech, cierpienia fizyczne, moralne i duchowe. Pragnę przemiany i wiem, że Ty także jej pragniesz. Chcę tego, czego Ty chcesz dla mnie.”

„Gdy ujrzał Jezusa, upadł na twarz i prosił Go: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę i dotknął go, mówiąc: „Chcę, bądź oczyszczony”.
Musiał mieć nadzieję. Może tylko taką, jak ma się na krawędzi rozpaczy. Może przyszedł jak ten tonący, co już brzytwy się chwyta. Może Jezus był jego ostatnią szansą…
Jeśli chcesz – powiedział. To znaczy: możesz nie chcieć. To znaczy: nie wiem, jaki jest Twój stosunek do mnie. Nie wiem, czy zechcesz na mnie spojrzeć. Czy zechcesz się zatrzymać. Czy jestem godny Twojego czasu, spojrzenia, dotknięcia, słowa…
Chcę – usłyszał. Dla mnie jesteś ważny.
Trąd ustąpił. Dokonał się cud. Ale może największy dokonał się w sercu człowieka, który usłyszał: Chcę. Zależy mi na tobie.”