niedziela, 8 września 2013

Ks. Edward Staniek po raz pierwszy (Łk 14,25-33)

"W sierpniu 386 roku, niedaleko Mediolanu, przebywał Augustyn z Tagasty. Przybył do ówczesnej siedziby cesarza, by pracować jako profesor. Od lat szukał najwyższych wartości w życiu i, mimo że zbliżał się do trzydziestki, nic z tego, co udało się mu znaleźć, nie zaspokoiło jego tęsknoty za szczęściem.

W Mediolanie spotkał św. Ambrożego, biskupa wielkiego formatu, który mógł profesorowi tej klasy co Augustyn zaimponować. Słuchając jego kazań sięgnął do lektury Pisma Świętego. Stopniowo oczy jego otwierały się na wielkie wartości ukazane w Objawieniu a przekazywane w Kościele. Spotykał coraz więcej ludzi żyjących Ewangelią, ale ile razy zatrzymywał się, by obliczyć, czy jego stać na wędrowanie wskazaną przez Chrystusa drogą, dochodził do wniosku, że nie potrafi.

Nie chciał iść na żadne kompromisy. Nie zamierzał upodobniać się do owego budowniczego wspomnianego przez Jezusa, który rozpoczął budowę wieży a nie skończył. Nie mógł się więc zdecydować na chrzest wiedząc, że jeśli życie nie będzie harmonizowało z przyrzeczeniem chrzcielnym, ludzie słusznie zadrwią z niego: „zaczął budować a nie skończył”.

Nie chciał też upodobnić się do owego króla, który miał stoczyć bitwę z silniejszym przeciwnikiem. Augustyn czuł się słaby. Jego ciało było mocniejsze od jego woli. Wolał bitwy nie rozpoczynać, pozostawało mu zatem prosić o warunki pokoju, zgadzając się na dalszą niewolę i nieszczęście.

Pewnego sierpniowego dnia ból bezsilnej rozpaczy powalił go na ziemię. Płakał. Nie wiedział, jak z tego zaklętego kręgu się wydobyć. Chciał sięgnąć po wielkie wartości, a nie miał siły, był za słaby.

Nagle łaska zalała jego serce. Zrozumiał głęboki sens wezwania Jezusa. Pojął, że drogą Ewangelii trzeba kroczyć dźwigając własny krzyż, ale nie polegając na własnych siłach, lecz na mocy Bożej. Augustyn zrozumiał, że ewangelicznej drogi nikt o własnych siłach przebyć nie potrafi, że ona jest zaplanowana jako droga ścisłej współpracy człowieka z Bogiem. Szczyt doskonałości, który do tego momentu wydawał się mu nie do zdobycia, nagle stał się osiągalny. Wystarczy zrezygnować z obliczeń na miarę własnych sił i sięgnąć po pomoc Bożej łaski. Przeżycie było tak głębokie, że Augustyn pod jego wpływem zdecydowanie wkroczył na ewangeliczną drogę i wędrował nią ponad czterdzieści lat, do końca życia.  

Warto razem z nim zastanowić się nad naszym podejściem do ewangelicznej drogi. Czy nie sprowadzamy jej do naszych możliwości? Czy odkryliśmy, że każdy krok na tej drodze przerasta nasze siły i jest możliwy jedynie przy ścisłej współpracy z łaską?"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz